Była Śmierciożerczyni nie potrafi pogodzić się z faktem, że Lord Voldemort nie żyje, a młodzi Śmierciożercy nie rządzą światem. Postanawia coś z tym zrobić.
Angelina deportowała się jeszcze zanim dotarły do Kwatery. Obawiała się, że Zabini nie będzie potrafił zaopiekować się ich dziećmi w odpowiedni sposób. Co prawda bliźniacy mieli już osiem lat, więc byli wystarczająco duzi, jednak wciąż pilnowali ich jak oka w głowie i Angelina nie pozwoliłaby, żeby coś im się stało. Obiecała, że niedługo wróci i będą mogli zaplanować całą akcję.
Christina zmaterializowała się nagle na środku salonu. Lessi bardziej przestraszyła się samego huku, niż postaci, ale i tak podskoczyła na kanapie i wylała całą zawartość trzymanej w ręku szklanki. Zabluźniła cicho i zaczęła suszyć plamę ciepłym podmuchem powietrza z różdżki. Po pokoju uniósł się kojący zapach alkoholu.
- Gdzie Angelina? - zapytał Michael, odganiając ręką resztki dymu.
Johnson rozejrzała się po pokoju. Na kanapie siedziała Angie i przeglądała ze znudzeniem jakąś starą gazetę. Na poręczy stała opróżniona szklanka. Lessi, znajdująca się po drugiej stronie mebla, kończyła właśnie porządki. Prócz nich był tam jeszcze tylko Michael.
- A gdzie Sebastian? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, unosząc brew.
Chłopak bez skrępowania stwierdził, że zostawił go w Norze, bo przez tyle lat nauczył się pracować sam i po prostu o nim zapomniał. Nie przejmował się tym zbytnio. Widocznie musiał działać mu na nerwy.
- Angelina jest w domu - odparła i rzuciła się na fotel, który głośno zaprotestował, ale w ostatecznym rozrachunku postanowił się nie zarywać. - Blaise chyba nie jest zbyt dobrym opiekunem.
Mimo że wszyscy się uśmiechnęli, w powietrzu czuło się napięcie i oczekiwanie. Chcieli już usłyszeć, czego się dowiedziały z siostrą.
- Czekamy na Sherry i Nighta?
- Nie. Załatwmy to teraz. - oznajmił stanowczo jedyny mężczyzna wśród zebranych.
- W takim razie... W sobotę, piątego, Rose ma urodziny i wybierają się do Nory, aby je świętować. Podejrzewam, że będzie tam cała rodzina, więc to doskonały moment, aby zaatakować.
Czuła jak ekscytacja wszystkich opuszcza. Nie wiedziała, o co chodzi, przecież to były dobre, rzetelne informacje. Mieli doskonałe miejsce, doskonały czas. Wystarczy tylko wymyślić doskonały plan. A ich radość właśnie ulatywała, jak powietrze z balonika.
Michael skrzywił się nieco i nalał whiskey do nowej szklanki. Podał ją Christinie.
- Tego samego dowiedziałem się ja. Dlatego nie poklepujemy cię po ramieniu - dodał, widząc jej zasmuconą minę.
- Och.
Sięgnęła po szklankę, nie zważając na przeraźliwe dźwięki, jakie mebel wydawał pod jej ciężarem. Zdążyła się przyzwyczaić, że tutaj wszystko było stare, zakurzone i skrzypiące. Większość nadawała się do wymiany, niemal wszystko błagało o prowizoryczną naprawę.
Zapadło milczenie. Davis usilnie przeglądała gazetę, mając nadzieję, że nikt nie zauważy, iż czyta ją już po raz trzeci. I to tylko tego wieczora. Lessi już dawno wyczyściła kanapę i teraz obskubywała poduszkę z wystających nitek. Michael bawił się kostkami lodu, wprowadzając je w ruch w szklance. Ich stukot go uspokajał.
- Będziemy coś teraz ustalać? - zapytała w końcu blondynka.
