Dlaczego śmierć mi ciebie zabrała?
Szłam korytarzem najszybciej jak mogłam. Kosmyki włosy opadały mi na ramiona. Nie chciałam go słuchać. W tym momencie nie czułam się najlepiej. Nie zdążyłam nawet zabrać ze sobą książek, po prostu wyszłam. Gerry pobiegł za mną i dalej słyszałam jego głos, ale musiałam zostać sama. Chciałam to przemyśleć.
Pobiegłam do łazienki Jęczącej Marty na pierwszym piętrze. Zamknęłam drzwi z trzaskiem. Weszłam do pierwszej kabiny. Odetchnęłam głęboko.
Czy ze mną jest coś nie tak?
W mojej głowie było tyle myśli. Zawsze bałam się podejmowania decyzji, Gerry wprawdzie o nic mnie nie zapytał, ale wiedziałam, o co mu chodziło.
Usłyszałam skrzypienie. Ktoś otwierał drzwi.
- Holly, jesteś tu?
Zbliżał się. Zobaczyłam jak klamka się poruszyła. Stałam nieruchomo i patrzyłam w jej stronę.
- Wiem, że tam jesteś - odezwał się. - Wyjdź i porozmawiaj ze mną - dodał po chwili.
Czekał, musiałam coś powiedzieć.
- Nie chcę - rzuciłam.
- O, a dlaczego nie chcesz z nim rozmawiać? Co takiego zrobił? - Spojrzałam w górę. Nade mną latał duch Jęczącej Marty. Przyleciała ku mnie. Nie było to możliwe, ale czułam jakby zaraz miała mnie dotknąć. Rzadko tutaj przychodziłam, nie lubiłam widywać ducha tej ciemnowłosej dziewczynki. Zaczęła chichotać.
Chwyciłam za klamkę, która już się nie poruszała. Nie były mi potrzebne komentarze kogoś z zaświatów. Wolałam wyjść, niż słuchać Marty. Gerry stał oparty o ścianę. Spojrzałam na niego i odwróciłam się na pięcie.
Byłam już na schodach, gdy złapał mnie za rękę.
- Holly, o co ci chodzi? Co się stało? - On nie rozumiał, a ja nie umiałam mu tego wytłumaczyć. Wyrwałam swoją dłoń.
- Co się stało? - powtórzyłam. - Ja nie mam....
- Czy chodzi o to, co powiedziałem? - przerwał mi.
- Nie chodzi o to, co powiedziałeś, tylko jak to zrobiłeś.
Chciałam wrócić do wczorajszego dnia. Być z dwójką szczęśliwych ludzi, którzy spędzali ze sobą czas, nie myśląc o problemach. Przypomniałam sobie jak Gerry grał na gitarze, jak się cieszył. Teraz patrzył na mnie z zawodem.
- Przecież to prawda. - Dotknął mojego ramienia.
- Nie musiałeś mówić tego przy mojej siostrze i tych wszystkich osobach. To, że ja nie jestem na coś gotowa, nie znaczy, że tego nie chcę - wyżaliłam się.
Przez cały czas starałam się nie patrzeć na niego. Do oczu napływały mi łzy.
- Myślałem, że to jest jasne. Sama powiedziałaś, że nie masz nawet ochoty myśleć o małżeństwie, dopóki nie skończysz szkoły. Odpowiedziałem tylko na pytanie Leny.
Tak naprawdę nie wiedziałam co mu powiedzieć. Niedługo miały odbyć się moje siedemnaste urodziny. Ja byłam za młoda, by myśleć o związaniu się z kimś na całe życie. Chciałam skończyć szkołę, pójść do pracy. Gerry sądził, że miłość wystarczy i że tylko ona się liczy.
- Ja nie chcę cię do niczego zmuszać, tylko po jakie licho odkładać swoje marzenia dla czegoś co nie jest ważne! - krzyknął.
- Marzenia? - zapytałam. Ja swoich marzeń wcale nie znałam, niczego nie byłam pewna.
- Tak, bo ty jesteś moim marzeniem! Powinnaś to już dawno wiedzieć. - Przekroczył stopień schodów.
Nie chciałam, żeby sobie poszedł. Zależało mi na tym, aby tu został i mnie przytulił. Miałam swoje zasady. Nie umiałam pozbyć się swoich zahamowań, ale Gerry nauczył mnie jednego - dla miłości można zrobić wszystko. Musiałam się przynajmniej postarać.
