Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z Ronem wybierają się do Australii, aby odszukać rodziców Hermiony i przywrócić im ...
>> Czytaj Więcej
Zbiegamy po schodach w kierunku Lochów. Cole ciągnie mnie za rękę, zaraz za nami podążają Jace i Rosallie.
- Co chcesz tym osiągnąć? – pyta wyraźnie wściekła Puchonka, stając w miejscu. Cole nawet na nią nie spogląda.
- Muszę was ukryć – mówi twardo, mocniej ściskając mój nadgarstek. – Nie rozumiesz? Zaraz rozpocznie się ostateczna bitwa. Potter sprowadził na nas wszystkich zagładę. Wrócił do Hogwartu, ściągając nam na głowę samego Voldemorta!
Patrzę na chłopak z niedowierzaniem i staram się przyciągnąć jego wzrok.
- Nie wymawiaj tego imienia – warczy Jace, stając po stronie dziewczyny. – Możesz sobie myśleć, co chcesz, ale…
- W cholerę z imieniem! – Cole do reszty stracił nad sobą panowanie. – I tak wszyscy zaraz zginiecie.
- Przynajmniej umrzemy na polu bitwy, a nie w ukryciu, kuląc się jak tchórze – stwierdza Rosie i ściska dłoń na ramieniu Jace’a. – My chcemy walczyć. Oddać życie za bliskich, za rodzinę, za ludzi, których kochamy.
- Którzy i tak prędzej czy później zginą – warczy Cole i gwałtownie odwraca się w ich kierunku. – Czy wy nic nie rozumiecie? Przegraliśmy!
- Jeszcze nie! – krzyczy Jace i zaczyna wchodzić po schodach z powrotem w kierunku Sali Wejściowej. – Może dla ciebie to koniec. My nadal się nie poddaliśmy. I wygramy, z twoją pomocą czy bez.
Po chwili razem z Rosallie znikają nam z oczu. Wzdycham cicho. Stało się to, czego obawiałam się najbardziej. Ten świat nas podzielił.
- Też tak uważasz?
Spoglądam na Cole’a, który wbija we mnie błagalny wzrok, odejście Jace’a bardzo go zraniło. Uśmiecham się delikatnie.
- Pamiętaj, że ja zawsze będę po twojej stronie. Nawet jeśli inni się odwrócą.
Nawet jeśli ja sama się od siebie odwrócę.
Na twarzy chłopaka pojawia się wyraźna ulga. Zależy mu na mnie. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo. Ostrożnie puszcza moją rękę, jakby się bał, że zaraz ucieknę.
- Musisz się schować – mówi cicho i zwiesza głowę. – Musisz być bezpieczna. Musisz…
- Muszę być tam, na dole – przerywam mu i delikatnie chwytam jego twarz w dłonie. – Ty również. Wiesz doskonale, że nic nie zdziałamy, siedząc tutaj. Możemy jeszcze odwrócić losy tej wojny. Musisz mi w tym pomóc.
Chłopak patrzy mi w oczy. Wiem, że mu ciężko. Bije się z własnymi myślami, a ja modlę się, by wybrał słusznie. W końcu jego twarz rozświetla się w nieśmiałym uśmiechu.
- Może i masz rację… Ale kiedy zrobi się niebezpiecznie, przyjdziesz tutaj ze mną, dobrze?
Zgadzam się bez wahania. Nie dopuszczę do tego, by coś się stało. Dopilnuję, żeby wszyscy wyszli z tego cali i zdrowi.
Wspólnie z Cole’m wbiegam do Wielkiej Sali. W środku nadal kręci się paru uczniów, którzy nie bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić. Osobiście mnie to nie dziwi. Sama jestem kompletnie zdezorientowana.
- Dumbledore!
Po raz pierwszy ktoś zwraca się do mnie moim prawdziwym nazwiskiem. Po plecach przechodzi mi nieprzyjemny dreszcz. Odwracam się w kierunku, z którego dochodzi podniesiony głos profesor McGonagall. Na twarzy nauczycielki wymalowane jest zwątpienie. Nawet ona nie ma pojęcia, jak to się skończy.
