Noah ledwo co wysiadł z powozu (który jest rzekomo ciągnięty przez testrale, ale nigdy ich nie przyuważył) i już został wyśmiany przez elitarny gang Ślizgonów z powodu bycia półkrwi. Prawie zdążył się do tego przyzwyczaić, ale za każdym razem czuł malutkie ukłucie, gdzieś w okolicy serca.
Szybko przeszedł przez Salę Wejściową, w której Irytek już zaczynał swoje rytualne dokuczanie pierwszorocznym i udał się do Wielkiej Sali. Usiadł przy stole Gryfonów i ze znużeniem słuchał jak Tiara Przydziału przydziela pierwszorocznych do domów. Gdy wszyscy już zostali przydzieleni, Dyrektor wygłosił przemowę (którą większość osób olała, bo nie było to nic ważnego). Zaczęła się uczta, Noah rzucił się na swój ulubiony pudding czekoladowy, ale ktoś postanowił przerwać mu objadanie się nim.
- Siema mordo! Jak minęły ci wakacje? Staruszkowie znowu ględzą jaki to ty leniwy nie jesteś? - wykrzyczał mu do ucha Seamus Finnigan, przy okazji plując na niego kurczakiem.
- Rodzice nie mieli okazji ględzić, bo ciotka zabrała mnie do Londynu, ten czas spędziłem głównie siedząc na forach i grając. A jak tobie minęło lato? - spytał Noah, nadal opychając się puddingiem.
- Mniej więcej tak jak tobie, z tą różnicą że siedziałem w swoim domu. Podobno Katie Bell doznała kontuzji i przez najbliższe kilka miechów będzie potrzebny zastępczy ścigający... - Seamus popatrzył się na niego wymownie. - Może zechciałbyś się zgłosić, wszyscy wiedzą, jak bardzo szalejesz za quidditchem.
Ta informacja ciężko zszokowała Noaha, przez głowę przelatywał mu tysiąc myśli na sekundę. Przecież on wcale nie umie grać. Co jeśli go wyśmieją jak przyjdzie na kwalifikacje? Z drugiej strony... może naprawdę... Nie. To nie ma prawa się udać.
- I co o tym sądzisz? Żyjesz, stary? - spytał Seamus, patrząc na zamyślonego kolegę. - Haloo. - Zaczął machać mu ręką przed twarzą.
- Nie! - wrzasnął nagle Noah, przez co połowa Gryfonów popatrzyła na niego z przerażeniem. Miał ochotę zapaść się pod stół.
-Rozejść się do pokojów! - rozbrzmiał głos profesor McGonagall.
"Uff" - pomyślał Noah i ruszył w stronę pokoju wspólnego Gryfonów.
- Hasło? - spytała Gruba Dama, patrząc się podejrzliwie na jego kolczyka we brwi.
- Czarna kawa - powiedział i szybko wlazł do pomieszczenia. Nie patrząc na resztę Gryfonów, udał się do dormitorium, przebrał się i rzucił na łóżko.
***
"W mordę" - pomyślał Noah tuż po przebudzeniu, szybko naciągając na siebie pierwsze lepsze ciuchy, pakując książki i zbiegając po schodach dormitorium. Była 8:05, pięć minut temu zaczęły się eliksiry z profesorem Snapem, który za nim, lekko mówiąc, nie przepadał.
Biegnąc przez korytarz,p nie spodziewał się, że natknie się na Filcha. Niespodzianka. Do klasy został tylko jeden zakręt, ale zza rogu wylazł wspomniany wyżej osobnik i zagrodził mu drogę.
- Dokąd to? Powinieneś być na lekcji! - wrzasnął Filch. - Jaką masz teraz lekcję?
- E-eliksiry...- wybąkał Noah patrząc się w podłogę.
- Zaraz cię tam zaciągnę, profesor Snape będzie wściekły - rzekł ucieszony charłak. Złapał chłopaka za uszy i zaciągnął do klasy.
