.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
Różdżka: 11cali, różane drzewo, sztywna, włos jednorożca
"Gryfek otworzył drzwiczki. Ze środka buchnęły kłęby zielonego dymu, a kiedy się rozwiały, Harry'ego aż zatkało. Wewnątrz były góry złotych monet. Kolumny srebrnych. Stosy małych brązowych knutów.
-To wszystko twoje-oświadczył z uśmiechem Hagrid."
"Harry przełknął ślinę i rozejrzał się.Zdał sobie sprawę, że musi się znajdować w skrzydle szpitalnym. Leżał w łóżku, w białej pościeli, a obok stał stolik, zastawiony czymś, co przypominało wystawę sklepu ze słodyczami.
-To prezenty od twoich przyjaciół i wielbicieli-powiedział rozpromieniony Dumbledore.-To, co się wydarzyło w podziemiach, jest ścisłą tajemnicą, więc oczywiście wie o tym cała szkoła. Przypuszczam, że to twoi przyjaciele, panowie Fred i George Weasleyowie są odpowiedzialni za próbę przysłania ci tutaj sedesu. Zapewne uważali, że to cię rozbawi. Pani Pomfrey uznała to jednak za sprzeczne z wymogami higieny i skonfiskowała ów dar."
"-No, ale dość pytań. Radzę ci zabrać się do tych słodyczy. Ach! Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta! W młodości miałem pecha, natrafiając na fasolkę o smaku wymiocin i od tego czasu raczej za nimi nie przepadam... ale ten kolor to chyba toffi, co?
Uśmiechnął się i włożył do ust złotobrązową fasolkę, po czym zakrztusił się i wymamrotał:
-Niestety! Woszczyna z uszu!"
"Ron pogrzebał w fałdach szaty, wyszarpnął różdżkę, wrzasnął: "Zapłacisz mi za to Malfoy!" i pod łokciem Flinta wymierzył nią w twarz Malfoy'a.
Donośny huk odbił się echem po stadionie, z końca różdżki wystrzelił strumień zielonego ognia, ugodził Rona w żołądek i przewrócił na trawę.
-Ron! Ron! Nic ci się nie stało?-zapiszczała Hermiona.
Ron otworzył usta, ale nie wyszło z nich ani jedno słowo. Zamiast tego beknął potężnie i z ust wypadło mu na podołek kilkanaście ślimaków."
Dla Freda i George'a był to jeszcze jeden powód do wygłupów. Zdarzało się, że szli przed Harrym korytarzami, wołając:
-Przejście dla dziedzica Slytherina, potężnego czarnoksiężnika!
Percy był wyraźnie zgorszony takim zachowaniem.
-To wcale nie jest powód do śmiechu-skarcił ich za którymś razem.
-Zjeżdżaj, Percy-odpowiedział Fred.-Harry się śpieszy.
-Tak, zasuwa do Komnaty Tajemnic na filiżankę herbaty ze swoim jadowitym sługą -dodał George chichocąc"
"Hermiona pozwoliła, żeby szata opadła. Ron cofnął się gwałtownie.
Jej twarz pokrywało czarne futerko. Miała żółte oczy, a spomiędzy włosów na głowie wystawały ostro zakończone uszy.
-To był... włos k-kota!-zawyła-M-milicenta Bulstrode m-musi mieć kota! A t-tego eliksiru nie używa się do t-transmutacji zwierząt!"
"-A niech to!- powiedział Dumbledore, kręcąc głową, a jego srebrne wąsy dziwnie zadrgały.-Nadziałeś się na własny miecz Gilderoy?
-Miecz?-zdziwił się Lockhart.-Nie mam żadnego miecza. Ale ten chłopiec ma.-Wskazał na Harry'ego.-Może ci pożyczyć."
"Teraz zrobiła się już zupełnie okrągła, wyglądała jak olbrzymia dynia ze świńskimi oczkami, z której sterczały dziwacznie ręce i nogi, i unosiła się coraz wyżej, wydając z siebie krótkie zduszone kwiki."
"Wyskoczył zza krzaka i wyciągnł różdżkę.
-EXPECTO PATRONUM!-ryknął.
Tym razem z końca jego różdżki nie wystrzelił bezkształtny obłok srebrzystej mgiełki. Tym razem wystrzeliło z niej oślepiająco srebrzyste zwierzę. Zmrużył oczy, by je zobaczyć. Przypominało konia. Pogalopowało cicho po czarnej powierzchni jeziora. Zniżyło łeb i natarło na dementorów... teraz krążyło krążyło wokół ciemnych kształtów na ziemi, a dementorzy pierzchali w popłochu, ginąc w ciemnościach..."
"Ja wcale nie żartuję, panie Weasley-powiedział-choć teraz jak już pan o tym wspomniał, przypomniał mi się znakomity dowcip, który usłyszałem tego lata, o trollu, wiedźmie i krasnoludku, którzy wchodzą do baru i...
Profesor McGonagall odchrząknęła głośno.
-Ee... ale może nie czas, żeby...-zmieszał się Dumbledore.-Na czym to ja skończyłem? "

"Długie srebrnoblond włosy spływały jej prawie do pasa. Miała duże ciemnoniebieskie oczy i bardzo białe równe zęby"
"Ugiął lekko kolana, by schować się za Harrym, bo właśnie przechodziła Fleur Delacour, a wyglądała absolutnie olśniewająco w sukni z srebrnoszarego atłasu."
"(...) w ogóle nie wyglądała jak Hermiona. Zrobiła coś z włosami: nie były już gęste i splątane, ale gładkie i lśniące, upięte w wytworny kok z tyłu głowy. Miała na sobie suknię z jakiejś zwiewnej, niebieskiej jak kwiaty barwinka tkaniny, a trzymała się też zupełnie inaczej niż zwykle-a może tylko mu się tak wydawało, bo nie dźwigała ze dwudziestu książek. I uśmiechała się-trochę nerwowo co prawda, ale teraz widać już było wyrażnie, że ma ładne, kształtne zęby."
"Była ładna nawet wtedy, kiedy miała zaczerwienione i zapuchnięte oczy.
(...)
Była już tak blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie.
(...)
Nie był w stanie myśleć. Czuł dziwne mrowienie w całym ciele, paraliżujące ręce, nogi, mózg.
(...)
Była stanowczo za blisko. Widział łzy przyklejone do jej rzęs."
"Katie uniosła się nagle w powietrze, nie tak jak Ron w sypialni Gryfonów, zawieszony komicznie za kostkę u nogi, tylko z wdziękiem, z rozpostartymi ramionami, jakby zamierzała pofrunąć. Było w tym jednak coś niedobrego, coś dziwnego... Szarpane wiatrem włosy omiatały jej twarz, ale oczy miała zamknięte, a twarz całkowicie pozbawioną wyrazu. Harry, Ron, Hermiona i Leanne zatrzymali się, patrząc ze strachem.
A potem, jakieś sześć stóp nad ziemią, Katie nagle okropnie krzyknęła. Otworzyła oczy, ale to, co widziała, albo co czuła, musiało sprawiać jej straszliwe cierpienie, bo wrzeszczała jak opętana. "
.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.
