Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z Ronem wybierają się do Australii, aby odszukać rodziców Hermiony i przywrócić im ...
>> Czytaj Więcej
Ostatnie, co pamiętam, to przerażone oczy Eryka, gdy próbował nie doprowadzić do rozłączenia naszych dłoni. Walczył tak dzielnie i mężnie, aż myślałam, że może mu się uda. Niestety, czerwony promień pomknął w jego kierunku o wiele za szybko, by mógł coś zrobić. Te zielone oczy to jedyna rzecz, która pozwoliła mi przetrwać piekło.
Jakieś silne ręce szarpnięciem postawiły mnie na nogi. Właściwie przez chwilę wydawało mi się nawet, że lecę. Bolesne spotkanie stóp i betonowej wylewki uświadomiło mnie, że się myliłam. Ktoś mnie popchnął i stanęłam twarzą w twarz z brunetką. Pomyślałam, że miała była kilka lat młodsza ode mnie. Miała podbite oko, a z nosa sączyła się krew. Musiała jeszcze walczyć. Nawet po tylu latach pamiętam jej determinacje i silną wolę. Nie załamała się do samego końca.
Ustawili nas w rządku, pod ścianą. Nigdzie nie było widać Eryka. Wolałam nie myśleć nawet gdzie jest i czy wszystko z nim w porządku. Chociaż jednocześnie tak bardzo chciałam, żeby był tu ze mną. Jakiś głosik z tyłu głowy szeptał mi, że już go nie zobaczę.
Przed nami stanęło dwóch mężczyzn. Pomiędzy siebie postawili dużą skrzynię z wielkimi, żelaznymi okuciami. Żartowali między sobą, doskonale wiedzieliśmy, że mówią o nas. Po dłuższej chwili otworzyli wieko. Naszym oczom ukazały się różdżki. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się do kogo należą. Stojący po prawej sięgnął po jedną i z nieskrywaną radością złamał ją na pół. Krzyk mężczyzny rozniósł się po całym obozie. Potem upadł na twarz. Byliśmy skrepowani linami, nie miał szans na złagodzenie upadku.
Gdy byłam w drugiej klasie, przez przypadek złamałam swoją różdżkę. Wygłupiałyśmy się z Annabell, która dotknie sufitu. Wygrałam, ale moja różdżka pękła na trzy części i nadawała się tylko do śmieci. Wtedy nic nie poczułam. Nic prócz palącego wstydu, gdy dostałam wyjca od matki.
Moja kolej nadeszła jakoś w połowie. Psychicznie byłam przygotowana na ból, którego miałam doświadczyć. Po latach dowiedziałam się, że gdy ktoś siłą zabiera ci różdżkę i ją łamie, to tak, jakby łamał ci część duszy. Tak się właśnie czułam. Jakby ktoś wyrywał mi duszę z całego ciała. Bolało tylko chwilę. Nie upadłam. Udało mi się ustać na nogach. Sama nie wiem jak tego dokonałam. Gorsze było uczucie pustki, która nagle mnie ogarnęła. Byłam jak szmaciana laleczka.
Gdy było już po wszystkim, podszedł do nas jakiś inny mężczyzna i zaczął oglądać. Silnych mężczyzn odsyłano do prac fizycznych, tych mniej umięśnionych wysyłano od razu do "krwiopijców". Tak nazywano tych, którzy spuszczali krew, a wraz z nią magiczną moc. Co potem z nią robili... miałam się nigdy nie dowiedzieć. Kobiety trafiały tam dopiero, gdy były już na skraju wyczerpania. Dzielono nas na te ładne i na te, które nadawały się tylko do sprzątania latryn. Z tych dwóch opcji wolałabym być tą do sprzątania.
Wybrano nas pięć, w wieku wahającym się między czternaście, a dwadzieścia dwa lata. Najmłodsza nie miała pojęcia, co ją czeka. My wiedziałyśmy, ale wolałyśmy jej nie uświadamiać. Osobiście chciałam ją zabić, ale nie miałam pod ręką nic, co skróciłoby jej mękę. Nagle usłyszałyśmy śmiech. Ku nam podążało sześciu mężczyzn. Jeden z nich miał zawiązane oczy i błądził po omacku. Jednak na jego ustach gościł wielki uśmiech.
- Dobra Nath, wybraliśmy ci pięć perełeczek z tego syfu. Najgorszą robotę odwaliliśmy za ciebie. Teraz wybierz sobie swój prezent urodzinowy - zarechotał jeden z nich i uśmiechnął się obleśnie w naszym kierunku. Ktoś inny ściągnął jubilatowi opaskę z oczu.
