A co, jeśli całe twoje życie, to kłamstwo?
To wszystko naprawdę mnie przerasta. Mnóstwo rzeczy, których nie rozumiem. Ukrywałam się od dawna i nadal nie mam odpowiedzi na pytania. Czasami mam dość. Dość uciekania. Dość chowania się. Ale i tak nie odpuszczam, bo gdybym to zrobiła, skutki mogłyby być fatalne. Dlatego wciąż wierzę. Wierzę w lepsze jutro i w to, że już nie będę musiała się ukrywać. Trzeba czekać.
Na szczęście jest osoba, która mogłaby odpowiedzieć mi przynajmniej na część pytań. Jeśli nie ona, to nikt mi już nie pozostał.
***
Powoli staję przed wejściem do gabinetu dyrektora. Chimera łypie na mnie podejrzliwie, ale ja zachowuję całkowitą powagę.
- Fasolki wszystkich smaków - mówię pewnie. Chimera odskakuje, ukazując schody prowadzące do gabinetu. Powoli zaczynam wspinać się na górę. Albus Dumbledore to osoba, która wydaje się ostoją spokoju i wyrozumiałości. Jeśli nie zna odpowiedzi na pytania, to być może pomoże mi je znaleźć.
Staję przed ogromnymi drzwiami i stukam w nie kołatką. Po chwili otwierają się, a ja wchodzę do środka.
Gabinet dyrektora jest pełen rozmaitych rupieci. Przedmioty niecodziennego użytku zajmują chyba każdą wolną przestrzeń. Powoli podchodzę do biurka, a dyrektor podnosi na mnie wzrok znad Proroka Codziennego.
- Coś się stało, moje dziecko? - pyta spokojnie, ale znów zagłębia się w gazecie. - Nie przypominam sobie, żebym podawał ci hasło.
- Nie ważne skąd je znam - odpowiadam szybko.
- Masz rację. To nieistotne. Byłem tylko ciekawy. Z czym więc do mnie przychodzisz?
- Z pytaniami.
Dyrektor spogląda na mnie spod oprawek okularów. Jego niebieskie oczy dokładnie penetrują każdy centymetr mojej twarzy. Odkłada Proroka i kiwa głową na fotel przed sobą. Siadam na nim, nie spuszczając wzroku z dyrektora.
- Jakie masz pytania? - jego głos lekko się zmienił. Nie jest zimny, ale chłodniejszy niż wcześniej.
- Co takiego zrobiła moja rodzina, że Czarny Pan chce nas pozabijać?
Dyrektor zamyśla się na chwilę.
- Twój ojciec dopuścił się zdrady i sprzeciwił się Sama-Wiesz-Komu. Ten nie zapomina dawnych krzywd i teraz chce się zemścić.
Marszczę brwi. To wszystko wydaje mi się ciut podejrzane.
- Co takiego zrobił?
Dumbledore wygląda, jakby bił się z własnymi myślami. W końcu wzdycha przeciągle. Chyba zdecydował się powiedzieć mi prawdę.
- Pokażę ci coś.
Dyrektor wstaje z fotela i idzie w kierunku rogu pomieszczenia, gdzie stoi myślodsiewnia. Nigdy nie korzystałam z niej bezpośrednio. Kiedy o nią spytałam, dyrektor powiedział, że poznam jej moc, gdy nadejdzie czas. Chyba właśnie nadszedł.
Podążam za dyrektorem i staję obok niego. Ten szuka wśród fiolek, aż znajduje tą odpowiednią. Wlewa myśli do srebrzystej misy i nakazuje mi zamoczyć w niej głowę. Posłusznie nachylam się do przodu. Nagle przenoszę się w zupełnie inne miejsce.
***
Pusty pokój. Stół, kilka krzeseł i samotny człowiek. Mężczyzna wypatruje czegoś przez okno, jego twarz nie zdradza emocji. Ostrożnie się rozglądam i podchodzę do mężczyzny. Rozpoznaje w nim kogoś.
- Dyrektorze - mówię cicho, ale kiedy staram się go dotknąć, moja dłoń przenika przez jego ramię. Cofam się z przestrachem. Co tu się dzieje?
Gdzie gabinet? Gdzie ja jestem? Staram się pozbierać myśli, ale zamiast otrzymać odpowiedzi, otrzymuję jeszcze więcej pytań.
Nagle drzwi do pomieszczenia otwierają się i wchodzi przez nie profesor McGonagall. Jest młodsza, nie ma tylu zmarszczek, a nawet włosy są mniej siwe. Dumbledore odwraca się do niej i w świetle lampy również wygląda młodziej.
