Młody auror dowiaduje się, że jego praca wcale nie należy do łatwych. Czy podoła wyzwaniu i podejmie właściwe decyzje?
Richard dopiero teraz pojął, że wszystkie elementy układanki połączyły się. To właśnie podczas tego przyjęcia spiskowcy chcieli otruć Pottera. Musiał razem z Grace ich powstrzymać przed podaniem trucizny.
- Musimy się dostać na to przyjęcie - powiedziała z wyraźnym napięciem w głosie Grace.
- Racja, ale musimy też upewnić się, że odtrutka będzie w drodze, gdybyśmy zawiedli. Profesorze, czy nauczyciel eliksirów jest teraz w zamku? Musimy mu wysłać sowę z informacjami o truciźnie, które udało się nam zdobyć.
Neville potaknął i zrobił kilka kroków zanim przystanął, by znaleźć coś schowanego w jednej z kieszeni jego garnituru. W końcu wyciągnął dwa niewielkie kawałki grubego, ozdobnego papieru. Przyglądnął się im uważnie, po czym podał je Grace.
- Będziecie potrzebowali zaproszeń. Bez nich was nie wpuszczą.
- Mogę je obejrzeć, kiedy będziecie pisać list?
- Oczywiście, może uda ci się stworzyć ich wierną kopię.
Neville razem z Richardem pobiegli do pomieszczenia obok, zostawiając Grace samą. Przyglądała się przez chwilę złoto-czerwonym ozdobionym zaproszeniom, zanim położyła je na stoliku. "Geminio" mruknęła, tworząc duplikaty. Następnie zmodyfikowała je, nadając sobie i Richardowi fałszywe imiona i nazwiska. Miała nadzieję, że to wystarczy, by oszukać ochronę. Usłyszała skrzypienie schodów, po których schodziła Hanna Abbot. Ubrana była w piękną, choć skromną ciemnozłotą suknię. Jej blond włosy upięte były w kok, który utrzymywany był na miejscu przez przeplatające się tu i ówdzie liście brzozy.
- Wydaje mi się, że cię nie znam. Przyszłaś do Neville'a?
- Poniekąd. Razem z Richardem próbujemy zapobiec katastrofie.
- Och, to i Richard tu jest - uśmiechnęła się. - Jak idzie mu jego małe śledztwo?
- Właśnie to śledztwo nas tu doprowadziło. Wierzymy, że na przyjęciu w dworze Cragleyów wydarzy się coś złego.
W tym momencie do salonu wrócili mężczyźni. Richard podszedł do Grace i zauważył duplikaty zaproszeń.
- To nie wystarczy. Mamy przepustki i odpowiednie stroje. Brakuje jeszcze jednego elementu, a mianowicie charakteryzacji. Byłaś ich więźniem. Na pewno cię rozpoznają.
Dziewczyna potaknęła Aurorowi, zamknęła oczy i wyprostowała się dumnie, czekając, aż Richard zmieni jej wygląd. Czuła na twarzy dziwne mrowienie, które wędrowało w rozmaitych kierunkach. W końcu wszystko ustało i poczuła, jak ktoś delikatnie łapie ją za ramię i sugeruje, by podeszła do przodu parę kroków. Otworzyła oczy i zobaczyła w lustrze kompletnie obcą kobietę. Miała ona gęste, czarne włosy opadające aż do poziomu łokci. Wydatny, orli nos zdominował całkowicie jej twarz. Jedynie jej oczy pozostały niezmienione, co przyjęła z ulgą. Za nią stał Richard, który czekał na jej reakcję.
- Wiesz, że ty też będziesz musiał zmienić swój wygląd?
- Oczywiście, że wiem. Czekałem tylko na twoje wrażenia co do metamorfozy.
- To, że wyglądam okropnie, nie jest w tej chwili ważne. Nie jestem się w stanie rozpoznać i o to właśnie chodzi. Teraz nazywam się Natalie Parker, a ty Bertram Parker.
W końcu wszystkie przygotowania dobiegły końca i stanęli w czwórkę obok siebie, łapiąc Neville'a za ramiona. Rozległ się trzask i wszyscy teleportowali się daleko na południe, licząc na to, że zdążą zapobiec katastrofie.
