Nancy znajduje więcej informacji na temat amuletu. Poznaje też chłopaka o imieniu Nicholas, któremu wyjawia tajemnicę Jacoba. Czy dobrze zrobiła?
Nan siedziała w sowiarni, na drewnianym krzesełku przyniesionym z dormitorium. Patrzyła na swoją sowę Shioanne, która, obrażona za nienakarmienie jej poprzedniego dnia, siedziała na gałęzi specjalnego drzewa.
- Shio… nie bądź taka. Jeśli teraz zejdziesz, dam ci podwójną porcję twoich ulubionych ciasteczek. – Nancy zaszeleściła torebką z przysmakami, ale sowa nadal pozostała niewzruszona. - Dobra, potrójną. - Tu Shio lekko się odkręciła,.
- To moja ostatnia propozycja. Przez tydzień będę ci dawała ciasteczka.
Na tą ofertę sowa zleciała na ramię Nancy.
- Dzięki. Ale najpierw musisz gdzieś polecieć. Zgoda?
Shioanne dziobnęła w ucho właścicielki na "tak" i wystawiła nóżkę.
- Nie, nie mam listu. Chcę, żebyś zobaczyła co u rodziców Jacoba. Nie wiem jak się trzymają od... dłuższego czasu. No, to leć.
Nancy obserwowała odlatującą sowę, dopóki ptak nie zniknął za jakąś chmurą. Potem wstała, wyszła z sowiarni i ruszyła do Pokoju Wspólnego.
Tam zobaczyła Sashę ślęczącą nad dość wysokim stosem pergaminu.
- O mój Boże, co to jest?
- Wypracowanie z ruuuunów - odparła ziewając. - Profesor Babbling jest chora, a zastępujący facet był strasznie ostry i zadał nam wypracowanie na cały pergamin.
- Ou, współczuję. Jak chcesz to mogę Ci pomóc.
- Przecież nie chodzisz na starożytne runy. Zresztą już kończę. - powiedziała z ulgą Sash.
- Jak chcesz. Idziesz potem na Błonia?
- Spoko. Czekaj tam na mnie. - zgodziła się przyjaciółka Nancy łapiąc pióro, a sama Nan podreptała do dormitorium zmienić pobrudzoną szatę. Podeszła do drzwi i usłyszała jakieś głosy.
Szepczące. Jeden i niepewny, drugi dostojny. Oba należały do osób dorosłych. Ci "ktosie" rozmawiali o... wisiorach Smith'ów! Nancy zamarła nasłuchując. Dowiedziała się, że są to Glizdogon i Lucjusz. "Chwila!" pomyślała Nancy. "Peter Pettrigrew i Lucjusz Malfoy! Śmierciożercy!". Przerażona dziewczyna wstrzymała oddech.
- Prz-przecież to t-tyl-lko mały o-okruszek. - wyjąkał Pettigrew.
- Tak, Glizdogonie, ale amulet tego chłopaka był w pewnym sensie "głównym", jeśli on zostanie naprawiony, ocaleją wszystkie pozostałe wisiory. - wycedził Malfoy przez zęby. - Czy zdajesz sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest ta Collins? Ma już jedną jego część! Jeśli zdobędzie wszystkie, cała nasza praca pójdzie na marne!
- R-r-rozumiem, Lucjuszu.
- Teraz musimy zabrać jej kawałek szkła i uciekać, zanim ktokolwiek nas zobaczy.
Nancy nie wytrzymała. Pchnęła drewniane drzwi.
- Expelliarmus! - mężczyznom wypadły różdżki, którymi już celowali w Gryfonkę.
- Drętwota! - krzyknęła, a śmierciożercy runęli na podłogę. - Co, zachciało Wam się kraść?
Dziewczyna odbiegła od drzwi dormitorium. Powiedziała zdziwionej Sashy (która próbowała zatrzymać Nancy), żeby zawołała nauczyciela i wróciła do miejsca rozmowy Malfoya i Glizdogona. Ale tam... leżał tylko Pettigrew.
- Kurde! Jak on uciekł?! - zdenerwowała się.
Weszła McGonagall.
- O co chodzi Colliii... - nauczycielkę zatkało na widok leżącego ciała. - Aha. Dobrze, możesz iść, zajmę się nim. - dokończyłą udając spokój.
Nancy nie chciała przeszkadzać więc wyszła na dwór. Niektórzy już szeptali, a kilkoro uczniów doszły dość... dziwne plotki. Warknęła na małego Puchona i dwóch Krukonów, którzy zapytali o co chodzi.
Że też była tak głupia i nie pilnowała Malfoya. I skąd wiedzieli, że znalazła fragment wisiora?
Wtedy dostała olśnienia. Nick! Na pewno to on za tym stoi! Ale później się nim zajmie. Będzie miała teraz problem... Skoro śmierciożercy wiedzą, że ma okruszek, to musi go jakoś ukryć. Tylko jak...
Opadła na trawę i oparła się o drzewo. Dlaczego życie musi być takie ciężkie?
Poczuła lekki ból w pośladku. Podniosła się i dotknęła bolącego miejsca. W ręce trzymała kolejny okruszek szkła.
Dodałam, ale nie podoba mi się ta część. Po pierwsze jest bardzo krótka. Po drugie jest zupełnie nie przemyślana. Mała czarownica nagle obezwładnia dwóch groźnych Śmierciożerców. Po drugie skąd oni w ogóle się tam wzięli? Przecież Hogwart jest zabezpieczany. Po trzecie przyszła McGonagall, zobaczyła co się stało i co? I tak o pozwoliła odejść Nancy bez żadnych wyjaśnień, wycieczki do Dyrektora? Bez pytań, czy nic na pewno jej się nie stało i skąd do diaska leży obezwładniony Glizdogon? Zero wyjaśnień, nic?
Nadrobiłaś tylko ostatnim zdaniem. Było nie tylko śmieszne, ale i ciekawe. Następnym razem może trochę bardziej przemyśl swoją pracę. Mam nadzieję, że Cię nie zniechęciłam