Część dziesiątą mojej niekończącej się opowieści dedykuję wszystkim dziewczynom. Wiem, że Dzień Kobiet był już kilka dni temu, ale lepiej późno niż wcale ;D
Wielka Sala zapierała dech w piersiach. Cała była utrzymana w złotych barwach, co czyniło ją jeszcze bardziej magiczną. Z sufitu zwieszały się kryształowe żyrandole. A nie był to zwykły sufit. Padał z niego czasem śnieg, czasem deszcz, a czasem świeciło słońce.
W całej sali było łącznie pięć stołów: dla uczniów Ravenclawu, Hufflepuffu, Gryffindoru i Slytherinu oraz jeden dla nauczycieli.
Do sufitu były także przytwierdzone cztery flagi z barwami i godłami poszczególnych Domów Hogwartu. Już niedługo nowi uczniowie mieli zostać do nich przydzieleni poprzez Tiarę Przydziału. McGonagall, dyrektorka, zawsze wychodziła na środek i kładła ją na krześle. Wtedy uczniowie po kolei zostawali przydzielani do Ravenclawu, Slytherinu, Gryffindoru i Hufflepuffu.
Al i Alex były zdziwione. Żaden z uczniów nie zwracał uwagi na to, że do stołu Krukonów zasiadają aż trzy nieznane im dziewczyny: Sam z rękami na piersiach i niezadowoloną miną, Cat z głową w książce "Klątwy i uroki" oraz Lidia ze znudzonym wyrazem twarzy.
Poza tym żaden uczeń nie zwrócił uwagi na to, że w sali nie ma trzech uczennic, które teraz pewnie czołgały się po ziemi jako robaki.
Kiedy Allyn i Alex zobaczyły puste miejsce obok siebie, od razu zagłębiły się w myślach o Cyin. Westchnęły i bez słowa zaczęły jeść.
Po zakończonej Ceremonii Przydziału rozpoczęła się uczta. Na stołach pojawiły się ryby, mięso, słodycze, sałatki i inne najróżniejsze potrawy.
- Hej – szepnęła Sam. – Czy jedzenie tutaj nie jest zatrute?
Wskazała palcem różne potrawy stojące na stole. Pachniały nieziemsko i aż chciało się je wszystkie pochłonąć jednym gryzem.
- Uwierz mi, nie – odparła Allyn.
Sam chyba wciąż nie była pewna, bo lekko chwyciła malutki kawałek ciasta malinowego i rozgrzebała owocową masę łyżką.
- Nie, nie mogę jeść myśląc o Cyinder! – szepnęła tak, aby nie usłyszeli jej pozostali. – Mogło naprawdę stać się wszystko, nawet najgorsze…
- Sam, uspokój się. Nie możemy mówić o tym tu i teraz, ponieważ nas usłyszą. – Poirytowana Lidia spokojnie jadła jajecznicę.
- Jesteś straszną egoistką – prychnęła Sam i przełknęła ślinę.
W tym momencie do stołu Ravenclawu przysiadła się dziewczynka, która widocznie po przydzieleniu błądziła szukając właściwego stołu. Miała rude włosy, piegi na nosie i zadarty nos. Była bardzo zadowolona, bo w podskokach usiadła obok nadal zirytowanej Lidii.
- Czeeeeść – przeciągnęła słowo. Lidia odwróciła się w jej stronę i westchnęła. Jakoś nigdy nie mogła zrozumieć małych dzieci.
- Hej – burknęła. Podrapała się po plecach. Dziwnie było żyć bez skrzydeł.
- Jak masz na imię? – Dziewczynka zaczęła wyjadać z miski cukierki.
Lidia przegryzła wargę.
- A ty? – Nie odczuwała chęci rozmowy z dziewczynką.
Usłyszała głośne żucie nad uchem. To „mały rudzielec” (jak nazwała dziewczynę wróżka) jadł cukierki.
- Zapytałam pierwsza! – zawołała dziewczynka i zaśmiała się głośno.
- Lidia. – Dziewczyna uniosła oczy do góry.
- Lidia? Ale głupie imię! – Mały rudzielec znów się zaśmiał. – Ja jestem Kleopatra.
Wróżka chciała wybuchnąć śmiechem, ale też napchała sobie usta cukierkami. Zadrgał jej kącik ust. „Jeśli trochę się z niej ponaśmiewam, nic nie zaszkodzi. Może wtedy zapomnę o Cyin, bo ucztę powitalną trzeba przeżyć”, pomyślała.
- Twoi rodzice mieli obsesję na punkcie starożytnego Egiptu, czy po prostu mieli talent do wymyślania?
Twarz Kleopatry zrobiła się czerwona. Pokazała Lidii język i naburmuszona zaczęła wcinać kolejną porcję cukierków. Wróżka na chwilę zapomniała o Cyinder i uśmiechnęła się triumfalnie.
Tymczasem Sam nie mogła wytrzymać. Dosłownie podskakiwała na siedząco.
- Jak wy możecie nie martwić się o Cyinder? – zapytała przyjaciółki. Odpowiedzi nie otrzymała, ponieważ Cat była zaczytana w książce, Lidia nadal triumfalnie patrzyła na Kleopatrę, a Allyn i Alex tylko jadły i jadły.
- Egoistki – prychnęła.
*****
Kiedy uczta wreszcie się skończyła, uczniowie ruszyli do dormitoriów za prefektami. Grupa Krukonów zatrzymała się przed drewnianymi drzwiami. Kołatka w kształcie orła zadała prefektowi pytanie:
- Mam dziesięć jajek. Każde jajko gotuje się przez pięć minut. Ile minut potrzebuję, aby ugotować wszystkie jajka?
- Pięć minut, ponieważ tylko głupiec gotowałby każde jajko oddzielnie – odparł bez zastanowienia chłopak.
Drewniane drzwi otworzyły się.
- Gratulacje, to poprawna odpowiedź – odpowiedziała jeszcze kołatka.
Uczniowie Ravenclawu wkroczyli do pokoju wspólnego.
Za wiele to tu się nie dzieje. Właściwie to nic się nie dzieje. Nie rozumiem jak Allyn i Alex mogą spokojnie jeść, gdy ich przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie. A'propo jedzenia...
Pominę fakt, że właściwszym zachowaniem byłoby to, gdyby nie były wstanie niczego tknąć, bo myślą o Cyin. Pytanie tylko co one wtedy zaczęły jeść, jak z tekstu wynika, że potrawy pojawiły się później? Puste talerze jadły czy co?