Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Znak dotarł na tydzień przed pierwszym dniem wiosny. Siedziała w mieszkaniu, przygotowując się do następnego dnia w pracy. Wtedy do drzwi zapukał dostawca kwiatów.
Od razu wiedziała, że nadawcą nie był cichy wielbiciel. Otrzymała piękny bukiet kwiatów, który włożyła do wazonu w salonie. Zaraz potem odczytała liścik.
"Specjalnie dla ciebie, 14 róż w ulubionym kolorze. Może kiedyś na kawę?"
Doskonale wiedziała, co to oznaczało.
Solium Orbis zdobyło mapę czasu. W każdej róży ukryto współrzędne umieszczenia blokady, a to ona miała umieścić znaczniki w ministerstwie. Zgodnie z planami, źródło zostanie zamknięte w ciągu doby. Pieczęć najpierw ustabilizuje cząsteczki, po sześciu godzinach zacznie blokować przepływ magii, aż w końcu przetnie jej przepływ. Czarodzieje będą mieli dużo czasu na ucieczkę, a ich wyjątkowe zdolności zaczną powoli umierać.
Dotknęła dłonią podbrzusza, czując jak cała kolacja wiruje w jej żołądku. Ostatnio na zmianę przeżywała atak apetytu i stan absolutnej niechęci do jedzenia. Z trudem sobie z nim radziła. Miała tylko nadzieję, że nie zbierze jej się na wymioty następnego ranka.
Następnego dnia do Ministerstwa Magii standardowo przeszła wejściem dla interesantów. Po takim czasie już nikt nie zwracał na nią uwagi. Pracowała jak zwykle, teoretycznie nic nie uległo zmianie. Przerzucała pergaminy, wypełniała dokumenty, przygotowywała pocztę. Udawała niewyrobioną, więc kiedy reszta z działu zebrała się do wyjścia, ona wciąż zaciekle notowała.
– Hej, nikt ci nie zapłaci za nadgodziny – zaśmiała się Diana, dziewczyna siedząca zazwyczaj obok Niny.
– Wiem, ale muszę to skończyć – rzuciła poważnie, nie odrywając wzroku od pracy.
W końcu została sama. Wiedziała, że musi poczekać, aż ministerstwo chociaż minimalnie opustoszeje, ale czas jeszcze nigdy nie płynął tak wolno. Minuty wlekły się niemiłosiernie, jakby chciały doprowadzić ją do szaleństwa.
Nie zniosła tego napięcia i zwymiotowała na podłogę w biurze podawczym Departamentu Przestrzegania Prawa. Poczuła, jak drżą jej kolana, ale musiała szybko po sobie posprzątać. To przesunęło oczekiwanie o prawie pół godziny.
Nie mogła pozwolić na jakiekolwiek pomyłki. W gruncie rzeczy była zdrowa, tylko trochę słaba. Chociaż zgodnie z podręcznikiem, jej stan powinien dodać energii, a nie odwrotnie.
Kiedy zegar wybił na godzinę siedemnastą, opuściła zajmowane pomieszczenie. Tym razem istniało większe ryzyko natrafienia na innych pracowników, ale od czasu jej ostatniego włamania, ministerstwo nocą było nie do sforsowania. Do osiemnastej swobodnie poruszano się po budynku, później każdy krok monitorowały specjalne służby.
Zjechała windą aż do działu technicznego. Nie weszła jednak do pokoju zajmowanego przez nadzorującego. Podeszła bezpośrednio do szybu wentylacyjnego i w ciągu trzydziestu sekund usunęła kratkę.
Kiedy wsunęła się do środka, znalazła się w wcale nie małym korytarzu, pozwalającym jej spokojnie poruszać się w pozycji w pełni wyprostowanej. Zaklęcia czarodziejów najwidoczniej powiększyły to miejsce, żeby spełniało swoją funkcję w czasie awarii.
Zamknęła na chwilę oczy, by przywołać w pamięci obraz mapy, którą studiowała od kilku miesięcy.
Musiała pójść droga, którą zaplanowała. Jedna błędna decyzja i koniec wycieczki.
Poruszała się błyskawicznie, delikatnie stąpając po blaszanej posadzce.
W prawo, w lewo, prosto, usuń kolejną kratkę, potem prosto, w prawo, w prawo, musisz przebić się do niższego szybu.
