Ostatnie przemyślenia Regulusa Blacka. Relacje z bratem, śmierciożerstwo, czarna magia.
Za wszelkie błędy przepraszam.
Stoję i patrzę w gwiazdy, czuję zimny wiatr na twarzy. Oddycham głęboko i napawam się pięknem marcowej nocy. Podjąłem decyzję, ta noc będzie to moją ostatnią.
Lubię spoglądać w niebo. Gdzieś tam w Gwiazdozbiorze Lwa jest Regulus, od której nadano mi imię, dalej pewnie jasno świeci Syriusz, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie gdzie. Nigdy nie przykładałem się od astronomii. Nie mogę powstrzymać smutnego uśmiechu na wspomnienie o bracie. Pojęcia nie mam gdzie jest. Ciekawe co zrobi, gdy dowie się o mojej śmierci? Pewnie się ucieszy. W końcu o jednego śmierciożerce mniej. Jestem dla niego wrogiem, nie bratem.
W dzieciństwie jakoś dogadywaliśmy się, do czasu, kiedy Syriusz pojechał do Hogwartu. Chciałem jechać z nim, ale matka mówiła, że na mnie przyjdzie czas za rok. Parę dni później przyleciała sowa z listem, w którym ktoś napisał, że mój brat został przydzielony do Gryffindoru. Matka strasznie się wściekła, mówiła, że mam z nim nie rozmawiać i nie słuchać tego co mówi. Wtedy wszystko się zepsuło Bała się, że zrobię się taki sam. Przez cały rok, zanim poszedłem do szkoły, jeszcze częściej wciskała mi bajeczki o czystości krwi, szlamach i mugolach. Musiałem zostać Ślizgonem, nie było innej opcji.
Mając czternaście lat kolekcjonowałem wycinki z gazet o czarnoksiężnikach, chciałem być jednym z nich. Cóż, udało mi się. Od zawsze fascynowała mnie czarna magia, zadanie okropnego bólu człowiekowi tylko jednym machnięciem różdżki, odebranie mu całego życia przez wypowiedzenie dwóch słów... Mój brat nie widział jednak w tym nic pasjonującego. Syriusz to typowy Gryfon, urodzony buntownik, zawsze zabawny i rozrywkowy. Ja jestem typem konformisty, tchórza i człowieka bez poczucia humoru. Zawszy byliśmy zupełnie inni.
Nigdy nie dostrzegałem nawet najmniejszego podobieństwa między nami, choć wielu ludzi, widząc nas obok siebie, twierdziło, że jesteśmy podobni. Ja mam zielone oczy, on szare. Syriusz jest wyższy ode mnie, ma dłuższe włosy, a ja krótkie, zawsze idealnie przystrzyżone. Jego kości policzkowe są mniej wydatne od moich, ma za to mocniej zarysowaną szczękę. Podobno jesteśmy przystojni. Może coś w tym jest, bo Syriusz co rusz miał inną dziewczynę i wszystkie panny do niego wzdychały. Do mnie też zaczęły, ale ja nie zwracałem na nie uwagi.
Przyjąłem Mroczny Znak już w wieku szesnastu lat, kiedy jeszcze chodziłem do Hogwartu. Matka mówiła jak się cieszy mając takiego syna, ojciec powtarzał to samo. A Syriusz? Podszedł wtedy do mnie na jednym ze szkolnych korytarzy, żeby powiedzieć jak się mną brzydzi. Nawet teraz wyraźnie słyszę jego głos. Widzę, że pranie mózgu przez tyle lat dało efekt. Chociaż jeden z braci Black zajął się rodzinną fuchą. Miałem nadzieję, że się nie dasz, Reg. Ale teraz jesteś już tylko pieprzonym śmierciożercą, gardzę takimi jak ty. Popatrzyłem wtedy na niego ze złością i odgryzłem się jakąś żałosną uwagą, jaki to z niego zdrajca krwi. Rzucił tylko, że mamusia na pewno jest dumna, odwrócił się z rękoma w kieszeniach i poszedł. Rozmawiałem z nim wtedy po raz ostatni, prawie dwa lata temu.
