Ciąg dalszy drogi Regulusa Blacka do przeznaczenia.
Vismeer prowadził braci Blacków korytarzami Hogwartu, ciągnął ich obu za kołnierze. Regulus był tak wściekły, że w ogóle nie docierało do niego, co nauczyciel obrony przed czarną magią mówił do nich o "skrajnej nieodpowiedzialności". Black nie przejmował się tak bardzo ani utratą punktów, ani nawet rozmową ze Slughornem. Ostatecznie jego brat był w o wiele gorszej sytuacji, opiekunem jego domu była McGonagall... Najbardziej bolało go to, że będzie musiał opuścić spotkanie z Lucjuszem Malfoyem i rekrutami na Śmierciożerców, bo Vismeer dał im szlaban. Zapewne zrobił to umyślnie, chcąc pozbawić chłopców możliwości odwiedzenia Hogsmeade w najbliższą sobotę. W końcu stanęli przed pokojem nauczycielskim, a auror z drgającą kozią bródką zapukał (a właściwie walił pięściami) do drzwi. Otworzyła mu profesor Sprout, nauczycielka zielarstwa.
- Bernardzie, co się stało? - zapytała zdziwiona i nieco oburzona niecodziennym zachowaniem nowego nauczyciela.
- Przepraszam, profesor Sprout - wydyszał Vismeer - ale ci dwaj panowie stworzyli poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa wszystkich osób w zamku i dlatego muszą porozmawiać na ten temat z opiekunami swoich domów.
Sprout najwyraźniej już zamierzała coś powiedzieć, ale widząc że Vismeer i tak nie zwracał na nią uwagi, tylko chwycił obu Blacków za szaty i wepchnął ich do pokoju, zrezygnowała. Zgodnie z jego oczekiwaniami, siedzieli tam opiekunowie Gryffindoru i Slytherinu. Opowiedział im o tym, co zaszło na Błoniach (a przynajmniej jego wersję) a później zostawił ich samych, zmierzając w kierunku swojej klasy. Regulus spojrzał na opiekunów. Slughorn miał dość zmieszaną minę, wyraźnie widać było, że nie chce robić sobie dodatkowych kłopotów. Natomiast McGonagall wpadła w furię. Jej usta zrobiły się wąskie jak nitka, a kiedy już Vismeer wyszedł, zwymyślała Syriusza w kącie pokoju. On jednak nie wyglądał na takiego, który jakoś specjalnie by się tym przejął...
- Regulusie - zaczął nieśmiało Slughorn - przejdźmy się, proszę. Odprowadzę cię na następną lekcję.
Obaj wyszli z pokoju nauczycielskiego i ruszyli w kierunku ruchomych schodów.
- Regulusie, wiem dobrze, że twój brat jest... no, jest jaki jest. Proszę cię jednak z całego serca, byś nie dawał mu się sprowokować! Jesteś o wiele mądrzejszy i rozsądniejszy od niego... - do Blacka prawie nie docierały uwagi Slughorna. Wiedział, że nie uda mu się opuścić zamku w sobotę, na czym tak bardzo mu zależało. A może była jakaś nadzieja...?
- Panie profesorze - zaczął Regulus cichym głosem - nawet pan nie wie jak bardzo mi jest wstyd za to, co zrobiłem. Wiem, że zasłużyłem na karę. Ale rozumie pan, w najbliższą sobotę mam umówione spotkanie, które może zdecydować o mojej przyszłości. Chodzi o... staż w Ministerstwie Magii, w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. To może mnie ustawić do końca życia. Chyba pan rozumie jakie to dla mnie ważne, prawda? A pan ma ogromne poważanie u reszty nauczycieli, wszyscy liczą się z pańskim zdaniem. Czy nie mógłby pan poprosić profesora Vismeera, żebym mógł do niego przyjść w następną sobotę? - W oku Ślizgona pojawił się pewien tajemniczy błysk, ale Slughorn chyba tego nie zauważył. Black uderzał właśnie w jego najczulszy punkt. Zawsze, kiedy uczniowie chcieli skłonić do czegoś Slughorna, starali się jak najbardziej łechtać jego ego, notabene większe niż i tak pokaźny obwód brzucha. Starannie wpleciony komplement plus udowodnienie mu, że może zyskać na tym, że pomoże Regulusowi (było powszechnie wiadome, że dla swoich celów lubi załatwiać swoim pupilkom ciepłe posadki), mogło być strzałem w dziesiątkę.
- No wiesz, Regulusie... - odezwał się Slughorn czerwony na twarzy jak dojrzały mak - oczywiście, jeśli bardzo ci na tym zależy, mogę spróbować. Ale nic nie obiecuję. A już na pewno nic nie zdziałasz, jeśli teraz opuścisz lekcję obrony... - Slughorn doprowadził już do klasy Vismeera.
- Dziękuję, panie profesorze. Do widzenia. - Black wszedł do klasy i zajął miejsce po lewej stronie katedry.
