James mówi dyrektorowi, że to Albus mógł dolać czegoś do soku. Obaj nie wiedzą, że w świecie mugoli też nie dzieje się dobrze.
Uwaga! W tym rozdziale występuje brutalny fragment.
James obserwował dyrektora, jak kładzie nieprzytomną Jane na łóżku i pochylającą się nad nią panią Poodit, szkolną pielęgniarkę.
- Profesorze Longbottom, zabierz pana Pottera do mojego gabinetu - polecił Jayson. - Ja zaraz tam przyjdę, wrócę tylko do Wielkiej Sali powiedzieć profesorowi Canserowi, żeby zbadał, co było w tym soku.
- James, chodź - powiedział łagodnie Neville, gdy drzwi skrzydła szpitalnego zamknęły się za dyrektorem.
- Ale... ona przeżyje? - zapytał chłopak niespokojnym głosem.
- Pani Poodit na pewno zrobi wszystko co w jej mocy - odpowiedział Longbottom. - Chodź, tkwiąc tu nie pomożesz jej.
Młody Potter posłusznie ruszył za nauczycielem. Czuł się podle. Ten sok był przeznaczony dla niego. To Albus musiał dolać trucizny. Jane niechcący mu to ułatwiła, nalewając sok, zanim starszy Potter usiadł przy stole. James nagle przypomniał sobie o liście, którą zgubił jego brat. I słowa Scorpiusa Malfoya. Uważaj na siebie, James. Czyżby właśnie to miał na myśli? Że Al będzie próbował go zabić? Tylko dlaczego? Pogrążony w myślach nawet nie zauważył, kiedy zatrzymali się przed kamienną chimerą, która strzegła wejścia do gabinetu dyrektora.
- Kremowe piwo - Neville podał hasło i posąg odsunął się, ukazując spiralne schody po których się wspięli.
James nie pierwszy raz był w tym gabinecie, lecz po raz pierwszy nie był tu dlatego, że zrobił jakiś dowcip. Pomieszczenie było idealnie okrągłe, pełne książek i różnych dziwnych rzeczy, które profesor Jayson przywiózł ze swoich licznych podróży, jakie odbywał przed rozpoczęciem nauczania w Hogwarcie. Wśród nich największą uwagę przyciągała maska, która zawsze intrygowała Pottera. Pozornie wyglądała jak zwykła maska jakiegoś afrykańskiego wodza, ale biła od niej wręcz namacalna siła. Chłopak z trudem opierał się pokusie nałożenia jej. Była czarna ze złotymi zdobieniami i szkarłatnymi obwódkami wokół oczu. Co ciekawe, była tak duża, że z powodzeniem mógłby założyć ją olbrzym.
- Nie radzę jej zakładać. Znając dyrektora, lepiej nawet nie dotykać niektórych z tych rzeczy - ostrzegł go Neville.
Młodemu Potterowi wydawało się, że minęły wieki, zanim drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł profesor Jayson.
- Opowiedz mi co dokładnie się wydarzyło, Potter - powiedział, chodząc w tę i z powrotem.
- Może zacznę od początku - odparł James. - Widziałem mojego brata, Albusa, przechodzącego dziwnie blisko stołu Gryffindoru. Obserwowałem go przez chwilę, ale nic podejrzanego nie zrobił. W każdym razie niczego takiego nie zauważyłem. Potem okazało się, że ktoś nalał mi soku dyniowego. Jane przyznała, że ona to zrobiła. Ja... chciałem się odwdzięczyć, ale stłukłem jej puchar, więc dałem jej swój. Ona upiła łyk i wtedy to się stało. Jej oczy zrobiły się wyłupiaste, zaczęła się dusić i straciła przytomność.
- Z tego wynika, że to ty miałeś być ofiarą - zauważył dyrektor, zatrzymując się, by na niego spojrzeć.
- Al już od czerwca zachowuje się dziwnie. I jeszcze ta lista, ostrzeżenie Scorpiusa Malfoya i teraz ten zatruty sok - wyjaśnił Potter. - Ja nie zmyślam, panie profesorze, naprawdę - dodał, patrząc mu w oczy. W jego głosie dało się wyczuć błagalną nutkę.
- Nie twierdzę, że zmyślasz. Oskarżenie ucznia o próbę morderstwa to jednak bardzo poważny zarzut. Możesz pokazać mi tę listę? - zapytał Jayson, wyciągając dłoń w stronę Gryfona.
