Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Spokojny poranek. Za oknem śpiewają ptaki, słoneczko delikatnie przedziera się przez zasłony okien, a gdzieś zza drzwi sączy się delikatna melodia ulubionej piosenki. Przy łóżku stoi kubek z ciepłą czekoladą, której zapach delikatnie łaskocze nozdrza. Usta wyginają się w uśmiechu, ręce powoli, jakby nieśmiało, wynurzają się spod pościeli…
A gdzie tam. Emily niechętnie otworzyła oczy, zbudzona nagłym powiewem chłodu. Za oknem dzień dopiero budził się do życia, zimnym blaskiem oświetlając skuty lodem świat. Skrzypienie starego domu potrafiło wywołać gniew, frustrację czy inne skutki uboczne już od samego rana, stukanie okiennic budziło nieliczne ptaki, które starały się znaleźć choćby najdrobniejszą szparkę, by skryć się na noc przed nieubłaganą zimą.
Dziewczyna z jękiem opadła na poduszkę i przysłoniła twarz kołdrą. Dzień zapowiadał się nadzwyczaj męcząco, a dobrowolne wyrzekanie się lenistwa nie leżało w jej naturze. Tak skryta w pościeli, w ciemności, w jako takim cieple przymknęła powieki i uśmiechnęła się z lubością. Jeszcze tylko pięć minut, tylko chwilka…
I najpewniej by zasnęła, gdyby nie nagłe i brutalne zderzenie z zimnem. W jednej chwili kołdra jakby zniknęła, a wystawiona na chłód Emily skuliła się w sobie z jękiem cierpienia i niezadowolenia. Któż mógłby dopuścić się tak podłego czynu, by pozbawić jej jedynej rzeczy, która mogła uchronić ją przed złem tego świata? Dziewczyna uchyliła powiekę i skrzywiła się. No tak. To było do przewidzenia.
Obok łóżka stała jej fioletowowłosa współlokatorka, która niecierpliwie stukała nogą o podłogę i wpatrywała się we Wright z wyrzutem. Wiedziała, co zaraz usłyszy. W pierwszej chwili przeszło jej przez myśl czy nie wyrzucić dziewczyny przez okno.
- Wstawaj, leniu! - krzyknęła Violet i cisnęła kołdrę na podłogę. Była na nogach już od rana, w końcu to ten dzień. Nie można było sobie pozwolić na żadne niedopatrzenia.
Omiotła spojrzeniem pokój przyjaciółki i aż załamała ręce. To nawet nie przypominało bałaganu. To był po prostu burdel. Nie było się w stanie stwierdzić, gdzie właściwie jest góra, a gdzie dół. Jakby przeszedł tędy huragan.
- Miałaś to przecież ogarnąć - jęknęła Horde, próbując przy tym nie wybuchnąć. Emily ziewnęła i uśmiechnęła się delikatnie.
- Przecież to jest porządek. Wiem, gdzie co leży.
- Ale ja nie wiem! Miałaś wyprasować sukienkę na dzisiejszy wieczór, a ty co?
Wright skrzywiła się. No tak, zupełnie zapomniała.
Wigilia Bożego Narodzenia przyszła zdecydowanie szybciej, niż by sobie tego życzyła. To nie tak, że ma coś przeciwko świętom, ale wiąże się z tym mnóstwo pracy. I tak dobrze, że to one będą gośćmi w czyimiś domu. Inaczej naprawdę musiałaby sprzątnąć w pokoju, co na dobrą sprawę wydawało jej się absurdalne.
W tym roku gospodyniami miały być Wioletta oraz Angelina - współlokatorki, które niedawno nabyły nowy dom i zaprosiły tam większość ludzi z ich rodziny (w końcu HPnet to jedna, wielka rodzina). Dziewczyny miały się tam stawić koło czwartej po południu, żeby pomóc w ewentualnych przygotowaniach i potem wspólnie zasiąść do stołu. Emily szybko zerknęła na zegarek. Była dopiero ósma.