Zrobienie dziury zajęło jej dłużej niż sądziła. Musiała operować wyjątkowo ostrym nożem, a w pewnym momencie po prostu straciła siły.
Kolejny korytarz, tym razem o wiele dłużej biegła przed siebie. Im bardziej zbliżała się do celu, tym mocniej czuła na sobie siłę źródła. Buła mugolką, ale po tylu miesiącach życia z czarodziejami, zdobyła zdolność wyczuwania magii. Nie dostrzegała cząsteczek w powietrzu, ale te powodowały u niej gęsią skórkę.
Pierwszy znacznik umieściła bez problemu. Trójkątna pieczęć, krótki, metalowy pręt, czerwony nadajnik, a zaraz nad nimi – ładunek. Później musiała przesunąć się w miejsce po przeciwnej stronie łuku.
Poradziła sobie bez problemów.
Jednak trzeci znacznik musiała wczepić w miejsce poza wentylem… i kompletnie nie miała pomysłu, jak to zrobić.
Miała w tylnej kieszeni spodni płynną magię, jednak nie chciała tego używać. Wtedy pozostawiłaby ślad, który mógłby zrujnować plany.
Próbowała się przebić, ale jakkolwiek blaszanych ścian nie chroniły żadne zaklęcia, tak już ziemię tuż za nimi ubijała magia. Mimo usilnych starań, nie dała rady nawet wyciągnąć stamtąd ziarnka piasku.
Nie pozostawiono jej wyboru. Wylała kilka kropel na różdżkę i przez jej ciało ponownie przeszedł prąd. Jednak tym razem uczucie nie było tak okropne. Zupełnie jakby jakaś tajemnicza siła w niej samej, chroniła ją przed skutkami ubocznymi używania magii przez mugolkę.
Wyszeptała pomocnicze zaklęcie, ale z jej różdżki wydobył się tylko lichy promień.
– Kurde! – zaklęła zbyt głośno.
Najwyraźniej używanie czarów wcale nie należało do prostych, nawet jeśli posiada się moc.
– Kurde, kurde, kurde! – krzyknęła i kopnęła metalową ścianę.
Nienawidziła ich. Nienawidziła tych sztuczek, z którymi nie miała szans wygrać. Jak nigdy pragnęła, żeby to wszystko zniknęło. Żeby żadna nadprzyrodzona siła nie blokowała jej ruchów.
– Kto tam jest?! – usłyszała męski głos i zmarła.
Pospieszne kroki były coraz bliżej. Nie odwróciła się.
Liczyła sekundy, odmierzała odległość na podstawie głosu.
Mężczyzna, niezbyt wysoki, za to ciężki, o dużych stopach. Nie starzec, ale też nie młodzieniec. Trzymał wyciągniętą różdżkę, co spowalniało jego kroki. Niewyspecjalizowany w walce. Musiał przyjść tu sam, żeby sprawdzić stan techniczny wentylacji. Spotkał Ninę.
Delikatnie zmieniła ustawienie stopy.
– Drętwota!
Odskoczyła przed czerwonym promieniem i pozwoliła, żeby uderzył w blachę za jej plecami. Zaklęcie odbiło się od niej i wróciło do właściciela.
Pracownik działu technicznego wyczarował przed sobą tarczę, kiedy Nina skoczyła, przyczepiając się specjalnym urządzeniem do sufitu. Przebiegła nad tarczą i odbiła się od podłoża, spadając wprost na czarodzieja. Oparła dłonie na jego ramionach, wywinęła w powietrzu i kopnęła go prosto w brzuch.
Upadli na podłogę, ale zabrała jego różdżkę i przygwoździła mężczyznę do podłogi.
– Masz rodzinę? – syknęła do niego, starając się mówić dosadnie, ale nie za głośno. Kiedy mężczyzna jedynie zadrżał w przerażeniu, powtórzyła pytanie. Tym razem mocniej nacisnęła na jego stawy, powodując ból.
– Tak! – jęknął głośno.
– Zależy ci na niej? – zapytała, wciąż boleśnie wykręcają ramię.
– TAK! – krzyknął o wiele głośniej, a echo jego głosu potoczyło się po korytarzu.