- Profesorze, ten gnojek pałęta się po korytarzach zamiast być na lekcji, niech się psor nim zajmie - powiedział mściwie Filch wpychając Noaha do klasy. Malfoy i ferajna zaczęli chichotać, a Seamus popatrzył na niego zmartwiony.
- Ależ oczywiście, dziękuję Filch. Dokąd to niosły cię nogi, Ambrose? Wydaje mi się, że nie masz na tyle dobrych stopni, aby omijać którąkolwiek z moich lekcji - rzekł Snape.
- Po prostu zaspałem, to nie tak, że chcę unikać eliksirów, czy coś... - odpowiedział uczeń.
Ze zdenerwowania zaczął wbijać paznokcie we wnętrze dłoni. "Pieprzony Snape, pieprzone wszystko. Dlaczego nie potrafię się przeciwstawić tym ścierwom, dlaczego?" - pomyślał z żalem.
- Dość, siadaj na miejsce - odrzekł Snape i wskazał mu ławkę obok Finnigana, na co tamten od razu się uradował i pomachał do Ambrose'a. Ten niechętnie mu odmachał i ruszył we wskazanym kierunku. Lubił Seamusa, ale czasami bardzo go irytował.
Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie, Ślizgoni jak zwykle małpowali i rzucali papierkami, co Snape kompletnie miał w nosie.
***
Mieli teraz godzinną przerwę, więc Noah miał okazję udać się na boisko, żeby popatrzeć na trening gryfońskiej drużyny quidditcha. Jeszcze nikogo nie było, nawet Wooda, co zdziwiło go najbardziej, bo zwykle on był pierwszy. Lubił patrzeć na trenujących gryfonów, słuchać ciągłych wywodów kapitana i śmiać się z żartów ich pałkarzy: Freda i George'a. Chyba najbardziej lubił robić to drugie. Chciałby być na miejscu któregoś członka drużyny i móc codziennie słyszeć głos Olivera Wooda. Ciągle siedziała mu w głowie wczorajsza propozycja Finnigana, ciągle zastanawiał się, czy by nie spróbować. Wtedy jego małe pragnienia mogłyby się spełnić.
Na boisko w końcu wyszedł tak długo wyczekiwany przez Noaha obrońca, a zaraz po nim reszta drużyny. Ta godzinna przerwa minęła zdecydowanie za szybko, zdawałoby się, że siedział tam zaledwie 15 minut. Spojrzał w dół boiska i dostrzegł wgapiającego się w niego Freda, szybko uciekł z trybun.
***
Od zeszłego roku Fred przyuważył, że na niemal każdym ich treningu, pojawia się ten sam brązowowłosy chłopak. Zawsze siada na końcu trybun i uważnie obserwuje każdego członka drużyny, a w szczególności Wooda. Dziś też był. Podczas gdy wszyscy kolejno opuszczali szatnię gryfonów, Fred zastanawiał się, czy powinien o tym powiedzieć kapitanowi, ale życie samo podjęło za niego decyzję.
- Coś cię martwi, Weasley? - zapytał Wood patrząc na niego przenikliwym wzrokiem.
- Chyba masz stalkera - zaśmiał się rudy.
- Ta? - odrzekł Oliver nawet się nie odwracając do rozmówcy, był zbyt zajęty naciąganiem na siebie koszulki.
"Zresztą, to pewnie kolejny denny żarcik Freda" - pomyślał i postanowił nie brać tego na poważnie.
- Przychodzi na każdy nasz trening i wlepia w ciebie swoje małe, zielone ślepka. Kto wie, może wpadłeś mu w oko - powiedział pół żartem, pół serio Weasley.
Wood spojrzał na niego z niesmakiem i opuścił szatnię.
***
Czas kolejnego treningu, Wood miał do obmyślenia jeszcze sporo rzeczy dotyczących ich taktyki na następny mecz, jednakże to, co wczoraj w szatni powiedział mu Fred, wciąż odbijało się po wnętrzu jego czaszki i niczym tłuczek rozwalało wszystkie pozostałe myśli. Podczas gdy reszta drużyny przygotowywała się do treningu, on szukał wzrokiem po trybunach wspomnianego chłopaka i miał cichą nadzieję, że go dostrzeże, byleby wszystkie niespokojne myśli z niego uleciały.