- Słucham, pani profesor?
- Aurorzy i starsi uczniowie zajęli już większość wyznaczonych im miejsc. Górne piętra są już obsadzone. Potrzebujemy was tutaj. Bariera nie utrzyma się długo, Śmierciożercy w każdej chwili mogą wedrzeć się do środka. Jesteście w stanie walczyć?
Cole odzywa się, zanim zdążę cokolwiek powiedzieć.
- Oczywiście, że tak. Zajmiemy się dziedzińcem. Jeśli przełamią pierwszą linię obrony, natkną się na nas.
Czyżby jego nastawianie do tej wojny zmieniło się w ciągu kilku sekund?
- Liczę na was – mówi profesor, patrząc to na mnie, to na Cole’a. – Uważajcie na siebie.
- Nie pozwolę, by coś jej się stało – zapewnia Gryfon i znów chwyta moją dłoń. Ten drobny gest dodaje mi odwagi.
Razem wybiegamy na dziedziniec, a ja aż staję ze zdziwienia. Wokół całego zamku rozciąga się magiczna kopuła, chroniąca przed bodźcami z zewnątrz. Dostrzegam za nią rozmazane czarne cienie – Dementorzy. Głośno przełykam ślinę i przenoszę przerażone spojrzenie na chłopaka. Patrzy na mnie z uśmiechem i ściska moją rękę.
- Obiecałem, że będę cię chronił – mówi uspokajająco i powoli do mnie podchodzi. – Nie martw się. W razie czego uciekniemy do lochów. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Mocno przytulam się do ciała chłopaka. Chowam twarz w fałdach jego szaty i wdycham jego cudowny zapach. Jest taki ciepły i spokojny, słyszę miarowe bicie jego serca. Przeraża mnie fakt, że wraz ze wschodem słońca mogę go już nigdy więcej nie usłyszeć.
Może zastygnąć, na zawsze zniknąć z tego świata.
Może być martwy.
Powoli odsuwam się od niego, pragnąc móc już nigdy go nie puszczać.
Nagle wokoło roztacza się przerażający krzyk. Zerkam na Cole’a ze strachem. Oboje wiem, co się zaraz stanie.
Bariera zaczyna się powoli rozpadać. Tworzą się w niej dziury, powiększające się z sekundy na sekundę. Przerażenie odbiera mi zdolność jasnego myślenia. Od Śmierciożerców oddziela nas jedynie kamienna armia rycerzy, którzy są niczym w porównaniu z potęgą Czarnego Pana.
W powietrze wzbijają się setki rozmazanych smug, które lądują wokół w kłębach czarnego dymu. Do moich uszu dochodzą pierwsze krzyki i trzaski zaklęć. Czuję, jak dłoń, w której trzymam różdżkę zaczyna mi drżeć.
- Spokojnie – słyszę głos Cole’a tuż obok mnie. – Nie masz się czego bać. Pamiętaj, że przy mnie nic ci nie grozi.
Zmuszam się do stania w miejscu. Najchętniej uciekłabym teraz i schowała się w lochach razem z Cole’m i…
Właśnie! Gdzieś tam są Jace i Rosallie, zdani sami na siebie. Jeśli zostaną ranni podczas tej bitwy, nigdy sobie tego nie wybaczę.
Naprzeciw mnie ląduje jeden z czarnoksiężników. Jak przez mgłę zauważam, że wyciąga różdżkę w moim kierunku. Oczami wyobraźni widzę zielone światło.
- Expelliarmus!
Śmierciożerca leci w tył, odepchnięty zaklęciem Cole’a. Spoglądam na niego, a nogi zmieniają mi się w kłębki waty.
- Nie… - zaczynam, ale zdanie nie chce mi przejść przez gardło. Przełykam ślinę i znów zaczynam – Nie mogę…
Tyle mu wystarcza. Rzuca jeszcze kilka zaklęć, po czym ściska mocno moje ramię i razem zaczynamy biec w kierunku lochów.
Przepraszam Rosallie.
Przepraszam Jace.
Przepraszam profesor McGonagall.
Przepraszam tato.