Mężczyzna pokręcił głową. Wzruszyła ramionami, wstała z fotela (przy akompaniamencie kolejnego żałosnego skrzypnięcia), zabrała ze sobą szklankę z niedopitym trunkiem i wyszła z pomieszczenia. Wchodząc po schodach czuła jak wzbiera w niej złość. Jeżeli będą mieli takie nastawienie, to w trakcie akcji mogą nagle stwierdzić, że im się odwidziało albo po prostu im się nie chce. Westchnęła i pchnęła drzwi do swojego pokoju. Sherry musiała posprzątać i tutaj, bo cały kurz i pajęczyny zniknęły. Po gruzie też nie było śladu. Szafa stała już w pozycji pionowej, a łóżko miało już cztery nogi zamiast dwóch. Stare, podniszczone plakaty przylgnęły gładko do ściany. Nadpalonego zdjęcia nie było. Nie znalazła również szklanki i buteleczki z lekami. Na starej książce leżała kartka. Podniosła ją.
"Stwierdziłam, że nie chcesz go oglądać. Gdybyś chciała je odzyskać, mam je. Leki były dawno przeterminowane. Wyrzuciłam je.
Sherry.
Ps. Tak, nie ma ani jednego pająka. Bez obawy : )"
Uśmiechnęła się i rzuciła na naprawione łóżko. Dziewczyna zadbała nawet o świeżą pościel. Zaciągnęła się kwiatowym zapachem. Przypomniał jej o Norze. Pościel zawsze tam tak pachniała. Może niekoniecznie drogimi płynami do płukania, ale czystością samą w sobie. I miłością. Pociągnęła nosem. Jak zwykle wzruszenia wzięło górę i starła słoną kroplę. Zasnęła.
Ciemność. Cisza. Chłód.
Cichy szmer. Lekki powiew. Drżący szept.
Dotyk ciepłych warg na skórze. Dreszcz przyjemności.
Ból. Wszechogarniający ból, który obecny jest w każdym członku, w każdym organie, w każdym mięśniu.
Rozkosz. Nieopisana rozkosz, gdy nie czujesz już nic, prócz rozluźnienia ciała.
Mrok.
***
Komnatę wypełniła delikatna poświata. Dziewczyna siedzi z kolanami oplecionymi ramionami, widzi światło, ale nie otwiera oczu. Czeka. Na dotyk, na głos, na cokolwiek. W końcu słyszy ciche kroki i czuje, jak człowiek kuca przed nią i delikatnie rozplątuje jej dłonie. Pozwala mu na to, cieszy się dotykiem długich, smukłych palców.
Otwiera powoli oczy, jakby w obawie. Pierwsze, i zarazem jedyne co widzi, to dwa przenikliwie bursztynowe punkty otoczone kaskadą jasnych rzęs. Parę magnetycznych oczu przesłaniają pojedyncze rude kosmyki. Brązowe morze pełne jest pożądania, tęsknoty i... rozpaczy.
Dziewczyna uśmiecha się nieśmiało i zmysłowo spogląda na chłopaka, czekając na pierwszy pocałunek.
Z początku badają się wargami. Szukają tej magii, która towarzyszyła im poprzednim razem. Ogarnia ich euforia, gdy wreszcie ją odnajdują. Z początku nieśmiałe pocałunki zamieniają się w erotyczny taniec języków.
Błądząc po tkaninie jej ręce natrafiają na zamek. Rozpinają go, nie czekając na pozwolenie. Zsuwa z niego bluzę, odrzuca w dal. Bordowy materiał mieni się w blasku pochodni. Chłopak nie myśli już racjonalnie. Emocje biorą górę nad jego umysłem. Kieruje nimi instynkt. Przesuwa się nieznacznie tak, aby oprzeć się wygodnie o zimną ścianę. Ugina kolana, a dziewczyna oplotła go nogami w pasie. Spogląda w jej stalowe oczy, obramowane firanką wytuszowanych rzęs i wie, że może zrobić kolejny krok.
Delikatnie zsuwa ramiączko bluzki i przywiera wargami do wystającego obojczyka. Wodzi językiem po kości, składa pocałunki na opalonej skórze.