– Wiec będziesz robił, co ci każę. Inaczej cię zabiję, rozumiesz? – Uderzyła jego głową o posadzkę, żeby podkreślić znaczenie jej słów.
– Tak – powiedział płaczliwie i wtedy go puściła.
Pozwoliła mu stanąć na nogach, ale zablokowała sobą przejście, żeby nie mógł uciekać. Chociaż jak spojrzała na jego krótkie nogi… i tak by nie zdołał jej umknąć.
Ona z kolei miała mnóstwo szczęścia. Gdyby mężczyzna zdecydował rzucić zamiast uroku obronnego zaklęcia alarmujące, zostałaby pojmana… a tak wciąż mogła uciekać.
– Muszę dostać się sześć cali wgłęb tej ściany. – Poklepała dłonią miejsce, w którym zrobiła dziurę. – Ale blokuje mnie magia. Usuniesz te ograniczenia i wtedy się pożegnamy.
– Co chcesz zrobić? – wyjąkał przerażony mężczyzna.
– O to niech cię głowa nie boli. Włos nie spadnie ci z głowy, jeśli nie wpadniesz na jakiś głupi pomysł. No już!
– Po….potrzebuję różdżki.
No tak. Oczywiście, że jej potrzebował. Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów. Nie miała wyjścia.
– Spróbuj tylko coś kombinować.
Podała mu magiczny przedmiot, a on zaczął mruczeć pod nosem zaklęcia, tym samym ściągając blokadę. Przez ten cały czas trzymała nóż przy jego gardle. W końcu w ubitej ziemi zaczął powstawać tunel – niezbyt duży, ale wystarczający, żeby umieściła tam znacznik.
Jeszcze tylko trochę.
Patrzyła, jak otwór w końcu nabiera odpowiednich kształtów i to wystarczyło mężczyźnie. Ostatni promień z jego różdżki miał kolor krwistoczerwony, a wraz z nim w pomieszczeniu rozległ się okropny, piszczący dźwięk.
Promień zmienił się w kulę ognia, a następnie podzielił na kilkanaście części, które rozleciały się we wszystkie strony, niosąc wieść o niebezpieczeństwie.
Uderzyła pracownika w skroń, pozbawiając go przytomności. Sekunda, którą wykorzystał na ostrzeżenie, odebrała mu szansę obrony.
Nina skłamałaby, gdyby powiedziała, że się tego nie spodziewała.
Wskoczyła do wyżłobionego tunelu i najszybciej, jak potrafiła, umieściła tam znaczniki. Musiała jednak zrobić to dokładnie, bo bezpieczne wyjście z ministerstwa miało mniejsze znaczenie niż spełnienie zadania.
Kiedy przykleiła pieczęć, ściany w całym korytarzu pokryły złote linie, tworząc plątaninę różnych znaków.
Pobiegła dalej, musząc dotrzeć pod sam łuk. Miała nie więcej niż pół minuty.
W prawo, w lewo, prosto, prostu, w górę, prosto, w lewo.
Modliła się, żeby nie pomyliła drogi.
W końcu go dostrzegła. Niewielki, złoty krzew otoczony błękitnym płomieniem. Gdyby miała więcej czasu, byłaby oczarowana. Jednak teraz… teraz chwyciła błyszczącą gałąź, nie zważając na oparzenia.
Schowała go do czarnej torby i pobiegła dalej. Miała już klucz, ale musiała go bezpiecznie wynieść poza ministerstwo. Jeśli wróci on na miejsce, źródło nie zostanie zamknięte. W innym wypadku samego procesu nie zatrzymają żadne czary. Jakby nie patrzeć… czarodzieje mieli dokładnie sześć godzin, żeby ją powstrzymać. Z tym, że po upływie niewiele ponad połowy tego czasu, ich zdolności zaczną słabnąć.
Wyskoczyła z szybu, trafiając wprost na grupę wypadkową.
Wszyscy celowali w nią różdżkami.
– Nina? – zawołał jeden z czarodziejów. Rozpoznała w nim Grega, który czasami przynosił jej kawę.
Mogła negocjować… ale nie miała czasu.
– Technik jest chyba pod wpływem jakiejś klątwy – powiedziała dysząc. – Grzebie w ścianach, mamrocze do siebie, groził mi. Dlatego rzuciłam zaklęcia alarmujące.
