W ostatni dzień wakacji Anna White odwiedza swojego przyjaciela, Eddie'go Cobaina. Ma mu do przekazania ważną wiadomość.
Pierwszą część tego fan fiction dedykuję Bellatrix L, która mimowolnie zmotywowała mnie do jego napisania.
Był ciepły, sierpniowy wieczór. Anna szła ulicą. Sznurówki od glanów ciągnęły się za nią denerwując jej matkę. Zresztą, czy coś w tej dziewczynie nie doprowadzało jej kochanej mamusi do szewskiej pasji? Chyba nie. Bez przerwy tylko "Ania, jesteś prawie dorosła, zacznij ubierać się jak człowiek, a nie jak pierwszy lepszy mugol!" Ale czy przeciętny Kowalski był taki jak ona?...
Popatrzyła na zegarek. Była siódma trzydzieści. Do spotkania z Eddie’m miała jeszcze pół godziny. Och, czy ten czas musi się tak wlec? Dziewczyna nie mogła się doczekać, kiedy znów się z nim zobaczy. Przecież minęły prawie dwa miesiące, jutro kończą się wakacje! Muszą omówić tyle ważnych spraw, a zostało bardzo mało czasu.
- Aniu, to ja pójdę do domu - odezwała się niska blondynka w średnim wieku. - Uważaj na siebie!
- Oczywiście, mamo. Do zobaczenia! - Na twarzy Anny pojawił się uśmiech. Nareszcie jest sama!
Chwilę patrzyła jak matka wchodzi do mieszkania, następnie udała się w kierunku Berkeley Street. Skręciła w lewo. Dotarła na Dover Street i odnalazła numer 16. Wzięła głęboki oddech, po czym energicznie zapukała.
- Och, Aniu, jak dobrze cię widzieć - powiedziała jasnowłosa kobieta, otwierając. - Eddie zamknął się w pokoju i nie chce otworzyć drzwi. Siedzi tam już prawie tydzień.
- To... Nie próbowała pani otworzyć?
- No pewnie, że próbowałam. Ale się nie dało.
Anna nie czekała dłużej. Weszła do domu nie zdejmując glanów (och, gdyby to widziała jej matka...) i podeszła pod czarne drzwi, na których widniał krwistoczerwony napis "Wszyscy umrzemy." Nacisnęła klamkę, lecz nic się nie wydarzyło. Popatrzyła za siebie i zauważyła, że pani Cobain jest w kuchni. Wyciągnęła różdżkę.
- Alohomora - mruknęła tonem pełnym ironii.
Drzwi otworzyły się ukazując pokój. Jego ściany były czarne, choć ledwo było je widać spod plakatów, które rzucały się w oczy tuż po wejściu do pomieszczenia. Napisy na nich były przeróżne - cytaty z piosenek, fragmenty wierszy, niektóre wymyślone przez Eddie’go…
- Ania? - usłyszała głos z głębi pomieszczenia. Głos, który sprawiał, że się uśmiechała.
- Nie, twoja matka kupiła różdżkę na Pokątnej i nauczyła się odpowiedniego zaklęcia - odpowiedziała dziewczyna.
- Tak właśnie myślałem - odrzekł Eddie.
- Ed, proszę, nie denerwuj się na mnie, ale nie wolno ci używać czarów poza szkołą, dopóki nie skończysz siedemnastu lat…
- Chciałaś powiedzieć "do jutra"? - spytał wesoło chłopak, do którego słowa przyjaciółki zupełnie nie dotarły.
- Edwardzie Davidzie Cobainie! Nie zachowuj się jak Ślizgon, proszę - powiedziała Anna, ale nie osiągnęła zamierzonego efektu.
- Każesz Ślizgonowi nie zachowywać się jak Ślizgon? - Eddie wybuchnął śmiechem.
- Dokładnie.
- Słuchaj. Rozmawialiśmy już kiedyś o tym, ale jeszcze raz ci to przypomnę. Jestem dumny z tego, że należę do Domu Salzara Slytherina, a ty nie masz w tej sprawie nic do gadania, Gryfonko. - Chłopak z grozą podkreślił ostatnie słowo. "O matko, ona jest z Gryffindoru…" - pomyślał. Strasznie go to zabolało. Lubił Anię, znał ją od małego, był jej najlepszym przyjacielem…
- Dobrze wiesz, że zawsze chciałam być w Slytherinie - syknęła Anna.
- Znajomość mowy węży Ślizgonem nie czyni - odpowiedział spokojnie chłopak, który doskonale wszystko zrozumiał.
- Słuchaj, Eddie. Sześć lat przebywania wśród radosnych, otwartych i odważnych Gryfonów bardzo źle wpłynęło na moją psychikę. Więc nie obrażaj się na mnie, jeśli powiem coś bardziej gryfońskiego. Proszę.
- Przecież wiesz, że nie obrażę się na ciebie za taką drobnostkę - uśmiechnął się.
- No dobrze. Koniec tematu. Nie będę ci robić wykładów, bo przecież już jutro kończysz siedemnaście lat… Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie - powiedziała dziewczyna z grozą.
- Możesz dokładniej?
- Isabelle Rose usiłuje mnie zabić - odparła Anna i popatrzyła na przyjaciela swoimi czarnymi oczami.
Oo fan fiction NONa się wreszcie pojawiło Pierwsze co, to oczywiście motyw: krew, glany, smierć. Osobiście nie moje klimaty, chociaż może dlatego, że nie interesowałam się taką tematyką i nie czytałam takich książek. Może ty zmienisz moje upodobania? Bardzo fajnie ci to wyszło. Stworzyłaś taki mroczny klimat. Autentycznie czułam go wokół siebie. Końcówka powala Jest taka szczera. Błędów się jakichś rażących nie dopatrzyłam, ale może to przez moją wadę wzroku. w każdym bądź razie to pozostawiam komuś innemu.
Ciekawi mnie, czemu Eddie się zamknął w pokoju. Liczę, że w następnej części mi to wyjaśnisz.
Życzę ci weny w pisaniu kolejnych części
A i dziękuję za dedykację. Masz rację, zrobiłam to mimowolnie.