James bez słowa wyjął pergamin z kieszeni i podał dyrektorowi, który usiadł za biurkiem.
- Albus zgubił to, gdy gdzieś się śpieszył. Jestem prawie pewny, że wcale nie na lekcję. Normalnie by to mnie nie zaniepokoiło, gdyby nie ten sen i słowa Scorpiusa - powiedział, gdy profesor przyglądał się liście.
- Przed czym ostrzegł cię pan Malfoy? - zapytał dyrektor, nie odrywając wzroku od pergaminu.
- Powiedział, że mam na siebie uważać, ale nie powiedział dlaczego. Pytałem go czy nie wie co się dzieje z Alem, ale on unikał odpowiedzi - odpowiedział chłopak.
- A ten sen?
Młody Potter opowiedział ze szczegółami koszmar, który przyśnił mu się pierwszej nocy. Niemal widział przed oczami prawdopodobnie martwe ciała swoich bliskich i tajemniczego człowieka.
- To musiał być Albus - wyrwało mu się, zanim zdołał się powstrzymać.
- To bardzo pochopne oskarżenie, panie Potter - odparł dyrektor. - Ale oczywiście podejmiemy środki ostrożności. Poleciłem już profesorowi Canserowi, żeby miał oko na twojego brata, a skrzatom dokładnie sprawdzać jedzenie i napoje przed wydaniem. Jeszcze dziś wydam zakaz spożywania picia i jedzenia, którego nie nałożyło się samemu lub choćby na sekundę spuściło z oczu. Myślę, że te środki bezpieczeństwa na razie powinny wystarczyć - oznajmił. - Prawda, profesorze Dumbledore? - zwrócił się do portretu starca, który siedział w fotelu, podpierając podbródek na splecionych palcach.
- Naturalnie, Xawierze, tylko pamiętaj, żeby nie mówić kto prawdopodobnie odpowiedzialny jest za otrucie panny Danerwich. Jeśli Albus Potter rzeczywiście jest w to zamieszany, lepiej żeby nie wiedział, że ktokolwiek o tym wie - odparł były dyrektor.
- Wiedziałem. Wprost wiedziałem - odezwał się pełen pogardy głos z sąsiedniego portretu.
- Co wiedziałeś, Severusie? - zapytał uprzejmie Dumbledore.
- Wiedziałem, że z nazwiskiem "Potter" będą wiązały się same nieszczęścia i to odkąd poznałem Jamesa Pottera. Zamienił moje siedem lat w Hogwarcie w koszmar. Mały, arogancki głupek, który odważny był tylko w otoczeniu swoich przyjaciół. Syriusz Black... obaj byli siebie warci. Remus Lupin wcale nie lepszy. Nie wiem jakim cudem mianowałeś go prefektem. Wiedząc czym był! Peter Pettigrew - lepił się do Pottera i Blacka bardziej niż rzep do psiego ogona. Ale oczywiście "panom najważniejszym pod słońcem" to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Byli zachwyceni, gdy sikał w gacie oglądając ich głupie popisy. Potem Potter jakoś omamił Lily Evans. Bo niby jakim cudem nagle zaczęła go kochać? Nienawidziła go od pierwszej klasy! A tu nagle ślub i dziecko? Rzecz jasna ten bachor też musiał ściągnąć nieszczęście. Lily umarła, a ja zostałem zmuszony do chronienia jej syna. Syna Pottera! A on oczywiście miał gdzieś własne bezpieczeństwo. Jakby nadstawianie karku było u Potterów dziedziczne! Po co słuchać dorosłych? Pan mądrala wie lepiej! Myślał, że jak jest Wybrańcem to będzie specjalnie traktowany! Niedoczekanie jego! Kto mu kazał mnie tu wieszać? Czy ja go o to prosiłem? Nie! Gdy usłyszałem, że urodził mu się syn i nadał mu ich imiona, czułem, że znowu będą nieszczęścia. James Syriusz Potter, James Potter i Syriusz Black w jednym. Chłopak jest taki sam jak oni. To nie mogło skończyć się dobrze. A najlepsze, że wygląda na to, że to wcale nie on okazał się nieszczęściem. Tylko jego młodszy brat. Albus Severus... Severus! Kto prosił Pottera, żeby dawał swojemu synowi moje imię?! Moje imię połączone z tym przeklętym nazwiskiem! Za co mnie to spotkało? - potok słów wypływał z ust Snape'a jakby tylko czekał, żeby to z siebie wyrzucić. - Z czego się śmiejesz, Dumbledore? - zapytał, widząc jak starzec zakrywa usta dłonią, żeby stłumić chichot.
