Wymiana trwa. Opiekunka Gryffindoru skarży się na Albusa Pottera. Harry postanawia dostać się do Hogwartu i z nim porozmawiać. Malfoy obawia się o powodzenie swoich planów.
Wszedł do chłodnej klasy, pełnej chaotycznie ustawionych drewnianych ław w kolorze ciemnozielonym. Były one położone tak, by siedzący za nimi koncentrowali swój wzrok na środku sali. Nie było tu niczego, co przypominałoby biurko. Na suficie znajdował się mały otwór, z którego w magiczny sposób wpadała rozszerzająca się wiązka światła. James usiadł obok innego Puchona z wymiany. W sali siedziała już spora ilość uczniów i uczennic. Większość chłopaków miała ogolone głowy.
- To nie była szkoła dla mężczyzn?
- Półtora roku temu stwierdzili, że dadzą też szanse dziewczynom, ale mają one jakiś większy rygor. Gdzieś czytałem. Dzięki temu ta Rodrick mogła jechać. - Uczeń Hufflepuffu, który odpowiedział Jamesowi, miał na sobie futrzaną kamizelkę, sam James zdecydował się na bordowy sweter. - Oczywiście nie obyło się bez protestów. Ponoć po tej decyzji ciało pedagogiczne Durmstrangu znacznie zeszczuplało.
Potomek Harry'ego zastanawiał się jak Puchonowi udało się tyle dowiedzieć. W Hogwarcie kiedyś potrzebował informacji o Durmstrangu, ale znalazł tylko książkę oceniającą Ofertę Edukacyjną tej uczelni, a nie mieli raczej jeszcze czasu, by skorzystać z tutejszej biblioteki. Nie mógł jednak zbyt długo to rozważać, bowiem na środku sali pojawił się nauczyciel. Średniego wzrostu mag, w żółtopomarańczowych szatach z wystającym brzuszkiem. Przemówił tubalnym głosem:
- Witajcie! Swe słowa kieruję głównie do uczniów Hogwartu. W waszej szkole nie ma zajęć z Rytuałów Magicznych. Kiedyś odczujecie tę stratę. Być może przyjdzie czas, gdy sami się nimi zainteresujecie. Jeden z waszych dyrektorów uznał, za niebezpieczne rozbudzanie waszej ciekawości w tej materii. To durnota na miarę Chochlika!* - Profesor wrzeszczał z pasją wskazującą na fanatyka. - Niektórzy mówią, że to samo można osiągnąć głupim wymachiwaniem różdżki, czego u nas uczy psor Lingelbenn. To bzdura! Rytuały są o wiele potężniejsze od jakichkolwiek zaklęć. Większość czarów kiedyś była elementem tych szlachetnych procesów. Wymagają one poświęcenia, skupienia się i oddania włożonego w ich przygotowanie. Tylko bez tego są ryzykowne. Głupcy, nie radzący sobie z nimi, nie są godni nadprzyrodzonej mocy. Nie są! Dziś zajmiemy się warzeniem pewnej mikstury, przyda ona się nam na właściwych zajęciach. To bardzo ważne, aby osoba biorącą udział w tych obrzędach sama wszystko przygotowała. Skupcie się na każdej czynności, wierząc, że doprowadzi to was do pięknej całości! - Po tych słowach wykładowcy, wystrój się zmienił. Miejsce ław zastąpiły kociołki, był też otwarty barek i tablica z przepisem.
***
Harry wraz z Ginny jedli obiad, przy sporym, acz sprawiającym wrażenie lekkiego, białym stole. Była to jedna z niewielu chwil, gdy byli razem. Harry jako auror musiał być ciągle dyspozycyjny, jego żonę co rusz wysyłał gdzieś Prorok Codzienny. Cieszyli się, zajadając razem spaghetti. Wokół było sporo mebli barwy słomkowej, acz pokój nie sprawiał wrażenia przepełnionego. Nagle, przez uchylone okno wleciała płomykówka. Pan domu odwiązał list przyczepiony do jej nóżki.
- Leć już, mam sowę – rzekł spokojnie, a ptak go posłuchał. Mężczyzna rozpoczął czytanie:
Drogi Harry!
