Dwie drogi, jeden kraniec. Cierpienie, miłość, poświęcenie. Wszystko za maską ucznia. Historia opisywana przez kogoś, kto ją zauważył. Uwaga! Czasy przed drugim pokoleniem, ale po pierwszym.
Dzieciaki zostawiają próbki na biurku. A teraz to sprawdzać. Do tego pergaminy z trzech klas. Przede mną jeszcze jedna lekcja. Z kim to...? Zaglądam do dziennika. Ślizgoni i Gryfoni z klasy piątej. Świetnie! Lekcja z Kazurro i Malfoy'em. Ciekawe co tym razem ta dwójka wymyśli. Na tak, przecież oni tez mają dziś sprawdzian. Kolejne kilkanaście pergaminów do sprawdzenia. Nagle trzask walenia drzwiami i śmiechy. Zerkam na przybyłych. O wilku mowa, Kazurro i Malfoy.
- A wy znów przed czasem - zakładam ręce na piersiach.
- Jak nas pan tu nie chce, to możemy sobie pójść - Kazurro stanęła w połowie drogi z tym swoim uśmieszkiem.
- O nie! Chodźcie - zaprzeczyłem, a oni podeszli. - Poukładacie mi alfabetycznie fiolki z ostatniej lekcji.
Zaczęli w spokoju i ciszy wykonywać swoje zadanie, a ja jak zwykle obserwowałem ich poczynania. Znów szybsza była Kazurro, więc znów zacząłem się nad nią zastanawiać. Odkąd jest w tej szkole ukazuje coś nowego. Dla mnie jest, że tak to ujmę, obiektem zainteresowań. Na początku zdawała mi się dziewczyną oschłą i skrytą. Jednak w pewnym sensie miałem rację. Dobiera z rozwagą rozmówców i z tego co zdążyłem zauważyć trudniej niż innym jest jej zaufać. Uchodzi za osobę, która lubi sobie pochodzić po Błoniach, pouśmiechać do byle kogo i czego, popleść o bzdurach. Gdy którykolwiek z uczniów spyta się o czyjeś sprawy, to nigdy nic nie wie. Jednak nie wszystko jest prawdą. W stosunku do mnie czy Malfoya jest trochę inna. Różnica w tym wszystkim jest taka, że zawsze wie wszystko, najczęściej przesiaduje w bibliotece nad książkami, lub ona i Malfoy przychodzą po lekcjach do mojej klasy i zadają mi pytania, które jak dobrze oboje wiedzą, bardzo mnie denerwują.
No i oczywiście kocha kłócić się ze mną.
Przerzuciłem wzrok na Malfoya. Choć jego nazwisko jest mi dobrze znane, nie jest on spokrewnionym z Lucjuszem Malfoy'em. Łatwo to dostrzec w jego zachowaniu. Nie dokucza szlamom, nie jest bezczelny (no może czasem) i ma bardzo dobre stosunki z Gryfonami. Przeciętny uczeń, ale za to świetny zawodnik Quidditcha. Uwielbia wyzwania, z których zazwyczaj wychodzi przegrany. Rozbawia mnie jego zapał, jeśli chodzi o honor. Nie pozwoli wygrać walkowerem. Mimo, że zadaje się z Gryfonami jest szanowany wśród Ślizgonów.
Mija dziesięć minut i do klasy zaczynają schodzić się uczniowie. Przerywam rozmyślenia. Kazurro i Malfoy skończyli swoją pracę, więc zasiedli do ławki. W końcu sala jest zapełniona dzieciakami. Podaje im pergaminy ze sprawdzianem. Każę im zaczynać. Oczywiście podchodzę do Kazurro i przypatruję się jej kartce. W ten sposób ją dekoncentruje, co jest dla mnie świetną zabawą. Oderwałem na chwilę wzrok od jej bazgrołów i spojrzałem po klasie.
- Vetra! Khrout! - Oczywiście, ta dwójka musi spisywać od siebie. Oboje nic nie umieją, ale jedno od drugiego spróbuje ściągnąć. Gdy odwracają się od siebie, wracam wzrokiem na pergamin Kazurro. Nowy napis.
" Nie gap się tak, profesorze, bo niedługo nie będziesz miał czym"
Ta mała... Groźba... Ja jej dam!
