Rekord osób online:
Najwięcej userów: 303
Było: 16.01.2023 02:39:51
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z Ronem wybierają się do Australii, aby odszukać rodziców Hermiony i przywrócić im ...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z Ronem wybierają się do Australii, aby odszukać rodziców Hermiony i przywrócić im ...
>> Czytaj Więcej
W głębi Zakazanego Lasu dochodzi do spotkania dwóch poszukiwanych śmierciożerców. Omawiają plany ...
>> Czytaj Więcej
W Hogwarcie trwają ostatnie prace mające na celu przywrócenie zamku do dawnej świetności. Nowy mi...
>> Czytaj Więcej
W Hogwarcie trwają ostatnie prace mające na celu przywrócenie zamku do dawnej świetności. Nowy mi...
>> Czytaj Więcej
Już następnego dnia wszystko było zaplanowane i wydawać by się mogło, że nie ma prawa się nie udać. Przyjaciele spędzili cały wieczór na obmyślaniu idealnej zemsty – rozpatrzyli kilka możliwych scenariuszy i przygotowali się na wszelkie ewentualności. Daniel stwierdził, że należy odczekać co najmniej miesiąc, aby uzyskać przewagę zaskoczenia, z czym Hana zgodziła się bez oporów.
Oboje jednak mieli te same, niewypowiedziane wątpliwości – czy to było odpowiednie rozwiązanie? Czy nie będzie to początek nieskończonej wojny pomiędzy nimi a Lukasem? W głowie Hany w kółko pojawiała się ta sama myśl, którą przed śmiercią powtarzał jej dziadek: „Pamiętaj, że na największe miłosierdzie nie zasługują ci, którzy nas kochają, lecz ci, którzy nas nienawidzą.” Zawsze wydawała jej się to straszna głupota. Jakże mogłaby być dobra wobec kogoś, kto wyrządził tyle złego? Zemstę tłumaczyła więc jako działanie konieczne w celu zwalczeniu zła i niesprawiedliwości, swego rodzaju naukę na przyszłość – jednym moralnie złym czynem być może uda im się przemówić do rozsądku chłopaka i zapobiec większej ich ilości.
„A co jeśli nie?”
Tego rodzaju pytania dręczyły Hanę do tego stopnia, że zaczynała mieć dość samej siebie. Za każdym razem, gdy próbowała usprawiedliwić ich postępowanie, pojawiała się kolejna myśl, ponownie niszcząc jej przekonanie o słuszności całego planu. Miała wtedy przed oczami obraz swojego dziadka, który, głaszcząc ją po głowie z niezmierną czułością, powtarzał wciąż to samo zdanie – wówczas wątpliwości stawały się większe niż kiedykolwiek.
Kolejne dni ciężko było Hanie jakkolwiek opisać. Do południa chodziła na zajęcia, na których przysypiała – w nocy spanie wydawało jej się niemożliwością, zupełnym absurdem – za to po lekcjach kierowała się do swojego pokoju i zaszywała w nim do chwili, kiedy była zmuszona wyjść - czyli albo do następnych zajęć, albo kiedy zaczynała przymierać głodem. Lakonicznie odpisywała na wiadomości Daniela, nieraz zbywając go z subtelnością godną wagonu z gruzem. Z wielką wytrwałością unikała ludzi, a w szczególności Martina - bała się, że chęć podzielenia się z nim tym wszystkim okaże się być zbyt silna. Doskonale wiedziała, że będzie próbował odciągnąć ją od założonego planu. A może właśnie tego najbardziej teraz potrzebowała? Odpychała tę myśl jak najdalej od siebie, podobnie jak miliardy innych, które kłębiły się w jej małej główce, nachodząc na siebie i przyprawiając dziewczynę o stan poddepresyjny. Siedziała całymi dniami w swoim pokoju, pochylona nad książkami, lub wyciągnięta na łóżku, podchłonięta własnymi myślami – kiedy każdy kolejny niczym nie różnił się od poprzedniego, z wyjątkiem numerów klas, w których miała lekcje i nauczycieli, których nawet nie słuchała, w końcu nadszedł moment, w którym dziewczyna osiągnęła poziom zupełnego zobojętnienia. Zdała sobie również sprawę, że stan jej samopoczucia miał swoje podłoże nie tylko w niepewności odnośnie zbliżającej się zemsty, a w czymś zupełnie innym, sięgającym najbardziej odległych zakamarków jej psychiki – czymś, czego nie była w stanie odgadnąć. Jednego za to była zupełnie pewna - w chwili, kiedy czuła potrzebę zupełnego odosobnienia, kiedy miała dość każdego, kto tylko odważył się do niej odezwać, najchętniej wyciągała swój stary, mugolski podręcznik do matematyki i zajmowała się obliczeniami. Było to coś, co niesamowicie ją odprężało i dawało satysfakcję. Ściśle określone założenia, logiczne wnioski i stały, niekwestionowany wynik – Hana nieraz zastanawiała się, co podkusiło wielu czarodziei do wykluczenia tak pięknego przedmiotu, jakim jest matematyka.