- Oliver, wszystko w porządku? - spytała zmartwiona Katie kładąc mu rękę na ramieniu.
- Co? A, tak. Tak. Po prostu rozmyślałem nad zadaniem z eee... transmutacji - skłamał. - Możemy już zaczynać.
***
Noah siedział w bibliotece, zawieszony nad jedną stroną od trzydziestu minut. Weasley wie. Weasley wie. Weasley wie. Można to było wyczytać z jego oczu. On wie, on cholernie bardzo wie. Wstał, zamknął książkę i odłożył ją na miejsce. Szybko opuścił bibliotekę i postanowił poszwendać się po błoniach. Może chłodne powietrze pomoże mu wszystko lepiej przemyśleć, a poza tym chciał pobyć trochę sam. Przemierzając słoneczne błonia mijał wiele par, grupek przyjaciół, a nawet samotnych moli książkowych. Podszedł do drzewa i powoli osunął się, po jego korze, na miękką trawę. Promienie słońca powoli tańczyły na powierzchni jeziora, liście drzew kołysały się wraz z podmuchami wiatru, gdzieniegdzie widać było przelatujące ptaki. Było tak spokojnie...
- O, stary! Wiedziałem że cię tu znajdę - wykrzyczał mu niemalże do ucha Seamus.
- Taak, było spokojnie - westchnął cicho Noah i przeczesał palcami włosy. - Mhm... Jakaś sprawa? - spytał.
- Pamiętasz, jak ci mówiłem o tym że nasza drużyna szuka tymczasowego, nowego ścigającego? Kwalifikacje już jutro! - krzyknął radośnie Seamus podskakując.
- Mmm i co w związku z tym? - zapytał wymijająco.
- POWINIENEŚ SPRÓBOWAĆ! - Kilka osób obróciło się w ich stronę, co wywołało natychmiastowe zażenowanie u Noaha.
- Seamusie, rozumiem, że chcesz, żebym dostał się do drużyny na jakiś czas, bo kocham quidditcha, itd. ale zrozum, ja się nie nadaję. Nawet nie umiem dobrze panować nad miotłą - powiedział cicho chłopak, nie patrząc koledze w oczy.
- Noo to mamy malutki problem... hehe - zaśmiał się nerwowo Finnigan.
- Co ty zrobiłeś? - Noah najeżył się cały i spojrzał podejrzliwie na kolegę.
- No, bo ten, jakby ci to powiedzieć... Jesteś już na liście kandytatów - wyrzucił z siebie brunet.
- Dlaczego? Dlaczego mi to robisz, chłopie? - Schował twarz w dłoniach i ponownie osunął się na trawę. - Zabiję cię kiedyś, mówię ci.
- Oh, przyjąłeś to lepiej niż się spodziewałem. No to jutro o 10 na boisku, tylko się nie zgub po drodze - powiedział i oddalił się w stronę zamku.
Noah posiedział jeszcze chwilę, po czym niechętnie wstał i ociężałym krokiem ruszył za przyjacielem.
***
Noah obudził się około siódmej, po cichutku wstał, ubrał się i zbiegł po schodach do pokoju wspólnego. Większość jeszcze spała (bądź błąkała się po Hogwarcie), więc chłopak spokojnie mógł udać się w dowolne miejsce żeby pomyśleć. Że też ten nieszczęsny Seamus musiał wpaść na kolejny, wspaniały pomysł i zapisać go na te kwalifikacje. Pewnie zrobi z siebie pośmiewisko przy całej drużynie (i potencjalnie przy Malfoyu, który przyjdzie tylko po to) oraz przy kapitanie, a tego raczej wolałby uniknąć.
"I uniknąłbym gdyby nie Seamus” - pomyślał wściekły Noah.