- Nie musisz budzić mnie tak wcześnie, przecież wychodzimy dopiero za kilka godzin - żachnęła się Wright i chciała sięgnąć po kołdrę, jednak Violet kopnęła ją na drugą stronę pokoju.
- Nie ma mowy, nie pójdziesz teraz spać. Takie wydarzenie wymaga specjalnych przygotowań!
Tak więc chcąc nie chcąc, Emily została zmuszona do wyjścia z łóżka i powolnego przygotowywania się do opuszczenia domostwa. Nie robiła jednak nic konkretnego. To siedziała w salonie z czasopismem, to szukała czegoś do jedzenia w pustej zwykle lodówce, to zasypiała gdzieś w kącie łazienki. Ot, zwyczajny dzień z życia dziewczyny. Za prawdziwe przygotowania wzięła się dopiero na godzinę przed wyjściem. Umyła się, uczesała włosy i przebrała w swoją ulubioną błękitną sukienkę. Jej długie do łokci rękawy ozdobione były cekinami, dekolt raczej niewyeksponowany, a długi do ziemi materiał sukni marszczył się tam, gdzie powinien i wygładzał też w odpowiednich miejscach. Na pięć minut przed wyjściem spojrzała jeszcze szybko do lustra i poprawiła niewielki czarny wisiorek z krukiem. Ku chwale Ravenclaw!
- Jesteś już gotowa? - Zza drzwi łazienki usłyszała głos Violet. Szybko więc zgarnęła brudne ubrania z podłogi i wyszła na korytarz. Jej przyjaciółka prezentowała się nie mniej zjawiskowo. Miała na sobie sukienkę na ramiączkach w kolorze stonowanego różu, kończącą się nieco za kolanem. Fioletowe włosy były zgrabnie upięte, a na uszach dyndały kolczyki, przypominające kształtem borsuka Hufflepuffu.
- Możemy iść. - Uśmiechnęła się Emily i zarzuciła na ramię niewielką torebkę. Violet wzięła swoja w dłoń i razem zeszły na dół. Horde ubrała szpilki, na co Emily spojrzała z pewnym dystansem.
- Nie zabijesz się w tym?
- Nie martw się o mnie, tylko się pospiesz. Jakbyś nie zauważyła, to spóźniłyśmy się już pół godziny.
Faktycznie. Wszystkie przygotowania zabrały Krukonce więcej czasu, niż na początku myślała. Szybko ubrała się niebieskie buciki na płaskim obcasie i wyszła za przyjaciółką z domu. Na dworze akurat padał śnieg, którego płatki osadzały się na płaszczach dziewczyn. Obie już po kilku krokach miały ochotę wrócić do ciepłego domu, to jednak nie wchodziło w grę.
Miasto, w którym mieszkały, zwało się HPnet. Liczyło razem ponad dwanaście tysięcy mieszkańców i dzieliło się na pięć dzielnic, noszące osobne nazwy: Gryffindor, Rawenclaw, Hufflepuff, Slytherin oraz Ziemia Niczyja, zamieszkana przez ludzi, którzy nie chcieli do żadnego dystryktu być kwalifikowani. Emily pochodziła z dzielnicy Rawenclawu, skąd wywodziła się większość prawników, księgowych, nauczycieli i ludzi, którzy swoją wiedzą pomagali innym w potrzebach. Violet natomiast urodziła się w Hufflepuffie - małej ojczyźnie lekarzy, ale również kucharzy i ogromnych łakomczuchów. Dom, do którego zmierzali, znajdował się w Slytherinie, wylęgarni bankierów i polityków (nic w tym jednak dziwnego). Nie było to daleko, nie musiały nawet zamawiać jakiejkolwiek podwózki czy tłoczyć się w środkach publicznego transportu.