Pojawili się na skraju lasu rosnącego niedaleko miasta Salisbury. Kiedy upewnili się, że nikt ich nie widział, podążyli niewielką brukową drogę prowadzącą w stronę Old Sarum. Mugole widzieli tam jedynie ruiny i pojedyncze głazy rozrzucone po rozległym wzniesieniu, które uznawali za pierwotne miejsce, w którym osiedlili się ich przodkowie. Neville, Hanna, Grace i Richard widzieli tam małą wioskę, zamieszkaną przez ludność obdarzoną magią. To właśnie tam znajdował się dwór Cragleyów. Zaraz po niewielkim zamku, który teraz był miejscem spotkań mieszkańców, to właśnie owa posiadłość była największą z budowli i zarazem najpiękniejszą. Zapadał zmrok, przez co miasteczko wyglądało na opustoszałe. Jedynie światło sączące się z latarni i niektórych okien nadawało tej mieścinie odrobinę przytulności. Szli nierówną brukową drogą pomiędzy kamiennymi chatkami i niewielkimi, zadbanymi trawnikami i ogródkami, zanim dotarli do głównej ulicy prowadzącej wprost do dworu. Żelazna brama w wymyślnym kształcie przypominającym falującą wodę stała otworem. Ścieżka prowadząca do głównego wejścia, przy którym stało dwóch ludzi, ogrodzona była od reszty terenów zielonych należących do rodu Cragleyów niewielkim żywopłotem. Richard dopiero teraz zauważył, że wzdłuż licznych dróżek biegnących po ogrodach wiją się wąskie jeziorka, w których pływały niewielkie rybki błyszczące we wschodzącym świetle księżyca w pełni.
W końcu drogę zastąpili im ochroniarze. Byli wielcy, choć po wyglądzie ich twarzy nie można było powiedzieć, że należą do tych inteligentnych.
- Mają państwo zaproszenia? - zapytał znudzonym głosem jeden z nich.
- Bertramie, podasz panom nasze zaproszenia? - Grace wpatrywała się intensywnie w Richarda, próbując zwrócić jego uwagę na fakt, że zwróciła się właśnie do niego - Bertramie?!
- Kto? Ach, tak, zaproszenia. - Richard zaczął gorączkowo przeszukiwać poły swojego garnituru, aż w końcu znalazł dwa kawałki ozdobnego papieru. - Proszę, Bertram i Natalie Parker.
- Nie pamiętam, by wasze nazwisko było na liście.
Chwila ciszy, jaka właśnie nastąpiła, zdawała się trwać wieczność, jednocześnie potęgując napięcie. Richard miał pustkę w głowie. Popatrzył się z nadzieją w oczy Grace, próbując znaleźć tam źródło spokoju i nadziei, jednak ona patrzyła na ochroniarzy, a gęste pukle włosów zakryły prawie całą jej twarz przed wzrokiem Richarda.
- To wszystko moja wina. Nazywam się Neville Longbottom. Dopiero w ostatniej chwili poprosiłem pana Pottera o dodanie ich do listy. Są przyjaciółmi mojej rodziny i nie wyobrażałbym sobie, by nie byli ze mną na tak ważnym przyjęciu.
Strażnicy popatrzyli po sobie, po czym cofnęli się parę kroków, rozmawiając ściszonym głosem. Richard miał nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie, jednak Grace na pewno nie była tak wielką optymistką jak on. Oparła się delikatnie o Aurora, próbując niepostrzeżenie dobyć różdżki i ogłuszyć strażników w razie ewentualnych kłopotów. W końcu dwójka dryblasów podeszła do niezapowiedzianych gości.
- Hmm, najwidoczniej ktoś nie zdążył was dopisać. Dobrze już, możecie wejść. Życzę miłej zabawy. - Ostatnie zdanie powiedział jakby machinalnie. Najwidoczniej była to dobrze wyuczona kwestia, którą ów osiłek musiał powtarzać każdemu, kto przybył dziś do dworu Cragleyów.
Mimo wszystko udało im się dostać do środka, co uznali za pierwszy sukces. Podążali wyjątkowo ponurymi korytarzami, kierując się w stronę, z której dobiegał hałas. Grace przylgnęła nieco ciaśniej do ramienia Aurora. Lęk spowodowany jeszcze świeżymi wspomnieniami związanymi z tym miejscem ciągle ją rozpraszał. Jej oddech przyspieszył, a jedynym, co pozwalało jej nie spanikować i dążyć do celu, była obecność Richarda. Przy nim czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że nie pozwoli, by coś się jej stało. Szum i hałas przerodził się w bardziej rozpoznawalne dźwięki. Można było usłyszeć melodię ostatniego przeboju Hobogoblinów "Wirujący kociołek", oraz gwar rozmów i szczęk sztućców. Skręcili w lewo na najbliższym zakręcie i ujrzeli potężne dwuskrzydłowe drzwi spod których wylewał się blask. To tam miał się odbyć zamach. "Mam nadzieję, że jest jeszcze czas" szepnął Richard i ruszył, prowadząc za sobą resztę grupki. Auror czuł na swojej szyi przyspieszony oddech Grace. Słyszał także jak stukot ich butów odbija się echem od ścian korytarza.