Nawet nie zauważył, kiedy nogi poniosły go właśnie na boisko. Wlazł na swoje ulubione miejsce na trybunach i cieszył się rześkim porankiem, póki mógł oczywiście. Pierwsze osoby już się pojawiały, kolejno drużyna gryfonów, kandydaci i gapie. Dostrzegł Wooda i serce podeszło mu do gardła. Szybko odwrócił wzrok i już wiedział, że nie będzie w stanie wziąć udziału w tych kwalifikacjach, nie zbłaźni się przed Oliverem. Może powie, że to pomyłka, albo po prostu schowa się gdzieś. Pierwszy kandydat wszedł na boisko.
***
Po wszystkich sprawdzonych gryfonach na liście pozostał tylko jeden, niejaki Noah Ambrose. W pobliżu nie było już nikogo, z wyjątkiem reszty drużyny zmierzającej w stronę szatni. Oliver już miał ruszyć za nimi, ale dostrzegł na trybunach małą postać.
”Może to ten chłopak o którym wspominał Fred”. Minęło tyle czasu od momentu, w którym się o nim dowiedział, a ta myśl nadal nie dawała mu spokoju.
Szybkim krokiem ruszył w stronę trybun, podszedł do chłopaka i lekko szturchnął go w ramię. Wygląda na to, że spał. Oliver usiadł koło niego i postanowił poczekać, aż ten się obudzi. Nie mógł zaprzeczyć że chłopak wyglądał... słodko z włosami opadającymi mu na czoło i spłaszczonym policzkiem, położonym na przedramieniu. Nie było mu dane długo zachwycać się wyglądem bruneta, ponieważ ten poruszył się niespokojnie i otworzył oczy. Zobaczywszy Olivera, zerwał się szybko na nogi, a na całej jego twarzy widniał ciemnoczerwony rumieniec.
- C-coś nie tak, k-kapitanie? - wyjąkał, wciąż patrząc na Wooda z przerażeniem.
- Och, wszyscy się rozeszli, a ty zostałeś. Zastanawiałem się, czy nic ci nie jest. - "Kłamstwo, wgapiałeś się w niego bezczelnie gdy spał" - pomyślał.
- N-nie, po prostu mi się przysnęło, to pewnie przez to zadanie z eliksirów, pisałem do późna - odparł chłopak, rumieniec nadal nie zszedł z jego twarzy. - Może ja już pójdę, zostało mi sporo roboty... - powiedział i odwrócił się żeby odejść, ale Oliver złapał go za ramię.
- Nie tak szybko, kolego, jak się nazywasz? - spytał Oliver spokojnie.
Chłopak zawahał się chwilę, widać było że coś go martwi.
- Noah Ambrose - powiedział, strząsnął rękę Wooda i pobiegł w kierunku Hogwartu.
"Czy ja aż tak bardzo przerażam ludzi?" - pomyślał Oliver i poszedł do szatni.
***
Noah zatrzymał się dopiero koło swojego ulubionego drzewa nad jeziorem. Serce nadal waliło mu w piersi, prawdopodobnie nie tylko od biegu. Stał tak chwilę, patrząc na ciemną taflę jeziora i starając się uspokoić oddech. Przysnął na tym pieprzonym boisku, akurat wtedy, gdy miało go tam nie być. Jeszcze Wood... Na myśl o nim, zrobiło mu się ciepło w podbrzuszu. Uciekł jak ostatni kretyn, cholera... Przeczesał palcami włosy i ruszył przez zielone błonia w stronę Hogwartu, obiad prawdopodobnie już się rozpoczął. Wszedł do Sali Wejściowej, tak jak podejrzewał, tłumy uczniów poruszały się w kierunku Wielkiej Sali, więc i on dołączył do nich i wszedł do pomieszczenia.
