Była Śmierciożerczyni nie potrafi pogodzić się z faktem, że Lord Voldemort nie żyje, a młodzi Śmierciożercy nie rządzą światem. Postanawia coś z tym zrobić.
Deportowała się z trzaskiem przed kwaterą, a nie jak zawsze na środku salonu. Wzięła głęboki wdech, podczas którego przemyślała sobie całą sytuację. Wszystkie za i przeciw uszeregowały się w jej myślach i dały jasny obraz. Jedna szala przeważała, chociaż było tam tylko jedno imię.
Nacisnęła klamkę, która wydawała się być zrobiona z lodu. Miała zamiar wejść do budynku i oznajmić wszem i wobec, że koniec zabawy. Niech pakują zabawki i wracają do domu. Ale w salonie była tylko Sherry. Siedziała w kocu, z nogami podciągniętymi pod samą brodę. W rękach trzymała parujący kubek, który sądząc po zapachu, zawierał herbatę. Spojrzała na nią zmęczonymi, nieco przekrwionymi oczami.
- Nie chcę tego robić. Kiedyś poszłabym za tobą w ogień, ale teraz... Mam męża i... spodziewam się dziecka.
Christina zastygła w pół kroku. Dotarło do niej, że jest malutkie prawdopodobieństwo, ledwo tląca się iskierka, na to że jej plan może się powieść. Nie są już zbitą grupą, którą kiedyś tworzyli. Nie są nawet jej wspomnieniem. Nic o sobie nie wiedzą, nic ich nie trzyma.
- Ahmm, gratulacje w takim razie. Cieszę się twoim szczęściem. Wiesz już czy to mały czarodziej, czy mała czarodziejka?
- Nie chcemy wiedzieć. Wolimy niespodziankę.
Zdobyła się na krótki uśmiech, który jednak niespecjalnie obejmował oczy. Upiła łyk herbaty parząc sobie przy okazji wargi.
- Tak po prawdzie to przyszłam to wszystko odwołać. Tą całą zemstę po latach. - Przysiadła na oparciu kanapy. - Po co nam to wszystko.
- Widziałaś go, prawda?
Właściwie nawet nie spytała, ona po prostu stwierdziła fakt. Christina tymczasem tylko pokiwała głową, chociaż wcale nie musiała tego zrobić.
- Masz jakiś plan?
- Niespecjalnie - pokręciła głową. - Myślałam, żeby po prostu odejść z tego wszystkiego. Ja to zaczęłam, to ja to powinnam skończyć.
Caroline wyplątała się nieco z kocykowego kokonu i ożywiła.
- Problem polega na tym, że Sebastian i Blaise bardzo się do tego wszystkiego zapalili i nie odpuszczą tak łatwo - skrzywiła się. - Podejrzewam, że w ogóle nie odpuszczą. Pójdą tam, nawet jeżeli będą mieli to zrobić sami. Weszłaś im na męską ambicję, tego się nie robi.
Johnson przewróciła oczami pozwalając, żeby chociaż na chwilę ogarnął ją wesoły nastrój. Jednak szybko zniknął, ulotnił się jak dym po zgaszeniu świeczki.
- A co z resztą? Angela i Lessi chyba też nie do końca są przekonane. A Michael jest dla mnie zagadką. Z jednej strony odżyły w nim dawne żądze, ale z drugiej coraz częściej widuje go zamyślonego. Wygląda jakby miał o wiele za dużo zmartwień na głowie.
- Wiesz, jeżeli nie powrót do życia mordercy, to co mu zostanie? - Sherry wskazała głową przeciwległą stronę salonu. - Kradzież jedzenia i mieszkanie w opuszczonym domu. Myślę, że jego wkurza fakt, iż to Sebastian przejął pałeczkę bycia samcem alfa. Zawsze podświadomie o to rywalizowali.
