Po długiej przerwie:
Nie dało się opisać tego, co właśnie działo się w ich rodzinie. Znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Na Boga, już jedno dziecko oddali do ciotki, a tu drugie niedługo przyjdzie na świat. Lecz to chyba nie był w tej chwili jedyny problem. Ewilan była wykończona psychicznie. Nie chciała z nikim rozmawiać, nikogo widzieć, a już tym bardziej jeździć na jakieś misje zlecone przez Voldemorta.
Mist musiał przekupić uzdrowiciela, żeby nie mówił Czarnemu Panu nic o ciąży i poinformował, że Ellie jest chora i nie może wychodzić z łóżka. Nie było to tanie, aczkolwiek skuteczne. Kiedy na następnym spotkaniu Mist pojawił się sam, nikt nic nie wspomniał o nieobecności jego małżonki. W sumie nie były tam poruszane żadne ciekawe kwestie. Czarna strona zdobyła kolejne wtyki w Ministerstwie, Snape przedstawiał sytuację w Hogwarcie i omawiał każdy krok podjęty przez Dumbledore'a. Po zebraniu Mist udał się do Lucjusza, który nic nie wiedział o nowym dziecku Snape'ów. Siedział tam chyba przez godzinę, po czym stwierdził, że powinien wrócić do żony. To, co spotkało go w domu, było nie do pomyślenia...
Kiedy otworzył bramę do swojej willi i podążał w kierunku drzwi, poczuł dobrze znany sobie zapach krwi.
- Na brodę Merlina! Co tam się dzieje?! - krzyknął i szarpnął mocno za klamkę. Zakluczone. - ALOHOMORA! - ryknął, lecz drzwi ani drgnęły. Mist przeklął na cały głos, aż sąsiedzi obok wyjrzeli przez okno, lecz to go teraz nie interesowało. Mruczał szybko przeciwzaklęcia na te, które zostały rzucone na jego dom, aż po chwili drzwi się otworzyły. Zapach nasilał się w miarę, jak dochodził do sypialni. Szybko tam wbiegł i spostrzegł Dosię, która siedziała na pościeli brudnej od krwi z żyletką w ręce, przykładając ją do kolejnego miejsca na skórze.
- Dosia! Na Boga! Czyś ty oszalała?! - Szybkim zaklęciem wyrwał jej żyletkę z ręki. - Matko Boska! Przecież ty się zaraz wykrwawisz - krzyczał, nie wiedząc, co ma w tej sytuacji zrobić.
- Zostaw... mnie - wydusiła ledwo żywa Dosia. - Kiedy umrę... wszystko stanie się łatwiejsze - wykrztusiła, a zaraz potem zemdlała. Mist szybko klęknął nad nią i zaczął mruczeć zaklęcia. Krwi powoli ubywało, a rany łatały się.
Kiedy krew przestała lecieć, Mist zabezpieczył każde rozcięcie. Następnie ułożył swą ukochaną na kanapie i... czekał. Płakał przy jej łóżku. Był silnym czarodziejem, budził postrach wielu osób, a teraz... stał się bezsilny. Nie mógł nic robić. Ellie chudła, cięła się, co rusz próbowała się zabić, a on nie mógł nic na to poradzić.
Kiedy żona obudziła się, usiadł koło niej i spróbował porozmawiać.
- Kochanie... Musimy znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji... A takowym nie jest twoja śmierć! Na Boga, kobieto! - zaczął swój wywód, lecz Dosia mu przerwała.
- A jakie jest inne wyjście?! JEST?! Nie ma! - krzyczała, lecz jej głos był tak słaby, że brzmiał prawie jak szept.
- Stay strong! Bądź silna - powiedział Mist. Co prawda nie był to język, jakim posługiwali się na co dzień - był to cytat jego ulubionej gwiazdy, która kiedyś zachowywała się jak Dosia. Dzięki odnalezieniu w sobie siły, zrozumiała, jaka była głupia. Kiedy Ewilan usłyszała ten cytat, podniosła głowę i spojrzała Mistowi prosto w oczy.
- Nie potrafię - wyszeptała. - Idę spać. Jestem zmęczona - podsumowała i odeszła. Kiedy poszła, Mist poszedł do sali do treningu i ćwiczył intensywnie całą noc, co chwila chodząc i sprawdzając, czy Ellie śpi.
Kiedy wzeszło słońce, czujne ucho Mista poinformowało go, że żona właśnie się obudziła, więc od razu do niej zszedł. Dosia była w kuchni, więc tam się udał. Złapał za klamkę i usłyszał jej głos.
- Ja tak nie potrafię. Jestem słaba. Nie jestem tak jak ona - mówiła przez łzy.
- Jak kto? - Nie zrozumiał na początku mężczyzna.
- Jak Demi! Ona jest silna, potrafi powiedzieć "stay strong" i powstrzymać się przed niektórymi rzeczami. Mi to nie wychodzi. Mist... Ja muszę zginąć. - Próbowała płakać, jednak chyba wyczerpała już wszystkie łzy. Natomiast Mist zacisnął zęby i podszedł do ukochanej.
- Nieprawda. Ona potrafiła, więc ty też. Razem znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Będziemy musieli skontaktować się z Dumbledorem - wytłumaczył, a Ellie spojrzała na niego pytająco. - On na pewno nam pomoże. Obroni nas przed Czarnym Panem - mówił zdesperowany Ślizgon.
