Młody auror dowiaduje się, że jego praca wcale nie należy do łatwych. Czy podoła wyzwaniu i podejmie właściwe decyzje?
Młody Auror podążał tuż za niskim szmuglerem, trzymając obie różdżki wycelowane w jego plecy. Greni prowadził go przez wąskie uliczki, w których panował mrok i wyczuwalny był zapach ścieków. Richarda powoli irytowała ta wędrówka. Podejrzewał, że handlarz gra na zwłokę i chce jak najbardziej opóźnić dotarcie do kryjówki. Nie chciał jednak czegokolwiek przyspieszać, gdyż obawiał się, że szmugler mógłby spanikować, a wtedy wszystko stałoby się o wiele trudniejsze. W końcu przystanęli przy metalowej bramie. Greni sięgnął do kieszeni, co spotkało się z szybką reakcją Richarda.
- Spokojnie, ja tylko klucze chciałem... - powiedział roztrzęsionym głosem, wyciągając pokaźny pęk kluczy.
Richard machnął lekko różdżkami, dając mu do zrozumienia, by kontynuował. Ten pospiesznie zabrał się za próby otwarcia zamka. Nie szło mu zbyt dobrze, głównie z powodu trzęsących się dłoni. Po chwili jednak wejście do magazynu stanęło otworem.
Weszli do środka i zagłębili się pomiędzy stosy paczek. Te były różne - od małych związanych kolorowymi sznurkami do wielkich, kartonowych pudeł. Richard przysiągłby, że z kilku z nich dobywał się dziwny szelest lub pomruk. W końcu trafili do serca tego osobliwego labiryntu. Pośrodku pustej przestrzeni stał mahoniowy stół i jedno krzesło do kompletu.
- No dobra, co zatem wiesz o tej przesyłce? Co w niej było? - zaczął groźnym głosem Auror.
- Nic ciekawego - powiedział drżącym głosem Greni. Jego oczy biegały nerwowo po całym pomieszczeniu. - Kilka ingrediencji... Brać go! - krzyknął niespodziewanie.
Richard poczuł, jak włosy na jego szyi się jeżą. W następnej chwili leciał w kierunku stosu pudeł, a handlarz rzucił się do ucieczki.
- Incarcerus! - krzyknął pospiesznie Auror, zanim zajął się zlokalizowaniem wspólnika szmuglera.
Greni z jękiem padł na ziemię, owinięty grubymi linami, podczas gdy grad kolejnych zaklęć leciał już w stronę chłopaka. Richard rzucił się za wywrócone niedawnym odrzutem biurko i szybko zauważył, że w rogach tego osobliwego pomieszczenia czekało dwóch ochroniarzy. Wiedział, że jego osłona nie wytrzyma zbyt długo. Wyskoczył zza niej i zaczął szyć przeciwzaklęcia. Machał sprawnie obiema różdżkami, broniąc się przed klątwami napastników. Podłoga pod stopami Aurora zaczęła pękać od nadmiaru magii, jaka wokół niej się kumulowała. W końcu Richard znalazł niewielką lukę i zdążył posłać zaklęcie ogłuszające w kierunku jednego z napastników. Ten widocznie nie spodziewał się, że Richard będzie w stanie zrobić cokolwiek prócz bronienia się, gdyż chwilę później wpadł w stos pustych pudeł i nie podnosił się z niego. Teraz walka była bardziej wyrównana. Richard z łatwością sparował kolejną serię zaklęć i odwdzięczył się kilkoma własnymi.
W pokoju zapanowała nienaturalna cisza, przerywana co jakiś czas jękami Greniego. Richard ciężko dysząc, podszedł do związanego handlarza.
- Może teraz ... powiesz mi ... co wiesz o tej przesyłce?
- Ja nic nie wiem, ja nie chciałem, ja...
- Albo zaczniesz gadać, albo skończysz jak twoi ochroniarze... Więc? - Wpatrywał się w szmuglera gniewnym wzrokiem, a kiedy ten nie wykazywał żadnej woli współpracy, uniósł różdżki, celując w pierś Greniego.
- OK, już mówię, tylko proszę nic mi nie rób. Nie mam już tej przesyłki, przekazałem ją kolejnemu ogniwu. Musiałem tylko przygotować jej zawartość.
- Jaką zawartość? - zapytał Auror, opuszczając różdżki.
- Kwiat ciemiernika czarnego i jad bungarusa.
