Hope i Mary razem z ich matką przeprowadzają się do wielkiej, ponurej rezydencji. Już pierwszego dnia odkrywają, że ten dom nie jest zwykłym budynkiem.
- Oto nasz nowy dom - te oklepane słowa wypowiedziała matka Hope i Mary. Była to wysoka, smukła kobieta o ciemnobrązowych włosach i czarnych jak smoła oczach. Wskazywała dłonią na ponuro wyglądającą rezydencję ze spadzistym dachem, zakurzonymi, niewielkimi oknami i dużymi dębowymi drzwiami.
- Taaak... - odrzekła powoli Hope.
- No proszę was, okażcie trochę entuzjazmu - westchnęła pani Watson.
- Podobno w tym domu ktoś umarł - oznajmiła Mary. Nie miała ochoty się przeprowadzać, ale podobnie jak siostra, nie mogła się sprzeciwiać zachciankom ich despotycznej mamy. Od zawsze robiła to, co chciała, nie słuchając, co myślą o tym jej córki. Mary częściej okazywała swoją irytację. Była zadziorna i buntownicza, jak jej jaskrawe, rude loki, otaczające piegowatą twarz. Nie uchodziła za ładną, była koścista i blada, a oczy, wielkie i ciemne, wyrażały pogardę dla otaczającego ją świata. Hope była inna - miała szczupłą sylwetkę, czekoladowobrązowe włosy, ciepłe, bursztynowe oczy i kształtny, mały nos. Wszystkie koleżanki mamy mówiły o niej "To takie ładne dziecko". Charakterem też się różniła - była miła, spokojna i sympatyczna. Nic więc dziwnego, że to z nią ludzie woleli się zadawać.
- Mamo, mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego się przeprowadzamy? - zapytała Hope, marszcząc brwi. - Przecież w poprzednim domu dobrze nam się żyło.
- Ten jest o wiele większy, a wiadomo, że wkrótce dołączy do nas nowy członek rodziny - powiedziała niezrażona pani Watson, wprowadzając córki do wielkiego ogrodu, który otaczał rezydencję.
Mary spojrzała na nią ze zgorszeniem, jakby jej rodzicielka powiedziała coś nieprzyzwoitego. Chodziło jej rzecz jasna o Andreę Watson, dwunastoletnią kuzynkę Mary i Hope. Była to bardzo dziwna dziewczynka. Przeważnie za wiele nie mówiła, na wszystkich patrzyła jakby z przestrachem, a gdy już się odzywała, zawsze była przy tym niezwykle złośliwa. Nie przypadła do gustu dziewczynom, zwłaszcza, że ciągle działy się przy niej dziwne rzeczy. Ostatnią taką rzeczą była nagła śmierć jej rodziców. Z tego samego powodu pani Watson zobowiązała się ugościć ją w swoim domu, co nie ucieszyło zbytnio jej czternastoletnich córek.
- I jak wam się podoba? - pani Watson chwyciła mosiężną gałkę i otworzyła drzwi. Oczom dziewcząt ukazał się przestronny salon, okazały, ale również ponury. Meble (oczywiście wszystkie w przygnębiających, ciemnych barwach) wyglądały na takie, których nikt nie używał od setek lat.
- I my mamy tu mieszkać? - spytała Hope, która była dziewczyną optymistycznie nastawioną do życia, a wygląd rezydencji nie odpowiadał jej gustowi.
- Nie widzicie, jakie jest to miejsce? Takie tajemnicze, przesycone magią... Za pewne poprzedni właściciel tak jak my był czarodziejem! - powiedziała pani Watson teatralnym szeptem.
Siostry wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i taszcząc walizki wkroczyły do pomieszczenia, rozglądając się dookoła z niesmakiem.
- Twój pokój jest na poddaszu - oznajmiła pani Watson, zwracając się do Hope. - A twój na końcu korytarza na drugim piętrze - dodała, przelotnie spoglądając na Mary. - Obejrzyjcie je, ja tymczasem rozpalę w kominku.
Siostry ruszyły w stronę schodów, ciągnąc za sobą bagaż. Hope wyglądała na zrozpaczoną zaistniałą sytuacją, a Mary była naburmuszona. Obie wolałyby opuścić to straszne miejsce jak najszybciej. Ale nie miały wyboru. Już było za późno.