Zawiodłam was wszystkich. Uciekłam, choć powinnam walczyć. Jestem beznadziejna.
- Schyl się! – wrzeszczy Cole, kiedy wbiegamy do Sali Wejściowej, a tuż obok nas przemyka zielony promień.
- Expelliarmus! – Kolejny Śmierciożerca został unieszkodliwiony. Gdyby nie Cole, już dawno leżałabym martwa.
- Chodź – pospiesza mnie i razem zbiegamy po schodach. Echo niesie odgłos naszych kroków w głąb lochów. – Musimy cię ukryć i wtedy…
- I wtedy co?
Oboje zatrzymujemy się na dźwięk tego głosu. Przerażenie nagle znika. Jestem zbyt zdziwiona, żeby się bać. Ostatni raz słyszałam ten głos kilka lat temu. Kiedy odwracam się, by zobaczyć, kto wbiegł za nami do lochów, Cole błyskawicznie chowa mnie za sobą. Nie jestem w stanie powstrzymać okrzyku zdumienia, gdy spojrzenia moje i tamtego chłopaka się krzyżują.
Jest wyższy niż kiedyś. Zdecydowanie wyższy. Zielone oczy chowają się za zbyt długą grzywką białych włosów. Delikatny zarost sprawia, że wydaje się o wiele starszy niż jest w rzeczywistości. Do tego czarna szata kompletnie zmienia wizerunek chłopaka, którego znam.
Którego kiedyś znałam.
- Chris… - wyrywa mi się, a po policzkach ciekną mi łzy. – Christopher…
Chłopak uśmiecha się z chorą satysfakcją.
- Pamiętasz mnie! To dobrze, szybciej załatwimy sprawę.
- Nic nie załatwimy – warczy Cole. – Nie tkniesz jej. Nie pozwolę ci na to.
Dźwięczny śmiech Christophera roztacza się wokoło.
- Patrzcie państwo! Komuś zebrało się na zgrywanie bohatera. Możesz udawać, że nie jesteś tym, kim kiedyś byłeś, ale uwierz mi: ludzie nigdy się nie zmieniają, Cole.
Zaciskam dłonie na szacie Cole’a, patrząc na mojego brata niepewnie. Znają się? Ale to przecież niemożliwe!
- Zmieniają się – odpowiada Cole i robi krok naprzód. – Możesz zabrać sobie Mroczny Znak i wszystko, co mnie kiedyś z wami łączyło. Już was nie potrzebuję.
Oczy rozszerzają mi się w przerażeniu. Nie powiedział tego. Nie powiedział. Nie, nie, nie. Przesłyszałam się, to jedyne wyjaśnienie.
Robię kilka kroków w tył i wbijam wzrok w twarz Cole’a.
- Cole… - głos mi się łamie. Co tu się dzieje? Dlaczego? Dlaczego wszystko tak gna do przodu? – O czym ty mówisz?
Chłopak odwraca się do mnie przodem, a na jego twarzy maluje się ból. Tymczasem Chris znowu zaczyna się śmiać.
- Nie domyśliłaś się? Naprawdę jesteś tak tępa jak kiedyś. Powiedź jej, heroju.
Cole milczy. Ja również. Żadne z nas nie chce tego powiedzieć.
Moje życie rozpada się w jednej sekundzie.
Moje serce razem z nim.
Prawda niszczy całą mnie od środka.
Zapominam o wszystkim innym.
Teraz liczy się tylko jeden fakt.
Jedno cierpienie.
Jedno kłamstwo.
Cole jest Śmierciożercą.
Wybitny! | 100% | [1 głos] | |
Powyżej oczekiwań | 0% | [0 głosów] | |
Zadowalający | 0% | [0 głosów] | |
Nędzny | 0% | [0 głosów] | |
Okropny | 0% | [0 głosów] |
Jeju, świetny rozdział. Naprawde, z rozdzialu na rozdział coraz lepsze. Końcówka mnie naprawdę rozwalila. I ciesze sie, że inni mają wlasne zdanie. Tylko troche głupio, że tak szybko opuścili teren walki ale i tak świetnie. Naprawdę, brawa "D
Czekam na następne ^^