Kathleen i Mike'a czeka do rozwiązania zagadka. Kim jest tajemniczy człowiek w masce?
Reidsville. Małe miasteczko w stanie Georgia. Z dala przypomina wiele innych miasteczek na świecie. Z pozoru bezpieczne, przyjazne. Jednak kiedy przyjrzysz się mu bliżej zaczynasz widzieć cienie. Dziwne, często ciężko wytłumaczalne rzeczy, podejrzanych ludzi i magię. Ale czy magia istnieje?
Do kuchni wszedł mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu. Jego ostry wzrok spoczął na chłopaku, który przełknął ślinę. Mocne rysy twarzy, chowały się pod brodą. Lekko zgarbiona postawa dodawała mu mroku.
- John! - odezwała się starsza kobieta, a jej twarz złagodniała i wpłynął na nią delikatny uśmiech. - Ale nas przestraszyłeś. Kathleen przyszła przedstawić swojego nowego chłopaka - dodała, wskazując ręką na Mike’a.
John zlustrował wzrokiem chłopaka od góry do dołu, a jego wyraz twarzy nie zmienił się nawet na chwilę.
- Już mówiłam to nie mój chł... - gotowała się Kate, ale widząc karcące spojrzenie babci, zacisnęła pięści a na usta przylepiła szeroki uśmiech. - Poznaj dziadku Michaela Andresa. Mojego chłopaka. - Ostatnie dwa słowa wypowiedziała przez zęby. Dopiero wtedy zorientowała się, że księga i fiolka zniknęły ze stołu. - Alee już się będziemy zbierać.
Chwilę później znów byli na zewnątrz. Wiatr był jeszcze silniejszy, niż przedtem a niebo zasłoniły czarne chmury, z których powoli kapały maleńkie kropelki.
- Twój dziadek jest... - zaczął Michael, ale śmiech dziewczyny przerwał jego wypowiedź.
- Przerażający? - Uniosła na niego rozbawione spojrzenie, a widząc lekkie skinienie jego głowy kontynuowała. - Dziadek jest specyficzny. Nie uznaje magii bezródżkowej i uważa, że osoby, które nie przeszły solidnego kształcenia powinny mieć zakaz używania jej. - Przekręciła oczami na swoje słowa.
- Mamy XXI wiek, mało kto w Ameryce czaruję drewnianymi patykami - zaoponował lekko drwiącym tonem.
- Dziadek pochodzi z Wielkiej Brytanii. Swojej magii uczył się w.. Hogwarcie? Wtedy była to elitarna szkoła w Europie. Wiele wielkich czarodziei się tam uczyło. Kojarzysz.. Albus Dumbledore? - Odwróciła głowę w jego stronę. - Albo chociażby Tom Riddle? Czy tam Voldemort?
- Babcia o nim opowiadała. Podobno okropny facet. Dobrze, że ten cały Klotter? Motter? Potter!! Się z nim rozprawił - przyznał Mike, kiwając lekko głową.
Kate westchnęła pobłażliwie, kręcą głową. Założyła na głowę kaptur, chroniąc gęste, czarne włosy przed deszczem. Koniec listopada zawsze był deszczowy, ale mieszkańcy chyba już o tym zapomnieli. Ulice były puste. Raz na jakiś czas drogą przemknęło auto. Echo kroków dwójki niosło się po uliczce. Jednak stukot podeszwy o bruk roznosił się jeszcze gdzieś za nimi. Dziewczyna odwróciła się instynktownie, zauważając niemal natychmiast postać w czarnej pelerynie, a na twarzy założoną miał maskę.
- Mike, spójrz - powiedziała cicho, odwracając się. Ulica była całkiem pusta. Żadnego śladu człowieka w masce. - A... stał tu przed chwilą - dodała, rozkojarzona patrząc w przestrzeń.
- Co? - Jedna brew chłopaka poszybowała w górę.
- Chwilę temu ktoś szedł za nami. Miał maskę na twarzy - wyjaśniła, wskazując ręką przed siebie.
- Te opary u twojej babci są szkodliwe? - zapytał ironicznie, idąc w stronę domu.
Dziewczyna spojrzała na jego plecy spod przymrużonych powiek. Była pewna, że to co widziała nie było jakąś halucynacją przez babcine ziółka. Chociaż z drugiej strony, Marcie zdarzało się prowadzić dialogi samej ze sobą. Potrząsnęła głową i dogoniła chłopaka.