- Zaczekaj. - Podeszłam do niego. - To nie twoja wina - wydusiłam. Nie zamierzałam przepraszać, nie mogłam go jednak zostawić. Patrzyłam w podłogę. Było mi wstyd.
Zanim zdążyłam coś jeszcze dodać, objął mnie mocno.
- Zapomnijmy o tym. - Uśmiechnęłam się niemrawo. - Dzisiaj sobota, mieliśmy spędzić ten dzień przyjemnie.
Mina Garry'ego zbladła i ewidentnie starał się na mnie nie patrzeć.
- Co znowu? - zapytałam z lekkim poirytowaniem w głosie.
- Nie mogę, Dumbledore na mnie czeka, obiecałem mu coś....
- Rozumiem, że Dumbledore jest ważniejszy ode mnie - wymsknęło mi się. Nie chciałam tego powiedzieć, ale denerwował mnie ciągły brak czasu Gerry'ego dla mnie z powodu dyrektora. Co gorsza, przez niego miał przede mną tajemnice.
- Muszę już iść. - Spojrzał na zegarek. - Już późno.
Starałam się nie stracić nad sobą panowania. Biorąc pod uwagę to, że przed chwilą wszystko znowu było prawie w porządku, postanowiłam mu odpuścić.
- Spotkamy się wieczorem - wymruczałam.
- Echem. - Zakasłał i nadal unikał mojego wzroku. Skrzywiłam się, ale zanim zdążyłam mu wypomnieć jego dziwne zachowanie, on zniknął. Zrobiłam już krok w stronę dormitorium, gdy usłyszałam tupanie. Odwróciłam się, podbiegł do mnie.
- Jeszcze jedno. - Wytrzeszczyłam oczy. - Pamiętaj, że cię kocham. - Pocałował mnie w policzek i oddalił się powoli, tym razem patrzył prosto w moje oczy. Nie mogłam nic wydusić. Dotknęłam "ofiarowanego całusa" i mimowolnie się uśmiechnęłam.
***
Było już strasznie późno, a jego nadal nie było. Nikt go nie widział, co więcej, nikt nie widział dyrektora, z którym podobno miał być Gerry. Gdzie oni się podziewali? Czy coś się stało? Zamartwiałam się i chodziłam po pokoju w kółko już od kilku godzin.
- Daj spokój, zaraz wróci - powtarzała któryś raz z kolei Sara.
- Od rana zachowywał się dziwacznie, a teraz.....
- To Gerry, on często się spóźnia. Jutro tu przyjdzie i powie, że nie potrzebnie się martwiłaś - pocieszała mnie.
To nie było zwykłe spóźnienie, od rana zachowywał się dziwacznie. Czułam, że coś jest nie w porządku, ale może się myliłam.
Usiadłam na łóżku obok niej, a ta poklepała mnie po plecach. Przeczesałam włosy palcami i odetchnęłam głęboko.
- Może masz rację - odpowiedziałam niezbyt przekonująco.
Dziewczyna o zielonych oczach uśmiechnęła się do mnie i poszła w stronę własnego łóżka.
- Dobranoc, idź spać, wszystko będzie dobrze - wyszeptała i zgasiła swoją lampkę nocną, leżąc już wygodnie.
Położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. Gdy był daleko, czułam, że czegoś mi brakuje, bałam się o niego. Wyobraźnia plątała mi figle, starałam się o tym nie myśleć. Nic mu nie jest - powtarzałam sobie.
***
Lekcja eliksirów ciągnęła się bardziej niż kiedykolwiek. Każda minuta nie dawała mi spokoju. Miałam wrażenie, że od wczoraj minęło już przynajmniej kilka dni. Tymczasem mijała piąta lekcja, a Gerry'ego nigdzie nie było. Zaczynałam się naprawdę martwić, żadnego liściku, żadnej wiadomości. Wreszcie gdy profesor Snape zakończył swoją egzekucję, wybiegłam z klasy. Pobiegłam do wieży Gryfonów i znowu spotkał mnie zawód. Weszłam do Pokoju Wspólnego i zdziwiły mnie spojrzenia, które wysyłali mi wszyscy obecni tam uczniowie. Stali nieruchomo i gapili się. Przeszłam obok rudego chłopca w okularach i wpadłam na Daniela, który do mnie podszedł.
- Dyrektor cię szuka.... on jest na górze i czeka na ciebie - wydusił.