Przez ostatnie kilka minut przerwy Regulus nie odzywał się do nikogo. Wyjął z torby swój podręcznik Tajemnic najczarniejszej magii i czekał na rozpoczęcie lekcji. Vismeer pojawił się tuż po dzwonku, a sam dźwięk otwierających się drzwi klasy uciszył wszystkie rozmowy. Wszyscy wpatrywali się w nowego nauczyciela z nieukrywaną ciekawością. Pierwsze w roku lekcje obrony przed czarną magią zawsze owiane były podobną atmosferą, wszyscy byli ciekawi jaki jest nowy nauczyciel. A odkąd tylko Regulus pojawił się w Hogwarcie, ani jednego nauczyciela nie udało się szkole utrzymać dłużej niż przez rok.
- Witajcie, uczniowie! - powiedział głośno przemierzając salę. - Ja nazywam się Bernard Vismeer. Jak zapewne wszyscy wiecie, jestem członkiem straży, jaką Minister Magii przydzielił w tym roku Hogwartowi dla zapewnienia szkole większego bezpieczeństwa. Na prośbę dyrektora, poprowadzę także zajęcia z obrony przed czarną magią. W związku z ostatnimi wydarzeniami, które nieuchronnie prowadzą do wojny, myślę że powinniście się porządnie przyłożyć do tego przedmiotu. I lojalnie was uprzedzam, nie wstawię oceny pozytywnej temu, u którego nie zobaczę zaangażowania.
Było w nim coś takiego jak w McGonagall - potrafił utrzymać w klasie ciszę i absolutne skupienie bez podnoszenia głosu. Szybkim ruchem ręki sięgnął do kieszeni i wyjął z niej swoją różdżkę, którą uniósł do góry. Przypominał teraz skrytobójcę skradającego się, aby zajść ofiarę od tyłu i poderżnąć jej gardło długim, ostrym nożem.
- Czarna magia to ogólny zbiór sposobów, w jaki jeden czarodziej może wyrządzić krzywdę drugiemu. Nawet nie spodziewacie się jak bardzo sadystycznym gatunkiem jesteśmy, jak daleko ludzie zaszli w wytwarzaniu kolejnych metod na zrobienie krzywdy innej żyjącej istocie... - słowa Vismeera wlatywały Regulusowi jednym uchem, drugim zaś wylatywały. Po jego głowie krążyły tabuny myśli, co ma teraz robić? Jeśli nie będzie mógł przybyć w najbliższą sobotę do Hogsmeade, wszystko może przepaść... Pod pozorem robienia notatek otworzył swój zeszyt, zamoczył pióro w kałamarzu i zaczął pisać list do Lucjusza.
Najdroższy kuzynie,
Nastąpiły pewne komplikacje, z powodu których nie będę mógł przybyć na nasze spotkanie. Nie pomyśl sobie jednak, że was opuściłem. Na zawsze pozostanę wierny dobrej sprawie.
R. A. B.
Schował list do kieszeni. Postanowił wstrzymać się z wysyłaniem go, istniał bowiem cień szansy, że Slughornowi uda się przekonać Vismeera, aby ten zawiesił szlaban. Regulus jednak szczerze w to wątpił. Reszta lekcji upłynęła pod znakiem wywodów profesora na temat jego osobistych doświadczeń z czarnoksiężnikami. Black robił wszystko, żeby tylko mu nie podpaść. Kiedy zabrzmiał dzwonek, pożegnał Vismeera lekkim ukłonem i wrócił do pokoju wspólnego.
W niemal zupełnie pustym salonie usiadł na fotelu przed kominkiem i zaczął wpatrywać się w tańczące w nim płomienie. Rozmyślał o tym wszystkim, co stało się dzisiejszego dnia. Gdyby nie ten wstrętny zdrajca krwi, nic by się nie stało, zapewne byłby tu teraz w zupełnie innym nastroju, w podnieceniu oczekując spotkania w "Świńskim Łbie", które było wstępem do jego wielkiej roli, jaką miał odegrać w budowaniu nowego porządku. Ale... dlaczego to wszystko? Dlaczego ten mały szarlatan aż tak nienawidzi całej swojej rodziny? Czy jemu czegoś kiedyś zabrakło? Regulus sięgnął pamięcią tak daleko, jak tylko potrafił. Kiedy obaj byli dziećmi, potrafili zachowywać się wobec siebie jak bracia. Co prawda, znacząco się od siebie różnili, Regulus był zawsze o wiele bardziej ułożony, miał maniery godne czarodzieja z tak znamienitego rodu, Syriusz z kolei był rozbrykany, uwielbiał rozrabiać. Bawiły go takie rzeczy jak zamiana wody w prysznicu w zieloną farbę czy wprawianie w ruch jedzenia na talerzach... No ale czy to było coś złego? Matka i ojciec oczywiście robili wszystko, żeby nauczyć go dobrych manier, ale coś musiało pójść nie tak... No i później pojawiła się ona - Andromeda. Starsza kuzynka Regulusa i Syriusza była urodzoną buntowniczką przeciw wszystkiemu i to chyba ona pociągnęła Syriusza na dno. Spędzał z nią zdecydowanie za dużo czasu, o tak! Rodzice robili wszystko, żeby temu zapobiec, ale on coraz częściej wymykał się z domu. Uciekał, nawet na kilka tygodni, najpierw do niej, a jak trafił do Hogwartu, do domu tego palanta Pottera. Tak, on też ma na niego zły wpływ, chyba najgorszy! Ale jednak nawet bez tej dwójki zdrajców krwi chyba i tak było w nim coś niepokojącego... Regulus pomyślał o Tiarze Przydziału. Ta starożytna czapka ma wgląd w ludzkie umysły, nigdy zatem się nie myli. Może się wahać, ale pomylić- to nie wchodzi w grę. No i właśnie jego, członka Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków, którego członkowie od wieków trafiali do Slytherinu, Tiara umieściła w Gryffindorze. A może Syriusz wcale nie był rodzonym bratem Regulusa...?
