James poznaje znaczenie symboli z świątyni Świętego Maga. Okazuje się, że jest to przepowiednia...
James wszedł za profesorem Longbottomem do gabinetu dyrektora. Profesor Jayson stał odwrócony tyłem z rękoma splecionymi za plecami i wpatrywał się w okno. W pomieszczeniu panowała nerwowa cisza, nawet portrety byłych dyrektorów nie szeptały między sobą.
- Udało mi się odczytać znaki zawarte w księdze. Te, które niegdyś widniały na suficie świątyni Maski Świętego Maga - powiedział Jayson, odwracając się, by spojrzeń na Pottera. W jego oczach czaił się niepokój.
- Dowiedział się pan jak uwolnić Ala, panie profesorze? - zapytał z nadzieją chłopak.
- Chciałbym - westchnął dyrektor. - Ale niestety, mam bardzo złe wieści. Usiądź. - Wskazał mu krzesło.
James posłusznie usiadł na krześle. Jayson zajął swoje miejsce za biurkiem, na którym leżała otwarta księga, którą chłopak kiedyś znalazł w Pokoju Życzeń. Dyrektor podał mu kawałek pergaminu.
- Zapisałem tu tłumaczenie - powiedział.
Potter zaczął czytać zamaszyste pismo Jaysona. To, co przeczytał, sprawiło, że serce zaczęło walić mu jak oszalałe. Musiał przeczytać kilka razy, żeby upewnić się, że dobrze czyta.
Nadejdzie dwóch braci, obaj duchy z przeszłości w sobie będą mieli. Młodszy, legendarnego śmiałka, który nadal pragnie Maski Świętego Maga, a starszy - ducha Świętego Maga, by ocalić Maskę i świat czarodziejów przed zagładą. Brat powstanie przeciw bratu, jeden będzie musiał zabić drugiego, by swój cel osiągnąć. Krew wielu niewinnych poleje się, gdyż młodszy brat rytuały będzie odprawiał, by prawdziwy jego duch nie odzyskał swego ciała, które stracił, nim w nie wstąpił. Zaś starszy brat będzie musiał odnaleźć Maskę Świętego Maga, by pokonać brata, a wtedy Święty Mag, złączony z jego prawdziwym duchem od poczęcia, opuści go, by udać się na zasłużony spoczynek. Brat podniesie różdżkę przeciw bratu, jeden z nich musi umrzeć z ręki drugiego. A zrodzeni zostaną z tego, który zwyciężył.
- Będę musiał zabić Ala? - zapytał James, czując że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Nie mógłby zamordować własnego brata. Fakt, że lubił mu dokuczać, ale zabójstwo to co innego. - A może wcale nie chodzi o mnie i Albusa? - zapytał.
- Obawiam się, że przepowiednia ze świątyni mówi o was. Twój brat nie został opętany. Duch Śmiałka zawsze był w nim - odpowiedział dyrektor.
- Ale... jak? Jak on odprawiał te rytuały. Ktoś by przecież zauważył, że Albus znika z Hogwartu! - powiedział Potter.
- Śmiałek żył setki lat temu, wtedy czarodzieje znali magię, którą dziś niektórzy znają, ale nie umieją się nią posługiwać - wyjaśnił Jayson. - Czy dojdzie do twojego starcia z Albusem, czy nie, najpierw musisz odnaleźć Maskę Świętego Maga, żebyś miał szanse zwyciężyć.
- Jak mam odnaleźć Maskę, która zaginęła przed wiekami? I kim właściwie był ten Święty Mag? I jakim cudem nigdy go nie czułem, skoro jest we mnie? - zapytał James.
- On nie jest w tobie, tylko z tobą. Przepowiednia mówi, że Święty Mag połączył się z twoim duchem. Myślę, że sam da o sobie znać, gdy zajdzie potrzeba, byś dowiedział się kim jest - odpowiedział dyrektor. - A co do Maski, przeszukam wszystkie dostępne źródła, gdzieś musi być informacja co się z nią stało.
- Tej księdze brakuje fragmentu kartki, tej ostatniej, na której jako jedyny jest tekst w języku angielskim - przypomniał sobie Potter.