Szły wolno ulicą na pograniczu Gryffindoru i Rawenclawu, przyspieszając nieco kroku, by do reszty nie zmarznąć. Co chwilę pocierały swoje ramiona czy poprawiały szaliki na szyjach. Dłonie chowały w kieszeniach, żeby choć trochę je ogrzać, z marnym jednak skutkiem.
- A kogo ja widzę?
Violet i Emily zatrzymały się, wlepiając spojrzenia w przechodnia przed nimi. Chłopak z czarnymi, sterczącymi na wszystkie strony włosami błysnął zębami w uśmiechu i odchylił się na piętach, patrząc na dziewczyny z góry.
Emily fuknęła pod nosem i odwróciła wzrok.
- Alex! - Violet uśmiechnęła się szeroko i zbliżyła do chłopaka. - Co tu robisz? Przecież impreza jest w zupełnie innym kierunku.
- Nie idę na nią - wzruszył obojętnie ramionami, udając że o wiele bardziej interesuje go walający się po ziemi papierowy kubek po kawie.
- Dlaczego?
- Tym lepiej, tylko by przeszkadzał - wcięła się Emily, nie dając chłopakowi dojść do słowa. - Idziemy, Violet. I tak jesteśmy spóźnione.
Dziewczyny szybko wyminęły chłopaka, który obserwował je z rozbawieniem. Kiedy już trochę się oddaliły, postanowił jeszcze im coś przekazać.
- Wesołych Świąt! - krzyknął za nimi z wrednym uśmieszkiem i ruszył chodnikiem dalej przed siebie.
- Nie musiałaś być taka niemiła - stwierdziła Violet po dłuższej chwili milczenia. – Na dobrą sprawę to nic nie zrobił.
- To moja sprawa dla kogo jestem wredna, a dla kogo nie – warknęła nadal zdenerwowana Emily, przyspieszając jeszcze kroku.
Mimo próby pogodzenia z Alex’em, trudno było jej zakopać topór wojenny. Znała go już jakiś czas. Był z Gryffindoru, więc czekała go przyszłość odkrywcy, przewodnika lub wysoko postawionego wojskowego. Chociaż jak dla niej, bardziej pasowałby do opisu urodzonych pod symbolem Węża.
Dziewczyny po czasie w końcu dotarły na miejsce. Oddalony nieco budynek nie przyciągał wzroku przypadkowych gapiów i niczym szczególnym się też nie wyróżniał.
- Myślisz, że to naprawdę tutaj? – Emily zmarszczyła nos, widząc dwupiętrową ruderę. Ogrodu nawet nie było widać pod warstwą wymieszanych ze śniegiem zgniłych liści, od ścian odpadał tynk, a dach zwyczajnie się sypał. To bardziej był skansen niż dom.
- Tak, to tu – stwierdziła pewnie Violet, przekraczając furtkę i ruszając ścieżką w kierunku drzwi. Emily z westchnieniem podążyła za nią. Przeszła jednak tylko kilka kroków, bo nagły szelest w krzakach obok zmusił ją do zatrzymania się. Przez jej ciało przeszedł niezidentyfikowany dreszcz, kiedy zerknęła w tamtą stronę. Z torebką w pogotowiu zbliżyła się do nagich gałęzi, próbując cokolwiek wypatrzyć w mroku. Już chciała się zamachnąć, gdy nagle skulona na ziemi postać gwałtownie się wyprostowała. W nikłym blasku księżyca błysnęły czerwone włosy.
- Julia? - spytała z niedowierzaniem Wright, chowając szybko torebkę za plecami. - Co ty tutaj robisz?
- Chciałam złapać królika, ale obcas utknął mi w śniegu - odparła swobodnie dziewczyna, zerkając na całkiem przemoczone buty.
- No tak, to wiele wyjaśnia. Też idziesz na imprezę do Ang i Wiolki?
- Właściwie, to wystroiłam się tak - tu wskazała na mieniącą się cekinami czerwoną suknię - na nocny spacer po lesie, ale mogę wpaść, czemu nie.