Ona w chwili uniesienia przeczesuje jego włosy palcami i nieświadomie przyciska go do siebie. Po chwili czuje, jak jej bluzka znika z ciała, a chłodne dłonie chłopaka błądzą po jej plecach.
Nie chce pozostać mu dłużna i ściąga z niego koszulkę. Rozkoszuje się widokiem wysportowanego ciała, za którym tak tęskniła. Schyla się i obsypuje jego nagi tors pocałunkami. Drażni jego sutki. Wycałowuje sobie ścieżkę do wyczekujących ust i znowu zaczynają swój taniec.
Gdy czuje jak jego długie, smukłe palce odnajdują wreszcie zapięcie stanika, potrafi wyszeptać tylko drżące...
- George.
Pukanie do drzwi wyrwało ją ze snu w najmniej oczekiwanym momencie. Jednak rozległo się ponownie i musiała zareagować.
- Proszę.
Drzwi uchyliły się nieco i do pokoju wszedł Michael.
- Przeszkadzam? - zapytał, posyłając jej uśmiech. Zerknął na jej sterczące sutki. - Oj, chyba jednak przeszkodziłem. Mam wyjść?
Skrzyżowała rękę.
- I tak już mnie obudziłeś. Zostań - dodała niechętnie.
Ten jednak stał nadal w drzwiach.
- Niekoniecznie. Zaraz wychodzę. Pomyślałem sobie, że może poszłabyś ze mną.
- Dokąd? - zapytała, wstając i szukając jakiejś bluzy, którą mogłaby się okryć.
- Na polowanie.
Ścisnęła gruby materiał i delikatnie się odwróciła. Jej oczy przepełnione były rządzą mordu, a na usta wślizgnął się morderczy uśmiech.
Była noc. Właściwie jej środek, ale centrum Londynu nigdy nie zasypiało. Zwłaszcza, jeżeli była sobota i młodzież nie musiała następnego dnia iść do szkoły.
Deportowali się w brzydkiej, ciasnej uliczce. Christina miała na sobie krótki, czarny płaszczyk i długie, sięgające połowy uda kozaki. Michael ubrał ciężkie buciory, podarte jeansy i za dużą kurtkę. Żaden szanujący się klub nigdy by go nie wpuścił.
Podeszli do ochroniarza, omijając całą kolejkę.
- Zaproszenia - warknął.
- Mój drogi, ja nie potrzebuję zaproszenia.
Użyła swojego całego uroku osobistego i zatrzepotała niebotycznie długimi rzęsami. Ochroniarz był przyzwyczajony do cukierkowatych laluń, próbujących wbić się na imprezę. Jednak ta była inna. Była niewątpliwie starsza, bardziej pewna siebie i miała w sobie to coś. Coś, dzięki czemu weszli bez problemów. Nawet pomimo obskurnego wyglądu Michaela.
W środku dudniła muzyka tak głośna, że nie dało się myśleć. Oddali kurtki do szatni. Oczy wszystkich mężczyzn skierowały się na odsłonięte plecy Christiny. Starała się nie zwracać na nich uwagi. Skierowała się do pustej jeszcze loży, wyrzuciła kartkę "Rezerwacja" i rozsiadła się na skórzanej kanapie. Obok niej przysiadł Michael.
- Dobra, jaki jest plan?
- Plan jest taki, że najpierw wspomożemy się tą cudowną buteleczką. - Kelner spieszył w ich kierunku ze zgrabną butelką polskiej wódki - A potem... potem będzie krwawo.
Po trzech kieliszkach wstała i rozejrzała się po sali. Szybko zlokalizowała "króla imprezy". Najwyraźniej miał wieczór kawalerski, bo był pijany w sztok i otaczało go kółko oddanych przyjaciół. Za wszelką cenę próbował też wyrwać jakąś dziewczynę. Nie wiedział jeszcze, że po raz ostatni.
- Poczekaj na sygnał i działaj.
Nie odwracając się do swojego towarzysza wtopiła się w tłum i podeszła do chłopaka.
