Do zakończenia roku szkolnego pozostaje tylko jeden dzień.
Z dedykacją dla Any Black.
Słońce pojawiło się na niebie już parę godzin temu. Mimo tego czarnowłosy czarodziej wciąż pogrążony był w głębokim śnie. Spał, spał, spał i nie miał zamiaru wstać. Do tej pory leżał spokojnie, ale teraz lekko ruszał nogami tak, jakby gdzieś szedł i nagle poruszył się gwałtownie.
Czerwona lokomotywa wjechała na peron, ciągnąc za sobą sznur wagonów. W końcu z wielkim piskiem zatrzymała się i tłum dzieci w różnym wieku w jednej chwili zapełnił peron. Było ich setki, lecz jego najbardziej interesowało troje z nich – Lily, Albus i James Potter. Szybko jednak odnalazł swoich synów, ale nigdzie nie widział córki.
- Al, James, gdzie zgubiliście siostrę? - spytał.
Bracia popatrzyli po sobie zastanawiając się, czy powiedzieć ojcu to, co widzieli. W końcu odezwał się Albus.
- Yyy... Tam – powiedział krótko, wskazując w prawą stronę.
To, co ujrzał Harry przeszło jego wszelkie wyobrażenia. Lily Potter, tak, jego mała Lily całowała się ze Scorpiusem Malfoyem! Tego już było za wiele.
- LILY!
***
Harry Potter cały czerwony na twarzy usiadł prosto na swoim łóżku. Od razu sięgnął po okulary, które tradycyjnie leżały na małej szafce obok łóżka. Założył je i rozejrzał się po pokoju. Na parapecie za oknem siedziały dwie sowy: pierwsza, duża, szarobura z lekko zakrzywionym dziobem z pewnością należała do Lily, druga zaś, nieco mniejsza była „listonoszką” roznoszącą gazety. Harry spojrzał na drugą stronę łóżka, gdzie jeszcze powinna spać jego małżonka. Nie było jej.
- Ginny? - rzucił niepewnie w przestrzeń.
Cisza. Auror wpatrywał się w to miejsce przez dłuższą chwilę. Gdzie ona mogła być? Porwanie? Niee, to odpada, dom jest za dobrze chroniony. Więc co? Z rozmyślań wyrwał go cichy stukot w szybę – to sowa z „Prorokiem Codziennym” prosiła, by wpuścił ją do środka. Harry wstał, podszedł do okna i je otworzył. „Listonoszka” upuściła gazetę i wyciągnęła nóżkę, do której był przywiązany woreczek, a ptak Lily wleciał do klatki Puchacza Ginny - Karolka, który nie wrócił jeszcze z nocnych łowów. Mężczyzna wrzucił do woreczka pieniądze, a sowa natychmiast odleciała.
- A ty co dla mnie masz, Afryko? - spytał się sowy.
Odpowiedziała mu cichym „hu – hu” i wyciągnęła nóżkę z listem do przodu. Harry odwiązał go i od razu zaczął czytać.
Drodzy Rodzice!
Proszę, nie wierzcie w ani jedno słówko Rity Skeeter. To kłamstwa. Lubię Scorpiusa, ale go nie kocham. Proszę, nie przejmujcie się tą sprawą.
Chciałam Was poprosić, byście zaopiekowali się Afryką. Ostatniej nocy miała wypadek - leciała i jakimś cudem uderzyła o drzewo. Powiedziałam Hagridowi, co się stało. Zabandażował Afryce ogonek i skrzydło, ale powiedział, że musi odpocząć. Nie mam zaufania do szkolnych sów, więc powierzyłam to zadanie jej. Odpowiedź, na którą czekam, wyślijcie Karolkiem. Nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy!
Lily
PS. Afryka przepada za orzeszkami w karmelu!
Harry westchnął i położył list na poduszce. Założył kapcie, wziął do ręki różdżkę, machnął nią i pomruczał coś pod nosem. Po chwili w dłoni trzymał paczkę orzeszków w karmelu i wodę mineralną w półlitrowej butelce. Wsypał do klatki trochę orzechów i napełnił małą miseczkę wodą, po czym udał się do kuchni.
Gdy wszedł do pomieszczenia, w którym się gotuje (ostatnio jego ulubionym), pierwsze, co przykuło jego uwagę była mała, żółta karteczka położona na stole. Podszedł do stołu, usiadł na krześle i wziął papierek do ręki.