Po chwili dziewczyny dołączyły do Violet, która była zaskoczona obecnością Julii chyba nawet bardziej niż Emily.
- Szukałaś tu królików? Serio? - spytała Horde po wysłuchaniu historii, wpatrując się w dziewczynę jak w kompletną idiotkę.
Ferras jednak nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi nagle się otworzyły, a w oślepiającym świetle stanęła uśmiechnięta szeroko Angelina w niesamowitej, zielonej kreacji.
- No nareszcie! Zaczynaliśmy się niepokoić! - Zaprosiła dziewczyny do środka, po krótkim czasie zostawiając je i znikając gdzieś w kuchni. Emily i Violet rozebrały się i rzuciły płaszcze na stos innych ubrań. Zaczęły wolno przedzierać się przez duszne powietrze w kierunku salonu. Julia zniknęła nawet nie wiadomo kiedy.
W salonie siedziało już parę osób. Kanapa była w pełni okupowana przez Mikasę, która zdawała się już przysypiać z tych nudów, które działy się wokół. No tak, trudno się dziwić, skoro tuż obok Marcus wykorzystywał każdą okazję, by wyciągnąć zza pleców jemiołę i całować całkowicie już zarumienioną Paulę. W kącie natomiast siedziała Shanti, przeglądając w pośpiechu jakieś papiery. Nawet w tak specjalnym dniu nie potrafiła oderwać się od newsów, eh.
Dziewczyny przywitały się i ruszyły dalej, w korytarzu niemal wpadając na Klaudię. Biegała właśnie po całym domu i wszędzie wieszała ozdoby.
- Jadalnia jest na piętrze! - krzyknęła do nich z uśmiechem, rzucając łańcuch z lampkami na śpiącą już Mikasę.
Violet i Emily zaczęły wspinać się po schodach, chłonąc duszną i pachnącą barszczem oraz grzybami atmosferę w domu. Na schodach spotkały śmiejącą się Lilianę, która właśnie dopadła szalejącego kota i odciągnęła go od parujących potraw na stole.
Po długiej podróży dotarły w końcu do jadalni. Stół zajmował większą jego część, jednak i tak najwięcej uwagi przyciągał wiszący nad kominkiem portret A., który nad wszystkim czuwał i wszystko czujnym okiem śledził.
- Violet! Emi! - Siedząca przy stole Rue pomachała do nich energicznie i zaprosiła do siebie ruchem ręki. Dziewczyny minęły pogrążonych w dyskusji Adersa i KHZP, w końcu siadając po obu stronach znajomej.
- Długo już tu jesteś? - zagadnęła Violet, wygładzając dłońmi sukienkę.
- Tylko koło pół godziny. Kazali mi tu siedzieć i nie pomagać po tym, jak wyrzuciłam z miski całą sałatkę na podłogę.
Violet poklepała Rue pocieszająco po ramieniu, a Emily siłą powstrzymywała się od śmiechu.
Po kilku minutach w jadalni zebrali się już wszyscy. Sarahis już dobierała się do rozstawionych na stole potraw, natomiast Gordian przysiadł się do Eru i zaczął z nią swobodną rozmowę, co jakiś czas błyskając uśmiechem. Nawet Julia się pojawiła - nikt jednak nie wiedział jakim cudem znalazła się na żyrandolu i skąd miała ze sobą flaszkę z wódką.
Na końcu do pokoju w końcu weszły gospodynie z talerzami pełnymi opłatków. Zaczęły się rozmowy, śmiechy i składanie życzeń. Julka jednak nie planowała schodzić na ziemię, tylko ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w stół.
- Może nie jestem najlepsza z matmy - zaczęła pomiędzy czknięciami – ale wydaje mi się, że brakuje kilku osób.
I się nie myliła. Cztery miejsca były wolne. Jedno było zostawione dla zbłąkanego wędrowca, to jasne, ale co z pozostałymi trzema? Wszyscy zaczęli się więc zastanawiać, kto miał być, a się nie zjawił. Patrzyli po sobie, wykluczali kolejne osoby. Aż w końcu, w nagłym przypływie olśnienia twarz Rue nieco się rozświetliła.