- Tak, to rzeczywiście zastanawiające. Ta księga jest chroniona silnymi zaklęciami, zatem ten, kto wyrwał kawałek kartki musiał być potężnym czarodziejem - stwierdził Jayson.
- Śmiałek - bardziej zapytał niż stwierdził James.
- To możliwe - odparł dyrektor. - Sądzę, że ukrył go w kufrze Albusa. Zatem wiesz, co robić, James.
- Przecież nie mogę wejść do dormitorium Ślizgonów - zauważył Potter.
- Mówisz tak, jakbyś nie był wnukiem Huncowota, siostrzeńcem bliźniaków Weasley i największym łamaczem zasad w Hogwarcie - powiedział dyrektor mrugając do niego okiem. - Oczywiście normalnie nie powinienem popierać łamania zasad, ale w pewnych okolicznościach należy je złamać dla dobra ogółu - dodał.
- Myślę, że pan Malfoy pomoże - wtrącił się milczący dotąd Neville.
- Scorpius jest najlepszym przyjacielem Albusa. Wątpię, by zgodził się pomóc mi go pokonać - powiedział James.
- Właśnie, przyjacielem Albusa, nie Śmiałka - odparł Longbottom.
- A może wcale nie będę musiał go zabić? - zapytał z nadzieją Potter. - Może uda się wypędzić z niego Śmiałka i jego prawdziwy duch odzyska ciało?
- Obawiam się, że to niemożliwe. Śmiałek żyje w ciele Albusa piętnaście lat. Nie sadzę by jego prawdziwy duch jeszcze istniał - odpowiedział Jayson ponurym głosem.
- Przecież duchy nie mogą przestać istnieć! - zauważył James.
- Duchy umarłych nie, ale duchy nienarodzonych znikają, jeśli nie wstąpią w swe ciało przy poczęciu. Nie tak zupełnie oczywiście, błąkają się po zaświatach, ale odzyskać ciała nie mogą - wyjaśnił dyrektor.
- Ale przecież ta przepowiednia mówi, że Śmiałek wykonywał rytuały, żeby prawdziwy duch Ala nie odzyskał ciała - powiedział Potter.
- Zgadza się. Nie da się tak do końca pozbyć prawdziwego ducha, ponieważ jest w jakiś sposób połączony ze swoim ciałem, nawet gdy nigdy w nie wstąpił. Myślę, że Albus czasem ma przebłyski świadomości, że nie jest prawdziwym sobą - odparł Jayson. - Ale pomyśl, James, prawdziwy duch twojego brata stracił swoje ciało, gdy został poczęty. Duch ma tyle lat ile jego ciało, rośnie razem z nim, ale sam nie może. Wyobraź sobie co by było, gdyby w Albusa wstąpił jego prawdziwy duch.
- Zachowywałby się jak noworodek. Nawet nie jak noworedek, jak ktoś dopiero poczęty... Nie zachowywałby się jak człowiek, bo jego duch nie jest duchem człowieka - odpowiedział Potter.
- Dokładnie, choć muszę cię poprawić. Duch człowieka jest człowiekiem już od poczęcia, ale oczywiście duch dopiero poczętego jest bardzo maleńki - powiedział dyrektor.
James westchnął. Był wściekły i zrozpaczony. Miał ochotę coś rozwalić. Dlaczego ten cholerny Święty Mag i Śmiałek musieli wybrać akurat jego i Albusa? Jakby nie mogli wstąpić w kogoś innego, a ich zostawić w spokoju! Nagle przypomniał sobie swój ostatni sen...
- Panie profesorze, w moim ostatnim śnie Śmiałek... chyba Śmiałek mówił, że ludzie wymyślili teorię o tym, że Święty Mag stworzył Maskę ze zwęglonych kości mugoli, bo się go bali. Tylko on mówił to jakby mówił o sobie. Czy to możliwe, że Śmiałek i Święty Mag to jedna i ta sama osoba? - zapytał chłopak.