Nawet tak przerażona potrafiłam zobaczyć, że jest przystojny. Nawet bardzo. Niebieskie oczy przesłonięte były ciemnymi kosmykami, które musiał odgarnąć, żeby cokolwiek widzieć. Przede wszystkim nas. Jego wzrok od razu spoczął na mnie, Trudno się dziwić. Nawet zakurzone, moje włosy miały ognisty kolor. Jednak szybko przesunął go na inne dziewczyny. W pewnej chwili dotarło do mnie, że chcę aby to mnie wybrał. Zawsze lepiej jest mieć do czynienia z jednym oprawcą, a nie z całą ich gromadą. Zwłaszcza, że nie należeli do najdelikatniejszych. Moje serce zrobiło mały piruet, gdy po kilku minutach wreszcie wybrał mnie .
- Cholera, zabrałeś nam najlepszą niunię. Oczami wyobraźni widziałem jak łapię te rude kłaki i...
Wykonał kilka szybkich ruchów biodrami. W przód i w tył. W przód i w tył. Tak bardzo dziękowałam, że to nie on obchodził urodziny.
- Chciałem zabrać też cztery pozostałe, ale mam przypływ miłosierdzia. Jared, ty lubisz takie młodziutkie, nie?
Blondwłosy mężczyzna o wyglądzie seryjnego mordercy uśmiechnął się półgębkiem, ale nic nie powiedział. Wpatrywał się w twarzyczkę czternastolatki.
Jubilat wyciągnął różdżkę i oswobodził mnie z więzów. Upadłam na kolana, ale on zaraz szarpnął mnie w górę. Zabrał od kolegi coś, co później, okazało się być moją złamaną różdżką.
Wprowadził mnie do swojego mieszkanka, które stało na skraju obozu. Znajdowało się w dwupiętrowym, niewielkim bloku. Posiadało łazienkę, sypialnię i salon połączony z kuchnią.
- No więc śpisz na kanapie w salonie. Do twoich obowiązków zalicza się utrzymywanie w czystości mieszkania i gotowanie. Chyba, że nie potrafisz gotować, wtedy skorzystam ze zwykłej stołówki. Generalnie powiem ci, że opłaca się być grzeczną dziewczynką i mnie słuchać. Naprawdę jesteś ładna. - Przejechał palcem po moim policzku. - Szkoda by było, gdybym musiał odesłać cię do burdelu albo krwiopijców. Bądź przydatna, to nie wyjdziesz na tym źle.
Odszedł kawałek w kierunku łazienki i myślałam, że na tym koniec. Wtedy mnie zawołał.
- No chodźże tu. Nie będę się z tobą pieprzył, jak jesteś taka brudna. Umyj się.
Gdy wyszedł dalej świętować urodziny, zwinęłam się na łóżku w kulkę i płakałam przez godzinę. Nie potrafiłam nie myśleć o tym co się przed chwilą stało. Czułam się taka brudna. Krew na plecach powoli zasychała. Otarcia szczypały. Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Mogłam tylko leżeć i płakać. Płakać nad tym, że miałam nieszczęście urodzić się mugolakiem.
Wrócił nad ranem. Udało mi się zdrzemnąć, ale na odgłos szczękania klucza w zamku zbudziłam się natychmiast. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i stanęłam pod oknem, mając nadzieję, że mnie nie zauważy. Zauważył.
- Co tak stoisz? Chodź tu.
Łzy same pociekły mi po policzkach, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Posłusznie wślizgnęłam się ponownie na łóżko i czekałam na jego ruch. Rozebrał się powoli i ku mojemu zaskoczeniu wszedł pod kołdrę. Odgiął część i spojrzał wyczekująco na mnie. Położyłam się obok niego i od razu poczułam smród Ognistej Whiskey. Nie przeszkadzało mi to jednak, bo poczułam jak jego ramię oplata mnie i z sekundy na sekundę się luzuje. Zasnął w ciągu kilku chwil.
Czy nie myślałam wtedy o ucieczce? Oczywiście, że tak. Jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że zerwie się i zabije, gdy tylko poczuje, że próbuję się wydostać. Zasnęłam, mając nadzieję zebrać siły na kolejny dzień.
Kilka następnych dni wyglądało właściwie tak samo. Wstawałam, szykowałam mu śniadanie, potem zazwyczaj się do mnie dobierał i wychodził na prawie cały dzień. Wracał jedynie na obiad, a potem na kolację. Wieczorem przed pójściem spać znów musiałam być panienką do towarzystwa. Jednak te cielesne spotkania nie były już takie jak to pierwsze. Był spokojniejszy, ostrożniejszy. Nie zranił mnie już nigdy więcej. Czasami nawet był po prostu delikatny.