Tyle razy był w tej sali, a jednak nadal go zadziwiała. Wysokie sklepienie ze sztucznym niebem... unoszące się w powietrzu świece i gdzieniegdzie przelatujące duchy... To wszystko sprawiało doprawdy niesamowite wrażenie. Dosiadł się do stołu Gryfonów, obok Seamusa. Niedaleko Noah przyuważył Wooda, na jego widok żołądek wywrócił mu się do góry nogami. Postanowił po prostu nie patrzeć w jego stronę i zająć się posiłkiem. Wyglądało na to, że dyrektor chce coś powiedzieć, ponieważ wstał ze swojego miejsca i czekał na ciszę. Gdy w końcu na sali zapanował spokój, dyrektor odchrząknął i powiedział:
- Jutro odbędzie się wycieczka do Hogsmeade! Wszyscy, którzy mają formularze od opiekunów mogą się tam wybrać w godzinach 10 - 22, osoby spóźnione dostaną szlaban! Miłej zabawy!
Na sali natychmiastowo zaczęły się szepty i plany, kto z kim i gdzie się wybierze. Seamus miał zamiar wybrać się z Deanem do Miodowego Królestwa, Noah nie miał mu tego za złe. Może zostanie w zamku i poczyta?
Po skończonym posiłku, wstał od stołu Gryfonów i poszedł do łazienki chłopców na parterze. Większość osób jeszcze była w Wielkiej Sali, więc korytarze były niemal zupełnie puste. Otworzył drzwi, podszedł do umywalki i przemył twarz. Usłyszał za sobą ciche skrzypnięcie.
" To pewnie przeciąg albo Irytek" - pomyślał i zignorował owy dźwięk.
Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk kroków i ktoś lub coś złapało go za ramię. Szybko odskoczył, przy okazji przywalając biodrem o brzeg umywalki. Jęknął cicho i popatrzył przed siebie. Przed nim stał Oliver Wood. Oliver Wood ze skóry i kości. Poczuł jak mimowolnie rumieniec wypełza mu na twarz, uszy, a nawet szyję.
- Cześć Noah - powiedział Oliver miłym głosem, puszczając jego ramię.
- H-hej - wydukał wciąż lekko zdziwiony Noah. - Masz do mnie jakąś sprawę, czy tak tylko napastujesz chłopców w łazienkach?
Wood wybuchł dźwięcznym śmiechem, a potem spojrzał chłopakowi prosto w oczy - Może chciałbyś wybrać się ze mną jutro do herbaciarni? - spytał Wood, nie przestając się w niego wgapiać.
Minęła chwila, zanim do Noaha dotarło to co właśnie powiedział Oliver. Cholernie długa, gorąca i kleista chwila. Czuł się, jakby czas przylepiał mu się do skóry, parzył i przygniatał. Szybko się otrząsnął i odpowiedział radosnym głosem:
- Oczywiście!
Wood wyszczerzył zęby w szerokim, promiennym uśmiechu i wystawił pięść w stronę młodszego Gryfona.
- To jesteśmy umówieni, 18 pod herbaciarnią - powiedział. Noah przybił mu żółwika i kiwnął głową.
Trzymaj się młody. - Starszy chłopak pomachał mu wesoło ręką na pożegnanie i wyszedł z łazienki.
Noah wyszedł tuż za nim i resztę drogi do Pokoju Wspólnego przebyli w milczeniu.
***
Młody Gryfon od 18 marznął pod herbaciarnią, gdy już przyszło mu stać tam pół godziny, wszedł do środka.
19...
20...
Starczy, Wood postanowił perfidnie go wystawić. Pobawił się uczuciami naiwnego chłopaka, na tyle naiwnego, że uwierzył w to, że ma u Wooda jakiekolwiek szanse. Kapitan Gryfonów prawdopodobnie nawet nie był gejem. Noah sam nie wiedział, czy jest gejem. Miał kilka dziewczyn, ale nigdy nie czuł się przy nich tak, jak przy Oliverze. Wstał i ociągając się, skierował się w stronę drzwi. Szedł zaśnieżoną ulicą, zimne powietrze smagało jego policzki, uszy i oczy. Wokół niego pałętali się parami uczniowie Hogwartu, śmiali się i rozmawiali. Czuł zazdrość i gorzką samotność. Nie dało się ukryć, że to, w jaki sposób Oliver zagrał mu na uczuciach, było jak ostry grot z trucizną, przebijający mu serce. A trucizna powoli przejmowała jego ciało. Miał ochotę coś rozwalić.
