Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Wakacje mijają jak za rzuceniem zaklęcia. Jutro pierwszy września i początek kolejnego roku w Hogwarcie. Szkoda tylko, że to już nie jest mój dom.
Przez ostatnie dwa miesiące mieszkaliśmy z rodziną Cole'a. Chodziliśmy na spacery do lasu, spędzaliśmy dużo czasu nad pobliskim jeziorem i cieszyliśmy się słońcem. Większość czasu jednak rozmawialiśmy o tym, co robić dalej. Czarny Pan rośnie w siłę, kiedy my kompletnie nie wiemy, co robić. Kilka dni temu przyleciały sowy z listami. Nowym dyrektorem Hogwartu został Snape.
- To niedorzeczność! - oburza się Jace po raz kolejny tego dnia. - Jak mogli pozwolić, żeby ktoś taki, jak Snape...
- Podobno przyjęli nowych nauczycieli - przerywa mu Rosie i zakłada nogę na nogę. - Mówią, że to Śmierciożercy...
- Sami Wiecie Kto kontroluje Ministerstwo - mówię, a po plecach przechodzi mi nieprzyjemny dreszcz. - Nie możemy nic zrobić.
- Jedno jest pewne - odzywa się dotąd milczący Cole. - Nie wracamy jutro do Hogwartu.
Nikt mu nie odpowiada. Już dawno upierał się, żebyśmy tam nie jechali. Nie zgadzam się z nim. Powinniśmy chociaż postarać się coś zrobić.
- Zostaniecie u mnie, aż to wszystko się skończy. - Cole podnosi się z miejsca i idzie w stronę drzwi. - Nie pozwolę, by coś albo ktoś wlazł mi do domu. A teraz idźcie spać, już późno.
Rosie i Jace wstają z miejsc i wspólnie wychodzą z mojego pokoju. Kątem oka dostrzegam, że trzymają się za ręce. Przestali się kłócić i coraz częściej gdzieś się wymykają. Nie sądziłam, że kiedyś zobaczę ich, uśmiechających się do siebie.
Opadam ciężko na łóżko i zerkam w stronę zegarka. Jest pierwsza. Serce mi przyspiesza. Może jednak nie powinnam tego robić? Może lepiej z nimi porozmawiać? Nie. Odpędzam od siebie wątpliwości i zamykam oczy. Już postanowiłam. Jak tylko słońce pojawi się na horyzoncie, opuszczę ten dom. Zamierzam pojechać do Hogwartu sama i osobiście zobaczyć, jak wszystko, co stworzył Dumbledore umiera razem z nim.
Wyciągam spod łóżka kufer i zaczynam się pakować. Cole chce nas uchronić przed nadchodzącym złem. Jestem pewna, że zaopiekuje się tamtą dwójką. Ja nie mam zamiaru tutaj siedzieć i czekać, aż wszyscy inni poumierają. Jeśli już, to umrę razem z nimi. Tylko tak mogę odpłacić mojemu ojcu...
Stawiam kufer pod ścianą i wolno podchodzę do okna. Na nocnym niebie świecą pojedyncze gwiazdy. Uśmiecham się delikatnie i przyciągam dłoń do piersi. Doskonale wiem, że mogę już nigdy nie zobaczyć Rosie, Jace'a i... Cole'a. Muszę jednak się dowiedzieć, dlaczego. Dlaczego musiało się tak stać i dlaczego teraz musimy się ukrywać.
Obejmuję się ramionami i znów siadam na skraju łóżka. Nie chcę stracić kolejnych bliskich. Moim celem jest ich chronić, nawet za cenę własnego życia.
Budzę się, kiedy pierwsze promienie słońca wpadają przez lekko uchylone okno. Błyskawicznie podrywam się na nogi i nasłuchuję. Chyba jeszcze wszyscy śpią. Powoli otwieram drzwi, prowadzące na korytarz. Nie słychać nic prócz mojego szybkiego oddechu. Zanim wychodzę z pokoju, kładę na złożonej pościeli białą kopertę. Patrzę na nią chwilę, po czym opuszczam pokój. Teraz zostaje mi jedynie wyjście na podwórze bez robienia hałasu. Staram się jak najciszej znieść kufer po schodach, jest jednak zbyt ciężki. Zastanawiam się chwilę, po czym wyciągam z tylniej kieszeni dżinsów różdżkę.
