PROLOG
W sumie moje życie było całkiem niezłe - spokojne i ułożone, z planami na przyszłość. Wychowałem się na Dworze Burke. Składał się on z olbrzymiej willi, w której sypialni jest więcej niż mieszkańców (włączając w to skrzaty domowe) oraz z ogrodu pełnego roślin sprowadzonych z najróżniejszych stron świata, a wytrzymujących w angielskim klimacie tylko dzięki czarom. Uwielbiałem to miejsce, w końcu spędziłem tu większość swojego krótkiego, bo osiemnastoletniego życia. No... jest jeszcze Hogwart, ale z nim nie łączę pozytywnych emocji.
Z rodzicami zawsze miałem dobre relacje. Nie kłóciliśmy się, bo się ich słuchałem, a byli inteligentnymi ludźmi, więc źle na tym nie wyszedłem. Moja matka Omega, była dla mnie uosobieniem dobra, mądrości i sprawiedliwości, a ojciec Eros... on był trochę inny, właściwie to często zastanawiałem się jakim cudem się pobrali, ale nasza trójka się kochała. Bardzo.
Z resztą rodziny było trochę inaczej. Mój stryj siedział w Azkabanie - to jedyna informacja, którą zdobyłem o rodzinie ojca. Natomiast moja matka miała siostrę, niestety została ona wdową w młodym wieku i musiała samotnie opiekować się córką. Moja kuzynka Anita jest ode mnie rok młodsza, ale to właśnie z nią spędziłem większość wolnych chwil (czyli wtedy, kiedy nie przychodzili do mnie nauczyciele zatrudnieni przez ojca) i najwspanialsze przygody przed pójściem do Hogwartu. Innymi mówiąc: była dla mnie jak siostra. No i to cała moja rodzina. Tak, wiem. Nie zbyt duża, ale było dobrze tak, jak było, a to się przecież liczyło, choć do typowej rodziny brakowało nam sporo.
Aa! Zapomniałbym: jestem
czystej krwi, a to jest przecież ważne.
Oprócz Anity miałem tak zwanych
przyjaciół. Banda matołów. Maksymilian czy Jupiter też byli czystej krwi. Byłem zmuszony spędzać z nimi czas, ponieważ nasi ojcowie się przyjaźnią i ta dwójka, która w przeciwieństwie do mojej matki była uosobieniem czystej głupoty, często spędzała czas w Dworze Burke. Jedynym sposobem by uchronić się przed ich
głupolitusem pospolitusem, jak to mówiła Anita, było porwanie pudełka słodyczy i ukrycie się za bujnymi gałęziami drzew z ogrodu. Szkoda tylko, że z czasem przestaliśmy się w tych kryjówkach mieścić i ponownie byliśmy narażeni na zakażenie się
głupolitosem.
Na moje szczęście - lub nie - to skończyło się w Hogwarcie. Jakże zacna Tiara Przydziału była łaskawa przydzielić mnie do Gryffindoru! Mnie! Ludzie, błagam! Wolałbym już trafić do nieudacznego Hufflepuffu albo wszechwiedzącego Ravenclawu! Ale nie, musiałem skończyć w Gryffindorze wypełnionym od góry do dołu cnotliwymi i honorowymi do bólu Gryfonami. Odcięcie od tych moich przyjaciół nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że Anita trafiła do Slytherinu jak reszta mojej rodziny. Oczywiście moi rodzice napisali mi w liście to, co napisałby każdy przykładny rodzic: "
Dla mnie i dla Twojego ojca naprawdę nie liczy się, jakiego Domu będziesz uczniem. Kochamy Cię mimo wszystko i pamiętaj, że w Hogwarcie liczy się przede wszystkim nauka. Najwyraźniej Ktoś ma, co do Ciebie inne plany." Łatwo im mówić, to nie oni musieli spędzić tam siedem lat swojego życia.
Mimo tej drobnej wpadki Tiary (nigdy nie ufajcie czapkom!) naprawdę lubiłem swoje życie. Nie, na serio! Rodzice mnie kochali, miałem Anitę, dobre oceny i Ścigacza - moją sowę. Czego mógłby więcej chcieć osiemnastolatek? Cóż... sami zresztą dobrze wiecie jak to jest. Myślisz, że masz cudowne życie, wszystko jest ok i nagle pojawia się taki gościu - Los. Wyciąga te swoje obrzydliwe, kościste rączki i miesza nam wszystko, co się da. To nad czym pracowaliśmy od urodzenia rozpada się, jakby było zrobione z piasku, a ty próbujesz to łapać, ale wszystko przelatuje ci między palcami niczym pył...
A pan Los urządza sobie pokaz, oglądając jak próbujemy wszystko naprawić.
***
Szukałam ff, ale nie znalazłam go, więc sama napisałam. Wiem, że prolog jest króciutki - uśmiecha się chytrze - ale wyszedł dokładnie taki jaki chciałam. Prologi powinny być krótkie. Obiecuję jednak, że następne części (łącznie będą dwie lub trzy.) będą dłuugie.
FF nawiązuje do mojej miniaturki "Zawiniątko" (
świstoKLIK) jednak oba teksty są od siebie niezależne. Piszę tu bardzo ryzykownie, bo w pierwszej osobie, NIGDY wcześniej tego nie robiłam! Proszę o wyrozumiałość.
Dedykacje? Mojej przyjaciółce MMM, która nie ma tu konta.
Poza przedstawieniem nam głównego bohatera, a raczej jego środowiska (rodziców, sposobu mieszkania, przyjaciół i w jakim Domie w Hogwarcie był) nic poza tym nie ma. Rozumiem, że tak miało być, ale jednak czuję ogromny niedosyt, bo naprawdę ciekawe piszesz. Twój narrator jakby komunikuje się z czytelnikiem. Czytając, miałam wrażenie, jakby on siedział obok mnie i po prostu opowiadał mi historie ze swoje życia. Jeżeli to jest Twój pierwszy raz z narracją pierwszoosobową, to w ogóle jestem w szoku, a Ty możesz być z siebie dumna, bo wyszło Ci to
Mimo samego opisu, ten fan fick wciąga. Nie nudziłam się na żadnym fragmencie, miejscami nawet się uśmiechałam, widząc co też ten bohater-narrator opowiada. Najbardziej podoba mi się chyba to:
Nie wiem czemu, ale bardzo mnie bawi to stwierdzenie ;D
Czasami miałaś błędy interpunkcyjne. Nie wiem czemu w nawiasie stawiasz kropkę, np. Lubię Twój fan fick (jak i ten poprzedni.). Nie stawiaj kropki w nawiasach. Wykrzykniki są okej, ale nie kropki.
Jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego, dlatego trzymam Cię za słowo, że kolejne rozdziały będą zdecydowanie dłuższe!