Któregoś dnia, właśnie w momencie, kiedy była pochłonięta ciągiem liczb i niewiadomych, ktoś zapukał do jej drzwi. Hana niechętnie odłożyła pióro i otworzyła je. Wcale nie była zdziwiona, kiedy zobaczyła szeroko uśmiechniętego Martina, który stał na korytarzu, plecami oparty o przeciwległą ścianę.
- Co masz taką minę? Nie cieszysz się z widoku brata? – zapytał z udawanym zawodem w głosie i zmierzwił jej blond czuprynę, a następnie minął ją w drzwiach i stanął na środku pokoju.
- Nie powinieneś tu przychodzić, wiesz o tym – odparła dziewczyna z grobowym wyrazem twarzy.
- Tak, jednak nie pozostawiłaś mi wyboru, chochliku – powiedział z przekąsem i jeszcze szerszym uśmiechem. Wyjątkowo ją to zirytowało, postanowiła jednak nie okazywać tego w żaden sposób. – Od dwóch tygodni nie dopuszczasz sposobności, żebym z tobą porozmawiał. Nawet od sprzątania po zajęciach się wymigałaś. – W tym momencie spojrzał na nią z wyjątkową powagą, jakby rozmawiali o rzeczach wagi co najmniej państwowej. – O co chodzi? Dlaczego mnie unikasz w tak perfidny sposób? Nie chodzi o to, żeby nie perfidny był lepszy, ale… rozumiesz.
Skonfundowana Hana ponownie zasiadła nad zadaniem z matematyki. W jej umyśle rozgrywała się teraz piekielna wojna, gdzie każda ze stron była z góry skazana na przegraną. W gardle dusiła słowa, których nie mogła z siebie wydobyć, chociaż tak bardzo chciała. Postanowiła więc objąć zupełnie nową strategię.
- Mam gorsze dni, to nic takiego. Wkrótce mi minie. – Zdobyła się na kwaśny uśmiech z nadzieją, że przekona tym Martina. Nie było to przecież aż tak dalekie od prawdy.
Usłyszała ciche westchnięcie stojącego za nią chłopaka, a następnie poczuła, jak jej krzesło zostało gwałtownie szarpnięte, wywołując u niej zduszony pisk, po czym została obrócona twarzą do profesora. Oparł dłonie na poręczach krzesła i pochylił się nad nią, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Nie były to oczy dobrodzieja, były zimne i bezwzględne. Przypomniała sobie, że gdy była mała, ojciec w ten sam sposób patrzył na nią, kiedy zrobiła coś złego. Wspomnienie to uderzyło z taką siłą, że dziewczyna mimowolnie zadrżała.
Trwało to ledwie kilka sekund, po czym Martin wyprostował się i skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nią z dziwną, niepodobną do niego wyższością. Kilkudniowy, młodzieńczy zarost, który okalał jego twarz, jak i również podkrążone oczy sprawiały, że wyglądał przy tym naprawdę groźnie. Hana nie dała się zdusić i spojrzała na niego z wyjątkowym spokojem, przekonana, że chłopak pragnie ją jedynie sprowokować do wyznania prawdy.
