Teraz jest inaczej, nie można wrócić do przeszłości, chyba, że posiada się zmieniacz czasu. Z tego co pamiętały, w Hogwarcie miała go tylko Granger, jedna z Gryfonek i kumpela Harry'ego Pottera.
Szły przez las, jedna obok drugiej. W rękach miały różdżki gotowe do działania jak przyjdzie taka potrzeba. Dziewczyny przyjaźniły się od zawsze. No, prawie, bo od trzeciego roku w słynnej Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Były zacnymi Puchonkami, obydwie grały w drużynie quidditcha. Jednak nie chciały pamiętać tamtych chwil. Teraz jest inaczej, nie można wrócić do przeszłości, chyba, że posiada się zmieniacz czasu. Z tego co pamiętały, w Hogwarcie miała go tylko Granger, jedna z Gryfonek i kumpela Harry'ego Pottera. Przyrzekły, że nikomu o tym nie powiedzą. I tak zrobiły, trzymały gęby na kłódkę. Nadal nie potrafią jej otworzyć. Usłyszały głośny huk za swoimi plecami.
- O nie - szepnęła jedna z nich, Liliana Williams. - Szybko, musimy uciekać!
Druga złapała Lilianę za rękę. Po chwili znowu w lesie rozległ się huk. Jednak tym razem to one się deportowały. Znalazły się w starej chatce, zapewne należącej do jakiegoś mugola. Liliana rozejrzała się dookoła.
- No, mogło być gorzej. Ej, Tanya, ty jak zawsze od razu idziesz do kuchni.
- Zabronisz? Dobra... co on tu ma w tej lodówce? - odpowiedziała jej dziewczyna. Należała do nielicznej grupy ludzi, którzy byli albinosami*. Na jej twarzy, dokładnie na lewym oku, widniała blizna, którą zrobili jej mugole. Może właśnie dla tego teraz tak ich nie lubi? Z lodówki wyjęła puszki z zupą pomidorową. - Chcesz?
- Co za pytanie! Jasne, nawet nie wiesz, jaka ja głodna jestem! - odparła Williams, która patrzyła na zdjęcie w ramce w salonie. - Oh... nie mieszka tutaj sam. Ma rodzinę, spójrz!
- O, faktycznie. A to jego córka, jak się domyślam. Wygląda jak Zafrina, gdy była mała!
Dziewczyny, dawne Puchonki i mistrzynie w szkolnych rozgrywkach quidditcha rozmawiały, śmiały się i zajadały zimną zupę pomidorową. Prawie jak za dawnych, szkolnych czasów. Jakie one były wtedy głupie... przynajmniej Tanya, która uważała, że świat, mimo swoich wad, jest piękny. Utraciła w to jakąkolwiek wiarę, gdy wymordowano jej całą rodzinę. Nagle ktoś otworzył drzwi. Był to właściciel domku, w którym przebywały dziewczyny.
- Co... jak wam się udało tu wejść, podłe diablice?! - wrzasnął. - Kim jesteście?!
- Luzik, panie...
- Zaraz zadzwonię po policję! Oni się wami zajmą, ja wam pokażę, gdzie raki zimują! - mężczyzna nagle załamał się. Po jego policzkach zaczęły spływać gorące łzy. - Błagam... i tak wiele już przeszedłem. Zabili mi żonę, moją córeczkę i jedynego, wspaniałego syna...
- Oh, naprawdę nam przykro, mugolu - powiedziała współczująco Liliana.
- Powiedzcie, kim jesteście.
- Śmierciożerczyniami, drogi panie - Liliana wyjęła różdżkę, którą włożyła do kieszeni spodni. To samo uczyniła Tanya.
- Avada Kedavra! - wrzasnęła albinoska.
- Przynajmniej dołączył do swoich dzieci – mruknęła Liliana.
- Taak. Usunąć dowody! - powiedziała Swan i wzruszyła ramionami. - Coraz lepiej mi to idzie, nie?
Na dworze było zimno. Niestety czarodzieje nie znali jeszcze zaklęcia, która spowodowałoby zmianę pogody. Liliana twierdziła, że tak jest najlepiej. Razem z Tanyą Swan, przyjaciółką z szkolnych lat, znowu szły lasem. Było coraz ciemniej, zwierzątka wszelkiej maści i rozmiarów spały już w sowich norkach, dziuplach. Widok był przepiękny. Niorginalle Defons i Nevada Rivens na pewno nie mogłyby się temu oprzeć. Jednak one nie przeszły na właściwą drogę. Nior tylko popłakała się, a Nevada także nie czuła się wtedy najlepiej. Obydwie były smutne. Tanya i Liliana, gdy pomyślą, jak je zraniły, do dziś mają wyrzuty sumienia. Tyle już osób zabiły jednym zaklęciem i nic nie odczuwały. Jednak tamto wspomnienie raniło je jak ostrze wbite w nadal kochające serce.
- Właśnie straciłam dwie, najwspanialsze, najlepsze przyjaciółki. Lijka, Tanya, błagam was...przemyślcie to! - mówiła zapłakana Niorginalle Defons.
- Zraniłyście nas! Jeżeli ONI są dla was ważniejsi, to idźcie. Tylko nie trzaskajcie drzwiami, jak będziecie wychodzić! - krzyczała Nevada Rivens.
Jednak nie mogły teraz zawrócić. Jeżeli to zrobią, wsadzą je do Azkabanu, do ohydnych dementorów wysysających szczęście, radość. Postanowiły zabijać. Tylko to umiały. Brakowało im młodzieńczych lat, gdy śmiały się razem grając w butelkę na imprezach u Puchonów...
- Nigdy nie zostanę śmierciożerczynią, nigdy! - mówiła Tanya. - Raz już dokonałam morderstwa, to i tak za dużo.
- Ja też nie. Zwłaszcza, że śmierciożercy służą beznosemu głupkowi! - popierała Tanyę Liliana.
Całkiem zamarzły. Spojrzały po sobie. Tanya wiedziała, że Liliana myśli o tym samym co ona. Postanowiły wrócić do Nior, do Nev, do Barta i zawsze roześmianego Patryka co jakiś czas noszącego perukę. Chciały wrócić do przyjaciół. Albinoska złapała przyjaciółkę za rękę i znowu rozległ się huk. Po chwili znalazły się w salonie Niorginalle Defons. Ona przerażona wzięła swoje dziecko i wyjęła różdżkę.
- Nior, gratulacje! - powiedziała Tanya i uśmiechnęła się. - Jak miło cię widzieć, obżarciuchu!
- T-Tanya? L-Lijka? Co wy tutaj robicie? - zapytała zdziwiona Nior. - Pewnie chcecie mnie zabić. Nic z tego, ha!
- Niorginalle, my... postanowiłyśmy wrócić. To, co zrobiłyśmy, jest straszne... błagam, zlituj się!
* albinos - "Albinosi mają bardzo jasną skórę, białe włosy, rzęsy i brwi. (...) Oczy ludzi z albinizmem rzadko jednak bywają czerwonawe."
Z jednej strony mi się podoba i to nawet bardzo Szkoda, że to miniaturka
Jedyny zgrzyt to ten ich powrót... nie wiem czy tak łatwo jest przestać być śmierciożercą... no i to że to rozegrało się tak szybko. W jednym dniu bez litości zabili jakiegoś tam mugola, nie odczuwają z tego względu żadnych wyrzutów sumienia, no i w tym samym dniu postanawiają wrócić i błagają o przebaczenie... fajnie by było jakbyś rozpisała to na kilka dni, czy nawet tygodni.
Ale bardzo fajnie się czyta, płynnie, szybko.