Starałam się poprawić... Mam nadzieję, że ta część wyszła lepiej.
Blask zachodzącego słońca muskał moją twarz ciepłymi promieniami. Siedziałam samotnie na klifie i z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Ich melodie działały na mnie uspokajająco. Źdźbła trawy pochylały się pod naporem powietrza, a zapach kwiatów przypominał mi chwile spędzone z przyjaciółmi. Jeszcze nie tak dawno siedzieliśmy razem na Błoniach, a Mia plotła wianki ze stokrotek. Jak ja za nimi tęsknię...
Nagle coś odwraca moją uwagę. Przeraźliwy krzyk, odbijający się echem od ścian sprawia, że gwałtownie otwieram oczy. W tej właśnie chwili moje fantazje pryskają jak bańka mydlana. A jednak to prawda...
Jestem w lochu Śmierciożerców.
***
- Paniczu... Pani cię wzywa. - Głos skrzata wyrywa mnie ze snu.
Uśmiech momentalnie znika z mojej twarzy, a zastępuje go zimna obojętność. Patrzę ze złością na skrzata, który miał czelność mnie obudzić.
- Przekaż jej, że zaraz przyjdę. - Dźwięk, który wydobywa się z moich ust, jest łudząco podobny do syku prawdziwego węża.
Po chwili skrzat znika, a ja czochram ręką włosy. Zapowiada się kolejny, nudny dzień.
W salonie czeka już na mnie matka. Jej ciemne oczy wpatrują się we mnie z jakimś dziwnym blaskiem, czerwone usta ułożone są w szaleńczym uśmiechu, a czarne loki ma niedbale związane, ale taki jest już jej urok.
- Matko - mówię chłodno i skłaniam głowę w geście pozdrowienia.
- Oh, Kai... Co tak oficjalnie? - Jej głos ma zaskakująco wesołą barwę.
Coś się stało. Lub dopiero się wydarzy...
- Dlaczego mnie wezwałaś? - pytam i patrzę na nią podejrzliwie.
Mimo że znam ją już od dawna, to i tak wątpię, żeby na świecie był ktoś, kto kiedykolwiek był w stanie ją zrozumieć. Są nawet czasem takie dni, gdy myślę, że jest bardziej psychiczna od Vold... znaczy się od Czarnego Pana. Tak, właśnie to miałem na myśli.
- Mam dla ciebie niespodziankę - mówi moja matka i wybucha śmiechem - Myślę, że ci się spodoba.
- Co masz na myśli? - Staję się coraz bardziej podejrzliwy.
Bellatrix przekrzywia głowę i przypatruje mi się badawczo. Jej mina mówi tylko jedno. Jest czymś bardzo podekscytowana.
- Nie chcesz odwiedzić naszego więźnia? - pyta, mimo że zna odpowiedź.
***
Szczerze mówiąc, to spodziewałem się jakiś krzyków czy płaczu... Ale nie tego.
Z celi, do której zmierzaliśmy, słychać było... Śmiech. Ale nie jakiś histeryczny albo wymuszony. Po prostu zwykły śmiech.
Jednak nie to mnie przerażało. Najgorsze było, że ten śmiech był dziwnie znajomy.
Wchodzę do środka i pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to jeden ze Śmierciożerców, który cały we krwi stoi na środku celi i krzyczy na jakąś osobę siedzącą w cieniu. Ta krew jednak nie należy do niego, bo nie ma na nim żadnych ran i wygląda całkiem normalnie.
O ile jednego z popleczników Czarnego Pana można nazwać normalnym.
- Zostaw nas samych. Teraz moja kolej - mówię i odprawiam go machnięciem ręki.
Bo niezależnie od tego, czy on tego chce czy nie, musi być posłuszny temu, kto ma wyższą rangę. Czyli w tym przypadku mnie.
Chwilę później już go nie ma. Zostałem sam. Ze szpiegiem.
- Możesz już wyjść - mówię władczym tonem.
Z kąta dobiega ciche prychnięcie.
- Nie sądzę, żeby to było konieczne... - odpowiada kpiącym głosem.
- Masz mnie słuchać! - Jestem wściekły.
Nie miałem pojęcia, że jedna odpowiedź może aż tak zdenerwować człowieka.
- Skoro nie robiłam tego dotąd, to niby czemu miałabym to zrobić teraz?