- Zabrzmiało to tak, jakby samo noszenie nazwiska "Potter" było zbrodnią za którą powinno się karać dożywociem w Azkabanie. Nie sądziłem, że nadal żywisz urazę do swoich szkolnych kolegów - odpowiedział Albus, po czym nagle spoważniał. - Muszę ci jednak przypomnieć, że nikt cię do niczego nie zmuszał. Sam wybrałeś takie życie, jakie miałeś i jestem ci za to wdzięczny. Nie każdy potrafiłby wybrać to, co słuszne, gdy już zasmakował tego, co łatwe. Nie rozumiem tylko dlaczego tak ci przeszkadza, że wisi tu twój portret, a młodszy Potter odziedziczył po tobie imię. Czyżbyś aż tak nienawidził tego, że w oczach wielu ludzi jesteś bohaterem?
- Bohaterem? Albusie, to przeze mnie ona zginęła! Pewnie uważasz, że skoro minęło już tyle lat, a ja sam od dawna nie żyję, to powinienem o tym zapomnieć? Przestać się obwiniać?
- Tego nie powiedziałem, Severusie. Ja sam nigdy nie zapomniałem i nigdy nie zapomnę o tragicznej śmierci mojej siostry i nadal czuję się temu winny, ale rozdrapywanie starych ran nic nie daje, a jedynie pogłębia nasze cierpienia. Poza tym, Severusie, chyba nie sądzisz, że Al robi to świadomie?
- Dobrze wiesz, że ktoś szybko by się zorientował, gdyby chłopak był pod działaniem Imperiusa.
- A ty równie dobrze wiesz, że są sposoby kontrolowania człowieka znacznie trudniejsze do wykrycia niż klątwa Imperio.
- Ekhm... - odkaszlnął profesor Jayson, by zwrócić na siebie uwagę. - Panie Potter, może już pan wrócić do swojego dormitorium - zwrócił się do Jamesa.
- Mogę pójść do Jane? - zapytał chłopak
- Obecnie jest to niewskazane. Panna Danerwich musi odpocząć. Później ją odwiedzisz - odpowiedział dyrektor.
- Dobrze, panie profesorze - odparł Potter.
Jayson odczekał aż Gryfon wyjdzie i zwrócił się do Longbottoma:
- Neville, myślę, że należy wysłać sowę do Harry'ego.
- Zgadzam się, dyrektorze, ale czy nie lepiej będzie wysłać ją do Biura Aurorów? Żeby niepotrzebnie nie martwić Ginny? - zasugerował nauczyciel.
- Masz rację - odparł Jayson. - Możesz się tym zająć?
- Oczywiście.
***
W Biurze Aurorów panował chaos. Kilkunastu mugoli zamordowanych w ciągu jednego tygodnia. Od czasu pokonania Lorda Voldemorta aurorzy nie spotkali się z morderstwem na taką skalę. Harry Potter po raz któryś czytał raporty, które śmiało mogłyby być scenariuszem krwawego horroru.
Ofiara została znaleziona we własnym łóżku, ułożona jak do snu. Sprawca najpierw obdarł mężczyznę ze skóry, którą powiesił na wieszaku, jakby to był płaszcz. Następnie udusił ofiarę jej własnym jelitem cienkim. Fakt, że na skórze nie znaleziono ani śladu nacięcia, a zamordowany nie miał rozerwanego brzucha, jednocześnie wskazuje na to, że zabójstwo jest robotą czarodzieja.
Wszystkie morderstwa łączył ten sam element - skóra ofiary zawieszona na wieszaku. Jedynie samo uśmiercenie ofiary zawsze było inne, lecz równie makabryczne.
- Co to za przeklęty psychopata? - mruknął do siebie Harry.
W tym momencie usłyszał pukanie w szybę. Ze zdumieniem wpuścił sowę Neville'a, ale ucieszył się na jej widok.
- Mam nadzieję, że przynosisz dobre wieści, Demeter - powiedział, wpuszczając puchacza do swojego gabinetu.
Wybraniec usiadł z powrotem za biurkiem, rozerwał kopertę i zaczął czytać list.
