Da się polubić Wybraną? A może Wybraniec nie jest zbyt ważny? Czy Hogwart na pewno jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie? Kto może chodzić do szkoły skoro prawnie już ją skończył? I co do tego wszystkiego ma Godryk Gryffindor i wielki złoty Gryf.
Emilii siedziała zrezygnowana na krześle, a na stole leżał medalion. Dziewczyna od kilku dni czytała wszystko, co tylko mogła znaleźć o różnych klątwach. Testowała zaklęcia, uczyła się nowych a raz nawet rzuciła naszyjnikiem przez całą długość swojego pokoju. Ale nic się nie działo. Kilka razy próbowała tak, jak jej radził Gryffindor, trzymać medalion i o nim myśleć, ale za każdym razem pojawiał się srebrny błysk i naszyjnik parzył ją w rękę. Do tego wszystkiego dochodziła sprawa z Syriuszem. Emilii nie umiała powiedzieć prawdy Harry’emu, choć dobrze wiedziała, że im zrobi to później, tym bardziej chłopak ją znienawidzi. Poza tym martwiła się o wuja, jak on sobie sam poradzi. Podeszła do okna i spojrzała na ulicę. Było ciepło, ładnie, aż chce się wyjść na dworze. Może to dobry moment, by wysłać Harry’ego do Rona. Weasley na pewno by się ucieszył z odwiedzin przyjaciela. Ale przecież Harry był u nich w poprzednie wakacje, a ona nie chciała się narzucać. Trudno powie wszystko Harry’emu i jakoś to będzie.
- Emilii, gdzie dałaś moją miotłę?! - Z piętra rozległ się głos chłopaka.
- A, po co ci ona?! - Emilii wciąż wyglądała za okno.
- Chciałbym trochę polatać. Wiesz za tym wzgórzem, co ćwiczyliśmy z Syriuszem.
- Aha spoko, już myślałam, że masz ochotę posprzątać tu trochę. - Wesoło zawołała dziewczyna i nagle trafiła ją straszna myśl. Jeśli wypuści Harry’ego, ktoś może go złapać. Przecież nie może pozwolić, by odebrano jej brata. Dom jest chroniony na różne sposoby. Tutaj chłopak jest bezpieczny, ale jeśli wyjdzie? - Harry, mógłbyś tu zejść na chwilę?
- No jestem, o co chodzi? - W drzwiach pojawił się chłopak z miotłą w ręce.
- Znalazłeś. - Emilii po raz ostatni spojrzała przez okno i odwróciła się do Pottera.- Siadaj.
- O, co chodzi?
- Musimy pogadać.
- Wiesz, co? Normalnie to czuję się jak u McGonagall - zaśmiał się chłopak, ale zaraz spoważniał na widok miny Black. - Ej Emilii, co się dzieje?
- Chodzi o Syriusza. - Dziewczyna usiadła po drugiej stronie stołu, przesuwając książki na róg.
- Twoja mina raczej nie świadczy o niczym dobrym - stwierdził chłopak. Emilii wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać Harry’emu o wszystkim, co sama wiedziała. Przez całą historię chłopak siedział z miną wyrażającą coś jakby zdziwienie. Kiedy dziewczyna skończyła, Potter wstał gwałtownie i wyszedł z kuchni. Po chwili dziewczyna usłyszała głośny trzask drzwi od pokoju chłopaka. Sama położyła głowę na stole, patrząc się tempo w jego blat. W tej samej pozycji zastał ją Stworek, materializując się w pomieszczeniu. Przez chwilę stał nieruchomo, po czym chrząknął głośno. Jako że dziewczyna nie reagowała, pokręcił się przez chwilę po kuchni, po czym się odezwał:
- Ktoś nas obserwuje.
- Co? - Emilii poderwała szybko głowę, szukając wzrokiem skrzata. Na jej policzku odbił się nierówny fragment stołu i skrzat mówiąc wpatrywał się właśnie w niego.