Christina zapatrzyła się w widok za oknem, chociaż tak naprawdę nic nie widziała. Skupiła wzrok na jednym punkcie i myślała. Sądziła, że będzie musiała stoczyć samotną batalię przeciwko przyjaciołom, a teraz okazało się, że ma sprzymierzeńca, albo przynajmniej nie wroga. Reszta kobiet też nie powinna stanowić problemu. Ale męska część była poważną przeszkodą. Miała nadzieję, że da radę ją przeskoczyć.
- Zabiję po kryjomu Nighta. Bez niego wszystko się posypie.
Caroline pokręciła smutno głową.
- Nie dasz rady. Może i się zestarzał, ale to wciąż on. Nie podejdziesz go podstępem. Zresztą, on cię już podejrzewa. Co prawda do tej pory były to tylko majaki, ale teraz... Teraz ma powody.
Przymknęła powieki i pod nimi zmaterializował się George. Uśmiechał się i wyciągał do niej dłonie. Chciał ją zamknąć w opiekuńczym objęciu.
- Sztylet Salazara. Przetransmutuję go w coś innego i mu podrzucę. Zabije się sam, a ja w razie czego zrzucę wszystko na jego butę i niewiedzę.
- Zaraz, chwila. Mówiłaś, że nikt nic z nim nie może zrobić, że zaklęcia na niego nie działają.
Christina uśmiechnęła się pod nosem i upiła łyk herbaty z kubka Sherry.
- Nikt, prócz jego Strażnika. A tak się składa, że ja mam przyjemność bycia nim.
Raz po raz wygładzała zagniecenia na szacie. Jej myśli błąkały się w umyśle, cały czas na siebie wpadając i taranując. Tyle rzeczy mogło nie wyjść, tyle sytuacji mogło potoczyć się nie tak jak tego chciała. Właściwie cały plan był wariacki i nieprawdopodobny. A tak wiele od niego zależało. Jeżeli wszystko się uda, za kilka godzin będzie z George'em w swoim apartamencie w Nowym Jorku. Jeśli...
- Denerwujesz się? - zapytał Michael podając jej szklankę. Powąchała zawartość. Wódka z ginem. Najwyraźniej chciał ją bardzo odstresować.
Rzuciła mu spojrzenie, które znaczyło "poważnie się pytasz?". Miał ją pocieszyć, ale do salonu wszedł Sebastian i podążający w jego cieniu Zabini. Christina rzuciła szybkie spojrzenia na swoją siostrę, która z kolei wpatrywała się na męża z lekkim niesmakiem. Nie była przyzwyczajona do jego służalczości wobec kogokolwiek.
- Witajcie, witajcie - zaczął patetycznie Night. - Cieszę się, że jesteśmy w komplecie. Trochę obawiałem się tego, że ktoś może zdezerterować.
Wzrok zatrzymał na Johnson, która dzielnie go wytrzymała, chociaż Michael stojący obok wyczuł jak nerwowo zaciska palce na różdżce. Spojrzał na nią pytająco.
- Niestety nasze nowe peleryny niewidki nie zdążyły się uszyć. Szkoda. Mamy jednak stare, które mają w sobie wystarczająco dużo mocy, żeby przetrzymać dzisiejszą noc. A za niedotrzymywanie danego słowa pewne osoby dostały już swoją nauczkę. Swoją drogą, musimy znaleźć nową krawcową.
Zrobił pauzę, zapewne czekając na salwę śmiechu, ale tylko Blaise cicho zarechotał. Reszta jakoś nie kwapiła się do śmiechu. Johnson natomiast zdenerwowała się jeszcze bardziej. Nie dlatego, że zabił niewinną kobietę. Ona swego czasu mordowała takie tuzinami. Jedno istnienie w tą czy w tą, nie robiło różnicy. Poczuła ukłucie strachu, że mógł wypytywać się o nią samą. A wtedy, mógł dowiedzieć się o wielu sprawach, które powinny zostać spowite tajemnicą. Przynajmniej dla niego.
