Przygody nowego pokolenia czarodziejów.
Z dedykacją dla Julii
***Albus***
Nie wszystkie wyobrażenia wpływają na nasze życie tak, jakbyśmy tego chcieli. Wybory ciągną za sobą konsekwencje. Konsekwencje, które mogą nas drogo kosztować.
Uczę się w Hogwarcie od pięciu lat. Trafiłem do Gryffindoru, złośliwe uwagi Jamesa spełzły na niczym. Zyskałem tu wielu przyjaciół: Rose, Lily i Hugo. Ale mam ich również w innych domach. Chociażby Petera Lupina. Jego nazwisko wiele znaczy dla mojej rodziny. Wszyscy myśleli, że Lupiowie nie mają syna w tym wieku. Okazało się, że Remus miał młodego kuzyna, ojca Petera. Czasem życie toczy się w takim tempie, że nie zauważamy drobnych szczegółów, które przesądzają o naszym losie.
1 września. Dzieci żegnają się z rodzicami na peronie 9 i 3/4. Ostatnie uściski, całusy i łzy. Przytulam mamę i macham tacie na pożegnanie.
Już kiedy mam wejść do pociągu, drogę zastępuje mi Scorpius Malfoy. Od samego początku zażarcie rywalizujemy o puchar Quiddtcha.
- No proszę, proszę. Kogo ja widzę? - zaczyna z szyderczym uśmiechem.
- Nie mów, że tęskniłeś. Nikt ci nie uwierzy - odpowiadam i również się uśmiecham. Scorpius nie jest aż taki wredny, jak mówił ojciec Rose i Hugona. Między nami nigdy nie doszło do poważniejszego konfliktu.
- W tym roku cię pokonam, zobaczysz. Ten puchar będzie mój.
- Skoro tak uważasz... - patrzę na niego z litością. - Nie będę cię wyprowadzać z błędu.
- Jeszcze zobaczymy - mówi i robi mi przejście. - Obyś się nie przeliczył - rzuca przez ramię, kiedy wchodzę do pociągu.
Rose już zajęła jeden z przedziałów, więc bez wahania do niego wchodzę. Moja nieznośna sowa bez przerwy przewraca się w klatce, doprowadzając wszystkich do szału. Od kilku lat jeździmy do Hogwartu w tym samym składzie: ja, Lily, Rose, Hugo, Peter (na którego mówimy Wilk, bo jest wilkołakiem) i Ed, syn Georga Weasleya i Katie Bell. bylibyśmy idealną paczką, gdyby nie to, że Peter jest w Ravenclawie. To trochę komplikuje sprawę.
Ed patrzy na sowę znacząco.
- Lepiej ucisz to ptaszysko, albo zapozna się z moim przyjacielem.
Chłopak kładzie na kolanach klatkę ze średniej wielkości akromantulą. Lily i Rose zaczynają piszczeć, a Wilk wybucha śmiechem.
Pociąg rusza, a ja nareszcie mogę odetchnąć. Lubię przebywać z rodzicami w domu, ale to w Hogwarcie czuję się naprawdę sobą. Patrzę na korytarz, łączący przedziały. Jest pusty, nie licząc dwóch roześmianych Krukonek. Jedną z nich jest Jane, córka Billa i Fleur. Spotkaliśmy się może dwa razy. Drugą jest dziewczyna, którą pierwszy raz widzę na oczy. Ma długie, czarne włosy, spięte ciasno w kucyk. Spogląda na mnie oczami koloru pochmurnego nieba i znika w przedziale obok. Chwilę później dostaję w głowę opakowaniem po czekoladowej żabie.
- Ej, marzycielu - rzuca Wilk znad pudełka pełnego fasolek wszystkich smaków. - Słyszałeś, co mówiłem?
- Oczywiście, że nie - odpowiada za mnie Ed. - Nikt cię nigdy nie słucha.
- Ja przynajmniej nie jestem rudy - odgryza się Wilk.
- Masz coś do rudych? - pyta Lily, marszcząc brwi na co ja zaczynam się śmiać.
- Ale wpadłeś - mówię, krztusząc się śmiechem. Lily odwraca głowę, obrażona, a Wilk zaczyna ją przepraszać
- To przede mną powinieneś klęczeć - skarży się Ed i wszyscy wybuchamy zgodnym śmiechem
- Patrzcie - mówi nagle Hugo z twarzą przyciśniętą do szyby. - Już jesteśmy.