W momencie, gdy już brał zamach zaciśniętą pięścią, z zamiarem przywalenia w znak " Witamy w Hogsmeade", w oddali zamajaczyła mu znajoma sylwetka. Pieprzony Wood. Noah zaczął biec w jego stronę i bez zastanowienia przywalił mu pięścią w twarz. Odsunął się parę kroków wstecz i patrzył jak ten próbuje podnieść się z ziemi. Starszy Gryfon miał problemy z utrzymaniem równowagi, ale po paru próbach udało mu się stanąć, jako tako prosto. Popatrzył na Noaha szklistym wzrokiem i rzucił mu się na szyję. Jechało od niego alkoholem.
- K-kocham... Cię... - wykrztusił Oliver wtulony w szyję młodszego kolegi.
Po chwili oderwał się od niego, złapał się za włosy i upadł na kolana, krzycząc:
- Ale nie jestem pieprzonym gejem! Dlaczego? Dlaczego nie dziewczyna? - Wood zaczął uderzać pięściami o beton.
Noah przykucnął, złapał go za nadgarstki i popatrzył mu prosto w oczy. Nawet nie wiedział skąd nagle wzięły się u niego takie pokłady odwagi, może to była kwestia aktualnego zachowania Wooda. Oliver podniósł wzrok na jego twarz i zaczerwienił się. Noah nie mógł zaprzeczyć, że widzenie kapitana t a k i e g o, było podniecające, nawet bardzo. Nachylił się do niego i złączył ich usta w gorącym, upojnym pocałunku. Usta Olivera smakowały alkoholem. Ten przez chwilę nie reagował, po czym zaciekle zaczął oddawać pieszczotę. W przerwie na złapanie oddechu, Noah zdążył jedynie wyszeptać:
- Ja też cię kocham... - po czym ponownie Oliver wpił się w jego usta.
Młodszy chłopak zarzucił mu ręce na szyję i naparł na niego swoim ciężarem tak, że oboje przewrócili się na śnieg. Schodził pocałunkami coraz niżej, zassał i przygryzł lekko skórę na szyi obrońcy, zaznaczając terytorium. Oliver nie pozostawał mu dłużny, polizał płatek uszny Noaha, doprowadzając do tego, że chłopak cicho jęknął. Wsadził mu dłonie pod koszulkę i zaczął jeździć po żebrach młodszego chłopaka, chciał zapamiętać każdy fragment jego delikatnej skóry.
Nagle usłyszeli skrzypnięcie śniegu nieopodal i momentalnie od siebie odskoczyli. Oboje wstali, otrzepali ubrania ze śniegu i spojrzeli w kierunku, z którego nadszedł dźwięk. To tylko grupka Ślizgonów wracała właśnie do zamku. Obaj westchnęli z ulgą, jednak Oliver nie mogąc ukryć rozczarowania, oblizał swoje zaczerwienione usta i spojrzał z pożądaniem na Noaha, na co ten wybuchnął wybuchnął gromkim śmiechem.
- Co cię śmieszy? - Brunet mimo swojego upojenia alkoholem momentalnie spoważniał.
- Ach, no, bo... wiesz... Marzyłem o tym, odkąd pierwszy raz zobaczyłem mecz Quidditcha. Tylko nie spodziewałem się, że mój pierwszy pocałunek odbędzie się w śniegu - przerwał na chwilę. - Poprawka, wcale nie spodziewałem się pierwszego pocałunku, nie z tobą
Oliver nie wiedział co odpowiedzieć;
- Marzenia się spełniają - palnął i wraz z Noahem zaczęli się śmiać.
Trzymając się za ręce, razem ruszyli w drogę powrotną do zamku.
No cóż, muszę Cię pochwalić za bardzo dobrą kompozycję tekstu. Czytało się bardzo płynnie, zauważyłem tylko kilka błędów interpunkcyjnych, ale nie takich które utrudniają odbiór opowieści. Jeśli chodzi o treść, to pomijając całkowicie moje urażone niekanonicznością potterowe serce (