- Lepiej będzie, jak już pójdziesz – powiedziała, ponownie odwracając się w stronę stołu.
- Za pół godziny bądź przy domku na drzewie – powiedział spokojnym, acz zdecydowanym tonem, po czym – ku zaskoczeniu dziewczyny – wyszedł.
Hana westchnęła i otarła twarz dłonią. Nie potrafiła wyjaśnić zachowania brata – było ono bardzo nietypowe. Cieszyła się jednak, że nie uległa pokusie i nie wyjawiła mu planu, jaki opracowali z Danielem. A jednak Benes wciąż chciał się z nią spotkać. Podejrzewał coś? To również pozostawało dla niej niewyjaśnione. Zdała sobie jednak sprawę z pewnego fenomenu, który miał miejsce między nimi – przez tą krótką wymianę zdań, jedną tajemnicę, jedno spojrzenie - przez to wszystko zaufanie, jakim siebie darzyli zostało obustronnie naderwane. Teraz już wiedziała, że nie może mu o niczym powiedzieć. I właśnie dlatego musiała się z nim spotkać. Jeśli stchórzy, nie pozostawi mu żadnych wątpliwości, że coś przed nim ukrywa.
Pół godziny później stała pośród krzaków czarnego bzu, które o tej porze roku obficie owocowały. Kilkanaście kroków dalej, pod ogromnym dębem siedziała ruda, puszysta kulka, uważnie się jej przyglądając. Martin – już jako człowiek – z krzaku znajdującego się tuż przy Hanie wyciągnął drabinę wielkości książki. Powiększył ją za pomocą zaklęcia i ustawił pod dębem, przy którym stał jeszcze chwilę temu, a następnie gestem zaprosił dziewczynę, by po niej weszła. Benes podążył tuż za nią i jeszcze zanim usiadł, odezwał się do niej przyciszonym, łagodnym głosem.
- Zemsta do niczego nie prowadzi. – Hana poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. On o wszystkim już wiedział, to nie mógł być przypadek. Jednocześnie zalała ją fala gorącego gniewu, bo zaczynała rozumieć, co się właściwie wydarzyło.
- Czytałeś mi w myślach? – zapytała przez zęby, starając się opanować narastające drżenie.
- Spokojnie. – Martin wykonał ruch, jakby chciał się do niej zbliżyć, jednak zaniechał tego zamiaru, gdy zobaczył mordercze spojrzenie dziewczyny. – Wiem, że nie powinienem, ale inaczej nie dowiedziałbym się, o co chodzi. I nie żałuję, bo dowiedziałem się naprawdę interesujących rzeczy.
Hana bynajmniej nie zamierzała być spokojna. Ze wszystkich sił powstrzymywała się, by nie wylać swojej złości i nie zacząć krzyczeć - do spokoju było jej daleko.
- Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewała. – Wróciły do niej wydarzenia sprzed pół godziny - przypomniał jej się sposób, w jaki na nią spojrzał zaraz po wejściu do jej umysłu i bezprawnym odczytaniu najskrytszych myśli. Nie sądziła, że jej własny brat jest zdolny do takich rzeczy – takiego braku poszanowania wobec niej. Do tej pory była święcie przekonana, że takie rzeczy możliwe są tylko w książkach, które tak zachłannie czytała, a tymczasem okazało się, że nie znała własnego brata. Przyprawiło ją to o tak straszliwą złość, taką frustrację, że pomimo najszczerszych chęci nie potrafiła tego ukryć i – w przypływie nagłego, niepohamowanego impulsu - krzyknęła: - Jesteś dupkiem! Nienawidzę cię! - Poruszyła się z zamiarem opuszczenia Benesa, ten jednak zagrodził jej drogę.