- Slytherin traci dwadzieścia punktów - ogłaszam klasie. Jednak ona parsknęła na to śmiechem. Jak zwykle ma gdzieś Puchar Domów.
- A szlaban? - Szepcze tak, bym tylko ja słyszał.
- A po co szlaban? I tak przyjdziesz - odpowiadam z przekąsem równie cicho. Odwróciłem się od niej i podszedłem do okna. Wpatrywałem się w przestrzeń za szkłem. Analizowałem listę rzeczy, które muszę dziś robić. Ile tego jest... Nie dość, że muszę zrobić eliksir dla Dumbledore'a, to jeszcze te sprawdziany i fiolki. Ręce mi opadają. Dobrze, że chociaż Kazurro przyjdzie. Zmuszę ją do pomocy.
Jest już po obiedzie. Siedzę w mojej klasie i przeglądam pergaminy. Jak mi się dłuży dzisiejszy dzień. Odruchowo sprawdzam zegar. Siedemnasta piętnaście. Kazurro już powinna tu być. Przecież nigdy się nie spóźnia. Może uznała, że jak jej nie wlepiłem szlabanu, to nie musi przychodzić. Drzwi nagle się otwierają, a przez środek klasy biegnie Kazurro z trzema książkami pod pachą.
- Przepraszam za spóźnienie. Musiałam wypożyczyć książki, a nie mogłam ich znaleźć - wyrzuciła z siebie słowa na jednym oddechu.
- Jakie książki? - zastanawiałem się.. Ta dziewucha ma skłonność do zakazanego. Dobrze, że tylko w małym stopniu.
- Do Historii Magii dwie i jedna do Obrony przed Czarną Magią - odpowiedziała i położyła mi na dowód trzy grube tomy na biurku. Przeczytałem tytuły i stwierdziłem, że książki są niegroźne. Spojrzałem na Kazurro, a ta szczerzyła się do mnie zdyszana.
- Idź nalej sobie wody, bo jeszcze zdechniesz z pragnienia - nakazałem, wracając do sprawdzania. Słyszałem, jak napełnia sobie puchar, a następnie opróżnia cały duszkiem. Gdy czuję na sobie wzrok stojącej obecnie nade mną Kazurro, odkładam pióro, otwieram swój podręcznik na jednym z przepisów i kładę przodem do dziewczyny.
- Zrób ten eliksir dla Dumbledore'a.
- Eliksir Wiggenowy? Po co dyrektorowi ten eliksir? - ciekawska panna Kazurro musi oczywiście wszystko wiedzieć.
- Nie wiem po co mu to, ale jak każę ci go zrobić, to rób bez zbędnych pytań - spokojnie, ale z jadem w głosie odpowiadam na pytanie i zgarniam pióro. Kazurro jak zwykle jedynie wzruszyła ramionami i wzięła się do roboty. Zwróciłem całkowitą uwagę na pergaminy. Jakie oni potrafią bzdury wypisywać. Po prostu nie mogę. Chyba jeszcze nikomu nie postawiłem oceny nawet Powyżej Oczekiwań, nie mówiąc już o Wybitnym. Chyba tylko jednej osobie daję niższą ocenę. Kazurro ma talent do eliksirów. No ale przecież, co przerwę lata do biblioteki po różne tego typu książki. Gdybym dał jej wyższą ocenę to klasa pomyślałaby, że zmiękłem. No to trzecioklasiści sprawdzeni. Piąte. Pierwszy pergamin należy do Malfoy'a. Ciekawe. Pierwsze zadanie: Opisz Ciemiernik biały.
"Ciemiernik biały to roślina lecznicza" I tyle? Boże! Jak można być takim przygłupem?
- Profesorze, mogę wziąć jeden ciemiernik z zapasów? - Z dołującego rozmyślania wyrwał mnie głos Kazurro. Patrzyła się pytająco. Odruchowo spojrzałem na pergamin kolejnej osoby. Przeczucie mnie nie myliło. Kolejna Kazurro.