Jej pytanie na chwilę zawisa w powietrzu. Ja jednak nie wytrzymuję długo. Złość przejmuje nade mną kontrolę. Moja pięść ląduje z hukiem na ścianie, a po mojej ręce spadają odłamki skalne.
- Kai... - wzdycha dziewczyna. - Uspokój się, bo ci jeszcze żyłka pęknie.
- Skąd znasz moje imię? - Złość ustępuje na chwilę miejsca zaskoczeniu.
Z cienia wynurza się drobna sylwetka. Jej brzoskwiniową skórę zdobią szramy, a czerwone włosy są w niektórych miejscach pozlepiane od krwi. Mimo to w jej oczach tańczą tajemnicze ogniki, a jasne usta wygięte są w szyderczym uśmiechu.
- Już nie poznajesz swojego "wroga"? - pyta dziewczyna i nieznacznie krzywi się przy ostatnim słowie.
Na mojej twarzy na chwilę pojawia się zdziwienie, ale na szczęście szybko udaje mi się opanować. Czyżby ona... Nie, to nie możliwe. A może jednak? Może ona nie chce, żebyśmy byli wrogami?
Nie. Stop! Ona jest półkrwi, a do tego stoi po stronie Zakonu. Jest moim wrogiem. Kimś, kogo muszę wyeliminować, by mieć prostą drogę do zwycięstwa.
- No proszę... To jednak ty. Spodziewałem się kogoś bardziej odpowiedniego. Jeśli wiesz, o co mi chodzi - odpowiadam z iście Ślizgońskim uśmiechem.
- Jeśli mam być szczera, to też myślałam podobnie. Byłam pewna, że przyślą tu jakiegoś prawdziwego Śmierciożerce, a nie ciebie. Gdyby przyszła tu na przykład twoja matka, to bym się nie zdziwiła. - Jej głos jest nasączony jadem, a oczy ciskają we mnie piorunami.
Trawi mnie gniew, ale mimo to nadal stoję i z obojętnością wpatruję się w dziewczynę.
- Uważaj na to, co mówisz, bo może się to obrócić przeciwko tobie - stwierdzam, a z mojej różdżki wystrzela promień czerwonego światła.
Czerwonowłosa upada na kolana. Jest jednak uparta, bo z jej ust nie wydobywa się nawet jęk. Chwilę później upada nieprzytomna na ziemię. I tak dużo wytrzymała. To mogło ją zabić. Nie dość, że była wykończona po wcześniejszych torturach, to jeszcze oberwała Crucio.
Teraz mam pewność, że jest silna. Może nawet uda mi się jej pomóc.
Rozglądam się w obawie czy nikt nie idzie i klękam przy niej. Biorę jej drobną dłoń w swoją, a drugą odgarniam jej z twarzy kosmyk włosów.
- Przepraszam, Skylar... - szepczę, po czym odwracam się i wychodzę z lochów.
Ta część podoba mi się jeszcze bardziej niż poprzednia. W ogóle uwielbiam autorów, którzy tak szybko starają się wprowadzić nasze dobre rady w życie, a Ty jak widać do takich należysz. Oczywiście nadal bywały błędy, niekiedy był zły zapis dialogu (jak kończysz wypowiedź kropką, po myślniku zaczynaj słowo od wielkiej litery), ale już nie było przesytu tych trzykropków nieszczęsnych.
Musisz też pamiętać, by przed dodaniem fan ficka kliknąć na samym dole opcje "podgląd". Czasami przy kopiowaniu tekstu na naszą stronę, pojawiają się "erki" albo sam tekst jest ułożony nieco inaczej. U Ciebie brakowało niekiedy spacji, szczególnie właśnie między myślnikami. Musisz na to spojrzeć i takie rzeczy poprawiać
Co do samej treści, łaał. Mamy tutaj syna Belli. W ogóle sam opis Bellatrix to jest coś pięknego. Aż przytoczę:
Bardzo mi się podoba. Pamiętaj że w "mimo że" nie stawiamy przecinka, to całe wyrażenie.
Co do tego fragmentu jeszcze... skoro on upomina się, by nawet w myślach zamiast Voldemort mówić Czarny Pan, to musisz być konsekwentna. Później w lochach bohater już normalnie mówił Voldzio (co w ogóle jest niedopuszczalne w opowiadaniach, takie skróty). Jak już ma mówić Czarny Pan to niech też w myślach tak ma.
Jestem ciekawa tej dziewczyny. Czekam na więcej ;D