- Vingardium Leviosa - szepczę, a kufer unosi się w powietrze. Oddycham z ulgą. W lipcu miałam siedemnaste urodziny, więc nie mam już namiaru.
Powoli schodzę na dół i opuszczam dom. Miałam szczęście, że nikt się nie obudził. Chcę uniknąć zbędnych pytań.
Zza czubków drzew wyłania się wschodzące słońce, które leniwie wspina się po niebie. Ostatni raz oglądam się na stare zamczysko, po czym zaczynam iść wzdłuż drogi. Nie przekraczam nawet granicy posesji, kiedy słyszę za sobą czyjeś szybkie kroki. Staję w miejscu, bojąc się poruszyć. Serce podskakuje mi do gardła. Dlaczego zawsze mam takiego pecha?
- Ariana?
Oddycham z ulgą. Odwracam się, jednocześnie starając się wiarygodnie uśmiechnąć.
- Panie Williams...
Blondwłosy mężczyzna podchodzi do mnie, a na jego twarzy widnieje zmartwienie.
- Coś się stało? - pyta, wskazując na mój kufer. - Wyjeżdżasz?
- Tak, proszę pana - w takim wypadku nie ma sensu kłamać. - Chcę dostać się na dworzec Kings Cross i pojechać do Hogwartu.
W pierwszej chwili boję się, że nawrzeszczy na mnie i każe wracać do pokoju. Pan Williams jednak uśmiecha się ciepło i sięga po mój kufer.
- I chciałaś dostać się tam na piechotę? Wybacz, ale nie mogę na to pozwolić. Podwiozę cię.
- Naprawdę? - pytam z wdzięcznością i niedowierzaniem. Jak mógł tak po prostu pozwolić mi odjechać? Mężczyzna zdaje się jednak mówić całkiem serio, bo po chwili mój bagaż ląduje w samochodzie.
- Idziesz czy nie? - pyta pan Williams ze śmiechem. Waham się jeszcze chwilę i podchodzę do ojca Cole'a.
- Dziękuję panu - mówię, wsiadając do środka i zapinając pas.
- Ależ nie ma o czym mówić. To dla mnie czysta przyjemność.
Podróż mija nam w ciszy. Ani on nie zamierza podjąć żadnego tematu, ani ja nie rozpoczynam rozmowy. Odzywa się dopiero, kiedy zatrzymujemy się na parkingu przed dworcem.
- Uważaj na siebie - mówi jedynie, po czym odjeżdża. Długo patrzę za znikającym w oddali samochodem. W ogóle nie zdziwił go fakt, że jadę do Hogwartu sama. Nie zapytał o Cole'a ani o resztę. Nawet nie wypytywał mnie, czemu wyszłam o tak wczesnej porze. Gdy samochód kompletnie znika mi z oczu, ruszam w kierunku głównego budynku dworca. Pogrążona w myślach wchodzę na peron dziewiąty. Strasznie boję się tego, co mogę zastać na peronie 9 i 3/4. Czy atmosfera w jakiś sposób się zmieni?
W końcu zatrzymuję się przed murkiem między dziewiątym a dziesiątym peronem. Biorę głęboki wdech i biegnę ku ścianie z cegieł. Kiedy otwieram oczy, jestem już po drugiej stronie. Na peronie jest niemal zupełnie pusto. Sprawdzam godzinę na zegarku. Jest 7:20. Szlag. Dlaczego jestem tak wcześnie?
Powoli podchodzę do jednej z ławek i siadam na niej, szczelniej otulając się bluzą. Obserwuję starszego mężczyznę, który miarowo porusza miotłą. Wpatrzona w ten ruch, niemal natychmiast zasypiam.
Ze snu wyrywa mnie gwizd pociągu. Rozglądam się dookoła z przestrachem. Na peronie jest gwarno i tłoczno jak zwykle. Pierwszoroczni z uśmiechem biegają we wszystkie strony, jednak na twarzach starszych uczniów widać niepewność lub nawet strach. Dostrzegam kilka znajomych twarzy w tłumie. Postanawiam jednak nie zwracać na siebie uwagi i w ciszy kieruję się ku wejściu do pociągu. Nagle jednak czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
- Hej, piękna - mówi barczysty brunet, uśmiechając się wrednie. Znam go, to kapitan ślizgońskiej drużyny Quidditcha. - Odprowadzić cię?