- Nie sądzę. Myślę, że Śmiałek tak powiedział, żeby przekonać cię, że jest Świętym Magiem. Wie, że on nie zajął miejsca twojego ducha, lecz połączył się z nim. Według Śmiałka może to być słabość, bo Święty Mag może tobą pokierować, ale nie ma nad tobą władzy - odpowiedział Jayson. - Choć z jednym muszę się zgodzić, ludzie bali się Świętego Maga. W ludzkiej naturze leży strach przed tym, co niezwykłe, a Święty Mag nawet dla czarodziejów był kimś niezwykłym.
- Dlaczego on właściwie nazywa się Świętym? - zapytał bez zastanowienia James.
- To bardzo dobre pytanie. O Świętym Magu tak naprawdę nic nie wiadomo. A przynajmniej nie oficjalnie. To jedna z zagadek, którą musimy odkryć - odpowiedział dyrektor. - A tymczasem jestem zmuszony oddać Albusa w ręce strażników Azkabanu. Ludzie będą bezpieczniejsi, jeśli odizolujemy Śmiałka. Przynajmniej na razie.
***
- Jesteś pewien? - zapytał Scorpius, gdy James powiedział mu o przepowiedni ze świątyni.
- Już niczego nie jestem pewien - odpowiedział Potter. - Ale muszę przeszukać kufer Albusa.
- Ale jakim cudem mogłem nie zauważyć, że on nie jest sobą? Mieszkałem z nim w jednym dormitorium prawie pięć lat! - Malfoy pokręcił głową. Zmierzali właśnie do lochów.
- Może dlatego, że Śmiałek był z nim od poczęcia - powiedział James. - Ja znam go od urodzenia, a w każdym razie wydawało mi się, że go znam, a też niczego nie zauważyłem. Ani nikt.
- Jak znieśli to wasi rodzice? - zapytał Scorpius.
- Nie wiem. Nie napisali żadnego listu, a ja nie mam odwagi zrobić to pierwszy - odpowiedział Potter. - Boję się wracać do domu na święta. Nie wiem jak zareagują, gdy mnie zobaczą. Ta przeklęta przepowiednia mówi, że muszę zabić własnego brata. - Kopnął ze złością w kamienną ścianę, przed którą właśnie stanęli.
- To nie twoja wina, James - powiedział Malfoy. - I myślę, że twoi rodzice to zrozumieją.
- Mam nadzieję - westchnął Potter.
- Wąż morski - Scorpius podał hasło i ściana rozsunęła się ukazując wejście do pokoju wspólnego Slytherinu.
Gdy weszli do środka wszyscy Ślizgoni spojrzeli na Jamesa. Nie patrzyli na niego z odrazą. Bardziej z zaciekawieniem... Może i ze współczuciem? Chłopak nie potrafił jednak unikał ich wzroku. Ku jego uldze w dormitorium Albusa nikogo nie było.
- Lily wie? - zapytał Scorpius, pomagając Jamesowi szukać brakującego fragmentu strony księgi w kufrze Ala.
- Nie, jeszcze nikomu nie mówiłem. Poza tobą - odpowiedział Potter. - Nie wiem czy w ogóle powinienem jej mówić. Ma tylko trzynaście lat.
- To mądra dziewczyna. W końcu domyśli się, że coś jest nie tak, a chyba lepiej by dowiedziała się prawdy od ciebie - powiedział Malfoy.
- Wiem - westchnął James.
Dalej w milczeniu przetrząsali kufer Albusa. Jego łóżko było teraz zagracone ubraniami, książkami, pergaminami. Na zieloną kołdrę wylał się atrament, ponieważ James przejęty szukaniem nie zauważył, że rzucił kałamarzem, a ten uderzył w kolumienkę i roztrzaskał się. W końcu w kufrze został tylko kurz osadzony na dnie. Po brakującym fragmencie ani śladu. Potter zajrzał jeszcze pod łóżko brata, kołdrę, poduszki, materac, ale nic nie znalazł.
- Nie ma - powiedział. - Musiał schować go gdzieś indziej. - Odnotował w myślach, żeby przeszukać pokój Albusa, gdy przyjedzie do domu na święta.
- Posprzątajmy to, zanim twoi rodzice pojawią się, żeby zabrać kufer Ala - odparł Scorpius.