Stanęła przed nim i pocałowała mocno. Oczywiście nie protestował. Wśród wiwatów kolegów złapał ją za pośladki i przyciągnął do siebie. W całej tej swojej euforii nawet nie poczuł ciepła otwieranej rany. Dopiero, gdy chłód ogarnął jego ciało zorientował się, że coś jest nie tak. Nie zdążył jednak zareagować. Osunął się na ziemię. Christina stała i czekała na to, co zaraz miało się zdarzyć. Któraś z dziewczyn wreszcie krzyknęła przenikliwie. Potem ludzie zaczęli panikować. Jakiś bohater spróbował obezwładnić Johnson, ale oberwał Avadą jeszcze zanim zdążył zrobić krok. Następny wykrwawiał się po otrzymaniu Sectumsempry. Czuła już krew na dłoniach i to podniecało ją coraz bardziej. Uwielbiała zaklęcie tworzące rozległe rany. Po prostu uwielbiała przyglądać się wyciekającej krwi. Płyn, dzięki któremu żyjemy. Albo i nie.
Teraz jednak nie miała czasu na wnikliwe obserwacje. Odwracała się co chwilę i wysyłała kolorowe pociski w różne strony. Upajała się wrzaskiem ludzi, ich cierpieniem i bólem. A nawet jeszcze nie użyła Cruciatusa. Nie było czasu na powolne tortury. Trzeba było zabić jak najwięcej osób w jak najkrótszym czasie i uciec zanim zjawi się mugolska policja. Taki dawali sobie czas.
- Avada Kedavra! - wrzasnęła i zabiła jakąś dziewczyną w różowej bluzce. Zrobiła śmieszną minę, gdy leciała do tyłu, pchnięta impetem zaklęcia. Przy okazji przewróciła kilku ludzi, którzy upadli na szklany stół i zbili go. Kawałki szkła rozcięły żyły w nadgarstkach jednej z dziewczyn, która w panice próbowała zatamować krew papierowymi chusteczkami. Christina uśmiechnęła się pobłażliwie i podeszła do niej. W tej bieganinie już nikt nie wiedział, kto rzuca zaklęcia, więc bez przeszkód mogła zagrać pomocną.
- O boże, o boże. Daj to. Jestem pielęgniarką.
Złapała nadgarstek i delikatnie rozciągnęła ranę, jakby chciała ją obejrzeć.
- Spokojnie, to nic wielkiego. Ale to... - Ścisnęła mocniej i rozciągnęła gwałtownie - to będzie się goić wieki.
Zostawiła ją wrzeszczącą. Wspięła się na bar i rzucała raz po raz Avady, jednocześnie szukając wzrokiem Michaela. Znalazła go, w drugim końcu sali, gdzie pastwił się nad jakimś chłopakiem. Przecisnęła się przez tłum i złapała go za ramię.
- Dobra, dość. Zwijamy się. Policja już jedzie.
Mężczyzna żachnął się. Właśnie kończył mordować za pomocą Crucio. W tym momencie chłopak zwymiotował, ochlapując buty Christiny. Wzdrygnęła się i kopnęła go w szczękę. Głowa odskoczyła do tyłu.
- Misiek, zwijamy się!
- Nie mów do mnie Misiek - warknął zły, że to ona zabiła jego ofiarę.
- Dobra, ale chodź już. - Złapała go za rękę i deportowała się.
Chwilę później do klubu wbiegła policja.
Czytało mi się naprawdę dość szybko, płynnie i przyjemnie. Żadnego znudzenia czy zmęczenia. Fakt, że trochę musiałam poczekać, ażeby pojawiło się coś, co wskazywałoby na związanie z Potterem, ale nie czepiam się. Nie mówiłam tego wcześniej, ale jestem mile zaskoczona imionami bohaterów. Sama miło wspominam Sherry, Nighta też pamiętam. Kilka przecinków dodałam, ale generalnie błędów nie zauważyłam. Zdziwiłam się tylko tym rzucaniem Avady bez żadnego zastanowienia.
Robi się ciekawie, fajnie konstruujesz opisy i napięcie. Czekam na więcej!