- Jesteś pewien, że on będzie w stanie nam pomóc? Szybciej nas zabije... Zapewne jest litościwy i pomocny, ale nie dla swoich wrogów - analizowała pomysł pani Snape. Mist cieszył się, że w ogóle zaczęła się do niego odzywać, bo kilka poprzednich dni spędzili w głębokiej ciszy, mimo iż mężczyzna próbował nawiązać konwersację.
- Warto spróbować. Tylko... proszę cię... nie rób już sobie krzywdy. - Mist spojrzał błagalnie na swą wybrankę. Ona tylko skinęła głową i odeszła.
Spotkanie z Dumbledorem było strasznie trudno załatwić. Mist wiedział, że każdy list jest kontrolowany, a na rozmowę za pomocą kominka i proszku Fiuu też nie miał co liczyć, gdyż nawet nie wiedział, czy Dumbledore ma taki kominek. W końcu postanowił odwiedzić Hogwart, lecz i tu pojawił się problem. Prawdopodobnie ich dom był monitorowany przez jakiegoś człowieka Voldemorta, a taki, kiedy zobaczyłby wyjście Mista, na pewno zawiadomiłby o tym Mistrza. Na szczęście Mist miał inny plan.
Tydzień wcześniej, po ostatniej wizycie, uzdrowiciel zapomniał swego czarnego, lekarskiego kitla, a że Mist miał zapasy eliksiru wielosokowego, mógł łatwo zmienić się w doktora. W ten sposób mógł wyjść z domu, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Złapał swoją miotłę i poleciał.
Wyjeżdżał o zmierzchu, a w Hogwarcie znalazł się dopiero nad ranem. Stanął przed bramą zamku, głośno zapukał trzy razy i czekał. Kiedy wrota otworzyły się, stanęła w nich Minerva McGonagall (jedyna Gryfonka, którą Mist darzył jakimś szacunkiem). Mist klęknął i podniósł obie ręce do góry na znak, że nie ma złych zamiarów. Nauczycielka wystraszyła się, choć wierzyła, że to nie żaden podstęp. Kiedyś Mist był jednym z najlepszych uczniów jeśli chodzi o transmutację. Zawsze się tym interesował.
- Profesor Minerva McGonagall, nauczyciel transmutacji, zastępca dyrektora szkoły oraz opiekunka Gryffindoru, w czym mogę panu pomóc? - zapytała łamliwym głosem.
- Muszę się widzieć z profesorem Dumbledorem - odpowiedział. Nauczycielka przywołała czterech potężnie zbudowanych Gryfonów, prawdopodobnie z siódmego roku i szepnęła im coś na ucho. Podeszli do Mista, pewnie mieli za zadanie go pilnować.
- Proszę podać nazwisko, a spytam, czy dyrektor zezwoli na spotkanie - rzekła, choć dobrze znała nazwisko i imię przybysza.
- Mist Snape, pani profesor.
Dyrektor zgodził się na spotkanie i czterech osiłków zaprowadziło mężczyznę do jego gabinetu.
- Pan Snape... Co takiego się stało, że odwiedził pan mury swej dawnej szkoły? - zaczął rozmowę Albus, patrząc na Mista spod swych okularów-połówek.
- To rozmowa, która musi się odbyć w cztery oczy, Dumbledore.
Starzec spojrzał się podejrzliwie na chłopca i rzekł:
- Odejdźcie, chłopcy. A teraz słucham... Co cię sprowadziło w nasze mury?
- Sam-Wiesz-Kto powrócił - powiedział Mist.
- Tak. To już wiem.
- Podczas jego "nieobecności" razem z Ellie znaleźliśmy prawdziwe szczęście. Mamy cudowną córeczkę, której teraz nie możemy wychowywać, bo musimy poświęcać swoje życie w misjach dla Czarnego Pana. Jeśli... jeśli on się o niej dowie... Nie wiem, co się stanie. Jest teraz u swojej ciotki, ale nie po to tu przyszedłem. Niedawno dowiedzieliśmy się, że Dosia znowu jest w ciąży. I nie możemy dalej służyć Czarnemu Panu. Musimy zająć się dziećmi... Ellie jest w depresji... My nie możemy... - Mistowi załamał się głos.
- I czego oczekujesz ode mnie? - zapytał dyrektor, patrząc na niego badawczo.
- Pomóż nam. Nie możemy ot tak odejść od Czarnego Pana. On by nas zabił. Torturowałby nas i nasze dzieci. Błagam! - Mist klęknął przed Dumbledorem. - Ochroń nas przed tym.
- Miście Snape... Nie wierzę, że jesteś aż takim głupcem, że myślisz, iż ja ci teraz pomogę.
O jej. Już zapomniałam, jak bardzo podobała mi się ta część ;D Kiedy ją betowałam, naprawdę dobrze się czytało, a teraz po kolejnych twoich poprawkach jest jeszcze lepiej. Gratuluję Mist, gratuluję. Z fika na fik jest coraz lepiej, pisz dalej, bo jest wspaniale! Tylko Mist cały czas mówi "na Boga". Może na gacie Merlina, albo o Merlinie? ;>