Gdy znikał na całe dnie, czytałam. Jak na mordercę miał pokaźny stos książek. Zaczytywał się głównie w kryminałach. Niespecjalnie lubiłam ten gatunek, ale moich ukochanych romansów tu nie było. Zresztą życie miało mi przygotować romans lepszy niż w książkach.
Po około tygodniu zobaczyłam Eryka. Pracował z innymi przy budowie ogromnego kotła, który miał posłużyć do warzenia jakiegoś niezwykle ważnego eliksiru. On też mnie zobaczył. Próbował do mnie podbiec, ale strażnicy od razu go zaatakowali. Słyszałam jego krzyki i moje imię. Chociaż serce mi pękało, nie spojrzałam w jego kierunku. Pozwoliłam się objąć Nathanielowi i szłam dalej. Wtedy jeszcze nie wiedział, że uratowałam mu tym życie.
Nasze wspólne pożycie powoli zaczynało przypominać rodzinną sielankę. Od czasu do czasu przynosił mi smakołyki ze stołówki i niewielkie prezenty, takie jak bukiecik stokrotek czy porcelanową laleczkę, która tańczyła na stole. Byłoby wręcz idealnie, gdyby nie fakt, że nadal pozostawałam jego niewolnicą i dookoła ginęli ludzie.
Któregoś wieczoru, gdy siedziałam na kanapie i czytałam książkę, przysiadł po drugiej stronie mebla i zaczął mi się przyglądać. Odłożyłam tom i przekrzywiłam głowę.
- Co? - zapytałam śmiało, bo już od jakiegoś czasu miałam więcej swobody w naszych relacjach.
- Jak właściwie masz na imię?
Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.
- Alice. Miło, że pytasz.
- Alice - szepnął i przysunął się do mnie. - Ładnie.
A potem złapał za brodę i pocałował. Z początku siedziałam oniemiała, nie wiedząc co robić. Wkrótce jednak dałam się ponieść i zaczęłam oddawać pocałunek. Wtedy właśnie po raz pierwszy się kochaliśmy.
Od tamtego wieczora wszystko się zmieniło. Nie musiałam już sprzątać. Przysłano nam do tego nową dziewczynę. Miała na imię Isabella i miała piętnaście lat. Pomagałam jej przemycać nieco jedzenia do mieszkań dla niewolników. Co jakiś czas nawet udawało mi się ukraść środki medyczne. Obie wiedziałyśmy, że możemy za to zginąć. Ona i tak nie miała życia, a ja byłam pewna, że w razie czego Nathaniel mnie z tego wyciągnie. Zresztą nie byłam już kimś takim jak Isabell. Byłam kimś więcej.
W dniu, w którym Nathaniel mnie wybrał dostałam na ramię opaskę w kolorze czerwonym. Oznaczało to, że byłam "osobistą niewolnicą". Później czerwień zmieniła się na zieleń i byłam "kochanką dowódcy". Nigdy nie dowiedziałam się jaki stopień tak właściwe nosił Nathaniel i czy w ogóle mieli tam jakieś stopnie. Ważne było to, że mogłam chodzić po obozie bez żadnych ograniczeń i nikt nie mógł mnie nagabywać.
Z początku inni niewolnicy patrzyli na mnie z nienawiścią, ale Isabella zadbała o to, żeby dowiedzieli się, kto im pomaga. Pomoc może i nie była znacząca, ale chociaż w niewielkim stopniu pozwalała im przetrwać i czekać na dzień, w którym ich los się odmieni.
Zawsze zastanawiało mnie dlaczego po złamaniu różdżek ich nie wyrzucali. Pewnego dnia miałam nieszczęście się tego dowiedzieć. Jeden ze strażników wybrał sobie jedną, z leżącego na ziemi kociołka i szybko rozerwał na dwie części. Gdzieś w obozie rozbrzmiał krzyk. Damski krzyk pełen cierpienia. A wtórował mu rechot strażnika. Wydzieranie magiczngo rdzenia to kolejna dawka paraliżującego bólu.
Gdy układałam ubrania Nathaniela, z górnej półki szafy spadła srebrna maska. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Domyślałam się kim są ci, którzy nas więzili. Harry Potter przegrał, więc Lord Voldemort przejął władzę nad Wielką Brytanią. Szykował atak na resztę Europy. A do tego potrzebna była mu nasza krew.