James poczuł jak jakaś pięść zaciska mu się na żołądku. Zupełnie zapomniał, że Jayson wezwał jego rodziców, żeby zabrali kufer Albusa. Jak zareagują, gdy go zobaczą? Wyglądało na to, że musiał zostać mordercą własnego brata. Albo jego ofiarą. Zaczął byle jak wrzucać rzeczy Ala do kufra, byle tylko odpędzić myśli.
- James - odezwał się Scorpius, gdy zamknął wieko kufra. - Dla mnie to też nie łatwe, ale spójrz na to z innej strony. Albus nie miał problemu z wlaniem ci trucizny do soku i nie wyraził żalu, gdy przez przypadek wypiła go Jane. To nie jest twój brat odkąd wstąpił w niego ten cały Śmiałek, a zrobił to przecież wtedy, gdy Al został poczęty.
- To nadal jest mój brat - warknął James. - Mamy tych samych rodziców. Tylko on nie jest sobą - dodał.
W duchu jednak przyznał Malfoyowi rację. Albus nie miał skrupułów przed zatruciem soku. Zamordował już z zimną krwią tylu mugoli. Nawet dziadków Rose i Hugo nie oszczędził. On z pewnością nie zawahałby się znowu spróbować go zabić... Pozbawiony prawdziwego ducha, pozbawiony sumienia...
- James. - Usłyszał łagodny głos matki.
Zajęty myślami nie zauważył kiedy weszli jego rodzice. Nie wyglądali na złych, tylko na przygnębionych. Chłopak zauważył, że jego matka miała zaczerwienione oczy. Musiała niedawno płakać.
- Ee... dzień dobry - powiedział uprzejmie Scorpius.
- Dzień dobry - odpowiedzieli uprzejmie Potterowie.
- Mamo... tato... - Chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przechodziły mu przez gardło.
- To nie twoja wina - powiedział spokojnie Harry, przytulając syna do siebie.
- Ja... nie dam rady zostać mordercą... nie chcę - odparł chłopak.
- Wiem, James. Też musiałem kiedyś zabić - powiedział jego ojciec.
- Ale ty nie musiałeś zabić kogoś bliskiego. Voldemort to co innego - żachnął się James. - Widzieliście się z Alem? - zapytał.
- Odwiedziliśmy go wczoraj - odpowiedziała Ginny. - Nie wyglądał jakby obchodziło go, że znajduje się w Azkabanie. Prawdę mówiąc sprawiał wrażenie, że nic go nie interesuje. Co prawda w tym miejscu to normalne, ale w przypadku Albusa... Sprawiał wrażenie, że słyszy wszystko, co do niego mówimy, ale udawał, że nas nie widzi.
- Nie odezwał się? - spytał Gryfon.
- Nic a nic - odpowiedział ponuro Harry. - Levicorpus! - Machnął różdżką w kierunku kufra Albusa i ten uniósł się w powietrze.
James w milczeniu szedł za rodzicami. Żadne z nich nie odzywało się dopóki nie weszli do gabinetu profesora Longbottoma. Chłopak udał zainteresowanego doniczkami z mimbulus mimbletonia, które stały na parapecie, gdy Harry i Ginny rozmawiali z Neville'em. Chociaż starał się ignorować ich rozmowę, James mimowolnie słyszał jej strzępy.
- Nie mam pojęcia co robić. Kingsley uważa, że na razie powinniśmy utrzymać związek Albusa z morderstwami, ale z drugiej strony ludzie zaczynają się niecierpliwić - powiedział Harry.
- To normalne, boją się o swoje życie - odparł Neville. - Ale muszą też zrozumieć, że im mniej będą wiedzieć, tym lepiej dla nich. Teraz, skoro Albus jest w Azkabanie, te morderstwa powinny ustać.
- Wiem, że nie powinnam, ale mam nadzieję, że nie ustaną. To by znaczyło, że Al jest niewinny - odezwała się Ginny.
...
- Boję się, tak strasznie się boję... O Lily, Jamesa... Albusa. - Głos kobiety się załamał.
- Ja też - przyznał Harry obejmując ją ramieniem. - James - zwrócił się do syna. - Nie rób niczego głupiego i uważaj, na siebie, dobrze?
- Będę uważał - obiecał chłopak.
