Dlaczego nic nie zrobiłeś, chociaż wiedziałeś, że po ukończeniu Hogwartu staną się Jego sługami?
Gdy wchodzili do gabinetu — przypominali cienie
Lecz może wzrok zmąciły mi tylko płomienie
Szlachetni, wyprostowani — ojczulek ma pieniądze
Czy nim również kierują aż tak mroczne żądze?
Kiedyś przypadkowo zobaczyłem ich czarnych towarzyszy
Na miejscu tych biedaków walałbym samotność, trochę ciszy
Każda z nimi rozmowa — kolejna cięta rana
Czy tak dumni chłopcy padają na kolana?
Lecz może są przykładem niewinnej odwrotności?
Zero krwi na rękach, biała dusza — uosobienie czystości
Są prawie dorośli lecz mają wciąż lat mało
Którego znajdę w lesie rozszarpane ciało?
Czy taki koniec służby sekretnie im się marzy?
Czy może skład rodziny przyzwyczaja do cmentarzy?
Starszy z braci jest poważny, być może ponury
Zastanawiam się — czy lubi pozostałych, czy woli może szczury?
Podobno z rodu Blacków ma wziąć sobie żonę
Lecz ona pociągnie go dalej — dalej w ciemną stronę
Odwracam łeb, zastanawiam się, co się z nimi stanie?
Jak matki mogły pozwolić na takie zaniedbanie?
A może same podsuwały klątwy niczym trunki
Czy za zabójstwo składały dumne pocałunki?
Czy za lat parę spotkamy się wśród mroku zawiłych korytarzy?
Czy zamiast uśmiechu, białą maskę będzie miał na twarzy?
Drugi z braci rozgląda się nerwowo, poszukuje samotności
Czy boi się, że za zdradę, połamią mu kości?
Widziałem jego dziewczynę, mówił na nią „kochanie”
Lecz była mugolką — jej krew pozostała na ścianie
Czy to on powiesił nad sufitem straszne pętle, sznury
Nie mógł tego zrobić — był w Hogwarcie, chroniły go mury
Kto więc zabił dziewczynę, którą strasznie kochał?
Ojciec? Wuj? To przez nich całe noce szlochał?
Powinien od nich odejść — gdzie jest sprawiedliwość?
Służyć ludziom, którzy odebrali mu miłość?
Czy przed inicjacją wspomni swego tatę?
Krew na jego dłoniach, nosząc czarną szatę?
Przyglądam się ponownie — moją bliźniaczą bliznę
Czy bliźniaczą mają również, w głębi duszy, zgniliznę?
Być może starszy sam dokonał wyboru swojej żony?
Być może młodszy sam zamordował? Był ku*rwa szalony?
Dlaczego nie sprowadziłeś ich na dobrą stronę, mój dobry kolego?
Czy prośba o zmianę decyzji pomniejszy twoje ego?
Czy jesteś od nich lepszy? Uśmiechnięty morderca!
Szata na twej piersi skrywa twój brak serca!
Jakim prawem pozwalasz? Nie sprzeciwiasz się temu?
Czy podczas wojny zabijesz braci? Dasz wytchnienie sumieniu?
Dlaczego ich nie powstrzymujesz? Możesz ich uratować!
Powstrzymaj ich, a wszyscy będą cię miłować!
Już chyba za późno. Twa równie mroczna dusza!
Z uśmiechem patrzysz jak starszy w stronę drzwi wolno rusza
Ty nienormalny! Ty zwyrodniały!
Gdy wyjdą do świata to spalą świat cały!
Powiedz coś! Teraz jest czas na twoje słowa!
Nie będę patrzył na tę farsę od nowa!
Czy tego nie widzisz? Weź popatrz na ich twarze!
Gdy wyjdą — mundurki zmienią na węża tatuaże!
Zatrzymaj ich! Powiedz coś! Zaoferuj ochronę!
Jestem twoim feniksem, a traktujesz mnie jak wronę!
Co z tego, że słyszysz trel, gdy jak krzyczę słowa!
Czy nie wystarczy ci jedynie sumienia twego mowa?
Biedny Rufusie! Biedny Rabastianie!
Straszny czas teraz dla was nastanie!
Nie mogę nic zrobić, chociaż chętnie dla was zginę
Czy nie macie siły, by pokonać swoją rodzinę?
Pozwolicie by ludzie ginęli z waszych rąk?
Czy dla swego pana ruszycie w ciągłych morderstw ciąg?
Żegnacie się powoli, słyszę cichy drżący głos
Trzask drzwi jest dla mnie jak prosto w serce cios
Podfruwam więc do ciebie i szepczę ci na ucho
Krzyczę, śpiewam, lecz jest cicho, jakby głucho
Dopiero po chwili się znowu orientuję.
Jestem przecież jedynym, który śmierciożerców opłakuje
Za parę lat znajdę nakaz aresztowania pod wielkich listów stosem
Rudolf i Rabastian Lestrengowie — lubili feniksy — jako jedyne płakały nad ich losem
Druga strofa - jeśli mogę to tak nazwać przy tym układzie wiersza - wywarła chyba na mnie największe wrażenie. Była najbardziej spójna i pełna emocji, chociażby jeśli chodzi o te pocałunki matek za dokonane zbrodnie.
Pomysł ogólnie super, ale coś się nie styka w wykonaniu. Są mocne i słabsze momenty, więc wole chyba inne Twoje prace.