Byłem zadowolony z tego co robię, ale do czasu. Po paru miesiącach stwierdziłem, że śmierciożerstwo to nic dobrego, ale było już za późno, żeby się wycofać. Nie mogłem nic zrobić, bałem się, bo wiedziałem, że gdy się przeciwstawię wydam na siebie wyrok śmierci. Wykonywałem więc rozkazy, pokazując przy okazji jakim tchórzem jestem. Kiedy Voldemort chciał skrzata domowego, oddałem mu go z udawaną radością i zachwytem twierdząc, że to prawdziwy zaszczyt. Okazało się, że Stworek miał nigdy nie wrócić. Jednak przeżył i opowiedział mi wszystko o tym, co stało się gdy był w jaskini z Czarnym Panem. Z opowieści skrzata zorientowałem się, że chodzi o horkruksy i nie mogłem już siedzieć bezczynnie. Zdobyłem podobny medalion i zostawiłem w nim list. Zastanawiałem się czy nie napisać też do Syriusza. Ale co? „Braciszku, miałeś rację! Rzucanie klątw na ludzi wcale nie jest takie fajne, więc postanowiłem przyczynić się do upadku Voldemorta! Przyłączysz się?” Wiem, że jest na tyle szalony, żeby się zgodził. Odrzucam jednak szybko podobne myśli, bo nikt nie może dowiedzieć się co planuję.
Nadszedł już czas, nie mogę po raz kolejny stchórzyć.
- Stworku! – wołam już na głos i zamykam okno. – Pamiętasz co masz zrobić?- pytam, gdy skrzat pojawia się przy mnie.
- Tak, panie - odpowiada szeptem kłaniając się nisko. Podaje mi drżącą dłoń, zaciskam na niej rękę, a w kieszeni ciąży mi złoty medalion z listem. Ostatni raz spoglądam w gwiazdy, w końcu kiwam głową dając znak Stworkowi. Teleportujemy się. Nawet nie czuję już strachu.
Jejku, to jest kawał dobrej roboty! Mimo że początek nieco mi zgrzytał, to już potem każde słowo, każde zdanie przepełnione było aż do szpiku emocjami Regulusa. Niesamowite. Aż czułam ten ciężar, to zrezygnowanie. Uwielbiam czytać takie nastrojowe pożegnania bohaterów, uwielbiam to uczucie, gdy bardzo chciałabym, by to skończyło się inaczej, ale przecież wiem, że tak nie będzie. Ująłaś mnie tą miniaturką i nawet mimo błędów (zły zapis dialogów, przecinki) odczuwałam wszystko, co Regulus w tej miniaturce. Najbardziej podobał mi się ten fragment:
To jakby nie zazdrość, a takie zrezygnowane przyznanie, że zawsze był gorszy. Mimo że podziwiany przez rodziców, zawsze w głębi serca chciał być takim zabawnym, rozrywkowym Gryfonem. Ale jednocześnie umie przyznać, że okazał się być kompletnie kim innym.
Skłoniłaś mnie też do przemyśleń. Jeżeli założymy, że właśnie takie relacje były między Syriuszem a Regulusem, to uderza mnie to, że Syriusz nie pomógł młodemu Regulusowi przezwyciężyć ten nacisk rodziców. Tutaj aż bije fakt, że Syriusz pojechawszy do Hogwartu olał młodszego brata, zostawiwszy go na pranie mózgu państwa Black. Oczywiście według książki tak raczej nie było, ale przyjmując ten tekst za kanon, Syriusz okazuje się nie być wcale takim wspaniałym chłopcem.
Czekam na kolejną pełną emocji miniaturkę. Dobra robota