- Hermionki nie ma! Miała mi przynieść ciasteczka, menda jedna.
- Dlaczego jej nie ma? - Violet zmarszczyła brwi, jakby intensywnie głowiąc się nad problemem wszechświata.
- Zaspała? - rzuciła Emily, ale została jedynie zgromiona parą wściekłych oczu.
Kiedy wszyscy się przepychali i starali się ustalić, dlaczego Hermionka nie zjawiła się w tak ważnym dniu, Liliana niby przypadkiem przeszła się koło okna i wyjrzała na zewnątrz. Z wrażenia aż wypuściła z ramion kota.
- Ej, chodźcie! Patrzcie na to!
Przy oknie błyskawicznie wszyscy się stłoczyli, starając się cokolwiek zobaczyć. Na oświetlonej przez latarnię pokrytej śniegiem przestrzeni coś się znajdowało. Coś jakby napis.
- Oddajcie nam jedzenie albo nigdy nie zobaczycie Hermionki - przeczytała ze zgrozą Emily. - Napisane krwią.
- To ketchup.
Wszyscy jednoznacznie spojrzeli na Violet, która zdawała się nie rozumieć, o co właściwie im chodzi.
- No co? Nie było go na stole.
- Kto normalny używa ketchupu podczas Wigilii? - Rue pokręciła z niedowierzaniem głową.
W tym momencie wybuchła żarliwa dyskusja na temat istnienia ketchupu, jego najlepszej konsystencji, smaku, a także całej jego historii bez pomijania pikantnych wątków.
Julia w tym czasie zdążyła zejść na ziemię i zostawiając pustą butelkę na swoich krześle, ruszyła w kierunku wyjścia.
- A ty dokąd? - usłyszała za sobą głos Wioletty.
- Jak to? Idę znaleźć Hermionkę. Wracam za pięć minut!
- Czekaj! - Violet błyskawicznie znalazła się obok przyjaciółki. - Idę z tobą!
Ostatecznie w ekipie ratunkowej znalazły się Julka, Violet, Rue, Emily i Liliana, które miały wrócić przed północą z Hermionką żywą bądź martwą... Ale bardziej żywą.
- Gdzie zaczynamy? - spytała podekscytowana Rue. Nigdy jeszcze nie brała udziału w czymś tak dużym.
- Może pójdziemy za śladami ketchupu na ziemi? - zaproponowała Emily, wpatrując się w czerwone plamy na śniegu. Wszystkie po długich dyskusjach w końcu na to przystały i ruszyły na tyły domu. Znajdowała się tam sporych rozmiarów stodoła, która w świetle księżyca wyglądała przerażająco. Violet schowała się niepewnie za ramieniem Julki, która po alkoholu była odważna bardziej niż zwykle. Pierwsza więc wyszła przed szereg i nacisnęła na umazaną ketchupem klamkę.
- Uważaj - wyszeptała Liliana, zaciskając dłoń na ramieniu Emily. - Jeszcze coś cię zje.
Po chwili drzwi stodoły stały otworem. Światło wpadało jedynie przez dziurę w dachu, idealnie oświetlając leżącą na ziemi postać - bez wątpienia Hermionkę.
- Co jej się stało? - spytała z przejęciem Violet i już chciała do niej podejść, kiedy z mroku za nią wyłoniły się dwie postacie. Postacie tak przerażające, że ten, kto je stworzył, musiał umrzeć, gdy to zrobił.
- Oddajcie nam barszcz, a zwrócimy wam tę nieszczęsną dusze - odezwała się jedna z postaci, chowając twarz za brązowymi, potarganymi włosami.
- I pierogi - dopowiedziała druga postać, błyskając w mroku zębami.
Pierwsza z postaci odwróciła się do drugiej i długo jakby się jej przyglądała.
