Nie zdążyły dobrze wyruszyć, a już napotkały przeszkodę. Ku swojemu zaskoczeniu Tanya, Liliana i Niorginalle spotykają osobę, która nie dość, że jest czarodziejem, to jeszcze jest ojcem ich przyjaciela. To owy mężczyzna pomógł im wydostać się ze szponów p
Zdziwiło mnie, że kazali nam oddać różdżki, a nie użyli zaklęcia, by je nam odebrać. Chociaż w sumie wiedzieli, że i tak im je damy do ręki. Przyczyna była bardzo prosta - zbytnio się bałyśmy, by stawić im opór. Zaraz, przecież nikt nie powiedział, że to Śmierciożercy! A jak byli zwykłymi charłakami? Jeden ma przy sobie różdżkę, ale co z pozostałymi? A jak tamten z magicznym badylem ma go tylko po to, żeby nas nastraszyć, a nie by go użyć? Spojrzałam na Lilianę, która miała przerażoną minę. Zresztą nie tylko ona - Nior, otaczający nas mugole i oczywiście ja, również. Nagle zjawił się właściciel tej małej restauracji z groźnie nastroszonymi brwiami. Gdyby nie to, co się teraz działo, śmiałabym się z niego. Szybko odwróciłam wzrok. Ponownie spojrzałam na czarne charaktery - uśmiechnęli się, gdy zobaczyli właściciela - zapewne nie z powodu jego brwi, ale z tego, że nic nie mógł im zrobić. Bo co taka mugolska policja może zrobić Śmierciożercom? Nic, zupełnie nic. Sytuacja była tragiczna i tyle.
- Oddajcie różdżki - powtórzył jeden z panów w czerni. Zdenerwowało mnie to, ale zacisnęłam zęby i nic nie powiedziałam, bo doprowadziłoby to do jeszcze większej katastrofy. Nagle właściciel sięgnął po broń. Zastanowiłam się, czy mugole w ogóle myślą. Wygląda na to, że nie.
- Czego chcecie?! - ryknął właściciel. Klienci, którzy przyszli tu targani głodem jak my przed chwilą, schowali się ze strachu pod stoły i patrzyli na nas z przerażeniem. Szczerze im współczuję! Jednak myślę, że oni też powinni współczuć nam. Nagle właściciel rzucił w twarz pistoletem jednego z Śmierciożerców. Ku mojemu zaskoczeniu (pewnie nie tylko mojemu, bo Nior i Lijka również zrobiły zdziwione miny) wyjął różdżkę. Później widziałam jak przez mgłę. W tym samym czasie błysnęły smugi czerwonego światła, zielonego, białego i fioletowego. Widziałam, jak zaklęcie niewybaczalne zostało rzucone w stronę właściciela restauracji. Bałam się ruszyć z miejsca, moje nogi jakby wrosły w podłogę. Jedyne, co wtedy udało mi się z siebie wydobyć, to krzyk. Zaczęłam wrzeszczeć wniebogłosy, co chyba w pewnym sensie uratowało właściciela, bo panowie w czerni oderwali od niego wzrok i odwrócili głowy w moją stronę. On szybko uskoczył przed klątwą i potraktował jednego z naszych prześladowców Drętwotą. Ten wyglądający jak Cedrik podskoczył w moją stronę, złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia. Dotarło do mnie, że jeżeli dam się stąd zabrać, moje przyjaciółki mogą umrzeć, tak samo właściciel tej mugolskiej restauracji. Zaczęłam machać nogami, rękami, a nawet starałam się go ugryźć, byleby mnie puścił. Jednak tylko go rozzłościłam. Uderzył mnie mocno twardą i wielką pięścią w głowę. Nagle przestałam widzieć, słyszeć, czuć. Wszystko było w nicości.
Nie wiem, ile czasu minęło od tamtego zdarzenia, nie mam też pojęcia, gdzie są Nior i Lijka. Czy zginęły? Nie wątpię, jest to bardzo możliwe. Poczułam jakiś uścisk w żołądku, nie tyle co z głodu, a ze strachu, że mogłam je stracić. Uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie zemdlałam po uderzeniu w głowę. Miałam zamknięte oczy. Głowa bolała cholernie mocno, nie chciało mi się wstawać. Przecież mogłam być teraz wszędzie - może jestem gdzieś wśród Śmierciożerców, albo na cmentarzu, albo, w co wątpię, w swoim pokoju.