- Przykro mi - mówi cicho McGonagall. - Nie przeżyła.
Dyrektor spuszcza głowę.
- A dziecko?
- Dziewczynka żyje i ma się dobrze. Jest zdrowa.
Dyrektor kiwa głową. Nagle coś przykuwa jego uwagę za oknem. Powoli się wychylam, żeby coś zobaczyć. Na pobliskim wzgórzu materializują się postacie w czarnej mgle.
- Śmierciożercy - szepczę z przerażeniem. Dumbledore spogląda na McGonagall i razem wbiegają do sąsiedniego pokoju.
- Wiedzieli - mówi Dumbledore. - Wiedzieli, że tu będziemy.
- Wiedzieli, że ktoś tu będzie - przyznaje McGonagall. - Ale jakim cudem wiedzą o dziecku? Inaczej nie staraliby się nas atakować.
Dyrektor zbliża się do maleńkiego łóżeczka w rogu i bierze na ręce niemowlę.
- Ariana - mówi cicho i chwyta McGonagall za rękę. W trójkę znikają, kiedy dom zajmuje się ogniem.
Scena rozmazuje się i otacza mnie jedynie mgła. Rozglądam się, starając znaleźć wyjście. Po chwili moim oczom ukazuje się zupełnie inna scena.
Dumbledor stoi z niemowlęciem w ręku i dyskutuje z jakimś mężczyzną. Podchodzę do nich, żeby cokolwiek usłyszeć.
- To szaleństwo, Albusie - mówi mężczyzna. - Czarny Pan wie, że Black zginał lata temu. To zły pomysł.
- Skąd to wiesz? - pyta Dumbledore z powagą. - Może nie wie? Poza tym liczy się to, że ona nie wie - i czule głaszcze małą dziewczynkę po głowie.
- Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł?
- Twoja żona jest spokrewniona z Blackami. Na pewno zapewnicie jej większe bezpieczeństwo niż ja.
I dyrektor przekazuje mężczyźnie niemowlaka.
- A co, jeśli mała się dowie?
- I tak kiedyś będzie musiała się dowiedzieć. Jest przecież moją córką. W odpowiednim momencie wszystko jej wytłumaczę.
***
Scena znika, a ja znów jestem w gabinecie dyrektora. Po policzkach spływają mi łzy.
Okłamywał mnie przez cały czas. Wiedział, ale kłamał. Możliwe, że moi "rodzice" w ogóle nie są monitorowani przez Śmierciożerców. Że są bezpieczni i spokojni. Patrzę na dyrektora z zawodem.
- Dlaczego? - pytam cicho. - Dlaczego?
- Gdybyś została ze mną, Voldemort by cię zabił. Musiałem cię ukryć.
- Ale po co ta cała szopka? Czemu mieszkałeś w to Blacków? Nie mogłeś mnie oddać jakiejś mugolskiej rodzinie?
Dyrektor kręci głową.
- Wiedzieli, że urodziło się wśród nas dziecko. Ale nie wiedzieli czyje. Musiałem działać szybko, to była jedyna opcja. Mimo że Voldemort dawno dowiedział się o tym, że to nie jest prawdziwy Regulus, to nadal nie wiedział, że jesteś...
Spuszczam wzrok.
- Twoją córką - dokańczam za niego i upadam na kolana. Zawód, żal i rozczarowanie, gniew i smutek, to wszystko miesza się we mnie i wybucha w potoku łez. Cicho szlocham, nie mogąc przestać. Całe moje życie okazało się kłamstwem. Jednym wielkim oszustwem.
- Musiałem to zrobić. Twoja matka zgięła z mojej winy. Nie mogłem jeszcze narażać ciebie.
Dumbledore nachyla się nade mną, ale ja błyskawicznie wstaję z podłogi i wybiegam z gabinetu. Jedyne, o czym teraz marzę, to schować się pod łóżkiem i zapomnieć o wszystkim. Biegnę korytarzami, a łzy nadal płyną. Nagle na kogoś wpadam. Cole uśmiecha się do mnie zawadiacko, ale kiedy zauważa, że płaczę, uśmiech znika z jego twarzy.
- Co się stało? - pyta i czule ociera mi łzy.
- Dumbledore... On... On jest moim ojcem...
W każdym razie jest coraz lepiej, czyta się lekko, nie popełniasz błędów, które by rozpraszały, więc to duży plus. Pomysł na historię jest ciekawy, raczej niespotykany, więc chętnie będę czytać dalej, żeby dowiedzieć się, co jeszcze dla nas przygotowałaś. Powodzenia!