- Oszalałaś? Jakie pierogi?
- No co? Też chcę coś z tego mieć!
- Umawiałyśmy się na barszcz, nie pamiętasz?!
- Barszcz to ty masz w głowie!
Kiedy postacie zaczęły się tak spierać, Emily podeszła do Violet najciszej, jak tylko mogła.
- Czy to są Sam i Kath? - zapytała niepewnie, nie bardzo wiedząc, jak się w takiej sytuacji zachować.
- Tak mi się wydaje - skinęła głową fioletowowłosa, przygryzając wargę. - I co teraz?
- Dlaczego po prostu nie przyjdziecie do nas na Wigilię?
Głos Julki wszystkich błyskawicznie uciszył. Dwie postacie przyjrzały się dziewczynie, zastanawiając się intensywnie.
- Mamy barszcz z pierogami.
I wtedy dokonał się bożonarodzeniowy cud. Z postaci jakby została zdjęta przerażająca klątwa i wreszcie wyglądały tak, jak dawniej. Na ich twarzach gościły uśmiechy, kiedy szybko wybiegły ze stodoły. Hermionka wstała bez najmniejszych problemów. Zaspała - kto by się spodziewał.
Wszystkie wyszły na zewnątrz i zaczęła się... bitwa na śnieżki! W czystym chaosie dziewczyny zaczęły obrzucać się to śniegiem, to zgniłymi liśćmi.
Emily wycelowała śnieżką w Julkę, zamachnęła się i rzuciła. Śnieżka już miała w nią trafić, kiedy pewna postać odepchnęła ją na bok i razem z nią wylądowała na ziemi. Zdezorientowana Julka otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko.
- Alex… Uratowałeś mnie…
- Bez przesady, to tylko śnieżka - odparł chłopak. - Ale mogłabyś przytyć trochę, miałbym chociaż miękkie lądowanie.
Nikt już nawet nie pytał, skąd Black znalazł się w ogrodzie. Wszyscy mokrzy, ale szczęśliwi ruszyli do domu: Violet wspólnie z Rue wypytywały Hermionkę o jej samopoczucie, Emily i Kath wdały się w dyskusję o istocie istnienia żab, a Sam przytulała do piersi wyimaginowany przez nią talerz z pierogami.
Na końcu szli Alex oraz Julia. Chłopak chwycił jej rękę, ona natomiast niepewnie oddała uścisk.
- Julia?
- Tak?
- Wesołych Świąt - powiedział Black i uśmiechnął się szeroko do dziewczyny.
Po chwili oboje stanęli w świetle księżyca, wpatrując się w bezmiar gwiazd. Alex spojrzał na Julię, na jej mieniące się w świetle oczy i już poza tym nie dostrzegał innego świata. Ferras w końcu skrzyżowała z nim swoje spojrzenie, uśmiechając się nieśmiało.
- Alex?
Chłopak przełknął ślinę, starając się ukryć zdenerwowanie.
- Tak?
Zarumieniona Julia spuściła wzrok, jakby zbierając się w sobie i w końcu ponownie na niego spojrzała, rozchylając wargi.
- Masz strasznie spoconą dłoń.
Wybitny! | 100% | [1 głos] | |
Powyżej oczekiwań | 0% | [0 głosów] | |
Zadowalający | 0% | [0 głosów] | |
Nędzny | 0% | [0 głosów] | |
Okropny | 0% | [0 głosów] |
kocham to najlepsze świąteczne opowiadanie związane z HP-netem (i jedyne) jakie czytałam! widać, że wszystko było przemyślane, poza tym takie fan fiction związane ze stroną jest jeszcze lepsze niż zwykłe! przez rozmowę sam i kath spadłam z krzesła ze śmiuchu i teraz mnie tyłek boli, więc rządam odszkodowania, a co! spodobało mi się też oddanie charakteru użytkowników, co wyszło ci super humorystyczne miniaturki w wykonaniu izreala: 10/10