- Stoi tam już od piętnastu minut. Taki dziwny jakiś z okna go tu widać. Panienka uważa jak patrzy. - Emilii ostrożnie zbliżyła się do okna. Stworek miał rację. Na dworze rzeczywiście ktoś stał i patrzył się prosto na dom. Nagle dziewczyna wciągnęła głośno powietrze, a przed oczami stanęły jej wspomnienia z jej własnego domu. Kilkoro zakapturzonych osób wtargnęło do środka, a potem któraś z nich zabiła Emilii matkę. Teraz ta sama postać stała przed jej nowym domem. Ten płaszcz i kaptur, zbyt gruby jak dla zwykłego przechodnia zwłaszcza w taki dzień jak dziś. Z tej odległości dziewczyna nie widziała twarzy, ale była pewna. Przy Grimmauld Place stał śmierciożerca.
- Stworek - odezwała się drżącym głosem.
- Stworek słucha.
- Wynosimy się stąd. I to natychmiast.
- Stworek nie może opuścić tego domu. Tu jest Stworka pani, Stworek tu służy.
- Dobra, no to masz moje pozwolenie żeby się bronić, kiedy ja i Harry wyjedziemy.
- Panienka niezmiernie raduje Stworka. Stworek nie odda domu chodźmy miał zginać.
- Postaraj się tego nie robić - stwierdziła dziewczyna i złapała medalion. Włożyła go na szyję i zgarnęła wszystkie książki. Starając się by żadna jej nie wypadła, pobiegła szybko do swojego pokoju i rzuciła je na łóżko. Z szafy wyjęła plecak i zaczęła się pakować. Nagle uderzyła się dłonią w czoło i wybiegła na korytarz. Nacisnęła klamkę u drzwi do pokoju Harry’ego, ale były zamknięte. Niby nigdy nie posuwała się tak daleko, lecz teraz wyjęła różdżkę i mruknęła „Alohomora”. Zamek zgrzytnął i drzwi powoli się uchyliły. Emilii wparowała do środka i stanęła jak wryta. Chłopaka nigdzie nie było. Na łóżku dostrzegła małą kartkę i szybko przeczytała koślawe pismo Pottera.
Jestem u Rona, nic mi nie będzie. Naprawdę.
Harry
- Że gdzie on jest?! - wrzasnęła dziewczyna i wróciła do swojego pokoju. Wrzuciła trochę ubrań do plecaka, książki z łóżka i ze szafy, klamoty ze stolika nocnego, telefon, który kupiła na czarną godzinę. W duchu dziękowała McGonagall za to, że uczyła klasę zaklęcia zmniejszającego wszystko, co wrzuci do plecaka. Otworzyła klatkę z Apollem i mruknęła mu cicho „do Rona”, po czym to samo zrobiła z Hedwigą. Zrobiła jeszcze rundkę do biblioteki i władowała do plecaka wszystkie książki o klątwach i te, których jeszcze nie czytała. Ze schowka wyjęła miotłę i ją również wcisnęła do torby, tak samo jak sprzęt i pelerynę niewidkę Harry’ego. Przez chwile pobuszowała jeszcze w pokoju chłopaka, zbierając co potrzebne, po czym zasunęła plecak.
- No to chyba mogę już spadać - mruknęła zadowolona, sięgając po różdżkę. Nagle na dole coś huknęło, jakby ktoś uderzył czymś ciężkim w drzwi. Emilii zamarła słuchając, co się tam dzieje.
- Emilii wiemy, że tam jesteś, przed nami nie uciekniesz! - Ochrypły głos odbijał się po głowie dziewczyny. Skądś go znała, ale nie mogła przypomnieć sobie skąd. Wyczyściła już kominek w pokoju Harry’ego to też nikt nie dowie się, że chłopak jest u przyjaciela. Sama nie mogła tego zrobić, złapaliby ją od razu. Pozostało jej tylko jedno. Dawno tego nie robiła, ale chyba wciąż pamięta lekcje Remusa.
- Załatwmy to szybko i zmywajmy się. - Z parteru dobiegł ją jeszcze jeden głos. - Może i pozbyliśmy się tego jej wuja, ale podobno dziewczyna też jest dobra w te klocki. - Emilii pomyślała, że to przez nich Syriusz jest ścigany. Tacy sługusy czarnej magii są zdolni do wszystkiego.