Harry,
Niestety nie mam dla ciebie najlepszych wieści, ale dyrektor prosił mnie, żebym cię o tym poinformował. Myślę, że i tak chciałbyś wiedzieć. W Hogwarcie doszło do zatrucia uczennicy. Dziewczyna nazywa się Jane Danerwich. To jednak nie ona miała być ofiarą, lecz twój starszy syn. James powiedział, że widział Albusa przechodzącego dziwnie blisko stołu Gryfonów. Potem odkrył, że ktoś nalał mu soku dyniowego. Panna Danerwich przyznała, że to ona, więc chciał się odwdzięczyć. Stłukł jej puchar, więc dał jej swój. Jane upiła ledwie łyk i jej oczy zrobiły się wyłupiaste i zaczęła się dusić. Pani Poodit już się nią zajęła, ale nadal jest nieprzytomna. Niestety nie jestem w stanie ci powiedzieć, czy przeżyje. Wiem, że będziesz w szoku, ale wiele wskazuje, że to Al zatruł sok. James pokazał dyrektorowi listę, którą on zgubił. Były tam nazwiska całej waszej rodziny, nie wyłączając Teddy'ego, i Nathana Honkreya. Pierwszy na liście jest twój starszy syn. James powiedział też, że Scorpius Malfoy ostrzegł go, żeby na siebie uważał, gdy ten chciał dowiedzieć się od niego, co dzieje się z Albusem. I sen, który miał James... ale może lepiej niech sam ci go opowie. Wysłałem sowę do twojego gabinetu w Biurze Aurorów, żeby niepotrzebnie nie martwić Ginny. Dumbledore twierdzi, że ktoś może kontrolować Ala. W szkole zostały zastosowane środki ostrożności. Skrzaty mają dokładnie sprawdzać napoje i jedzenie na obecność trucizn zanim je wydadzą. Jayson zakazał również spożywania jedzenia i picia, którego nie nałożyło się samemu lub choćby na chwilę spuściło z oka. Poinformuję cię, jeśli czegoś się dowiem w sprawie panny Danerwich.
Neville
Potter poczuł, jak coś zaciska mu się na żołądku, całym jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Jego syn chciał otruć własnego brata. Poczuł dreszcz, gdy pomyślał, że to mogło mieć związek z morderstwami mugoli. Natychmiast odrzucił od siebie tą myśl. To dwie różne sprawy, a Albus z pewnością nie był świadomy co robi, gdy wlewał trucizny do soku, który miał wypić James. Jeśli rzeczywiście on dolał. W pierwszym odruchu Harry chciał wezwać Rona i Hermionę, lecz przypomniał sobie o śnie starszego syna, o którym wspomniał Neville. Wziął czysty pergamin i zaczął pisać, gdy tylko opanował drżenie rąk.
James,
Profesor Longbottom napisał mi co się stało. Mam nadzieję, że twoja koleżanka wyzdrowieje. Ciężko mi jednak uwierzyć, że Albus może być w to zamieszany. Profesor wspomniał w liście, że miałeś sen. Możesz mi opowiedzieć co dokładnie ci się śniło?
Tata
Harry westchnął obserwując swoją sowę odlatującą z listem. Kingsley zabronił pisania o morderstwach mugoli w Proroku, więc mało kto o nich wiedział. Mężczyzna już miał wezwać do siebie Rona i Hermionę, gdy drzwi otwarły się z hukiem i wpadł młody auror, Mark Tervens.
- Szefie, mamy kolejne morderstwo.
Potter przeklął pod nosem.
- Adres? - zapytał krótko.
- Privet Drive 1 - odpowiedział Mark.
Auror znowu poczuł dreszcz. To było przecież niedaleko domu Dursleyów. Pozwolił podwładnemu odejść, a sam pobiegł po Rona.
Świetne. Po prostu świetne. Bardzo dobrze napisane, wciągające ( nie mogę doczekać się kolejnej część, mam nadzieje że będzie jak najszybciej ) i dopracowane. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Najbardziej podobał mi się fragment:
Jest świetny ponieważ bardzo w moim stylu ( fanatyczka horrorów i strachu ). Bardzo podoba mi się rozwój wydarzeń w związku z morderstwami i jestem strasznie ciekawa co będzie dalej i kto jest za to odpowiedzialny. Mam nadzieje że nie Al. Cały fragment w gabinecie Harrego jest ciekawy i fajnie napisany.