- Przypominam ci, że jestem twoim nauczycielem i zabraniam ci tak się do mnie odzywać. – Jego głos był donośny i ostry, w oczach płonął gniewny żar. – Mogłabyś chociaż posłuchać, co mam ci do powiedzenia.
- Wydaje mi się, że doskonale wiem, co powiesz. Trzeba wybaczać, a każde zło rodzi tylko większe zło. Ale on na to zasłużył.
- To niewiarygodne… Sądziłem, że masz coś w głowie, ale to, że świadomie czynisz źle pokazuje tylko, jak bardzo się myliłem. – Martin przybrał smutny wyraz twarzy i tym razem to on udał się w stronę drabiny. Po chwili Hana została zupełnie sama, wciąż trzęsąc się ze złości.
Po dłuższej chwili, kiedy otrzeźwiała, zdała sobie sprawę, że w istocie – czyniła źle i to zupełnie świadomie. Jednak Benes wcale nie był lepszy. Czytanie czyichś myśli to zupełny brak wyczucia i tylko osoba pozbawiona moralności może robić coś takiego. Dlaczego więc miałaby go słuchać?
Kiedy parę minut później udała się z powrotem do szkoły, wciąż rozgoryczona, zaczął padać ulewny deszcz. Tym dziwniejszy wydał jej się widok uczennicy czwartej klasy, Veroniki, która zbiegała w dół wzgórza, zdając się w ogóle nie zauważać Hany. Dziewczyna była wyjątkowo ładna, no i niegłupia, jednak była osobą o skrajnie odmiennych wartościach. Poza wiecznie nieskazitelnym makijażem i nienagannym ubiorem posiadała jedną, wyjątkową umiejętność – wykorzystywanie swoich wdzięków dla własnych korzyści, przy czym ofiara nawet nie orientowała się, że posłużono się nią do osiągnięcia osobistych celów. Pomimo to Veronika była bardzo lubiana przez większość uczniów, a w szczególności przez chłopców.
Hana pewnie nie poświęciłaby jej większej uwagi, gdyby nie widok kolejnej postaci, biegnącej tuż za nią. Daniel, zanosząc się śmiechem, dogonił ciemnowłosą dziewczynę i zdawało się, że próbował coś jej zabrać. Nagle Hana zorientowała się, że tamci biegną w jej kierunku, postanowiła więc usunąć się z drogi i pozostać niezauważoną. Kiedy ich głosy zaczęły się oddalać – przemoczona do suchej nitki – wróciła do szkoły. Zupełnie zapomniała o złości na Martina, która tak jej ciążyła jeszcze kilka chwil temu, umysł wypełniony miała za to kolejnymi pytaniami bez odpowiedzi, a także coraz bardziej wymyślnymi hipotezami na temat znajomości Daniela i Veroniki. Nie było to aż tak dziwne, w końcu należeli do jednej klasy, jednak chłopak nigdy wcześniej o niej nie mówił. Kiedy tak się do siebie zbliżyli? Dlaczego nic nie zauważyła? I czy powinno ją to w ogóle obchodzić? W końcu byli z Danielem tylko przyjaciółmi.
Czy na pewno byli tylko przyjaciółmi?
Pytania nachodziły na siebie z zawrotną szybkością, pochłaniając ją do tego stopnia, że nie zauważyła, kiedy znalazła się pod drzwiami swojego pokoju. Stojąc przed nimi i wpatrując się w złotą piętnastkę wymalowaną na drzwiach wpadła jej do głowy pewna myśl, która być może była dla niej przełomowym odkryciem. „Dlaczego ja się tak wszystkim przejmuję?” Jej przyjaciel bawił się w najlepsze, podczas gdy ona była na skraju załamania.
W ten oto sposób obiecała sobie, że nie da się kontrolować. Nikomu i niczemu - a na pewno nie własnym emocjom.