- Załatwiliśmy jej matkę, to i z nią nie będzie problemów. - Dziewczyna spojrzała zaskoczona na schody. „Uciekaj! Oni cię zabiją” wołała jej podświadomość, ale Emilii nadal stała w miejscu. W końcu mówią tu o jej rodzicielce. Cichy trzask wyrwał ją z rozmyślań. Tuż obok pojawił się Stworek.
- Jest ich pięciu, wszyscy tak samo ubrani - zameldował.
- Oni mówią o mojej mamie - szepnęła zdziwiona dziewczyna. I wtedy sobie przypomniała. Ten głos, tak dobrze znany, a jednak tak daleki. To jego słyszała w momencie, gdy ginęła pewna kobieta. To on wymówił zaklęcie, on zabił jej matkę! - Dobra Stworek możesz nawet kogoś zabić, ale trzeba pomścić moją mamę! - warknęła wściekła.
- Chyba słyszę jakieś głosy na górze - odezwał się ktoś i po chwili ktoś wchodził po schodach. Emilii ścisnęła mocniej różdżkę i skierowała ją w stronę, gdzie za chwilę powinna się pojawić głowa śmierciożercy. Tak była pewna, że to oni. Tylko, jakim cudem weszli do domu?
- Conjunctivitis! - wrzasnęła dziewczyna celując w, śmierciożercę gdy tylko go zobaczyła. Kiedy ten odruchowo dotknął twarzy, Emilii skierowała różdżkę na schody pod nim. - Confringo! - Schody wybuchły tworząc wielką dziurę, do której wpadł śmierciożerca pociągając za sobą jeszcze dwóch.
- Co jest?! - wrzasnął jeden z pozostałych na szczątkach schodów.
- Myślisz, że tak łatwo mnie dorwiesz? Niedoczekanie twoje! - wrzasnęła Emilii cofając się kilka kroków i celując tym razem w sufit nad schodami. - Defodio!
- Szlak! - krzyknął ktoś a dziewczyna pomyślała, że właśnie rozwaliła kawałek pokoju Harry’ego. Odwróciła się tyłem do bałaganu, jaki zrobiła i ze zdziwieniem zauważyła, że nie ma przy niej Stworka.
- A ten gdzie się podział? - zdziwiła się rozglądając za skrzatem. Nagle krzyknęła i upadła na podłogę wijąc się w bólu.
- Myślisz, że nas tak łatwo pokonać? - Czarodziej zdjął z dziewczyny zaklęcie, ale ta i tak leżała bez ruchu na podłodze. - Nie przyszło ci nigdy do głowy, że po ciebie wrócimy? Nie chodziło nam o twoją matkę tylko o ciebie. - Emilii wrzasnęła głośno, kiedy zaklęcie niewybaczalne kolejny raz w nią uderzyło. Wyciągnęła z trudem rękę, by dosięgnąć swoją różdżkę, ale klątwa nasiliła się. Całe ciało bolało dziewczynę, nawet, kiedy śmierciożerca przestał ją dręczyć. Podszedł do niej i szarpiąc za włosy postawił na nogi, przyciskając mocno do ściany. - Podobna jesteś do matki teraz nawet bardziej niż w dzieciństwie. Ale z ojca też coś masz. No to gadaj, gdzie on jest?!
- Mój ojciec? Skąd mam wiedzieć, nawet go nie znałam! - wrzasnęła dziewczyna. O co mu chodzi, przecież nikt jej nigdy o ojcu nie mówił, Syriusz go nawet nie widział na oczy.
- Jesteś ostatnią żywą osobą, która wie, gdzie on jest. Jeśli nie powiesz tego dobrowolnie, tortury powinny sprawić, że zaczniesz gadać. - Cichy głos napastnika sprawił, że Emilii po raz pierwszy zaczęła bać się o siebie samą. Tu nie chodziło o Harry’ego, chociaż on nie będzie miał pojęcia, co się z nią stało. Za chwilę może znowu poczuć cruciatusa, a tego nie zniesie. Już teraz ledwo trzyma się na nogach. Na dodatek ta maska i to jak cuchnęło temu komuś z ust. - No powiesz mi to czy wolisz znowu trochę powrzeszczeć?