Rozmyślania te sprawiły, że Regulus jeszcze bardziej zmarkotniał. Prawda, do której sam przed sobą nie chciał się przyznać, była jednak taka, że nawet jeśli nie znosił Syriusza, miał jakieś silne poczucie więzi z jego osobą. Nawet nie wiedział kiedy dokładnie oparł głowę o ramię fotela, a z kącików jego oczu popłynęło kilka kropel łez. Szybko je otarł w obawie, że ktoś może to zobaczyć. Rozejrzał się jednak i stwierdził, że w pokoju wspólnym nie było nikogo, poza jakąś dziewczyną z czwartej klasy, która twarz miała schowaną za egzemplarzem Proroka Codziennego. Spojrzał na zegarek na gzymsie kominka. Uświadomił mu on, że spóźnił się na obiad. Zerwał się na równe nogi i pośpieszył w stronę Wielkiej Sali mając nadzieję, że zdąży przynajmniej na deser...
Wbiegł pośpiesznie do Wielkiej Sali i usiadł przy stole Ślizgonów na swoim zwykłym miejscu. Nie było tam Avery'ego i Mulcibera, ale był za to Snape. Pożerał spaghetti ze swojego talerza tak, jakby nie jadł nic przez miesiąc.
- To twoja nowa metoda zemsty na Potterze? Zamierzasz go obrzygać? - zagadnął go Regulus. Snape zignorował tę uwagę.
- Jak chcesz wiedzieć, to udało mi się jeszcze skrzyknąć kilka osób na nasze spotkanie... - odezwał się w końcu. - A ty? Gadałeś już z Haven?
- Nie... - odpowiedział Black opuszczając wzrok - Prawdę mówiąc to... nie wiem czy uda mi się tam zjawić...
- Co? - Snape przerwał na moment łapczywe jedzenie makaronu i spojrzał na niego pytająco.
- No... Vismeer wlepił mi szlaban. Mi i mojemu bratu... - Na te słowa Regulusa twarz Snape'a wykrzywił grymas wściekłości.
- Co ty sobie wyobrażasz? - grzmiał Snape tak, że kilka głów zwróciło się w ich stronę. - Przecież wiesz jak bardzo jest to dla nas ważne! Jeśli myślisz...
- Ucisz się... - syknął na niego Regulus, bo nie miał ochoty, żeby cała szkoła dowiedziała się o wszystkim. - Slughorn spróbuje przekonać Vismeera, by pozwolił mi przyjść do niego w następnym tygodniu... - Blach sam w to wątpił, ale ponoć wiara potrafi czynić cuda.
Przez resztę obiadu nie odzywali się już więcej. Dwójka pozostałych przyjaciół nie pojawiła się tego popołudnia w Wielkiej Sali. Nie było tu także Alys Haven. A kiedy Regulus sobie to uświadomił, przypomniał sobie, że przecież umówił się z nią tego wieczora na Błoniach... No ale co on jej teraz powie? Że przez jego niezałatwione rodzinne kłótnie spotkanie może nie dojść do skutku, albo odbyć się w odchudzonym gronie?
Nie miał jednak wyjścia. Zdążył jeszcze zjeść nieco makaronu zanim potrawy same znikły ze stołu, po czym opuścił Wielką Salę. Zmierzał do salonu, kiedy jeden mały chłopiec, zapewne pierwszo- albo drugoklasista, zawołał do niego:
- Regulus Black?
- Tak - odpowiedział krótko, odwracając się do niego.
- Mam ci przekazać wiadomość. Profesor Vismeer powiedział, że ty i twój brat macie stawić się u niego w sobotę i nie obchodzą go żadne spotkania biznesowe czy co tam miałeś robić...
Ogóle zacznę troszkę szerszej, bo to chyba pierwsze Twoje ff, które komentuję.
Styl pisania jest rewelacyjny. Przeważnie zdecydowanie wolę nacisk na uczucia bohaterów i brakuje mi tego w wielu opowiadaniach, tutaj jednak są one przedstawione subtelnie, nie nachalnie, za co masz ogromny plusik.
Samą historię czyta się płynnie, bez większych zgrzytów, wszystko się ze sobą ładnie łączy.
Nie czytałam wcześniejszych rozdziałów, ale na pewno to zrobię, jak tylko znajdę czas.
Bardzo fajny pomysł na historię, pokazanie huncwotów od tej innej strony. Czekam więc na następne części, ode mnie masz W!<3