Kolejne dwa tygodnie minęły Hanie równie szybko, choć zdecydowanie nie tak pochmurnie. O ile z Martinem pozostawała w czysto formalnej relacji ucznia i nauczyciela, z Danielem wszystko układało się jak najlepiej, choć do czasu zemsty na Lukasie nie obnosili się ze swoją znajomością – do komunikacji wciąż używali zaczarowanych przez Daniela notatników. Chłopak zdawał się w ogóle nie zauważać Veroniki, w dodatku z wzajemnością. Hana również starała się nie pokazać w żaden sposób, że wie o ich tajemniczej znajomości.
Chociaż wątpliwości odnośnie słuszności zemsty wciąż się pojawiały, nie były one już tak dokuczliwe, a nawet zupełnie nikłe. Dlatego też pewnego dnia przyjaciele postanowili wprowadzić plan w życie.
Zaczęli od przygotowania karteczki z napisem „Czekam przy bibliotece o północy” zaczarowanej tak, że atrament miał zniknąć po upływie dwunastu godzin – należało pozbyć się wszelkich dowodów - oraz podrzucenia wiadomości Lukasowi. Zamierzali złapać chłopaka w jego własne sidła.
Pół godziny przed północą Hana usłyszała ciche pukanie do drzwi. Po ponownym powtórzeniu kolejnych punktów planu oraz wypiciu wcześniej przygotowanego eliksiru niewidzialności przyjaciele zeszli na dół. Biblioteka umiejscowiona była niemal dokładnie naprzeciwko wejścia do piwnicy, czyli na końcu korytarza dostępnego dla uczniów – dalej znajdowała się część nauczycielska oddzielona chronionymi przez zaklęcie drzwiami.
- Jesteśmy w samej paszczy lwa… Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – upewnił się chłopak z troską w głosie. Hana cieszyła się, że byli niewidzialni – gdyby zobaczył niepewność, która nią targała, gotów był się wycofać.
- Tak. Pamiętaj – kiedy Lukas przyjdzie, rzucisz na niego zaklęcie oślepiające (mam nadzieję, że je przećwiczyłeś), a ja zrobię dużo hałasu. Potem uciekamy.
- A jak nie przyjdzie?
- Idziemy spać, a następnie przechodzimy do planu B – powiedziała Hana, szczerząc się w złośliwym uśmiechu.
Przez następne kilka minut czekali w milczeniu, stojąc w wąskim korytarzu prowadzącym do piwnicy. W końcu usłyszeli ciche kroki. Wyjrzeli zza rogu korytarza, spodziewając się widoku nadchodzącego Lukasa, jednak zdali sobie sprawę, że dźwięk dochodzi z zupełnie innej strony. Ktoś wchodził po schodach, które znajdowały się za nimi – i był coraz bliżej.
Przerażeni uczniowie z napięciem patrzyli na szczyt schodów, które znajdowały się ledwie kilkanaście kroków od nich. Szanse na pozostanie niezauważonym były marne. Najlepszym wyjściem wydawała się ucieczka, jednak wtedy mogą zapomnieć o realizacji zamierzonego planu. Jedno było pewne – jeśli w dalszym ciągu będą tak stać, za chwilę ktoś ich przyłapie. Pierwszym, który otrzeźwiał, okazał się być Daniel – chwycił dziewczynę za ramię i wyciągnął na główny korytarz, a następnie – wciąż kurczowo się jej trzymając - szybkim krokiem minął rząd klas, zatrzymując się dopiero za zakrętem. Hana wyjrzała zza rogu i z napięciem wbiła wzrok w ciemny korytarz, skąpany w bladym, srebrnym świetle odbijanym przez księżyc. Przez kołatanie własnego serca i nierówny oddech nie była w stanie nic usłyszeć – nie wiedziała więc, czy postać się zatrzymała, czy wciąż się zbliża. Wątpliwości zostały rozwiane, gdy zobaczyła ciemną sylwetkę wychodzącą z korytarza prowadzącego do piwnicy. Skupiła wzrok w celu dokładnego przyjrzenia się osobnikowi, jednak nim zdążyła cokolwiek dojrzeć, poczuła przeszywający ból w stopie, przez co mimowolnie zacisnęła powieki – Daniel, ponieważ wciąż byli pod działaniem eliksiru niewidzialności, najwyraźniej nie zauważył dziewczyny. Pospiesznie zaczął szeptać przeprosiny, podczas gdy Hana ponownie wychyliła się za róg, ignorując nieustający ból. Nie potrzeba jej było dużo czasu, aby zidentyfikować, kto im przeszkodził. Równocześnie poczuła dotkliwe ukłucie, kiedy zdała sobie sprawę, że brat mógł kontynuować poszukiwania bez niej.