- Rozmawialiśmy z Lily, Rose i Hugo. Już wszystko wiedzą. Opiekuj się na nimi - powiedziała Ginny. Gryfon tylko skinął głową. Czyli jego siostra wiedziała, że według przepowiedni musi zabić Albusa?
- Ze względu na bezpieczeństwa ty, twoja siostra i kuzyni użyjecie kominka w moim gabinecie, żeby dostać się do domu na święta - powiedział Neville.
- Dobrze, panie profesorze - odparł James.
Harry i Ginny przytulili syna na pożegnanie. Pierwszy do kominka wszedł mężczyzna razem z kufrem Albusa. Następnie w kominku zniknęła jego żona.
- To... ja pójdę do swojego dormitorium - powiedział James po dłuższej chwili milczenia. - O której mamy stawić się w pańskim gabinecie, panie profesorze? - zapytał.
- Od razu po kolacji w dzień przed pierwszym dniem przerwy świątecznej - odpowiedział Neville.
***
Przez następne dni James, ku ich irytacji, nie odstępował Lily, Rose i Hugo ani na krok, chyba że akurat mieli lekcje. Chcąc nie chcąc musiał zabierać siostrę i kuzynów do biblioteki, gdzie szukał informacji o Masce Świętego Maga, choć wiedział, że to bezcelowe. Chciał się po prostu czymś zająć.
- Nareszcie ferie. Może w końcu przestaniesz łazić za nami jak cień - powiedziała Lily, gdy o wyznaczonej porze szli do gabinetu profesora Longbottoma.
- Rodzice kazali mi się wami opiekować - odparł stanowczo James. - Jestem z was najstarszy i jestem za was odpowiedzialny.
- Między nami jest tylko niecały rok różnicy - zauważyła Rose.
Na szczęście chłopak nie musiał odpowiadać, bo właśnie stanęli przed drzwiami gabinetu Neville'a. Zapukał do drzwi. Odpowiedziało mu krótkie Wejdźcie! Gdy weszli do środka zauważyli, że kominek był już rozpalony.
- Ty pierwsza, Lily - powiedział Longbottom.
Dziewczynka weszła do kominku, wrzuciła w płomienie trochę proszku Fiuu, wypowiedziała adres i zniknęła. Następnie to samo uczynili Rose i Hugo. James chwycił garść proszku i już miał wejść do kominka, gdy zatrzymał go Neville.
- Nie rób niczego głupiego, James. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie, wszyscy jesteśmy. Fakt, że Albus jest w Azkabanie, nie powinien uspokajać - powiedział patrząc mu prosto w oczy.
- I wcale mnie to nie uspokaja, wręcz przeciwnie - odparł poważnie James. - Będę ostrożny. - Chłopak wszedł do kominka. - Wesołych świąt, panie profesorze - powiedział i wrzucił garść proszku Fiuu w płomienie. - Grimmauld Place 12!
Gdy James wyszedł z kominka w swoim domu pierwsze co zauważył to... nic. Wszędzie panowała ciemność. Poczuł dreszcz przebiegający po plecach. To było dziwne. Dlaczego Lily, ani Rose i Hugo nie zapalili światła? Gdzie jego rodzice? Miał złe przeczucia...
Muszę przyznać, że naprawdę bardzo mi się podoba. Wszystkie twoje rozdziały są długie, ale czytając je, kompletnie się nie dłużą. Nie wiem, od czego zacząć.
Przepowiednia aż tak bardzo mnie nie zaskoczyła, chociaż to, że Albus nigdy nie był sobą, troche mnie przeraziło
Jestem gotowa zabić cię za końcówkę. Jak mogłaś tak zakończyć?! Teraz będę żyć w niepewności i niecierpliwie oczekiwać na następną część. Ty chyba naprawdę nas nie lubisz.
Zaciekawił mnie też fakt Albusa w Azkabanie. Zrozumiałe jest to, że go tam wysłali, ale tym samym mogłoby to lekko zaniepokoić uczniów. Przecież Ślizgoni doskonale widzieli, jak Harry i Ginny wynoszą jego kufer. Mogą byc wręcz przestraszeni.
Ogólnie to bardzo mi się podoba i czekam na kolejny rozdział