- I jak? Obudziła się? - usłyszałam czyjeś słowa, jednak nie wybudziłam się na tyle dobrze, by stwierdzić, czyj był to głos. - Nadal nie rozumiem, skąd oni się wzięli! Tanya przecież nie ma już namiaru!
- Och, chyba już niedługo dojdzie do siebie - mruknął mężczyzna, którego skądś kojarzę. Czy to... czy to nie właściciel tamtej restauracji? Chyba tak. - Chodź, Nior, Patryk się Tanyą zaopiekuje, możesz spokojnie iść spać.
Patryk? Jaki Patryk? Gdzie ja do cholery jestem? Co się dzieje? - pomyślałam i powoli otworzyłam oczy. Rozejrzałam się. Mężczyzny i Nior już nie ma, wyszli sekundę temu. Byłam na jakimś rozkładanym łóżku, niezbyt wygodnym, ale mimo to cieszyłam się z niego. Pokój, w którym się znajdowałam, był mały, ściany miał koloru mojej skóry. Podłoga była wyłożona beżowym dywanem. Gdzieś w rogu stała szafa, obok niej niewielka komoda. Powoli się podnosiłam, aż wreszcie udało mi się usiąść. Pokój mimo swojej wielkości, bardzo mi się podobał. Nagle usłyszałam cichy śmiech. Dobiegał on z lewej strony. Spojrzałam zdezorientowana na źródło owegp dźwięku. Obok mnie na małym stołku siedział chłopak. Jak to się stało, że wcześniej go nie zauważyłam? Na jego twarzy widniał uśmiech, widocznie się z czegoś cieszył.
- Tanya! Jak dobrze widzieć, że żyjesz! - Wstał gwałtownie, przez co stołek z hukiem spadł na podłogę. Chłopak nie zwrócił na to jednak uwagi. - Witaj w moich skromnych progach!
- Eee... dzięki - odparłam. Dopiero teraz dotarło do mnie, że ten wesoły chłopak to nie kto inny, jak zabawny i zawsze pozytywnie nastawiony Patryk Szarc. Nie wiedząc dlaczego, wyskoczyłam z łóżka i dopadłam go. Uściskałam go przyjaźnie, na co on odpowiedział jedynie jeszcze szerszym uśmiechem. - Gdzie jesteśmy?
- Powiedziałem przecież, że w moich skromnych progach - zaśmiał się znowu, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Uwielbiałam, jak się śmieje. - Zaraz zawołam tatę. Przebierz się, na komodzie masz świeże jak kurze jaja ubranie.
Cóż, emocje trochę opadły i znowu powrócił ból głowy, jednak na moje szczęście - nie taki mocny. Z, co wydaje się dziwne, wyczerpania, usiadłam na brzegu łóżka. Ciekawe, czy dziewczyny mają się dobrze. Powiedziałyśmy sobie, że gdyby zdarzyło się tak, że tylko jedna z nas zostanie przy życiu i tak pomoże znaleźć miecz Potterowi. Teraz wiem, że nie dałabym rady sama. Nie mam siły nawet dojść do komody, a co dopiero się przebrać. Postanowiłam czekać, aż przyjdzie Patryk, jego tata i Nior. Mam nadzieję, że Lijka też ma się dobrze. Już za minutkę dowiem się prawdy.
Super. W porównaniu z poprzednim rozdziałem widzę duży progres. Co prawda niektóre zdania najchętniej bym wywaliła, np. to:
Trochę sztuczne to zdanie. I nielogiczne. Czemu mugole mieliby im współczuć? Przecież nie wiedzą, że wyciągnięty patyk jest różdżką i że wystarczą dwa słowa, by zabić. Może się czepiam trochę, ale bardzo mnie to zdanie zirytowało, serio ;D
Poza tym podoba mi się Twoja narracja w tym rozdziale. Opisujesz wszystko tak, jakbyś rzeczywiście to wszystko widziała i przeżyła, dzięki temu Twoja bohaterka wydaje się autentyczna. Masz też całkiem zabawny styl, szczególnie gdy komentowałaś biednych mugoli. To było tak bardzo w stylu czarownicy, haha.
No i jest też Portas. Tak myślałam, że to właśnie on będzie tym, co Cię uratował, bo rozumiem, że to on wygląda jak Cedric? Jestem ciekawa czy z Lijką wszystko jest w porządku, bo coś mi śmierdzi, że o Nior wiadomo, że jest cała i zdrowa, o i Lijce nic...