– Edward? – zdziwił się jeden i bez ociągania pobiegł do szybu, a za nim podążyło dwóch kolegów. Została tylko ona i Greg, ale ten nie stanowił dla niej żadnego zagrożenia,
Minęła go bez słowa, ale on złapał ją za łokieć.
– Wybacz, Nino, ale musisz tu zostać – powiedział przepraszająco. – I… oddaj mi różdżkę.
– Ah… – westchnęła z rozczarowaniem i podała mężczyźnie magiczny przedmiot.
… potem uderzyła łokciem szyję.
Miała nadzieję, że nie zrobiła mu krzywdy. Jednak pozwoliła mu upaść na ziemię, a sama pobiegła do windy.
Droga na górę wywołała u niej prawdziwą nerwicę. Brakowało jej powietrza, a kiedy drzwi w końcu pozwoliły jej wydostać się do holu, upadła na kolana.
Ktoś zareagował, mówił do niej, pomógł wstać. Ona nic nie słyszała, bo uszy miała jakby przyblokowane watą. Mimo to ruszyła dalej, odpychając pomoc. Chciała biec, ale nie miała siły. Znowu poczuła nieprzyjemne wibracje w żołądku.
Dotarła do kominków, ale kiedy dostrzegła tam tłum pracowników, wiedziała, że wyjścia zostały zablokowane. Najwyraźniej czarodzieje dostrzegli niebezpieczeństwo w wentylacji i już wracali, żeby ją schwytać.
Myślała, że to już koniec, ale wtedy ktoś położył jej rękę na ramieniu.
Donovan.
– Spieszymy się do domu? – zapytał zdawkowo auror, wbijając palce w jej skórę. Bolało, ale tylko trochę.
– Jak każdy – mruknęła, maskując strach. – Jakiś idiota ponoć puścił alarm.
– Tak, też tak słyszałem. Nie wyglądasz zbyt dobrze – dodał, kiedy Nina zachwiała się na nogach i omal nie upadła. Przytrzymał ją w pozycji stojącej z delikatnością, której się po nim nie spodziewała.
– Muszę dostać się do uzdrowiciela – jęknęła słabo, niemal płaczliwie.
Nie kłamała. Naprawdę czuła się okropnie i chociaż mogła przewidywać, z czego to wynikało, to i tak ogarnęła ją złość... dlaczego akurat ona… dlaczego akurat dzisiaj?
– Przetransportuję cię do szpitala przejściem dla aurorów – zaproponował sucho Donovan. – Jestem ci winny przeprosiny.
Nie odmówiła, nawet jeśli chciała. Nie znosiła tego człowieka, nie wierzyła w jego czyste zamiary, ale jeśli pomoże jej wyjść z ministerstwa, mogła go nawet pocałować.
Nikt nie kwestionował działań takiego służbisty jak Donovan. Kiedy podprowadził ją do jedynego działającego kominka, nie usłyszała żadnego pytania.
Nie przepadała za proszkiem fiuu, miała z nim do czynienia jedynie w dniu, w którym po raz pierwszy zobaczyła uśmiech Jamesa. Od tamtej pory unikała tej formy komunikacji, nawet jeśli nie stanowiła zagrożenia dla mugoli.
Kiedy ogarnęły ją bajeczne płomienie, a ona zaczęła wirować, naprawdę ledwo powstrzymała wymioty.
… ale nie to było największym problemem.
Bo kiedy razem z Donovanem wyszła z kominka, wcale nie stanęła na wypolerowanej posadzce szpitala.
Zamiast tego znalazła się w niewielkim salonie, który widziała po raz pierwszy w życiu.
Rozdział całkiem różny od poprzednich. Jest sama akcja, bez jakichkolwiek dramatyczno-romantycznych scen, a trochę za mimi tęskniłam
Masz fajną wyobraźnię jeśli chodzi o misję Niny, jest to zdecydowanie jedno z bardziej oryginalnych ff.
Co to samej treści, to z jednej strony dużo się działo, a z drugiej nie czułam jakiegoś większego napięcia, może dlatego, że niewiele jest opisów uczuć bohaterki.
Te bóle, wymioty itd to jest pewnie ciąża
Tak poza tym zastanawiam się, czemu to ff nazywasz miniaturką, a nie serią skoro ma części/rozdziały