***
Płomień świecy kiwał się delikatnie, oświetlając swoim bladym światłem pokój. Cienie odgrywały na ścianach swój własny spektakl, a zapach delikatnej wanilii roznosił się w powietrzu. Ciche dźwięki muzyki rozpraszały ciszę. Kathleen siedziała na środku pomieszczenia z laptopem na kolanach. Znudzony wzrok błądził po rozświetlonym ekranie. Raz na jakiś czas, długie palce stukały w klawiaturę odpisując Alice. Nagle po domu rozniósł się głośny huk. Dziewczyna odłożyła laptopa na łóżko i powoli skierowała się do drzwi. Niepewnie nacisnęła klamkę i wychodząc na korytarz pochłonęła ją ciemność. Przechyliła się przez barierkę, spoglądając na parter mieszkania, który również tonął w czerni.
- Mamo...? - odezwała się głośniej. Jednak odpowiedziała jej cisza. Przełknęła ślinę i zaczęła powoli schodzić po schodkach. Wrażenie, że nie jest w domu sama nie przestawało jej towarzyszyć. Przedpokój był pusty. Ruszyła do kuchni, czując coraz większy strach. Jednak i to pomieszczenie było puste. Na końcu swoje kroki skierowała do przestronnego salonu. Chłód smyrał jej gołe ramiona. Teraz już była pewna, że ktoś jest w domu, ona nie zostawiłaby otwartego okna. Przekroczyła próg pokoju, a jej oczom ukazała się postać w masce, którą parę godzin wcześniej widziała na ulicy. Chciała rzucić zaklęcie, ale ciało zostało sparaliżowane. Chwilę potem nastała ciemność. Straciła przytomność.
***
Głośne basy dudniły z głośników, dziewczyny krzątały się po domu w krótkich spódniczkach, chłopcy zaczepiali je i dopisywali na listę swoich zdobyczy. Jedni popijali piwo z kubeczków pod ścianą, inni migdalili się po kątach, a jeszcze innych impreza niosła i lądowali z przypadkową osobą w łóżku na piętrze.
Mike siedział na kanapie z kubeczkiem po brzegi wypełnionym piwem i flirtował z długonogą blondynką. Alice kręciła się po pomieszczeniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie mogła znieść myśli, że Michael nie zwraca na nią uwagi. W dodatku była zła, że Kate nie chciała przyjść tu z nią. Jev zniknął gdzieś w tłumie więc dziewczyna została sama, próbując dobić się do przyjaciółki. Jednak połączenie po kilku sygnałach urywało się. Wystukała kolejną wiadomość na chacie, ale odpowiedź nie dotarła. Dziewczyna zerknęła na wyświetlacz telefonu. Dochodziła dopiero 22, niemożliwe żeby Kathleen już zasnęła. Uniosła telefon do ucha, znów słysząc sygnał. Kiedy przyjaciółka nie odebrała kolejnego telefonu, z lekką irytacją schowała go do torebki i postanowiła dać ponieść się imprezie. Wygładziła sukienkę, i machając kusząco biodrami podeszła do Mike’a, wystawiając do niego dłoń.
- Zatańczysz? - wysiliła się na uwodzicielski ton, trzepocząc rzęsami.
Brunet uniósł na nią spojrzenie i ignorując kompletnie swoją blond-kompankę, przyjął dłoń Alice i ruszyli na prowizoryczny parkiet. Dziewczyna już po chwili zaczęła kręcić biodrami w rytm muzyki, w duchu skacząc z radości że wreszcie zwrócił na nią uwagę. Dłonie chłopaka spoczywały na jej tali, raz na jakiś czas urządzając sobie wędrówkę w górę bądź w dół. Dla Alice czas przestał płynąć. Zadowolona ocierała się o ciało chłopaka, mając nadzieję, że następnego ranka będą już parą.
- Gdzie zgubiłaś swoją koleżankę? - spytał jej do ucha. Pupa dziewczyny zataczała kółeczka ocierając się o miednice chłopaka. Jednak słysząc pytanie, najpierw się napięła, a potem odwróciła twarzą do niego.
- Nie chciała przyjść. Jest mało towarzyska. A dlaczego pytasz? - starała się przekrzyczeć muzykę, żeby ją usłyszał.
Wzruszył ramionami w odpowiedzi. Kiedy piosenka dobiegła końca, ruszył do swojego pokoju zostawiając zawiedzioną blondynkę na parkiecie. Kiedy zamknął drzwi od swojej sypialni, muzyka i gwar z dołu ucichł. Wyciągnął telefon i wybrał numer do Kate. Jednak i jemu nie udało się dodzwonić do dziewczyny. Przekręcił oczami i zadzwonił do niej przez chat. Jednak i tam nie odebrała. Upewniwszy się, że zamknął drzwi od pokoju, teleportował się do ogrodu dziewczyny. Dom tonął w mroku, poza jednym pomieszczeniem, z którego wydobywało się słabe światło. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Nikt nie otwierał. Tym razem mocno zapukał. W jego głowie zapalił się czerwony alarm. Za pomocą zaklęcia otworzył zamek i wszedł do środka.