Zza wzgórza wyłania się nasz przystanek. Hogwart.
***Rose***
- Już więcej nie wcisnę - mówię do Eda, podsuwającego mi kolejny kawałek ciasta z wiórkami kokosowymi.
Uczta powoli się kończy, za to rozmowy rozbrzmiewają coraz głośniej. Uczniowie Gryffindoru, Huflepuffu, Ravenclawu i Slytherinu powoli napełniają brzuchy i już cała sala rozwrzeszczała się i rozgadała.
W tym momencie od stołu Ravenclawu podchodzi do nas Wilk i (o dziwo) przyprowadza dwie dziewczyny: jedną, Jane, znam - to córka Billa i Fleur ; druga to nieznana mi brunetka, o oczach popielatych jak mój kot, Pazurek.
- Rose, Hugo, Albus, Lily, Ed, to moje przyjaciółki, Jane Weasley i Angela Longbottom.
- Angela Longbottom? Córka Nevilla i Luny? - pyta zdziwiona Lily.
- Tak! Dlaczego wszystkich tak to dziwi?! - mówi zirytowana Angela.
- Miło poznać. - Uśmiecha się Jane i podaje rękę każdemu po kolei.
- Fajnie powiększyć grono przyjaciół o kolejne dwie dziewczyny - zauważa Ed.
- Prawdę mówiąc, to ta Angela jest bardzo mądra - szepce Wilk do Eda. - Odpisałem od niej suma z mugoloznastwa.
- Proszę o uwagę - mówi profesor McGonagal, wstając. Wszystkie głosy milkną, a oczy kierują się na stół nauczycielski. - Przed pójściem spać muszę coś ogłosić. Otóż w tym roku, w Hogwarcie, odbędzie się Turniej Trójmagiczny. - W sali rozlega się donośny szmer. - Jednak będzie to zupełnie inny turniej, niż te dotychczasowe. Dyrektorowie Durmstrangu i Boubatthom odmówili udziału, więc wszyscy uczestnicy muszą być z Hogwartu. Wybieranie odbędzie się za dwa dni, a Pierwsze Zadanie - 1 października. Mogą się zgłaszać tylko dorośli uczniowie. Zostaną wybrane trzy osoby. Za dwa dni dowiemy się, kto będzie uczestniczył w turnieju. Turniej Trójmagiczny uważam za rozpoczęty.
Jestem w szoku. Turniej Trójmagiczny? Teraz? To chyba najgorszy pomysł świata. Jak oni mogą, po tym jak umarł ten biedny Cedrik Diggory. I to wszyscy uczestnicy z Hogwartu. Co to w ogóle ma być!?
W sali nie brak jednak zadowolonych, a nawet zachwyconych twarzy. Ed ma rozanieloną minę, Albus wygląda na równie zdumionego jak ja, a Hugo i Lily są przestraszeni. Nie mogę dostrzec twarzy Wilka, Angeli czy Jane w tłumie Krukonów, więc nie wiem, co oni o tym myślą. Mogę sobie jednak wyobrazić reakcję Wilka:
"Ed, ani mi się waż! To moja miejscówka!"
Obiecuję sobie, że nie pozwolę im się zgłosić. Nie po to, by samej wrzucić kartkę do Czary Ognia, po to, by ich chronić. Na szczęście Lily i Hugo nie mogą się zgłosić. Są za młodzi. A Albus? Nie, Albus jest za mądry, żeby się zgłosić.
- A teraz proszę rozejść się do łóżek - kończy profesor McGonagall. Wstaję i idę z Albusem, Edem, Hugonem i Lily do pokoju wspólnego. Podaję hasło, "Biały Jednorożec", i wchodzimy. Mówię:
- Dobranoc. - I idę po schodach do mojego dormitorium. Sadowię się w swoim łóżku przy oknie i Pazurek wskakuje mi na kolana, zaczynając mruczeć. Gładzę jego sierść prawie bezmyślnie, pogrążona w marzeniach.
- Nikt z nas się nie zgłosi - mamrocę pod nosem. - Nie ma mowy.
*.* No nareszcie!!! Tak długo na to czekałam! Fajny był pomysł, żeby kontynuować historię i tradycję Tórnieju Trójmagicznego! Nie mogę się doczekać kolejnych części :*
Dziękuję za jakże cudowną dedykację <3 Następny wstawiam ja