Sebastian odchrząknął i kontynuował.
- Dziś jest ten dzień, w którym dokończymy dzieło naszego Pana. Wizja Lorda Voldemorta wreszcie się ziści. Harry Potter wreszcie umrze. A nie dokonalibyśmy tego bez naszej drogiej Christiny. Wyciągnęła nas praktycznie z grobów i tchnęła w nas nowe życie. Po co? Po to by wykończyć rodzinę swojego byłego narzeczonego. Cóż za poświęcenie. Jesteśmy ci dozgonnie wdzięczni.
Skłonił się jej prawie do ziemi i zaklaskał kilka razy. Kpił z niej tak otwarcie, a ona nie mogła nic zrobić. Musiała udawać, że nie czuje urazy, inaczej jej plan legnie w gruzach, a ona może już się z tych ruin nie wygrzebać.
- Widzę, że macie piękne szaty. Cudownie jest was widzieć w starych ubraniach. Aż czuję krew, którą są przesiąknięte. Wybornie. Z tego co wiem, część waszych masek zawieruszyła się podczas Bitwy o Hogwart. To nie jest problem. Angie i Lessi znalazły zapasowe, prawda?
Davis wstała z kanapy i otworzyła wielki kufer stojący na stole. Zaczęła w nim grzebać i wyszperała kilka drewnianych pudełek. Każde, opatrzone było srebrnymi, pochyłymi literami, układającymi się w nazwiska posiadaczy. Razem z Lestrange zaczęły je rozdawać.
Christina dostała swoje jako pierwsza, ale nie otworzyła go. Nawet na niego nie spojrzała, tylko machinalnie spuściła wraz z dłonią na dół. Czekała aż Sebastian dostanie swoją. Dostał, ale tak jak ona nie zajrzał do środka. Trzymał pudełeczko w dłoniach i rozglądał się po pomieszczeniu. Reszta Śmierciożerców z ociąganiem przymierzała maski i w myślach walczyła ze wspomnieniami.
- A ty czemu nie zakładasz swojej? - zagadnął Zabini Nighta.
- Przygotowałem sobie nową. Wiesz, wtedy byliśmy dziećmi, nie byliśmy aż tak bardzo przerażający. Zdecydowałem się na nową aranżację.
Serce Christiny przestało bić w momencie, gdy odkładał pudełko na kredens. W tej pieprzonej drewnianej trumience była jej nadzieja. Leżał w niej przetransmutowany sztylet Slytherina.
- Chriss?
- Nic mi nie jest. - Starała się, aby jej głos brzmiał naturalnie, ale szczęki nie chciały się otworzyć, więc w rezultacie wysyczała to. Michael mruknął coś tylko w odpowiedzi i założył swoją maskę.
Wreszcie rozwarła wieko i spojrzała na swoje dziedzictwo. Na twarz, którą nosiła tak ochoczo, wiele lat temu. Teraz była jej obca. Poznawała każdą linię z osobna, każdy zawijas zdobienia, ale nie poznawała jej ogółu. To już nie była ona. To po prostu srebrna maska.
Włożyła ją głównie dlatego, żeby ukryć rosnące w niej rozgoryczenie.
Ktoś umrze tego wieczoru.
Deportowali się na wzgórzu, niedaleko Nory. Czarne poły szat łopotały na wietrze, który wiał od strony domu. Niósł ze sobą lekki zapach pieczeni i odległy szmer rozmów.
- Gdzie Lessi i Ang? - zapytała nagle Sherry.
Rozejrzeli się, ale dwóch kobiet nigdzie nie było widać.
- Pewnie znów deportowała się kilometry stąd. Minie trochę czasu zanim znajdą się niedaleko - mruknęła Christina, w duchu dziękując swoim nieświadomym pomocnikom.
- Nie możemy na nie czekać. Jak dojdą, to dojdą. Jak nie... policzymy się z nimi później.