Śmierciożercy pracujący w obozie byli tak pewni swego, że nie nosili masek. Sądzili, że i tak nikt się nie wydostanie, więc po co chodzić w niewygodnym metalu na twarzy. Szkoda by było, żeby oblicze Nathaniela schowało się za maską.
Eryka poznałam na pierwszej lekcji zielarstwa. Był urodzonym fajtłapą, więc ciężka donica spadła mu na nogę. Najpierw pomogłam mu się pozbierać, a potem odprowadziłam do Skrzydła Szpitalnego. Później jakoś poszło. Wspólne gry i zabawy, odrabianie lekcji, pocałunki. Kończąc szkołę byliśmy nierozłączni. Byliśmy zaręczeni. Nie planowaliśmy jednak ślubu. Było nam dobrze tak jak było. Do czasu tego felernego wyjścia do wesołego miasteczka.
Drugi raz zobaczyłam go po prawie miesiącu. Wyglądał jak wrak człowieka. Miał zmierzwioną brodę, brudną cerę i przekrwione oczy. Wyrobione przez ten czas mięśnie wcale nie wyglądały zdrowo. Odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Ruszyłam dalej w kierunku łaźni.
Pewnego popołudnia Nathaniel wrócił na obiad z naręczem toreb i torebeczek. Był w znakomitym humorze. Cmoknął mnie tylko w czubek głowy i pognał do sypialni. Zaciekawiona wstałam i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby pomarudzić na stygnący posiłek. Rozkładał pakunki na łóżku. Gdy skończył, stanął obok.
- I jak?
- Ale co jak? Co to jest?
Spojrzał na mnie jakbym dopiero dziś się urodziła. Prawie do mnie podbiegł, złapał i wygiął do tyłu niczym w tańcu.
- Nie słyszysz jak wszyscy mówią o dorocznym balu na cześć Czarnego Pana?
- Coś tam słyszałam, ale... postaw mnie, krew mi spływa do mózgu.
Zrobił to co mu kazałam. Zdążył mnie jeszcze pocałować.
- Ale co?
- Ale nie sądziłam, że się na niego wybieramy. Znaczy ty tak, ale ja... co miałabym tam robić.
- Towarzyszyć mi jako partnerka, to jasne.
Spojrzałam na pakunki. Z jednego z nich wystawała butelkowozielona satyna.
- Kupiłeś mi sukienkę?
- Sukienki - prawie wykrzyknął podekscytowany. - Nie wiedziałem, która ci się spodoba.
Kilka godzin upłynęło mi na ubieraniu się, fryzowaniu i malowaniu. Nathaniel zadbał o wszystko. Mogłabym otworzyć gabinet kosmetyczny, gdybym tylko chciała. Gdybym tylko nie znajdowała się w niebie pośrodku piekła.
- Wyglądasz olśniewająco!
- Ty również.
Naprawdę tak wyglądał. Czerń szaty wyjściowej wcale nie kojarzyła mi się z jego mroczną naturą. Było mu w niej dobrze. Jego uśmiech zmalał, gdy przewiązywał mi ramię zieloną opaską.
- Słuchaj... to, że nie do końca jesteś moją niewolnicą, nie może wyjść poza ten dom. Dlatego nie denerwuj się, gdy będę trochę tobą pomiatał. Nie skrzywdzę cię, nie obawiaj się. I nikomu na to nie pozwolę.
Chyba musiałam mieć dość niewyraźną minę, bo złapał mnie za rękę i pocałował w satynową rękawiczkę.
- Sama wiesz, że ktoś taki jak ja nie może być z taką jak ty. Nie oficjalnie.
- Rozumiem.
Nie rozumiałam. Widać było po nim, że się zakochał. Czułam to w każdym geście i dotyku. Nie rozumiałam, jak Voldemort i jego plan mordu może być silniejszy niż miłość.
Oczywiście Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać nie przybył. Nikt tego po prawdzie nie oczekiwał. Przyjęcie było nad wyraz wystawne, zważywszy na miejsce, w którym się odbywało. Młodzi niewolnicy i niewolnice usługiwali do stołu bardzo skąpo odziani, co wywoływało ogólną radość zebranych. Nie mogłam patrzyć jak obleśne, grube palce obmacują ich młode ciała. Co jakiś czas przymykałam powieki. Brunetka, którą widziałam na samym początku, położyła przede mną talerz z parującą zupą z raków. Zauważyłam wtedy, że nie ma małego palca u prawej dłoni. Nadal walczyła. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Przyjęcie trwało i Nathaniel mimo swoich zapowiedzi ani razu mnie nie upokorzył. Tańczył ze mną całą noc, dolewał mi alkoholu i ściskał moje udo pod stołem w pocieszycielskim geście.