- Poradzę sobie - odpowiadam beznamiętnie, próbując się wyszarpnąć z uścisku chłopaka. - Dzięki za propozycję.
- Chyba się nie zrozumieliśmy - śmieje się chłopak, mocniej zaciskając palce na moim ramieniu. - To nie była propozycja.
- Tym lepiej - ten głos mnie paraliżuje. - Mam przynajmniej powód, żeby ci dokopać.
Cole odwraca Ślizgona w swoją stronę i wali go pięścią w twarz. Ten zatacza się w tył i upada na ziemię. Przechodzący obok uczniowie zatrzymują się na chwilę i bojaźliwie przyglądają się Gryfonowi. Cole jednak całą swoją uwagę skupia na mnie.
- Cole, ja... - zaczynam, ale przerywa mi czyjś krzyk.
- Ari!
Po chwili Rosie rzuca mi się na szyję, a Jace z uśmiechem klepie po plecach.
- Och, Ari. Jak mogłaś tak po prostu odejść? Czytaliśmy list. Naprawdę chciałaś to wszystko zrobić sama? - Rosallie wydaje się być zawiedziona i zmartwiona jednocześnie.
- Ja... nie chciałam was narażać - tłumaczę się, a mój wzrok cały czas ucieka w stronę Cole'a. Wciąż się we mnie wpatruje, ale nie jestem w stanie odgadnąć, o czym myśli.
- Stara śpiewka - Jace zbywa moje wytłumaczenie i uśmiecha się złośliwie. - Chciałaś sama dopaść Snape'a, zgadza się?
Widząc uśmiechniętą twarz Jace'a zaczynam się śmiać.
- Dokładnie tak. Chciałam przejąć władzę w Hogwarcie i podbić świat - mówię ze śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne - wtrąca Cole i podchodzi do mnie. Teraz dopiero widzę, jak bardzo jest zły. - Dlaczego to zrobiłaś? Mieliśmy zostać w moim domu. Dlaczego nie posłuchałaś?
- Nie mogłam pozwolić, żebyście też się narażali - zaczynam się tłumaczyć. - Nie wybaczyłabym sobie...
- A myślisz, że ja tak?! - Cole niemal krzyczy. Przez chwilę zdaje mi się, że widzę w jego oczach... łzy? - Gdybyś wyjechała i nie wróciła... Nie potrafiłbym dłużej żyć w takim świecie.
- Cole. - Wyciągam do niego dłoń, a on chwyta ją i przyciąga mnie do siebie. Czuję na policzku jego oddech, który delikatnie mnie łaskocze.
- Kiedy w końcu do ciebie dotrze, jak bardzo mi na tobie zależy?
Nie mogę oddychać. Cole zabiera cały tlen z moich płuc, a ja stoję, nie mogąc się poruszyć.
- Ari... Kocham cię.
Mówi to tak cicho, że ledwie udaje mi się coś zrozumieć. Moje serce i jego biją tak szybko, że po chwili sama nie wiem, które bije w mojej piersi.
Te dwa słowa uświadamiają mi bardzo ważną rzecz. To ON zawsze sprawiał, że mogłam się śmiać. To ON robił wszystko, żebym była bezpieczna. To ON sprawia, że żyję. Dla NIEGO.
Wybitny! | ![]() |
100% | [1 głos] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Zadowalający | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Jejku, Cole jest taki słodki. ;D Nie przepadam za bohaterami, którzy się umartwiają, tak jak próbuje to robić Ariana, więc nie kibicuje jej, ale Cole jest świetny i mogłabym o nim czytać i czytać. Trochę zdziwiło mnie podejście jego ojca, mimo wszystko na moje powinien skontaktować się z synem i zawiadomić go, że zawiózł Ari na dworzec... chociaż żeby się chłopak nie martwił, w końcu pan Williams nie wiedział nic o zostawionym liście. Dziwi mnie też bierność Jace i Rosie, którzy niczym bezmózgie mątwy (wybacz za porównanie) zgadzają się na wszystko, co Cole zarządzi. Nie wracamy do szkoły? No dobra. Jedziemy jednak na dworzec po Arianę? Okej. Rozumiem, że oni są raczej tłem w tej historii, ale jakąś wolę powinni czasem mieć.
Poza tym miałaś kilka błędów ortograficznych, szczególnie trudność sprawia Ci chyba różnica między "ż" a "rz". U nas takie błędy są podkreślane, więc proszę, zwróć na to większą uwagę ;D