Hagrid, któremu Dumbledore polecił bardzo ważne zadanie...
Całkiem możliwa wersja tego zdarzenia.
- Tak, panie psorze? - zapytał Rubeus Hagrid, łapiąc się w biegu za żebro i dysząc ciężko. - Psor mnie wzywał?
- Tak, Hagridzie - powiedział Albus Dumbledore. - Usiądź.
Półolbrzym usiadł na krzesełku, które jęknęło, z wysiłkiem trzymając się na swoich drewnianych nogach.
- A więc.. - zaczął staruszek, stykając knykcie i patrząc na towarzysza znad okularów - połówek. - Tej nocy zdarzyło się wiele rzeczy, o których pewnie wiesz z niektórych plotek. Plotki, a może i prawdziwe informacje głoszą, że tak zwany Lord Voldemort...
Hagrid syknął na dźwięk tego imienia. Dumbledore popatrzył na niego srogo.
- Nie bój się Hagridzie. To tylko zwykłe imię - powiedział, po czym ciągnął dalej. - ... że tak zwany Lord Voldemort zginął. Zginął, zniknął, zrezygnował.. są różne wersje. Jednak przed śmiercią zabił pewną dobrze znaną ci rodzinę. Lily i Jamesa Potterów.
Hagrid popatrzył na niego. W głowie gotowało się od myśli.
- A-ale... psorze... przecież... n-nie onnni... p-przecież byli chronieni mocnym za-aklęciem... Fibulestra czy jakoś t-tak..
Dyrektor jednak kiwnął tylko głową. Rubeus wyciągnął z kieszeni kilka białych myszy i gwizdek. Pogrzebał w kieszeni, teraz nic nie kładąc na biurko i znalazł fioletową chusteczkę, wielkości złożonego obrusu z żółtymi kropkami. Hałaśliwie wydmuchał w nią nos. Kiedy skończył, ze łzami w oczach popatrzył się z powrotem na starszego pana.
- Ale ich syn, Harry, przeżył. Zaklęcie niewybaczalne, powodujące natychmiastową śmierć odbiło się od niego i trafiło w tego, kto je rzucił. Dom się rozwalił, a mogę się założyć, że nikt go jeszcze nie usunął. Lecz kto się przejmuje małym Harrym! Wszyscy świętują, że przeżył, ale nikt go nie wydostaje z gruzów. Jesteś silny, mam nadzieje, że go wydostaniesz i przyniesiesz pod...
Przerwał i spojrzał na kartkę.
.. Privet Drive 4. Tylko.. poczekaj! Zatrzymaj go u siebie, zaopiekuj się starannie i go przywieź następnej nocy pod ten adres. - Dumbledore dał mu kartkę. - Widok półolbrzyma wzbudziłby wielkie zainteresowanie wśród mugoli, mogliby cię nawet uznać za porywacza, jakby zobaczyli Harry'ego na twoich ramionach. Trochę ci zajmie dojście do Doliny Godryka, wrócenie i pójście na dzielnicę mugolska. Poza tym Minerwa chyba będzie obserwować dom, bo widziałem jak czarny kot siedział sobie na murku przy tym adresie. - tutaj uśmiechnął się szeroko. - Powodzenia.
Hagrid uśmiechnął się blado i wyszedł. W głowie kłębiło mu się od myśli:
Lily i James umarli? Nie żyją? Jak to możliwe, że ich syn przeżył? Ja muszę go odebrać? Zaopiekować się nim? - myślał.
Po chwili wziął się w garść. Musi od razu wyruszyć, bo przecież Dolina Godryka jest wiele mil od Hogwartu! Zbiegł po kręconych schodach, przebiegł cały zamek aż do Sali Wejściowej, po czym wybiegł na Błonia. Potruchtał po kurtkę, pogłaskał Kła i opuścił teren Hogwartu.
***
Chwilę później był już w Dolinie Godryka. Bardzo szybko tam dotarł, nawet zaczął się zastanawiać, jak to zrobił, ale cichy głosik w głowie cały czas mu w tym przeszkadzał. Podszedł do zawalonego domu. Ciała tak dobrze mu znanych ludzi leżały pod kamieniami. Półolbrzym odgarnął gruzy, wziął ciała i położył je na gruzach. Mały tobołek, którego wcześniej Hagrid nie zauważył, drgnął. Po chwili wydobył się z niego płacz. Rubeus wziął go i zaczął tulić. Tobołek się uspokoił i Hagrid odgarnął materiał.
Leżało tam dziecko. Miało małe, kruczoczarne włosy i duże, zielone oczy, które wpatrywały się z ciekawością w przybysza.
- Cześć mały - powiedział, patrząc w jego zielone oczy.
Hagrid już był w centrum wioski, kiedy zatrzymał go jakiś staruszek.
- Czy to Harry Potter? Mogę go wziąć? - zapytał z przejęciem. - Zaopiekuje się nim...
- Nie. - przerwał mu. - Albus Dumbledore ma już dla niego rodzinę.
- Dumbledore? - powiedział cicho staruszek. - To nie wchodzę w drogę.
Hagrid spotykał wiele takich samych ludzi, ale każdemu odmawiał. Dumbledore mu ufa i postanowił, że go nie zawiedzie.
Lecz kiedy wyszedł z wioski, wpadł na niego młodzieniec, na oko dwudziestolatek, z długimi czarnymi włosami.
- Cz-czy to p-prawda, Hagridzie? - wyjąkał, patrząc w jego czarne jak żuki oczy.
- Ta-ak - powiedział Hagrid przyglądając mu się.
- Mogę go zawieść! Zaopiekuje się nim! - powiedział Syriusz Black, wystawiając ręce.
- Nie, Syriuszu, nie. Dumbledore wie co z nim robić.
- Ooch... - Syriuszowi najwyraźniej zrobiło się przykro. - Weź mój motocykl, dobrze? Chociaż tyle mogę zrobić, a mnie nie będzie już potrzebny...
Pokazał jak się go obsługuje, po czym ze smutkiem w oczach oddalił się. Być może poszedł ostatni raz pożegnać się ze swoim najlepszym przyjacielem i jego żoną.
Rubeus nadal tam stał. Wszedł niepewnie na motor i położył Harry'ego. Silnik warknął.
Lecieli razem wzdłuż mugolskich ulic. Kiedy byli nad Dziurawym Kotłem, mrok ogarnął dalszą drogę. Kierowca bał się zapalić szmaragdowe światło, ponieważ nie był pewny, czy na drodze stoi jakiś mugol. W końcu jednak to zrobił, a kiedy był prawie na miejscu, w zielonym świetle zobaczył dwoje ludzi. Obaj byli zajęci rozmową, koło znaku Privet Drive. Hagrid wylądował i zgasił oślepiające niebieskie światło.
- Dziękuję ci, Hagridzie - szepnął Dumbledore.
Hagrid wydmuchał hałaśliwie nos, a Dumbledoore zostawił niemowlę pod drzwiami.
- Powodzenia, Harry.
Po czym cała trójka się oddaliła, aby świętować zwycięstwo nad Czarną Stroną.
Aniu naprawdę fajnie Ci to wyszło Ja troszeczkę inaczej wyobrażałam sobie tę sytuację, ale to wiadomo: każdy ma swoje wizje. Widać, że pracujesz nad opisami, nad unikaniem powtórzeń. Robisz ogromne postępy i to widać pisz, pisz i pisz jeszcze więcej bo naprawdę masz do tego dryg