Z dedykacją dla Portugasa za nieświadomą pomoc ;)
***Ona***
- Ten Snape mnie kiedyś wykończy. Słowo daję - jęczy Raven, wychodząc ze mną z lochów po lekcji eliksirów. - Esej na jutro?! Kto to w ogóle wymyślił?!
Minęły dwa dni od kiedy opuściłam skrzydło szpitalne. Pani Pomfrey powiedziała, że przez najbliższy tydzień nie będę mogła latać na miotle, ale jakoś przeżyję. Mark, zgodnie z tym co powiedziała mi Raven, był cały spięty i dziesięć razy dziennie pyta mnie, czy dobrze się czuję. Poza tym, że nadal czasami boli mnie głowa, to całkiem nieźle się czuję.
- 800 słów to rzeczywiście lekka przesada - zgadzam się z przyjaciółką. - Mógłby trochę nam odpuścić.
- Trochę?
- No dobra. Bardzo - śmieję się i wchodzę na II piętro.
- Nie idziesz do wieży? - Raven posyła mi zdziwione spojrzenie. - Przecież zaraz zielarstwo. Nie zdążymy.
- Ty już idź, najwyżej mnie usprawiedliwisz. Muszę na chwilę pójść do biblioteki oddać książkę..
- I wypożyczyć nową?
- Znasz mnie przecież. Nie jestem taka.
- Znam cię bardzo dobrze i dlatego tak mówię.
Po tych słowach obie zaczynamy chichotać.
- No dobra, niech ci będzie - daje za wygraną Raven. - Ale się pospiesz! - krzyczy przez ramię, wbiegając po schodach. Po chwili znika za zamiennym murem. Ja natomiast powoli idę wzdłuż korytarza. O tej godzinie wszyscy są na lekcjach i na korytarzach jest zupełnie cicho. Kiedy docieram do wielkich drzwi biblioteki, zatrzymuję się. Jak każdy Krukon traktuję to miejsce jak święte. To tu jest cała wiedza, jaką pożądamy i którą wielbimy. Nie należy tu wchodzić pochopnie, bo sposób w jaki traktujemy książki świadczy o nas samych.
Po kilku minutach wchodzę do pomieszczenia. Pachnie tu tak samo jak zawsze: kurzem, pergaminem i różnymi ludźmi, którzy przychodzą tu zdobywać wiedzę. Pewnym krokiem podchodzę do biurka bibliotekarki i z uśmiechem zawracam się do czarownicy:
- Przepraszam, ma pani może jakąś książkę o jednorożcach?
- Ależ oczywiście, kochanie. Już ci przynoszę.
I bibliotekarka znika za ogromnym stosem książek. Kiedy wraca, cała jest w kurzu.
- Proszę bardzo - mówi i wraca do swoich spraw.
- Dziękuję - odpowiadam uprzejmie i wychodzę ze "świątyni wiedzy".
Nie mija dużo czasu, kiedy zdyszana wbiegam do dormitorium. Opasła księga o jednorożcach, hipogryfach, skrzatach i innych stworzeniach magicznych jest bardzo stara i bardzo ciężka. Powoli odkładam ją na stół i wzdycham ciężko. Trochę martwiło mnie, że przegapię zielarstwo (jest to jedyny przedmiot, z którym mam naprawdę dużo problemów), ale tylko trochę. Siadam miękko na łóżku, co od razu wykorzystuje pewna kocica. Wdrapuje się na moje kolana, zwija w kłębek i zaczyna cicho mruczeć. Uśmiecham się.
- Ostatnio mało spędzamy razem czasu, prawda Miro? - mówię do kota i zaczynam głaskać ją po grzbiecie, na co ona zaczyna mruczeć z zadowoleniem. Nagle do dormitorium wpada Amelia. Ma na twarzy wyraz zadowolenia, który jednak znika po chwili, ustępując miejsca zdziwieniu na widok mojej osoby.
- Cześć - przerywam ciszę i patrzę z zaciekawieniem na przyjaciółkę. - Coś nie tak?
- Nie powinnaś być na zielarstwie? - pyta ni to ostro, ni to obojętnie.
- Może i powinnam. Musiałam skoczyć na chwilę do biblioteki. A ty? Co tu robisz?
Amelia przez chwilę nic nie mówi i sprawia wrażenie, jakby biła się z własnymi myślami, ale w końcu się poddaje i wyznaje mi prawdę.
- Jim zaproponował mi spotkanie w Łazience Prefektów, a ja się zgodziłam.
Amelia jest Prefektem Naczelnym Rawenclawu i (teoretycznie) ma więcej praw od zwykłych uczniów. Nie jestem pewna, czy sprawy, jakie dziewczyna ma na myśli do nich należą. Marszczę więc brwi i mierzę ją poważnym spojrzeniem.
- Czy wy...
Amelia robi się czerwona jak burak, ale nie zaprzecza. Kręcę głową z niedowierzaniem, a moją duszę i ciało powoli zaczyna ogarniać gniew.
- Zdajesz sobie sprawę, jaka to poważna sprawa? Raven ci tego nie daruje.
- Chyba jej nie powiesz? - panikuje dziewczyna.
- A co? Wolisz ją okłamywać?