- Mogę iść się przewietrzyć? - zapytałam, gdy usiedliśmy po wyjątkowo szybkim tańcu.
- Jasne, po co pytasz. Też pój... O, witam Alastorze. Idź sama. Dołączę do ciebie później.
Ucieszyłam się, że nie zmusił mnie do rozmowy z tym człowiekiem. Miał paskudną twarz. Brakowało mu kawałka nosa. Też miał swoją kochankę. Ona jednak pozostawała tylko niewolnicą. Do gustownej obroży na szyi przypięta była smycz, której koniec spoczywał w ręku jej pana.
Chłód powietrza trochę mnie otrzeźwił. Wdychałam powietrze i właśnie wtedy do mnie dotarło, że wszyscy Śmierciożercy są w środku. Nikt, dosłownie nikt nie pilnował obozu. Ich buta była tak przeogromna, że nie wystawili straży.
Działałam instynktownie. Pobiegłam prosto do męskiego bloku i znalazłam salę, na której spali. Przed wejściem wyprostowałam suknię i przybrałam władczy wyraz twarzy.
- Proszą na salę Eryka Wooda. Jeden z tragarzy... nie jest w stanie już pracować.
Mimo iż wygłodniały wzrok tabunu mężczyzn mnie przeraził, nie pokazałam tego. Uważnie przyglądałam się mojemu chłopakowi, który ociężale wstawał z materaca i szedł w moją stronę.
- Co, czyżby twój pan używał zabaweczki na posyłki? - zapytał, gdy znalazł się wystarczająco blisko.
Zabolało mnie to bardziej niż byłam w stanie powiedzieć.
- Jak widać.
W milczeniu przeszliśmy kilka kroków i wtedy dotarł do nas dźwięk wymiotującego człowieka. Wyjrzałam zza róg i dostrzegłam jednego z przyjaciół Nathaniela. Miał nieco zielonkawą cerę, a strużki cieknące po brodzie śmierdziały. Odwróciłam się w stronę Eryka.
- Na co czekasz? Atakuj!
Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Nie wiem skąd w nim była taka siła, ale przewrócił Śmierciożercę. Ja doskoczyłam do niego, wypinając w między czasie szpilę z włosów. Wbiłam ją prosto w szyję. Mężczyzna zacharczał, wypluł nieco krwi i zamarł. Eryk przyglądał mi się podejrzliwie.
- Co ty robisz?
- Uciekam razem z tobą.
Wyszarpałam różdżkę ze spodni trupa i spojrzałam na niego wojowniczo.
- Chyba, że masz zamiar tu zostać.
Złapał moją twarz w dłonie i pocałował z namiętnością, której się po nim nie spodziewałam.
- Ty nie? Przez cały ten czas nie...
- Oczywiście, że nie. Chodź.
Pociągnęłam go za rękę i pobiegliśmy do bramy. Chciało mi się śmiać w głos, gdy zobaczyłam, że wieże strażnicze są puste. To byli jednak idioci, zapatrzeni w siebie idioci.
- Alice.
Z cienia jednej z wież wyszedł Nathaniel. Stanął prosto na drodze do naszej wolności. Spojrzał na nasze splecione dłonie. W swoich rękach trzymał moją złamaną różdżkę. Mimo tego całego uczucia, jakim mnie darzył, cały czas miał ją w pogotowiu. Specjalnie na taką właśnie okazję.
I wtedy ją upuścił. Moją różdżkę. Upuścił i odszedł na bok. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. Wprost do ucha wyszeptałam, że dziękuję. A potem go zabiłam.
Pytana po wielu latach dlaczego to zrobiłam, z całą pewnością mogę powiedzieć, że uratowałam go od cierpienia, jakie czekało by na niego z rąk innych Śmierciożerców. Odbierając mu życie, dałam mu łaskę, o której pewnie nawet nie zamarzył.
- Czy Pani go kiedykolwiek kochała?
- Nie, nigdy.
Dla Bartusia, że próbował nie doprowadzić do śmierci N.
Wybitny! | 100% | [5 głosów] | |
Powyżej oczekiwań | 0% | [0 głosów] | |
Zadowalający | 0% | [0 głosów] | |
Nędzny | 0% | [0 głosów] | |
Okropny | 0% | [0 głosów] |
Ma ktokolwiek chusteczki? Ktokolwiek? Opowiadanie jest cudowne, opisy mnie powaliły, tak jak samo opowiadanie i raczej szybko nie wstanę. Jeszcze nie spotkałam się z takim tematem. Idę do emo kącika popłakać sobie. W kazdym razie czudo.