Wszyscy patrzyli co zrobię. Bałam się. O czym on chce ze mną rozmawiać? Coś się stało Gerry'emu? Przełknęłam ślinę.
Ruszyłam w stronę schodów. Daniel przejechał mi ręką po ramieniu. Przekraczałam stopnie i im bliżej byłam, tym sprawiało mi to większą trudność. Stanęłam przed drzwiami i obejrzałam się - nadal patrzyli. Zobaczyłam Sarę, oczy zrobiły się jej czerwone.
Miałam złe przeczucia, nie chciałam tam wchodzić. Zamknęłam oczy i odchyliłam drewniane drzwi.
- Witaj Holly - usłyszałam przyjazny głos.
Drzwi zatrzasnęły się, a ja spojrzałam w jego stronę. Starszy mężczyzna o jasnoniebieskich oczach siedział na moim łóżku. Wiedziałam, że nie przyszedł tu bez powodu. Chodziło o Gerry'ego.
- Miło cię znowu widzieć, niestety nie mam dla ciebie dobrych wieści.
Stałam osłupiała i czekałam, czekałam, aż powie mi prawdę.
- Zapewne zastanawiasz się gdzie jest Gerry, ja nie mogę cię okłamywać, wiem ile dla ciebie znaczył... - Powiedział o nim w czasie przeszłym, zrobił to.
- Wczoraj wyruszył ze mną w bardzo trudną misję, zabrałem go w niebezpieczne miejsce, popełniłem błąd... a on z własnej woli poświęcił się dla mnie. Holly... - Wstał i spojrzał w moje oczy, które tylko czekały, by wypuścić łzy krążące wokół - Holly... Gerry nie żyje.
Czułam jak upadam. Stałam osłupiała i nie mogłam uwierzyć, że to się stało. To nie może być prawda. Przecież on i ja mieliśmy być zawsze razem. Zaczęłam płakać i nie liczyło się dla mnie to, że ktoś taki jak Albus Dumbledore to zobaczy.
- Holly posłuchaj, Gerry chciałby żebyś była szczęśliwa, on nie zniósłby twoich łez... On zawsze tu będzie, z nami, z tobą. Musisz się z tym pogodzić. - Jego słowa ani trochę nie pomagały. Mówił to z takim spokojem, nic nie rozumiał.
- NIE! TO NIE JEST PRAWDA! - krzyknęłam z całych sił i wybiegłam.
Przemijałam korytarze i młodych, cieszących się życiem czarodziei. Wybiegłam na błonia, chciałam zostać sama, uciec od nich. Nadal nie wierzyłam w słowa dyrektora. W uszach brzęczały mi słowa - "Gerry nie żyje". Każda część mojego ciała krzyczała. Dlaczego Gerry? Dlaczego teraz? Ja sobie bez niego nie poradzę. Bez niego nic już nie będzie takie samo. Bez niego moje życie nie ma sensu. Nie wiedziałam, co zrobić, dokąd pójść. Dlaczego on mnie tu zostawił? Położyłam się na zimnym, białym śniegu i płakałam. Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć jak bardzo go potrzebuję, jak bardzo go kocham. Moje serce pękło na tak małe kawałeczki, że nigdy nie zdołam go posklejać. To był dla mnie koniec, życie bez niego oznaczało życie bez miłości.
Wyszło Ci strasznie melodramatycznie i sztucznie. I co najgorsze, gdy wyłapywałam już fajne momenty, zaraz były niszczone przez jakieś dziwne akcje/emocje/cokolwiek. Nie podobało mi się. Nie podobało mi się zachowanie Dumbledore'a, sposób w jaki przekazał jej wiadomość i śmierci Gerry'ego. Nie podobało mi się, że słowem nie wspomniałaś o tym, co dalej w związku z tym, przecież Albus powinien mieć problemy z tytułu tego, że zabrał ucznia na jakąś niebezpieczną misje. I w ogóle co, chłopak sobie umiera, a Dumbledore nie ma żadnej skazy? Wrócił jak z wycieczki, zero ran, wszystko jest w porządku? Kompletnie tego chyba nie przemyślałaś.
Twoje opisy mają dobre początki, ale potem widać, że zaczynasz się śpieszyć, chcesz jak najszybciej dojść do głównego wątku, kosztem tych pobocznych. Szkoda. Brakuje tutaj jakiegoś realizmu i wyczucia, wszystkiego jest dużo. Musisz stanowczo nad tym popracować.