W oczach Sebastiana czaiło się niebezpieczne szaleństwo. To nie był zew krwi, to była maniakalna chęć mordu.
Narzucili na siebie peleryny niewidki i zniknęli sobie z oczu. Tylko lekkie kroki Nighta zmusiły ich do podążenia za nim. Gdy wyszli zza pagórka ich oczom, w całej rozpadającej się okazałości, ukazała się Nora. Johnson chwyciła się za gardło, w którym w jednej chwili wyrosła niepokojąca gula, która wtłaczała łzy do oczu.
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, George.
- Już to przerabialiśmy. Chodź.
- Jestem w Slytherinie. Nie polubią mnie.
- Chodź.
- George, ja się boję.
Stanął i spojrzał na swoją dziewczynę z szerokim, nieco kpiarskim uśmieszkiem.
- No proszę, proszę. Myślałem, że tych trzech słów, zbitych w jedno zdanie, nie usłyszę.
- Daruj sobie. Ja się po prostu bezpiecznie deportuję do domu, co? Tak będzie lepiej.
Zarzucił ją na ramię i ruszył dalej, nie zważając na głośne narzekania dziewczyny. W pewnym momencie zaczęła go nawet błagać, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej.
Dotarli do płotu nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Nikt z biesiadujących nie zwracał uwagi na nic, co działo się za ogrodem. Wystarczająco dużo atrakcji działo się w jego wnętrzu.
Molly jak zwykle wydeptywała ścieżkę pomiędzy kuchnią, a stołem. Każdy próbował ją usadzić na miejscu, ale nie poddawała się i uparcie znosiła nowe potrawy, które nie mieściły się już na blatach. Nie chciała również słyszeć o pomocy. Wszystko musiało być tak jak ona tego chciała i żaden szczegół nie mógł popsuć jej idei.
Artur wraz z Billem dyskutowali o nowym wynalazku mugoli. Pan Weasley jak zwykle ekscytował się za bardzo, co dało się zauważyć w negującym spojrzeniu Percy'ego, który siedział z książką o historii brytyjskiego Ministerstwa Magii. Jego żona rozmawiała z Fleur o najnowszych trendach w szatach wyjściowych.
Victorie wraz z Teddy'm udali się na huśtawkę z boku domu i rozmawiali, trzymając się za ręce. Chłopak miał tego dnia turkusowe włosy, które co jakiś czas spadały mu na oczy. Dziewczyna ze śmiechem odgarniała je z czoła, całując go prosto w nos. Przy nim nie wyglądała jak zadufana w sobie panienka. Była kochającą dziewczyną, która nadaje się na żonę i matkę.
James, Lily, Albus, Hugo i Rose bawili się latając na miotłach. Pilnowała ich Angelina, która co jakiś czas krzyczała na dzieci, żeby nie podlatywały tak wysoko. Zupełnie zapominała, że nie mają już pięciu lat i to nie jest ich pierwszy kontakt z miotłą.
Lucy i Molly siedziały same ze sobą i rozmawiały o czymś szeptem. Natomiast Dominique, Louis, Fred i Roxanne stali obok stołu z napojami i próbowali podpijac Ognistą Whiskey, kiedy nikt nie patrzył. Byli już prawie dorośli, a cały czas musieli chować się po kątach.
Harry, Ron, Hermiona i Ginny zniknęli jakiś czas w czeluściach domu. Najprawdopodobniej szykowali coś niesamowitego, gdy tylko zajdzie słońce.
A zachodziło bardzo szybko.
- Niespodzianka! Zacznijmy Krwawy Zmierzch!
Sebastian wyskoczył spod peleryny jak diabełek z pudełka. Miał nawet ten sam szaleńczy uśmiech na twarzy. Za nim magiczne odzienia zrzuciła reszta Śmierciożerców.