Zostawiam Amelię samą ze swoją głupotą i wybiegam z wieży. Po moim policzku spływa łza. Wyznanie najlepszej przyjaciółki, że robiła TO z chłopakiem i to w tajemnicy ukuło mnie w serce, niczym trująca strzała. Zawsze byłam bardziej wrażliwa od innych. Ryczę, czytając książki, oglądając mugolskie filmy i widząc cudze nieszczęścia. A taka zdrada to dla mnie szczególny cios. Na coś takiego nie ma wytłumaczenia....
***On***
Kiedy docieram do ogromnego dworu, należącego do mojej rodziny, prawie mdleję ze zmęczenia. Leciałem prawie 6 godzin bez przerw, a dla kogoś, kto niezbyt często używa skrzydeł, jest to nie lada wyzwanie. Udaje mi się jednak bezpiecznie wylądować na żywopłocie, okalającym ogród. Zmieniam się szybko w człowieka i zeskakuję na ziemię.
Dwór mojego rodu jest ogromny i liczy sobie kilkaset lat. Przypomina raczej pałac niż dom. Marmurowe ściany błyszczą w świetle zachodzącego słońca, a przez niektóre okna da się zajrzeć do środka. Budynek jest rozbudowany i wysoki. Ma dwa boczne skrzydła, centralną budowlę, a nawet kilka pięter ciągnie się pod ziemią. Ogród, w porównaniu do domu wygląda okropnie. Zarośnięty trawnik, połamane drzewa, na każdym kroku zgniłe liście. Wystarczyłoby jedno wprawne zaklęcie i po sprawie, ale ojciec ma zasady. Nie można ruszać niczego, co jest poza domem, ale na terenie dworu. Nigdy nie powiedział mi dlaczego, choć wielokrotnie pytałem.
Podchodzę powoli do bramy wejściowej domu i ciągnę za mały sznureczek po prawej stronie. W głębi budynku rozlega się mrożący krew w żyłach dźwięk dzwonka. Po chwili wrota otwierają się z głośnym skrzypnięciem i staje w nich moja matka. Nie kryje zdumienia, widząc mnie tu.
- Aleks! Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w szkole.
- Jest ojciec? - pytam, zbywając jej dociekliwość.
- Nie, jest w poważnej delegacji.
- To dobrze, bo musimy porozmawiać...
***
- Kochanie, chcieliśmy ci powiedzieć, ale byłeś zbyt mały, żeby to zrozumieć.
Wspólnie z moją matką, Evelyn, siedzimy w wielkim, ponurym salonie. Wyjaśniłem jej pokrótce, dlaczego tu przybyłem i pokazałem jej kartkę wyrwaną z książki.
- Możesz powiedzieć mi teraz.
Evelyn jest wyraźnie skrępowana całą tą sytuacją. Nie chce współpracować.
- Powiedz mi.
- Powiem ci razem z ojcem, kiedy wróci.
- A kiedy wróci?
- Jutro, przed obiadem.
Zamyślam się na chwilę, lecz moją twarz znów rozjaśnia uśmieszek triumfu, kiedy przypominam sobie inną, bardzo ważną sprawę..
- Co wydarzyło się między tobą a profesorem Snape'm?
Evelyn wygląda jak żywy trup. Jest blada i jakby nieobecna. Małomówność zawsze była jej największą wadą.
- A więc?
Matka w końcu daje za wygraną.
- Kiedy uczyłam się w Hogwarcie, Snape już tam pracował. Jest starszy ode mnie o 10 lat. Zawsze go lubiłam, wtedy sama nie wiedziałam za co. I nagle ja... straciłam głowę. Zostałam u niego po lekcjach, ona na mnie patrzył z takim pożądaniem, nie mogłam mu odmówić.
- Tata wie?
- Do niczego między nami nie doszło, okey?! Całowaliśmy się tylko.
- A ty go teraz szantażujesz?
- Wie, że jeśli go wydam, nie ważne jak dawno się to wydarzyło, to go wywalą.
Opadam ciężko na fotel. Czyli moja matka była zakochana w moim nauczycielu eliksirów. Na samą myśl mam ochotę zwymiotować.
-Czy ty naprawdę jesteś nienormalna?! - wrzeszczę na nią, a ona zalewa się łzami.
- Ja nie chciałam, uwierz mi! Jeśli powiesz twojemu ojcu, to mnie zabije. Proszę cię, nie patrz tak na mnie. Byłam młoda i głupia, a poza tym to Severus jest głównym winowajcą.
Nie odpowiadam matce. Wstaję tylko z miejsca i idę po schodach na górę, żeby zamknąć się w swoim pokoju. Jeśli to nie było wystarczającą tajemnicą mojej rodziny, to boję się, co mogę usłyszeć jutro...
Napalony Snape? Mimo całej mojej miłości dla niego, to fuj. On jest raczej kompletnie aseksualny. No ale mniejsza.
Nie lubię szczególnie tej formy narracji. Nie ma wtedy tak wiele miejsca na opisy, a szkoda.
Podobają mi się za to Twoje dialogi. Są autentyczne. Lekkie.
Opis miłości do książek też jest super. Przypomina mi moje oddanie.