- Cholera – zaklął chłopak. – To profesor Benes.
Dziewczyna syknęła na niego, aby był cicho i zaczęła uważnie obserwować nauczyciela. Sądziła, że od razu uda się w stronę sypialni, jednak sekundy mijały, a on nie ruszał się z miejsca. „No idź sobie…” błagała w duchu. Lada moment mógł się zjawić Lukas – gdy zobaczy Martina, zawróci się bez zastanowienia. Zgodnie z przypuszczeniami, już po chwili usłyszeli kolejne kroki, tym razem dochodzące od strony schodów na piętro - nie było wątpliwości, że to on. Hana postanowiła wdrążyć plan w życie bez względu na wszystko. Zaczęła po omacku szukać Daniela, a gdy dłonią wyczuła fragment jego łopatki, przybliżyła się i wyszeptała:
- Zaraz rzucisz zaklęcie.
Obaj wyciągnęli różdżki, co jakiś czas przenosząc wzrok z wciąż nieruszającego się z miejsca Benesa na zbliżającego się po cichu Lukasa. Kiedy chłopak był już ledwie kilka kroków od nich, Daniel poruszył się i wyszeptał:
- Conjunctivitis. - Lukas raptownie się zatrzymał, jakby uderzony przez niewidzialną siłę i zasłonił oczy dłońmi. Zaczął ciężko dyszeć, poruszony nagłym atakiem paniki. Hana nie zamierzała dłużej czekać.
- Tumulto. – Ledwie wypowiedziała zaklęcie, ze wszystkich stron zaczęły dobiegać nieznośne hałasy – skrzeki, zgrzyty, krzyki, warczenie i łomotanie. – Chodu! – wykrzyczała, starając się przebić przez dojmujący zgiełk.
Hana puściła się biegiem przez korytarz, jednak już po kilku krokach poczuła, jak coś zaciska się wokół jej kostek i jak długa runęła na marmurową posadzkę. Wydobyła z siebie cichy jęk i uniosła się na dłoniach, a następnie wymacała przyczynę upadku – cienką linę szczelnie wiążącą jej kostki u nóg. Uniosła wzrok i z przerażeniem stwierdziła, że kilka kroków przed nią stał Martin, najwyraźniej wielce usatysfakcjonowany. Jednym machnięciem różdżki uciszył dochodzące zewsząd hałasy, a następnie zaczął iść prosto na nią. Hana czuła niesamowitą złość na nauczyciela. Bezczelnie przeczytał jej myśli, więc oczywiście wiedział, co zamierza – a teraz pewnie ją za to ukarze. W tym momencie szczerze żałowała, że to nie Knotek był tym, który ich zdemaskował. Wtedy pretensje miałaby wyłącznie do siebie – oznaczałoby to lukę w planie, który opracowała wraz z Danielem, lub zwyczajny pech. W momencie, kiedy był to Benes, miała do czynienia z nieczystą grą – w końcu on od początku o wszystkim wiedział. Wolała nawet nie myśleć, co odkrył przez miesiąc przeczesywania piwnicy BEZ NIEJ. On nazywał się jej bratem?