Rodzina Weasley'ów stała w miejscu zaskoczona sytuacją. Ocknęli się dopiero wtedy, gdy pierwszy zielony promień pomknął w kierunku Dominique, która upadła do tyłu roztrzaskując stół z napojami. Błękitny poncz zabarwił jej białą spódniczkę niczym trucizna.
Pierwsze zaklęcie od strony ogrodu rzucił Bill. Czerwony, strzelający ognik pomknął w stronę Nighta, ale ten niedbale go sparował. Przeskoczył przez płot i parł naprzód. Rozpoczęła się bitwa.
Christina jakiś czas wcześniej odłączyła się od Śmierciożerców i zrzuciła maskę oraz czarną szatę. Dobiegła do domu szybciej niż pozostali i czekała na nich kuląc się w cieniu. A właściwie na tego jednego. Reszta jej nie obchodziła. Była szarą masą, którą w razie potrzeby trzeba będzie zniszczyć.
Nie zdążyła uratować Dominique bo była zajęta oglądaniem Freda, który tak bardzo przypominał jej ją samą. Nie zwróciła uwagi gdy znieruchomiał oglądając się za siebie. Ocknęła się dopiero, gdy próbował łapać martwe ciało kuzynki. Nie zdążył. Delikatna czaszka przegrała starcie z drewnianym stołem i szklanymi odłamkami.
Zrzuciła pelerynę niewidkę i z różdżką w ręku wbiegła do ogrodu. Tak bardzo chciała rzucić jakiekolwiek zaklęcie w stronę Sebastiana, ale musiała bronić Weasley'ów, którzy w większości pozostawiali jeszcze dziećmi. Rozstawiała przed nimi tarcze, co jakiś czas rzucając morderczy promień w byłego przyjaciela. Chybiała za każdym razem. Nawet ich nie zauważał pochłonięty szaleństwem. Nie wiedział również, że ona nie stoi za jego plecami tylko walczy przeciwko niemu. Kolejne mordercze zaklęcie przedostało się przez jej obronę i ugodziło Lucy w samo serce. Wyraz zaskoczenia na jej niewinnej buzi będzie prześladował Christinę do końca życia.
- Sebastian, dość!
Wyszła na sam środek i stanęła dokładnie naprzeciw niego. Wycelowała różdżką w jego tors i tak bardzo próbowała się nie trząść. Czuła, jak Weasley'owie otaczają ją magicznymi barierami. Nie mieli pojęcia, że przyszła z nimi. W swojej słodkiej naiwności sądzili, że skorzystała z zaproszenia Billa. Tak bardzo się mylili. Wiedziała, że robią wszystko by ją obronić, jednak ich ochrona była niczym w porównaniu z mocą najgroźniejszego z zaklęć.
- Co ty wyrabiasz? Złaź mi z drogi.
- Nie.
- Na Merlina, poważnie? Na bohaterkę ci się zebrało?
Uniósł różdżkę i rzucił w nią zaklęciem. Nagle poczuła szarpnięcie w okolicy bioder, a potem leżała już na trawie, przygnieciona ciężarem rudowłosego mężczyzny.
- Co robisz, idioto?
- Ratuję ci życie - odparł Ron gramoląc się z kolan. Ząb czasu nie odcisnął na nim takiego piętna jak na Potterze. Wciąż był chudy i całkiem dobrze umięśniony.
Usłyszeli głośny trzask, gdy Angelina deportowała się razem z dziećmi w bezpieczne miejsce. Przynajmniej tylu przeżyje, przemknęło przez myśl Christinie. Wstała z ziemi z zamiarem ponownego stawienia oporu Sebastianowi, ale jej wzrok przykuł George stojący z wielką misą sałatki owocowej w ręku. Doskoczyła do niego w jednej chwili. Już nic się nie liczyło. Będzie go bronić jak żmija. Najbardziej jadowita żmija na całym tym popapranym świecie.
- No proszę, proszę.