- Opisz Ciemiernik biały - poprosiłem, albo raczej rozkazałem. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale zaczęła:
- Roślina lecząca ranny po zaklęciach. Charakteryzuje się czarną łodygą i białymi płatkami. Wykorzystuje się go w eliksirach takich, jak eliksir Wiggenowy. Można go znaleźć na skrajach lasów lub na łąkach leśnych. Jego miesiąc to grudzień. Często stosuje się go jako ozdobę - śpiewająco, ale przecież nie powiem jej tego.
- Zapomniałaś dodać, że bez specjalnego przygotowania jest trujący - musiałem czegoś się doczepić. Wróciłem wzrokiem na pergamin Malfoy'a. - weź sobie tego ciemiernika.
Oho, sprawdzian Kazurro. Aż się boję. Co my tu mamy... Oczywiście, wszystko idealnie, a nawet nadprogramowo. Trzeba coś znaleźć, bo będę musiał wlepić jej Wybitnego. Podniosłem głowę zamyślony. Dziewczyna była skupiona na swojej robocie. Najwidoczniej poczuła, że przyglądam się jej, gdyż prawie natychmiast spojrzała w moją stronę. Utkwiłem wzrok jej oczach. Przepięknych, zielonych oczach odbijających w tej chwili blask księżyca.
Automatycznie przyszło mi do głowy jedno pytanie, a że jestem bardzo ciekaw odpowiedzi, spytałem:
- Jaki przedmiot ci nie idzie?
- Większość przedmiotów mi nie wychodzi - odparła wracając do wywaru.
- Akurat. A już najbardziej eliksiry - zakpiłem. Przez chwilę wróciłem myślami do jej sprawdzianu. Co by tu teraz z nią zrobić...? - Kazurro, pójdźmy na układ - w końcu zdecydowałem.
- Ale o co chodzi? - spytała zdezorientowana.
- Dostaniesz z tego sprawdzianu Wybitny, ale pod warunkiem, że jeśliby się ktoś pytał jak to zrobiłaś, odpowiesz, że w prawidłowy sposób użyłaś ciemiernika w eliksirze.
- Słucham? - ledwie z siebie wydusiła.
- Wchodzisz w to czy nie?
- Pewnie! - Wypowiedziała z wielkim entuzjazmem. - Ale dl...
- Bo na to zasłużyłaś. Nie myśl sobie, że jesteś wyjątkowa - przerwałem jej szybko.
Ale to prawda - pomyślałem sobie - ty, dziewucho, jesteś wyjątkowa. A ja staram się na siłę to zmienić.
Rano obudziły mnie promienie jesiennego już słońca. Aż mnie parzyły. Po cholerę zostawiłem to okno. Powinienem je zamknąć na cztery spusty. Otarłem twarz i rozciągnąłem się na łóżku. Ile jeszcze do śniadania? Dwie godziny. W takim razie szybki prysznic mi nie zaszkodzi. Wchodzę do łazienki i rozbieram się. Krok do kabiny i zimna woda zaciska mnie w swoich ramionach. Czując kropelki w każdym zakątku ciała ogarnia mnie miły dreszcz. Zamykam oczy i przez chwile staram się o niczym nie myśleć.
BOOM! BOOM!
Co do cholery?! Kto tak wcześnie dobija się do moich drzwi? Wychodzę z kabiny i przewijam jeden ręcznik w pasie, a drugim wycieram włosy. Trzaskanie jest zbyt natarczywe. Szybko podchodzę do drzwi, ze zdenerwowaniem je otwieram i wrzeszczę:
- Czego?!
- Ja... - Osobą stojąca za progiem jest - oczywiście - McGonagall. Kto inny mógłby się tak wcześnie do mnie dobijać!?
- Jest trochę zimno, więc mów czego chcesz - poganiam panią profesor, gdyż nie jest wygodnie stać w drzwiach w samym ręczniku.
- Kazurro... - Zaczęła nadal oszołomiona.
- Co mnie obchodzi ta małolata? - Uciąłem szybko i chciałem zamknąć drzwi przed McGonagall, lecz ta mi na to nie pozwoliła i zatrzymała drzwi nogą.
- Severus'ie, coś się dzieje z Mityą. Leży przymocowana do łóżka w Skrzydle Szpitalnym, gdyż próbuje wszystkich rozszarpać! - Wykrzyczała na jednym tchu. Zamurowało mnie. Kazurro próbuje kogoś zabić? Przecież ona skrzywdzić mogłaby tylko siebie!