Neville uchylił dębowe wrota i cała czwórka wślizgnęła się do Sali Balowej. W pierwszej chwili oślepiło ich jasne światło, które wydobywało się z licznych kryształowych żyrandoli. Na środku stał ogromny stół, który wielkością dorównywał tym z Wielkiej Sali w Hogwarcie. Siedziało przy nim mnóstwo ludzi, którzy rozmawiali ze sobą i jedli wykwintne potrawy. Richard zauważył jak pomiędzy nogami gości przemykają co jakiś czas skrzaty z ciężkimi talerzami. Auror jednak starał się w tym tłumie wypatrzyć jedną konkretną osobę - Harry'ego Pottera. Szedł powoli razem z Grace wzdłuż szorstkiej kamiennej ściany, aż dotarł do marmurowego kominka w którym wesoło trzaskał ogień. W końcu zauważył Szefa Biura Aurorów siedzącego obok swojego przyjaciela, Ronalda Weasleya. Coś było jednak nie tak. Potter siedział nieruchomo na swoim miejscu i usilnie wpatrywał się w pusty już talerz. Nikt, poza Richardem, zdawał się tego nie zauważyć. Wszyscy zaabsorbowani byli rozmowami i ogólną radością. Grace najwidoczniej też doszła do podobnych wniosków i pociągnęła chłopaka w głąb Sali, tak by mogli znaleźć się jak najbliżej Pottera. Kiedy byli w połowie drogi, wszystko się zmieniło. Richard poczuł, jak całe jego ciało kamienieje. W sali rozległy się krótkie wrzaski i piski. Auror zauważył, że ponad połowa czarodziejów obecnych na przyjęciu ma w rękach różdżki, którymi sprawnie unieruchomili niczego nie spodziewających się gości. Do Richarda dotarło, że całe to przyjęcie miało na celu nie tylko zlikwidować Pottera. Spiskowcy chcieli, by cały magiczny świat dowiedział się o tym, a im więcej świadków owego zdarzenia mieli, tym lepiej. Auror spojrzał w stronę swojego szefa. Ten jako jedyny nie wydawał się dotknięty zaklęciem petryfikującym. Nie było to jednak potrzebne. Potter coraz usilniej starał się oddychać i nie był w stanie przeciwstawić się przeważającym siłom wroga. Był bezsilny i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Spośród nagle nieruchomego tłumu wyłonił się niezwykle rozrośnięty mężczyzna o kędzierzawych włosach.
Strasznie krótkie. I ja czułam niedosyt, mam wrażenie, że jesteś ostatnio wymęczony pisaniem i tutaj to widać. Niby wszystko jest okej, ale stać Cię na więcej. Przeczytałam to sobie jak takie czytadło, zaraz pewnie zapomnę, a nie o to chodzi.
Do minusów, ale już subiektywnych, dodam układ tekstu. Raczej staram się nie mieszać do takich rzeczy, każdy autor ma własną wizję, ale mi się osobiście nie podoba moda na oddzielanie dialogów od opisu. Wygląda to jak fragment czegoś innego. Dla mnie strasznie dziwnie. Wolę jak tekst jest ciągiem i oddziela się tylko poszczególne fragmenty. Wcześniej chyba tak tego nie układałeś, nie wiem z czego to wynika.
Poza tym jakoś nie odczułam tej całej napiętej atmosfery, jaka powinna towarzyszyć Grace i Riczowi na tym przyjęciu. Mam wrażenie, że za bardzo się pośpieszyłeś. Brakowało mi przede wszystkim opisu zmienionej postaci Ricza (jestem taka ciekawa!) i przede wszystkim trochę dłuższego wprowadzenia fragmentu o samej imprezie. Tam już w ogóle poleciało szybko, oni wchodzą, Potter wpatruje się w talerz i nagle pół sali spetryfikowana, a pół z różczkami. Ja bym chciała opis tego, jak oni siadają do stołu i próbują się nie zdradzić, jedząc jakieś wykwintne dania. Jak ktoś ich zagaduje (może wróg?), jak Neville się tłumaczy kim oni są przed zaciekawionymi gośćmi... Jesteś mistrzem opisów, korzystaj z tego!