Hope Watson dotarła na poddasze. Spodziewała się najgorszego, więc ostrożnie otworzyła drzwi i nieśmiało weszła do pomieszczenia. Nie jest tak źle - pomyślała. Jej nowy pokój był mały, ale nawet przytulny, choć nie tak, jak poprzedni, Przy dużym oknie umieszczonym na pochyłej ścianie stało staromodne łóżko. Obok znajdowała się niewielka, biała komódka, na której spoczywała lampa i małe, oprawione w srebrną ramkę zdjęcie. Hope podeszła bliżej i podniosła je. Przyjrzała mu się uważnie. Na czarno-białej fotografii widać było roześmianą, jasnowłosą dziewczynkę o wręcz nienaturalnie dużych oczach, ubraną w na pewno bardzo drogą sukienkę. Na jej szyi wisiał ładny naszyjnik, zakończony błyszczącym brylantem. Było w nim coś intrygującego. Dziewczynka machała do obiektywu wesoło.
Hope odłożyła fotografię na komodę i wróciła do oglądania pokoju. Nie było tu nic szczególnego, ot zwykła sypialnia na poddaszu.
- Ciebie się pozbędziemy - powiedziała Hope do wiszącego na ścianie gobelinu. - Psujesz wystrój wnętrza - dodała zdecydowanym tonem.
***
Linnet Watson w czasie, gdy jej córki były w trakcie eksplorowania nowych sypialni i rozmyślania, jak sprawić, by bardziej przypominały ich dawne pokoje, udała się do największej, która miała od teraz należeć do niej. Bez szczególnych oględzin (zwiedzała już dom zanim go kupiła) zaczęła się w błyskawicznym tempie rozpakowywać. Nie mogę się doczekać, kiedy Tom przywiezie niektóre nasze meble. Te łóżko jest straszne! - pomyślała, ze wstrętem, gdy sprężyny się pod nią ugięły podczas siadania. No właśnie... Tom! - jęknęła w duchu.
- Która to godzina? - spytała nerwowo, jakby liczyła, że ktoś jej odpowie. Zerknęła na wiszący na ścianie zegar z kukułką. - Czternasta pięć, o Jezu, spóźniłam się - westchnęła i wstała, po czym pospiesznie wyszła z pokoju. Wkroczyła do salonu i tak jak się spodziewała, ujrzała w kominku głowę jej bliskiego przyjaciela, Toma.
- Linnet? Długo kazałaś mi na siebie czekać, a klęczenie na podłodze z głową w kominku nie należy do przyjemnych - oznajmił z uśmiechem.
- Nie marudź - powiedziała Linnet, typowym dla niej, dziewczęcym głosikiem.
- To jak? Hope i Mary są zadowolone?
- Nie - westchnęła pani Watson. - Wręcz przeciwnie, choć szczerze mówiąc nie dziwię się im. Nie wszystkim odpowiadają takie klimaty.
- A ja jestem zdumiony, że tobie tak. Od zawsze byłaś...
- Byłam? - spytała Linnet, unosząc groźnie jedną brew.
- Eeee... Nieważne. W każdym razie kiedy zamierzasz powiedzieć im, dlaczego naprawdę tu zamieszkałyście?
- Bo ten dom jest większy i podoba mi się jego tajemnicza aura - powiedziała kobieta z naciskiem.
- Jakby to był główny powód - mruknął Tom. - Ja już muszę iść, dokończmy tę rozmowę jutro o tej samej porze.
- Dobrze... - zdążyła powiedzieć Linnet, nim głowa mężczyzny zniknęła z płomieni.
***
Mary zeszła po schodach do salonu. W przeciwieństwie do Hope, dziewczynie wcale nie spodobał się nowy pokój. Tak bardzo różnił się od starego, a ona nie lubiła zmian. Co jak co, ale miejsce, w którym zaszywała się, gdy miała zły humor (co się często zdarzało), spędzała większość czasu i odliczała dni do powrotu do Hogwartu musiało być jej ostoją. Miejscem, w którym mogła robić co chciała, bez wiedzy wścibskiej matki i ciekawskiej, a przy tym niezdarnej siostry. Tak, nie ulegało wątpliwości, że Hope była miła, śliczna i przyjacielska, ale miała też swoje wady. Można powiedzieć, że była jak słoń w składzie porcelany. Często coś przewalała, gubiła i tratowała, co niezwykle irytowało Mary.