Zmuszona jestem napisać do ciebie w sprawie Albusa. Ciągle chodzi nerwowy, wyładowuje złość na wszystkich, albo się w ogóle nie odzywa. W ciągu ostatnich kilku dni dostał szlaban u trzech nauczycieli! Nawet Neville mówił, że miał ochotę go ukarać. Gryffindor stracił przez niego dużo punktów, chłopak musi nauczyć się kontrolować emocje. To dobrze, że jest otwarty, ale sam rozumiesz...
Proszę, byś do niego napisał, spróbował przemówić mu do rozsądku. Powinien radzić sobie z problemami, nie jest centralnym obiektem Hogwartu. Starałam się z nim rozmawiać, ale on tego nie chce. Opuszcza też treningi, obawiam się, że może wypaść z formy. Nigdy nie był wybitny, choć ścigający z niego całkiem przyzwoity.
Pozdrawiam Ciebie i Ginny.
Angelina Weasley,
Nauczyciel latania i opiekun Gryffindoru
Harry westchnął i podał pergamin Ginny, której w trakcie szybkiego czytania zwęziły się źrenice. Nie bez powodu Angelina napisała do niego. Kontakt najmłodszego syna z matką był dobry, z nim był niebotycznie lepszy. Wiedział, że zachowanie trzynastolatka spowodowane jest wymianą. Dlaczego on ubzdurał sobie, że musi wziąć w niej udział? Wpływ mógł mieć Turniej Trójmagiczny. Albus wiedział, że Harry niegdyś taki wygrał, mimo zbyt młodego wieku. Chociaż nie! Znał całą historię, niebezpieczeństwo, konsekwencję, jaką było odrodzenie Voldemorta. Nie był głupi. Może to niebezpieczeństwo go przyciągało? Potterowi zawsze wydawało się, że go znał, że jego średnie wiekowo dziecko jest rozsądne. On i Ginny posłali sobie ukradkowe spojrzenia.
- Dostanę się do Hogwartu i porozmawiam z nim – zadecydował. - Nie martw się.
Przywołał kartkę oraz pióro i atrament. Zaczął pisać. Po krótkiej chwili wstał i wszedł do pokoju, gdzie spoczywał ich puchacz. Wysłał go do Angeliny. Musiał poprosić nauczycielkę o umożliwienie mu przedostania się do Hogwartu za pomocą sieci Fiuu. Swoją drogą „szybko” się połapali, że mają lukę w zabezpieczeniach.
***
James postanowił powłóczyć się i trochę poznać zamek. Na trzecim piętrze znalazł izbę z certyfikatami, dyplomami i pucharami, słowem tutejszy odpowiednik Izby Pamięci. Z ciekawości wszedł tam. Podłoga była wyłożona czerwono – brązowymi kafelkami, co wyglądało ładnie i nie sprawiało wrażenia niepasującego, czy też zwyczajnie kiczowatego. Na ścianach bocznych były liczne ordery, dyplomy i puchary upamiętniające dokonania czarodziejów, dla których ta szkoła kiedyś była domem. Natomiast na ścianie znajdującej się naprzeciw wejścia były portrety najważniejszych magów związanych kiedykolwiek z tą szkołą.
Pośrodku, na bogato zdobionym, emanującym magią podeście spoczywała stara księga. Jej okładka była otuloną skórzaną skórą, jakiegoś mniej znanego magicznego stworzenia. Coś sprawiło, że młody Potter podszedł do książki. Jak się okazało była to kronika Durmstrangu. Przewrócił kartkę i zatopił się w lekturze:
Drzewiej, wieki temu, a może przed wiekami,
W tym Zamku czarodzieje mierzyli się z cierpieniami.
Zły Otton, czarnoksiężnik, obrał tutaj swą twierdze.
Liczni zakładnicy przeżywali biedę, poniżenie i nędze.
Lecz jak zwykle, bo komu magia złej przysparza sławy,
Tego koniec nie wielki, tylko żałosny i niemrawy.
W powietrzu się rozpłynął, a może gdzieś tu krąży,
Los go ukarał, Wizengamot dostojny nie zdążył.