- Kathleen? - krzyknął. - Jesteś tu? - Jednak odpowiedziała mu cisza. Ruszył więc po domu w poszukiwaniu koleżanki.
Zimny wiatr, wpadający przez okno zaprowadził go prosto do salonu, gdzie na środku leżała Kate. Podbiegł do niej, klękając obok. Potrząsnął lekko ciałem szatynki, jednak ta nadal leżała nieprzytomna. Uniósł dłonie nad jej ciałem i wypowiadał nieznane zaklęcia, a niebieskie światło rozeszło się od jego rąk po całe jej ciało. Kate wyprostowała się do siadu, mrugając szybko oczami. Wspomnienia sprzed paru chwil zaczęły napływać do jej głowy. Jednak dopiero kiedy obraz się wyostrzył dostrzegła zmartwioną twarz Mike’a.
- Co się stało? - zapytał z przejęciem, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Nie wiem... chyba oberwałam drętwotą. - jęknęła, łapiąc się za tył głowy, który pulsował tępym bólem. - Był tu ten koleś w kapeluszu, co widziałam go dzisiaj w drodze od babci - dodała, widząc jego pytające spojrzenie.
Chłopak rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś co mogło wskazywać na tożsamość oprawcy Kate. Jednak oprócz otwartego okna, przez które wlatywało zimne powietrze nie było żadnej najmniejszej rzeczy, która nie pasowała do obrazka. Odwrócił spojrzenie na Kathleen, która wpatrywała się w okno. Podniósł się podając rękę, dziewczynie i pomagając jej wstać.
- Czy Ty nie masz właśnie u siebie imprezy? - spytała, kiedy usiedli razem na kanapie. - Alice od kilku godzin mi truła żebym wpadła, więc co robisz u mnie w domu - powiedziała, ale po chwili odskoczyła od niego jak poparzona. - A może wypiłeś eliksir wielosokowy i wcale nie jesteś Mike.
Brunet spojrzał na nią jak na kompletną wariatkę i przybliżył się do niej, łapiąc za podbródek, obracał jej twarz raz w jedną, raz w drugą.
- Jakiegoś wstrząsu mózgu dostałaś? A może mój widok tak na ciebie zadziałał? - Mówił, przy każdym obrocie jej policzka.
- Bierz te łapska - warknęła, strzepując jego dłonie. - Co tu robisz i jak tu wszedłeś? - spojrzała na niego, krzyżując ramiona.
- Nie dawałaś znaku życia, więc się tu teleportowałem. Wiemy, że w mieście pojawił się jakiś czarodziej o niekoniecznie dobrych intencjach. Wolałem sprawdzić czy nic ci nie jest - Wyjaśnił, zamykając okno. - A wszedłem tu dzięki magii? Wiesz.. są różne zaklęcia, które możesz używać.
Dziewczyna przekręciła oczami. - Mam ci uwierzyć, że martwiłeś się o mnie? - Uniosła brew, przyglądając się mu lepiej. Miał na sobie ciemne spodnie i idealnie opinającą jego, sportowe ciało koszulkę, a na to czarną skórę.
- No pewnie. W końcu jesteś jedyną osobą, jaką tu znam która nie wyśmieje mnie jak powiem o tym, że kiedy kichnąłem to przez przypadek wyrosły moim bokserką nogi i musiałem biegać nago po domu łapiąc je - Powiedział tonem, który wskazywał, że to najbardziej oczywista rzecz.
Kate przez chwilę wpatrywała się w niego nie do końca wiedząc, czy te słowa naprawdę opuściły jego usta, czy to tylko jakieś omamy dźwiękowe. Jednak po chwili coś zrozumiała. Poderwała się z kanapy podchodząc do regału, na którym półki uginały się od ciężaru książek. Zaczęła wyciągać każdą po kolei.
- Co ty robisz? - Michael przyglądał się jej z ciekawością.
- Po coś musiał tu przyjść prawda? Schowałam za tymi książkami tą fiolkę - wyjaśniła, coraz szybciej wyrzucając z półki książki. - Zniknęła...
- Musimy dowiedzieć się kim jest tajemniczy człowiek w masce... - Głos Mike’a rozniósł się po pomieszczeniu.
Napisane bardzo dobrze i ma ten swój klimacik. Za to ogromny plus. Brakuje mi tu nieco humoru i jakiegoś rozładowania napięcia, ale myślę że taka jest po prostu specyfika tego ff. Nie wiem czy będę czytać to dalej, raczej nie moje klimaty. Ale i tak uważam, że to kawał dobrego ficka.