Długo nie myśląc puściłem drzwi i pobiegłem do sypialni ubrać się. Wyleciałem do Minervy i rzuciłem parę zaklęć, by nikt mi nie wtargnął do komnat. Następnie przemierzałem z McGonagall budynek aż do Skrzydła Szpitalnego. Co tam zobaczę? Wpadłem do pomieszczenia, w którym Ślizgonka przywiązana do łóżka szarpię się na wszystkie strony. Pochyleni nad nią dyrektor Dumbledore i Pomfrey byli lekko zakrwawieni. Podchodzę i odpycham ich od dziewczyny. Siadam na łóżku i chwytam jej głowę. Zmuszam ją, by popatrzyła mi w oczy. Gdy udało mi się to, wszedłem w jej umysł. Prześlizguję się przez jej wspomnienia i nie widzę nic niepokojącego, co by mogło naruszyć jej psychikę i spowodować taki nagły atak agresji. Bez rezultatów wyszedłem z jej umysłu.
- Pomfrey, podaj jej Eliksir Słodkiego Snu - rozkazałem pielęgniarce.
- Już to zrobiłam - odpowiedź nie była pozytywna.
- To podaj drugą dawkę! - Warknąłem.
- Nie ma! Eliksir się skończył! - Była równie zdenerwowana. I co teraz? Znów popatrzyłem jej w oczy. Spróbujmy spokojniej.
- Kazurro... - Przemówiłem. Ona nadal się wierciła. - Proszę Cię, Kazurro.
Głaszczę ją po głowie. Jej oczy jakby jeszcze bardziej pragnęły krwi. Nie przestawałem jej głaskać. Nagle policzki zrobiły się troszkę wilgotne od kropelek słonych łez. Z ust zaczął wydobywać się cichy jęk. Przestała się wiercić, a mi zrobiło się dziwnie. Położyłem jej dłoń na policzku. Nie uspokajałem jej. Jestem pewien, że ten płacz był jej potrzebny. Skuliła się i drżała, jakby się bała. Jestem przekonany, że to nie był strach.
- Severusie - z rozmyślań wyrwał mnie głos McGonagall.
- Słucham - byłem w tej chwili dziwnie spokojny.
- Wiesz co jej dolega? - Potrafiłem jedynie pokiwać przecząco głową. W tej chwili ślepia dziewczyny zniknęły za powiekami, a jęk ucichł. Usnęła. Muszę iść na lekcję i użerać się z bachorami, zamiast szukać przyczyny tej sytuacji. Na dodatek moje włosy ciekną po prysznicu. Jakie to wszystko denerwujące.
************************************
Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam.
Alexxis
Nie wiem co myśleć. Po pierwsze nie przekonuje mnie Twój Snape. Wolałabym chyba, by był to jakiś wymyślony nauczyciel, bo mi brakuje tych prawdziwych cech Snape'a. Nie wyobrażam sobie, by prawdziwy Severus umiał odczuć coś takiego (i jeszcze to nazwać!): Utkwiłem wzrok jej oczach. Przepięknych, zielonych oczach odbijających w tej chwili blask księżyca.
Jedynie przy spotkaniu z McGonagall wydawał mi się autentyczny.
No i błędy, dziewczyno! Z przecinkami nieco lepiej, ale mam wrażenie, że dodałaś fan fick na szybkiego, bo czasami źle odmieniałaś przymiotniki. Nie musicie się śpieszyć z dodawaniem, naprawdę. ;>
Podoba mi się, że Malfoy, który tutaj występuje, nie jest Draconem. To może być ciekawy wątek, o ile to rozwiniesz. Ciekawi mnie też ta tajemnica Kazurro, czemu ona się nagle tak zaczęła zachować. Jednak czasami temu fickowi brakuje autentyczności. Nie tylko w zachowaniu Snape'a, ale także np. w takich pierdołach jak brak eliksiru Słodkiego Snu. No przecież to niemożliwe, by pielęgniarka szkolna nie miała tak podstawowego lekarstwa.
Na plus też można dodać to, że całkiem zgrabnie wychodzi Ci narracja, a wybrałaś sobie tą cięższą formę ;D