Głos Nighta dobiegł ją z tyłu i w jednej sekundzie zatrzymał przepływ krwi. Jego słowa długo odbijały się nieprzyjemnym echem w jej głowie.
- Dobra laleczko, musimy poważnie porozmawiać. Nie chcesz się się odwrócić? No dobra, trudno, będę przemawiał do twoich pleców. Naprawdę uważasz, że warto dla niego ryzykować życie? Poważnie, on jest rudy - zaśmiał się krótko. - Dobra, nie pora na żarty, zrozumiałem aluzję. Miłość jest przereklamowana, wiesz. Przychodzi, a potem okazuje się, że potrafi tylko ranić i dociskać nóż, który wbiła ci w plecy. Gra niewarta świeczki. Wyobrażasz sobie siebie za kilka lat z małym dzieciakiem na ręku? Proszę cię, ty nawet nie potrafisz gotować. Nie jesteś kurą domową, jesteś mordercą. Więc zabij go teraz albo będę musiał to zrobić ja. A że pewnie wystawisz dumnie pierś, żeby go ocalić, to i ciebie będę musiał zabić. A w sumie szkoda by było. Lubię cię.
Wiedziała, że nie żartował. Ludzie pochłonięci szaleństwem nie miewają poczucia humoru. Pozostało jej tylko jedno. Zabić go. Zacisnęła dłoń na różdżce. Spojrzała w oczy George'a, ale on wpatrywał się w postać za nią. Bursztynowa toń przepełniona była rozpaczą i zrezygnowaniem. To nic, zaraz i tak go uratuje i zakończy tą całą maskaradę. Po prostu musi się odwrócić i zabić przyjaciela. Zamknęła oczy.
- Avad...
Wyszczerzone w szaleńczym uśmiechu zęby Sebastiana była najbardziej przerażającą rzeczą jaką w życiu widziała.
- No co, już nie jesteś taka cwana?
Angelina zaplątana w gruby, jutowy sznur stała przed nim zasłaniając go swoim ciałem. Oczywiście nie robiła tego z własnej woli. Stała tam magicznie unieruchomiona i mogła jedynie biernie przyglądać się jak jej rodzona siostra miota się w swoim najgorszym koszmarze.
Delikatnie zaczęła rozglądać się, pragnąc za wszelką cenę znaleźć Zabiniego i zakomunikować mu, że jego żona jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zobaczyła go, ale to co ujrzała w żadnym razie nie napełniło jej zrozpaczonej duszy optymizmem. Blaise leżał na ziemi, a nad nim stał Bill, który patrzył na swoją różdżkę, jakby po raz pierwszy trzymał ją w dłoni. Jego zachowanie uświadomiło jej, że czarnoskóry mężczyzna nie pomoże żonie, bo nie potrafił pomóc nawet sobie.
Zaklęła w duchu.
- Christina, to już teraz. Nadszedł ten czas. Musisz go zabić.
Z wysiłkiem podniosła powieki i zmusiła je do spojrzenia w jego przejęte szaleńczą radością oczy. Poczuła jak George przysuwa się do niej. Jego słodki dotyk palił niczym Cruciatus.
- Uciekaj - wyszeptała prawie nie poruszając ustami. Wiedziała co powie, ale i tak na dźwięk jego głosu zalała ją fala nieprzebranej goryczy.
- Nie.
- No dalej kobieto! Odwracaj się, rachu-ciachu, zielony promyczek i spadamy stąd świętować.
Nie miała pojęcia co zrobić. Po raz pierwszy w życiu, w obliczu zagrożenia, nie miała nawet skrawka planu. Nie miała nic.
- Na Merlina, że też mnie do tego zmuszasz. Crucio!
Skrępowane liną ciało Angeliny wygięło się w łuk, gdy bezwładnie spadła na ziemię. Udało jej się nie krzyczeć aż do momentu, w którym zetknęła się z wilgotną trawą. Dopiero wtedy wrzask wyrwał się jej z krtani i poniósł się echem po ogrodzie. Tak bardzo próbowała go opanować.