- Hiiija! - Rozległo się z oddali, a po chwili coś uderzyło w śmierciożercę tak, że poleciał w bok, uderzając z całej siły w ścianę. - Panienka ucieka, Stworek się wszystkim zajmie! - Emilii w pierwszej chwili zdziwiona, osunęła się na podłogę, ale słysząc skrzata, rzuciła się do przodu, łapiąc różdżkę. Wstała z trudem w momencie, kiedy śmierciożerca posłał Stworka w stronę zniszczonych schodów. Oboje patrzyli jak skrzat znika za zniszczonymi deskami. Widząc jak stworzenie rozstaje się z życiem Emilii w jednej sekundzie okręciła się wokół siebie. Znikając zdążyła dostrzec jeszcze błysk światła i poczuła przeraźliwy ból w prawym boku. Następnie wylądowała na podwórku Weasleyów, obok wieszającej pranie pani Weasley.
------------------------------------------------------------------------------
Wcześniej, kiedy pojawił się Harry, Molly Weasley gotowała obiad. Przyjaciel jej najmłodszego syna spędzał u niej ostatnie wakacje, toteż ucieszyła się z jego wizyty. Do momentu, kiedy poznała przyczynę przybycia chłopaka. Artur miał wolne i świetnie zdawał sobie sprawę, co dzieje się z Syriuszem, ale nie mówił o tym nikomu nawet jej, własnej żonie. Zbulwersowana wyszła z domu z wielkim koszem prania. Nie chciała oglądać jak Harry bombarduje jej męża pytaniami na temat zarzutów przeciwko jego wujowi. Co prawda Molly wiedziała, że Black nie ma łatwego życia, ale żeby pakować się w coś takiego? No i pozostaje jeszcze jedna sprawa. Co teraz zrobi Emilii? Harry mówił, że dziewczyna wie więcej niż mu powiedziała, ale może to tylko błędne wrażenie chłopaka. Co prawda dziewczyna była trudnym dzieckiem, nieraz Remus żalił się na nią, ale to nie znaczy, że poradzi sobie z ucieczką Syriusza. W momencie, kiedy kobieta pomyślała o Emilii, gdzieś obok rozległ się trzask. Molly spojrzała w tamtą stronę, myśląc „o wilku mowa”, kiedy dziewczyna upadła na ziemię. Weasley rzuciła się ku niej biegiem, wywracając przy okazji świeże pranie. Nie to było teraz dla niej ważne. Kiedy tylko zobaczyła zakrwawioną dziewczynę, odezwał się w niej instynkt, który nabyła pracując za młodu, jako sanitariuszka w szkole. Nim reszta rodziny spostrzegła przybycie Emilii, dziewczyna leżała na stole w kuchni.
- Molly, co się stało? - Artur, a za nim reszta domowników próbowała wcisnąć się do kuchni.
- Charlie pomożesz mi. I ty Artur też. Reszta wynocha! - krzyknęła zdejmując z dziewczyny plecak. Po chwili znikąd wyczarowała świeże i czyste bandaże, kładąc je na szafce. Charlie w tym czasie podszedł do Emilii i delikatnie odsłonił jej ranę. Razem z matką syknęli na jej widok.
- To zapewne jakieś zaklęcie tnące - mruknął chłopak, patrząc jak jego matka próbuje zatamować krwawienie.
- Nie znam się na tym - mruknęła zdenerwowana kobieta. - Artur sprowadź mi tu natychmiast Remusa i ani słowa o tym, że Emilii jest ranna!
- Dlaczego? Przecież nią powinien zająć się teraz medyk!
- Nie widzisz tego Charlie? Ktoś potraktował Emilii cruciatusem.
Super czytam każde twoje opowiadanie i czekam na następną część z zapartym tchem. Proszę dłuższe. Naprawdę mi się podoba. Jestem ciekawa jak rozwiniesz wątek z Emilii i zaklęciem.