Richard zamyślił się na chwilę. Pamiętał, że ten pierwszy jest często używany w eliksirach nasennych i rozluźniających, jednak nie miał pojęcia o właściwościach jadu. Wiedział, że będzie musiał uzupełnić te luki w swojej wiedzy.
- Co dokładnie miałeś z tym zrobić?
- Podczas pełni zanurzyłem kwiat w butelce jadu. Następnie podgrzałem naczynie i pozwoliłem, by kwiat wypił jad. Kiedy księżyc znikał na zachodzie, zerwałem białe już płatki kwiatu i wycisnąłem z nich kilka kropli oleju. To wszystko co wiem... Proszę, nie rób mi krzywdy...
- Komu dałeś ten olejek?
- Nie wiem, naprawdę. - Z oczu handlarza pociekły łzy.- Proszę, nie rób mi krzywdy.
- Komu?
- Instrukcja mówiła, że mam zostawić paczkę w jednej z ciemnych alejek. Kiedy tu wróciłem, czekała na mnie zapłata. Nie mam pojęcia, kto to był. W tym biznesie dyskrecja to priorytet.
- Jak widać, ty nie byłeś zbyt dyskretny, bo jakoś cię znalazłem. - Richard wpatrywał się z pogardą w Greniego, kiedy ten starał się wyrwać z więzów, aby tylko stąd uciec.
Auror wiedział, że nie może pozwolić na to, by ktokolwiek odkrył, co zaszło dzisiejszego wieczoru. Wyprostował się i zamknął oczy. Musiał wyciszyć swój umysł. Mimo wszystko nie chciał uszkodzić wrogów. Otworzył oczy i wycelował różdżkę w czoło szmuglera.
- Obliviate - powiedział spokojnym głosem. Ten sam zabieg powtórzył przy ochroniarzach Greniego. Kiedy pamięć wszystkich została odpowiednio zmodyfikowana, Richard rzucił na ziemię różdżkę szmuglera i udał się w kierunku wyjścia.
Po chwili wyszedł z magazynu i zamknął za sobą metalowe drzwi. Wziął głęboki wdech, wciągając nocne londyńskie powietrze. Wiedział, że wyciągnął z handlarza wszystko, co mógł, jednak nadal brakowało mu wielu elementów układanki. Miał tylko nadzieję, że Grace pójdzie o wiele lepiej i wkrótce będą mogli porozmawiać z Potterem. Kiedy zbliżał się do swojego mieszkania, zauważył, że noc powoli ma się ku końcowi. Dopiero teraz poczuł ogromne zmęczenie. Całe napięcie i stres nagle opadły. Jedyne, czego pragnął w tej chwili, to porządnie wypocząć. Wiedział jednak, że najpierw musi zadbać o własne bezpieczeństwo. Wszedł do swojej kamienicy i zaczął rzucać zaklęcia ochronne. Zakładając kolejne bariery, miał jednak na uwadze, że będą one musiały przepuścić pewną Krukonkę. Kiedy upewnił się, że nikt nie będzie w stanie zagrozić jego życiu, udał się do swojej sypialni. Nie zastanawiając się zbyt długo, padł na przestronne łóżko i prawie natychmiast zasnął.
Obudził się późnym popołudniem. Zerwał się z łóżka z paniką w oczach. Dopiero po chwili zorientował się, że Grace miała zjawić się wieczorem. Nagły skok ciśnienia ustąpił wkrótce ogromnemu bólowi głowy. Masując sobie skroń, otworzył kredens z paroma specyfikami. Szybko znalazł tam małą buteleczkę eliksiru Wiggenowego. Odkorkował naczynie i jednym haustem opróżnił jego zawartość. Wiedział, że na efekt będzie musiał poczekać kilka minut. Wyszedł z sypialni i zauważył swoje odbicie w lustrze stojącym w przedpokoju. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Włosy miał potargane, a na dodatek jego szata wyjściowa, w której zasnął, była cała pomięta. Popatrzył na siebie z politowaniem i udał się do kuchni. Wyciągnął jedno z gotowych dań i zaniósł je do salonu. Parę minut później, oprócz obiadu, na stoliku znajdował się pokaźny stos podręczników do eliksirów. Jedząc ciepły makaron w sosie, Richard przeglądał kolejne tomy w poszukiwaniu odpowiedzi. Gdzieś w głębi wiedział, że nie znajdzie tam niczego ponad to, co już wiedział. Upewnił się tylko co do właściwości ciemiernika. Nie miał pojęcia, do czego spiskowcom mógłby się przydać specyfik powodujący odprężenie lub co najwyżej senność. Podejrzewał, że kwintesencją niebezpieczeństwa jest jad bungarusa. Nigdzie jednak nie znalazł o nim wzmianki. Ze smutkiem stwierdził, że nie będzie miał dla Grace zbyt dobrych wieści. Słońce już zachodziło, a to oznaczało, że wkrótce miała się tu pojawić.