Bezwiednie złapała Georga za rękę. Drugą dłoń uniosła, kierując różdżkę w swojego byłego już przyjaciela.
- No, rzuć Avadę, zobaczymy która szybciej doleci do celu. Christina, poważnie, weź go zabij. Miłość to tylko iluzja, nic więcej. Tobie tylko wydaje się, że go kochasz. No bo zobacz kim jest. Nic nieznaczącym kolesiem. W dodatku ma żonę. Zawsze się okazuje, że kogoś mają...
Na ułamek sekundy skupił wzrok na Sherry, która właśnie podeszła obok.
- Zabij mnie.
- Co?
Powiedział to tak nieoczekiwanie, że odwróciła się do niego, zapominając o wycelowanej różdżce.
- Zabij mnie. Uratujesz Angelinę.
- George, o czym ty do mnie w ogóle mówisz.
- Kochanie, mówię całkiem poważnie - pochwycił jej twarz w ręce. - Stęskniłem się za Fredem. Nawet nie masz pojęcia od jak dawna nie wykręciłem porządnego numeru. Z Ronem to nie to sam...
- Zamknij się - poprosiła, łykając łzy.
Szare oczy były ich pełne i już od dłuższego czasu spływały bezgłośnie po policzkach. W jego brązowych tęczówkach wyraźnie widziała chęć postawienia, chociaż jej małej cząsteczki, na nogi. Jednak widziała tam też lęk. Nie bacząc na to, że Sebastian w każdej sekundzie może ich zabić, wspięła się na palce i pocałowała go. Wplotła długie, smukłe palce w jego rude włosy. Całowała go zachłannie, jakby zaraz miał się skończyć świat. Ich języki tańczyły ze sobą. Znów czuli tą łączącą ich magię. Mimo ogarniającego ich strachu objął ją w tali i przycisnął do siebie. Jedyne, czego teraz pragnął, to deportować się wraz z nią najdalej jak się da. Jednak wiedział, że musi zmusić ją do morderstwa. Zmusić do uratowania siostry jego własnym kosztem. Może faktycznie Fred na niego czeka.
Odsunął ją od siebie. Całe policzki miała pokryte wilgotną mgiełką. Napuchnięte oczy czekały na ratunek. Nie mógł jej go dać. Nie tak jak ona by tego chciała. Złapał jej dłoń z różdżką i przyłożył jej koniec do swojej piersi.
- Kocham cię.
- George, nie. Ja nie potrafię. Jesteś dla mnie całym światem. Tylko ciebie kochałam przez całe życie. Nie zabieraj mi siebie, gdy dopiero cię odzyskałam.
- Ciii. - Pogłaskał ją po głowie i pocałował w czoło. - Będę na ciebie czekał.
Uniosła głowę. Zrozumiała o czym mówił. Zamknęła oczy.
- Wybacz. Kocham cię.
- Ja ciebie też, moja mała myszko.
Pocałował ją lekko w usta i uśmiechnął się.
Znowu zamknęła powieki i pozwoliła, żeby spłynęła ostatnia, czysta, słona kropla, w której ukryte było morze rozpaczy. Różdżka w jej dłoni zadrżała.
- Przepraszam. Avada Kedavra.
Zielony błysk uświadomił jej, że to zrobiła. Zabiła go.
Ciało zaczęło więdnąć w jej ramionach. Upadła na kolana wciąż go trzymając. Palcami gładziła jego martwą twarz, przeczesywała włosy.
Po kilku minutach, które zdawały się godzinami, poczuła dłoń Angelina na ramieniu.
- Chodź. Nic tu po nas. Chodź.
- Nie - wyszeptała.
- Kochanie, wiem że boli, ale musimy iść.