Rozmyślając ponuro o nowych warunkach życia, usiadła na twardej, niewygodnej kanapie. Ledwo zdążyła to zrobić, zanim zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna westchnęła i podeszła do nich, by je otworzyć. Jej oczom ukazał się blady, jasnowłosy chłopak.
- Dzień dobry - powiedział chłodno, patrząc z wyższością na nastolatkę. Ta uniosła brwi, lustrując przybysza równie nieprzyjaznym spojrzeniem. Nie podobał jej się jego sposób bycia, choć w gruncie rzeczy sama często taka była, zwłaszcza po przyjeździe do nowego domu.
- Powiedzmy - odrzekła kwaśno. - O co chodzi?
- Ojciec kazał mi zobaczyć, kto miał tyle brawury, by wprowadzić się do rezydencji Państwa Moore.
- To już wiesz, że ja - powiedziała Mary. - I wcale, a wcale mi się nie podoba to miejsce. Mam wrażenie, że... coś jest z nim nie tak - wyznała, wzdrygając się.
- I słusznie. Lepiej miej się na baczności - powiedział bezbarwnie.
Mary wytrzeszczyła na niego oczy, zdziwiona.
- Co masz na myśli?
- A czy to ważne? - spytał chłopak.
- Wyobraź sobie, że bardzo ważne, skoro mam tutaj mieszkać - wycedziła Mary.
- Ktoś przyszedł? - usłyszeli głos Hope, zbiegającej ze schodów do salonu. Brązowe włosy miała związane w wysoki kucyk.
- Tak... Taki jeden. Nie robi sympatycznego wrażenia - powiedziała Mary, mimo, iż wiedziała, że chłopak ją słyszy.
- Wiesz, czasem mogłabyś być bardziej subtelna - stwierdziła Hope.
- Doprawdy? Przecież jestem subtelna. Przeważnie. Może po prostu on na to nie zasługuje.
Hope westchnęła i spojrzała na nią surowo.
- Wiesz, że mama chciała dobrze. Przestań czuć się taka pokrzywdzona przez świat.
- Sama narzekałaś, że się tu wprowadziłyśmy! - obruszyła się Mary, odgarniając z czoła kosmyk rudych włosów.
- No... Racja... - Hope nie wiedziała co powiedzieć, więc zwróciła spojrzenie w stronę jasnowłosego chłopaka.
- Po co przyszedłeś? - zapytała.
- Już mówiłem, chcę zobaczyć, kto się tu wprowadził - odrzekł, spoglądając na nie spode łba.
- Do widzenia - powiedziała sucho Mary, zatrzaskując drzwi przed nosem chłopaka. - Bo uwierzę, że to prawdziwy powód - dodała, patrząc na Hope, która stała sztywno, przygryzając wargi.
Hope po powrocie do pokoju zaczęła się rozpakowywać. Ubrania powędrowały do szaf, na łóżku znalazła się jej kołdra oraz poduszka. Na półkach poustawiała swoje książki i pamiątki. Im bardziej miejsce to przypominało jej poprzedni pokój, tym raźniej się tu czuła. No jasne, jeszcze ten okropny gobelin - pomyślała i podeszła do ściany, na której wisiał. Uniosła różdżkę i zamarła. Nie mogła przecież używać czarów poza szkołą. No ale w takim razie jak go odczepić? Dotknęła go dłonią, gdy nagle oderwał się od ściany i zsunął na ziemię. Hope w ostatniej chwili uskoczyła na bok. Westchnęła z ulgą i już miała go podnieść i wynieść z pomieszczenia, gdy ujrzała, że w miejscu, w którym przed chwilą widniał gobelin, znajdowały się ledwo widoczne, wtapiające się w ścianę drzwi.
Jeżeli to rzeczywiście Twój pierwszy w życiu tekst, to jestem bardzo mile zaskoczona. Czytało się to bardzo dobrze, nie było zgrzytów. Niektóre zdania można by bardziej ubarwić, ale do tego jeszcze dojdziesz z czasem.
Podoba mi się klimat FF, jest mroczne i tajemnicze. Aż chce się wejść za te ukryte drzwi.
Brakuje mi jednak większego opisu domu. Dwa pokoje to nieco mało. Ale zapewne nadrobisz to w następnych częściach.
Co do bohaterek, to na razie mi się jeszcze mylą ze sobą. W sumie są bliźniaczkami (tak?) i są bardzo podobne.
No nic, czekam na kolejną część