Pospiesznie przebrał się w strój roboczy i zaczął sprzątać pokój. Z każdą mijającą minutą wzrastało w nim poczucie niepokoju. Wieczór powoli mijał i nikt nie zakłócił spokoju w jego mieszkaniu. Jedynym plusem był fakt, że jego salon od dawna nie był tak czysty. Richard nawet odkrył, że na środku leżał zielonkawy dywan. Dopiero na godzinę przed północą pogodził się z faktem, że dziewczyna się tu nie pojawi. Sięgnął do kieszeni i ze strachem stwierdził, że nie ma tam kartki z adresem, który dała mu Grace. Dopiero po kilku minutach gorączkowych poszukiwań przypomniał sobie, że niedawno się przebrał. Podbiegł do pomiętej szaty i po chwili trzymał w rękach niewielki kawałek papieru. Było na nim pismo Krukonki. Przez chwilę Auror wpatrywał się w jej zgrabne pismo, zanim przeczytał zapisaną wiadomość.
"Bridgham Lane 4 - pokaż kartkę mojemu bratu, zrozumie."
Richard podszedł do kominka, w którym zapłonął zielony płomień. Czekała go kolejna podróż przez paleniska. Wypowiedział wyraźnie adres i zniknął w chmurze popiołu.
Jedynie Karmelek przyglądał się temu wydarzeniu z zaciekawieniem.
***
Do zimnego lochu weszła dwójka ludzi. Prowadzili za sobą coś ciężkiego. Podeszli do ściany, na której wisiało kilka zardzewiałych haków. Powiesili na jednym z nich to, co nieśli. Posiniaczona kobieta wisiała tam uwiązana za ręce. Wydawała się nieprzytomna. Do głosu kapiącej z sufitu wody dołączył szybki oddech. Grace próbowała uwolnić się z krępujących ją więzów.
- No, no, nasz gość się obudził. Co powiesz na to, byśmy spędzili z tobą trochę czasu? - zapytał lubieżnym głosem jeden z mężczyzn, przybliżając swoją twarz do głowy Krukonki.
Grace ponowiła próbę zerwania sznura, jednak węzeł nie puszczał. Popatrzyła z gniewem i splunęła w twarz swojego oprawcy. Jego uśmiech zastąpił gniewny grymas.
- Wredna szlama. Sectumsempra! - krzyknął, a z ręki dziewczyny popłynęła krew. - Chodź, idziemy stąd. Zajmą się nią inni, bardziej doświadczeni.
Dziewczyna została sama w mokrym lochu. Dopiero teraz zaczęła krzyczeć z bólu.
Jestem absolutnie zachwycona. To jest jedna z Twoich najlepszych części, która udowadnia wysoki poziom Twojego pisarstwa. Opisy wychodzą Ci tak lekkie i było ich tutaj na tyle dużo, że niemal całkowicie przykryły kilka mało wiarygodnych dialogów. Mimo zmęczenia sprawdzało mi się to z najwyższą przyjemnością. Czytałam, czytałam i modliłam się, by się to nigdy nie kończyło. Nie każ nam czekać długo na kolejną część!
Poza słodzeniem kilka małych zgrzytów, ale naprawdę, nie przeszkadzały mi one za bardzo. Po pierwsze ta wypowiedź:
Druga rzecz to fragment z opisu (o dziwo), gdzie Ricz nazywa Grace "Krukonką". Proszę Cię ;> Ja jakoś nie widzę, by ludzie do końca życia nazywali siebie na wzór Domów w jakich byli w Hogwarcie. Przecież nawet w HP nikt nie nazywał Snape czy Lucjusza "Ślizgonem". Ona była Krukonką, nazywanie jej tak jest dziwne i infantylne dla mnie.
Ale jak mówiłam, te dwa najbardziej rzucające się mi w oczy fragmenty kompletnie nie przeszkodziły mi w odbiorze tekstu. Jestem ciekawa czy oszczędzisz Grace czy pójdziesz na całość. Podejrzewam to pierwsze, ale może mnie zaskoczysz. Pisz dalej, Mistrzu!