Christina gwałtownie uniosła głowę i chwyciła mocno różdżkę. Obłąkańczo szukała tego, który ją do wszystkiego zmusił.
- Jego już nie ma. Podróżuje po piekielnych czeluściach.
Martwe ciało Sebastiana leżało kilkanaście metrów dalej. Niewidzące oczy zamarły w wyrazie zaskoczenia.
- Chodź już.
- Nie.
Angelina wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w siostrę. Potem wypowiedziała cicho zaklęcie.
Johnson bezwładnie opadła na martwe ciało George. Ich włosy po raz ostatni złączyły się. Krystaliczny blond i ognista rudość. Rozpacz i miłość. Chłód i namiętność.
- Michael, weź ją.
Zabierając ciało z ziemi, zauważył, że mieli splecione ręce. Ręka Weasleya opadła na trawę, gdy ich palce wreszcie się rozłączyły. Na wieczność.
Stała uśmiechnięta na łące i radośnie przyglądała się pstrokatemu motylkowi, który fruwał nad jej głową i wykonywał nieprawdopodobne piruety. Nie widziała jak zachodzi ją od tyłu i zakrywa oczy dłońmi. Zaczynała się śmiać i wykrzykiwać jego imię, jednocześnie się odwracając. Zarzuca mu ręce na kark i pozwala się unieść nad ziemię. Całuje go w roześmiane usta i na powrót odwraca się do niego plecami. Wyciąga w przestrzeń dłoń i ...
... i napotyka na posrebrzaną taflę lustra. Uśmiechnęła się pod nosem i zanuciła ulubioną piosenkę George. A potem spojrzała w jego radosne oczy po drugiej stronie zwierciadła. Blondwłosa postać przed chłopakiem dzierżyła w dłoni różdżkę. Bez zaskoczenia stwierdziła, że trzyma swoją i kieruję ją w taflę.
- Witaj skarbie. Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego! Avada Kedavra.
***
Nie dedykowałam poszczególnych rozdziałów nikomu, bo chciałam zrobić jedną wielką dedykację, dla osób dzięki którym siedzę tu już 9 lat. Są to osoby, dzięki którym w ogóle zaczęłam pisać i uczę się tego do dnia dzisiejszego. Dzięki nim znalazłam coś na wzór pasji, z czego czerpię przyjemność. Dziękuję im serdecznie za to, że nieświadomie zmienili moje życie.
Natalio, Michale, Angeliko, Marcelino, Karolino, Patryku, Dominiko - DZIĘKUJĘ.
Dziękuję również moim wspaniałym betom, które dzielnie walczyły z moimi fruwającmi przecinkami i rozszalałymi dialogami. Angelino, Fuerte, Penelope, Lossiril i Sefciu - dziękuję.
Na koniec dziękuję komentującym. Niejednokrotnie tylko dla was pisałam kolejny rozdział.
* Michael wiedząc, że Sebastian ma zarzucone na siebie tysiące przeciwzaklęć rzucił zaklęcie, które uwolniło Angelinę z więzów i to ona zabiła Sebastiana. Niestety nie zdążyła powstrzymać siostry. Z tego wynika, że tak, zabiła go jeszcze zanim Christina uśmierciła Georga.
* Harry, Ginny i Hermiona wcale nie byli w domu. Wybierali sowę dla Rose.
* Angela i Lessie zdezerterowały jeszcze przed walką.
* Rodzina Wealseyów nigdy nie dowiedziała się, że to Śmierciożercy stoją za śmiercią Charlie'go.
* Dla miłośników zwierzaczków: Michael - pies, został zaadoptowany przez sąsiadkę Christiny. Nadal odczuwa niezdrowy pociąg do lodówki.
Rozpłaczę się Uśmierciłaś go Ale rzeczywiście wzruszyłam się Sam w sobie FanFick jest po prostu świetny. Gratuluję, czekam na następną serię i oczywiście daję W