Może zbyt wiele pragnął i magii nie szanował,
Niewykluczone, że przysięgi wieczystej nie dochował.
Wyroki niezbadanie, niech będą sferą domysłów,
Lecz Ciebie czarodzieju, niech chronią od złych pomysłów.
Czas upływał, a Zamek wspaniały stał opuszczony,
Ludzie strach odczuwali, nie zaglądali w te strony.
Przesąd złamała przyjaciół trójka, szkołę powstała,
Lecz mało czarodziei latorośl swą tam posyłała.
Z czasem się to zmieniło, jak wszystko się zmienia,
Sukcesy absolwentów, pokoleń talenty, marzenia.
W murach serca dojrzewały, charaktery się kształtowały.
I w Tobie tkwi potencjał, i w Tobie wielkość drzemie,
Ciężko pracuj, dąż szlachetnie do celu i spełnij swe marzenie!
James przejrzał pobieżnie odręcznie spisywany dokument. Znalazł informacje o murach, które w XV wieku zaczęły się sypać i żadne czary nie skutkowały ich naprawą. Wtedy też zaczęły się nagle psuć sprzęty szkolne. Okazało się, że jeden z karnie wydalonych uczniów rzucił na szkołę urok. Nikt by o tym nie wiedział, gdyby nie znaleziony po śmierci niedoszłego absolwenta dziennik. Znaleziono tam też jedyne przeciwzaklęcie, co skutkowało wznowieniem działalności zawieszonej wcześniej placówki. Przeczytał o nauczycielce wróżbiarstwa, która na początku wieku XVII była tak otyła, że musiała się zmniejszać, by wejść do klasy. Dowiedział się o mrocznych zmianach wprowadzonych przez Muntera, które ze zdwojoną siłą powróciły wraz z objęciem stołka dyrektora przez Igora Karkarowa. Chłopak podszedł do ścian z trofeami, nazywanymi „Ścianami Dumy.” Obejrzał puchary Quidditcha, nagrody dla najlepszych graczy, wyróżnienia dla studentów i wykładowców. Na końcu ruszył, by zobaczyć oblicza byłych dyrektorów i ważnych osobistości. Czuł, że narusza jakąś prywatność, to nie była jego historia. Wspomnienia trochę go przytłaczały, ale chciał tu pobyć. Sam nie wiedział, czy chciał poznać to miejsce, czy to tylko wewnętrzna przekora.
***
Draco siedział za ciemnym biurkiem w małym gabinecie. Za nim był zestaw częściowo przeszklonych, ciemnych mebli. Jego palce stykały się, tworząc piramidę. Intensywnie myślał. To jego krewna, ale ostatecznie tylko głupia dziewczyna. Młody Potter był sprytny. Czy będzie na tyle dobra, by się do niego zbliżyć, nie budząc podejrzeń? No zobaczymy, jaki to przebiegły wąż w niej siedzi.
Podoba mi się bardziej, niż poprzednia część. Ogólnie masz już naprawdę ładne zdania, odpowiedniej długości. Widać również, że masz pomysł i na dodatek kilka wątków. Opowiadania wielowątkowe są bardzo trudne i pracochłonne, wielu autorów już po kilku częściach porzuca je na rzecz jednowątkowych. Mam nadzieję, że Tobie to nie grozi, bo jestem bardzo ciekawa zamiarów Draco i problemu Albusa.
Bardzo spodobał mi się opis ichniej Izby Pamięć. Świetnie, że wymyśliłeś wierszyk, brzmiało to jak skrócona wersja Tiary Przydziału. Bardzo lubię czytać o historii magicznych miejsc, Twoja jest interesująca. Trochę dla mnie za mało było o samej lekcji, opisy lekcji u Rowling zawsze mi się podobały, więc i tutaj chciałabym jakieś znaleźć. Na razie James tak sobie sam łazi po szkole i w sumie nie do końca wiadomo, jaka jest pora dnia, który dzień, jakie są jego pierwsze wrażenia, czy kogoś z Drumstrangu już poznał itd... Trochę mimo wszystko za dużo o samej szkole w porównaniu do bohaterów. Najlepiej jakbyś po prostu nieco wydłużył tą część.
Ale poza tym super, czekam na więcej ;D