Harry,
wychodzę do sklepu i paru innych miejsc. Niedługo wrócę.
Ginny
Westchnął i uśmiechnął się. Ginny była cudowna. Nie dość, że zostawiła karteczkę z informacją, to jeszcze poszła zrobić za niego zakupy. Skoro miał to już za sobą, pomyślał, że ulży trochę żonie i on odpisze córce. Zazwyczaj robiła to Ginny. Ponownie podniósł różdżkę i zawołał:
- Accio pergamin! Accio długopis!
Po chwili w powietrzu leciały przywołane przedmioty. Harry, który miał już dosyć piór i atramentu, złapał pergamin i długopis, który miał pogryzioną końcówkę – Wybraniec, gdy zastanawiał się, co napisać, zawsze lekko ją obgryzał. Tak było i tym razem. Po dwudziestu sekundach gryzienia skuwki zaczął wreszcie pisać.
Droga Lily
O tym artykule porozmawiamy na spokojnie w domu, dobrze? Twoja mama twierdzi, że to nic takiego („na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to nieprawda”), ale ja sądzę trochę inaczej. Powiedz mi proszę chociaż, do jakiego Domu trafił ten Scorpius?
Dobrze, zaopiekujemy się Afryką, o to się nie martw. Już dostała porcję orzeszków.
Ja również nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy!
Tata
Harry zwinął pergamin w rurkę i owinął go gumką recepturką. Wstał i położył go na lodówce. Wtedy usłyszał dźwięk przekręcania klucza w zamku. Do domu weszła Ginny, niosąc w każdej ręce dwie reklamówki.
- Witaj, kochanie. Widzę, że wstałeś – powitała go z uśmiecham.
Harry pokiwał energicznie głową, podpierając się o blat stołu.
- Dzięki, że mnie wyręczyłaś w zakupach – odpowiedział. - Co dziś na śniadanie?
- Ależ Harry! Przecież kupowanie żywności należy do twoich obowiązków! Ja wybrałam się na... hm... „Ubraniowe” zakupy – rzekła z szerokim uśmiechem, a Harry'emu przypomniała się Dolores Umbridge. - Ale przy okazji kupiłam kilka bułeczek, masło... - zaczęła wyliczać, wyjmując z torby jedzenie.
Harry chcąc nie chcąc pocałował ją w policzek i szepnął krótkie „Dziękuję”.
- Przysłali dziś „Proroka”? Zapomniałam wczoraj odwołać... - spytała się Ginny.
- Tak, jest w sypialni. Dostaliśmy list od Lily. Prosi, żebyśmy się nie przejmowali wczorajszą „niespodzianką” i zaopiekowali się Afryką... Miała wypadek. Ale dostała już porcję jedzenia - dodał. - Na list już odpisałem.
- Pierwszy raz od wieków? - spytała retorycznie.
Ginny posłała mu uśmiech i zabrała się za robienie śniadania. Tymczasem z nocnych łowów powrócił Karolek i od razu poleciał z listem.
Gdy Harry jadł już kanapki z dżemem malinowym, Ginny udała się do sypialni. Usiadła na łóżku i wzięła do ręki „Proroka Codziennego”. Zaczęła przerzucać kartki.
- Teraz Al... - mruknęła i z niezadowoleniem pokręciła głową.
Rzeczywiście, tym razem ofiarą artykułu Rity był Albus. Tym razem Skeeter napisała, że Albus hoduje nielegalnie sklątkę tylkowybuchową. Ginny, w obawie, że Harry znowu będzie się martwił, „przypadkiem” wrzuciła gazetę do kominka, w którym szalał ogień.
Minęło kilka godzin. Na zegarku wybiła dwudziesta. Przez otwarte okno do salonu wleciały cztery sowy.
Generalnie mi się podoba. Piszesz ciekawie, lekko się to czyta. Co prawda brakuje mi trochę bardziej dynamicznej akcji, no ale jedna część musi być bardziej spokojna, wprowadzająca, żeby dalej się rozkręcić. Chociaż te listy wydają mi się trochę naciągane. I brakowało mi jakichś żartów; pole do popisu jest duże, jeśli chodzi o szok ojca po pojawieniu się pierwszego chłopaka swojej córki. : D
Poprawiłam kilka przecinków, bo jesteś kolejną osobą, która robi podstawowy błąd.
Harry pokiwał energicznie głową, podpierając się o blat stołu.
Jeśli masz dwa czasowniki, musi być pomiędzy nimi jakieś oddzielenie.