Targał nią tak wielki gniew, że zupełnie nie bała się konsekwencji. Żałowała natomiast, że nie dopełniła się zemsta na Lukasie. To wywoływało w niej jeszcze większą złość – myśl, że brat nie dał jej możliwości działania, satysfakcji zemsty. A nawet, jeśli później by tego żałowała, to wyłącznie targana własnymi wyrzutami sumienia - czy czym tam jeszcze. Podczas gdy została przez niego powstrzymana, nie dawał jej możliwości wyciągnięcia nauki z własnego błędu, przez co z pewnością nie zawaha się spróbować po raz kolejny. I tym razem nie miała zamiaru choćby przez chwilę pomyśleć, by mu o tym powiedzieć.
- Co to właściwie było? No słucham!? – pytał rozwścieczony Benes, siedząc za biurkiem na podeście z przodu klasy eliksirów. – Urządziliście sobie imprezę w środku nocy? I nie dostałem zaproszenia? – Profesor pomimo powagi sytuacji nie potrafił powstrzymać się od żartu, jednak szybko się opamiętał i ponownie przybrał groźny wyraz twarzy. – Czekam na wyjaśnienia.
Przyjaciele wraz z wciąż roztrzęsionym Lukasem siedzieli w ławce tuż naprzeciw nauczyciela. Chłopcy wydawali się być zdecydowanie bardziej przerażeni – Hanę gniew wypełniał do tego stopnia, że nie znalazła miejsca na strach.
- To nie moja wina – zaczął tłumaczyć się Lukas. – Zostałem wrobiony!
- Więc to nie ty wyszedłeś z pokoju po ciszy nocnej? – zakpił Martin.
- No ja, ale tylko dlatego – wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę i pokazał nauczycielowi. Benes obejrzał ją z każdej strony, jednak była zupełnie pusta – zaklęcie podziałało.
Lukas zaczął wszystko po kolei wyjaśniać – od momentu, w którym znalazł tajemniczą wiadomość, aż do chwili, kedy został oślepiony. Po nim zaczął mówić Daniel – jak został zwabiony do lasu i pobity, jak wraz z Haną obmyślili plan zemsty, a także jak przebiegło jego wykonanie. Przez cały ten czas dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Czuła się potwornie zmęczona tym wszystkim i jedyne, o czym teraz marzyła, to zanurzyć się w ciepłej pościeli, móc zapomnieć o wydarzeniach ostatnich miesięcy i zasnąć błogim snem, który tak ją nużył.
Jak przez mgłę docierały do niej kolejne słowa, które wypowiadał nauczyciel. Kiedy w końcu wymierzył im karę – która była nietypowa, ponieważ otrzymali wyjątkowo jaskrawe plakietki z napisem „DUREŃ”, które mieli nosić przez najbliższy tydzień – i odprowadził ich do pokoi, Hana rzuciła się na łóżko i zatonęła w myślach.
Nagle poczuła chęć przyjrzenia się swojemu notatnikowi z różyczką, który zapisany był już do połowy. Otworzyła stronę, na której znajdował się ostatni wpis i jej wzrok przykuły nowe, wyjątkowo starannie wypisane słowa, które układały się w zdanie „Jesteś najfajniejszym durniem, jakiego znam. Dobranoc.”
Jeeejuu, koooocham Daniela! Ale póki co nie będę o nim truła (PÓKI CO, strzeż się) i przejdę już do tej właściwej części komentarza.
Nie rozumiem ani trochę tej ich chęci zemsty, zwłaszcza, że wiedziała, że robi źle. A jest w moim wieku, teoretycznie powinnyśmy mieć ten sam tok rozumowania Ale w sumie była wściekła na brata, ja na jej miejscu też bym raczej nie przestała, tylko jeszcze bardziej uparła się na zemstę.
Ale z drugiej strony znowu te jej emocje wydają mi się tak "mocne", że aż nierealne, wyolbrzymione. Jak krzyczała na Martina to wręcz chciało mi się śmiać Cóż, może po prostu jest zbyt wrażliwa jak dla mnie, trochę niedopasowanie charakterów
Ale generalnie lubię to opowiadanie, lubię twój styl, więc czekam na następne części
Tylko weź mi nie mów, że Hana i Daniel zostaną parą! Ja byłabym wiele lepszym durniem od niej!