Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z Ronem wybierają się do Australii, aby odszukać rodziców Hermiony i przywrócić im ...
>> Czytaj Więcej
Przesłuchanie trwało pół godziny. Za mało, żeby dowiedzieć się tego, co najważniejsze. Jednak uzdrowicielka stanowczo odmówiła rozmowy dłuższej niż dwa kwadranse.
„Oliver i tak nie skupi się przez tyle czasu. Wrócimy do tego jutro” oznajmiła, nie pozostawiając pola do dyskusji.
Mike nie dyskutował. Na razie musiał przetrawić to, o czym do tej pory się dowiedział. Sama śmierć Helen już dostatecznie nim wstrząsnęła, informacja o dziecku w studni tylko pogłębiła ten stan zagubienia… a teraz jeszcze okazało się, że chłopiec trafił tam właśnie z jej polecenia.
Agnes skomentowała to w prosty sposób. „Chora baba” rzuciła do pozostałych, ale Mike nie potrafił się z nią zgodzić. Być może prezentował tym wyjątkową naiwność, ale wierzył, że Helen nie zrobiła tego dla kaprysu.
Mimo to zmuszenie chłopca do wejścia do studni nie miało sensu. Mogła go ukryć pod łóżkiem, w szafce, na strychu, pod podłogą. Zresztą, skoro Oliver dotarł aż na skraj polany, dałby radę dotrzeć również do lasu.
Jeszcze ten potwór.
Zaklął pod nosem, przechodząc przez kolejny szpitalny korytarz. Głowa niemal pękała mu od ilości myśli. W dodatku czekała na niego wizyta w oddziale patologicznym.
Nie spodziewał się wielkich odkryć, ale skoro i tak zawitał w szpitalu… w końcu trupy badano tylko kilka pięter niżej. Z tego faktu niewiele osób zdawało sobie sprawę, ale przecież nikt nie wpadał tam w odwiedziny. Kto lubił brodzić w rzece umarłych, przecież to nic przyjemnego. Żadne zaklęcia nie mogły zatrzymać specyficznego smrodu, który unosił się nad ciałami.
Pracowników oddziału patologicznego nazywano uzdrowicielami, chociaż zdrowia tam nie przywracali. Strój nosili typowy dla zawodu wykonywanego w Mungu, z tym że wyróżniały ich czarne maski na ustach. Zupełnie jakby martwi czarodzieje wydzielali toksyczne substancje, przed którym musieli się chronić.
Mike podszedł do kobiety o pociągłej twarzy i ostrych rysach, której oczy wyrażały czystą niechęć – nie tylko wobec Mike’a, ale też pracy, oddziału, szpitala i pewnie całego świata.
– Tak? – jej głos nie okazał się tak niesympatyczny jak buzia.
– Mike Rogers, Katera Główna Aurorów. – Pokazał odznakę. – Potrzebuję informacji o Helen Watterson, wczoraj przywieźli ja na wasz oddział.
– To sprawa Klarka Benoffa. Zaprowadzę cię.
Poszli razem przez długi, wąski korytarz. W pomieszczeniu panował półmrok, zupełnie jak w starym psychiatryku. Było czysto, nawet bardzo, ale Mike i tak czuł swąd trupa, jakby ktoś położył mu pod nos gnijące mięso.
Weszli do pomieszczenia numer trzy, a tam przywitał ich mężczyzna w średnim wieku. Miał ogoloną głowę, ale siwizny nie ukryły brwi i gęste włosy na rękach. Nawet wyraz jego twarzy upodabniał go do starego profesora, który całe życie spędził na szlifowaniu własnych teorii.
– To Mike Rogers, z biura aurorów. Upoważniony – wyjaśniła krótko kobieta, po czym wyszła.
– Proszę chwilę zaczekać, panie Rogers. – Klark Benoff zniknął za parawanem, a Mike zaczął rozglądać się po gabinecie. Skrzywienie zawodowe.
Nie zawitał w tej części szpitala po raz pierwszy – wielokrotnie odwiedzał ich „sale badawcze”. Młodych aurorów zazwyczaj wysyłano tam po odbiór dokumentacji.
Pozornie wszystkie pomieszczenia wyglądały identycznie – sterylnie, schludnie i zimno. Tylko szczegóły odróżniały je między sobą. Tym razem była to obecna na półkach kolekcja podręczników. Oczywiście książki nie stanowiły tu żadnej nowości. Jednak te pochodziły sprzed prawie pięćdziesięciu lat i były perłą wśród ksiąg o zakazanych praktykach leczniczych.
– Zapraszam, panie Rogers. – Klark Benoff wyszedł zza parawanu i przywołał Mike’a do siebie ręką.
Za zasłoną, zgodnie z przewidywaniami aurora, zobaczył salę badawczą. Na samym środku pomieszczenia leżała Helen – otoczona znakiem dwunastu kręgów, który ochraniał ciało przed zmianami od momentu śmierci, przez cały czas badania.
Dlatego Helen wyglądała niemal tak samo jak dnia poprzedniego. Jej skóra w tym świetle jakby pożółkła, ale poza tym nic się nie zmieniło. Poza tym, że była naga, a jej ciało zakrywał cienki, biały materiał.
To właśnie ten materiał odróżniał Benoffa od innych w oddziale. Wszyscy do tej pory poznani przez Mike’a uzdrowiciele nie zawracali sobie tym głowy.
– Mówią, że po śmierci duszy ciało jest tylko skorupą – powiedział Klark Benoff. – Jednak ta skorupa ma ogromne znaczenie dla naszych wspomnień. Pokazując jej nagość, nie ją bym odarł z godności, lecz nas.
Podszedł do kręgu i pochylił się nad zmarłą.
– Kiedy nastąpił zgon? – zapytał Mike. Wierzył, że działanie zgodne z procedurą ukryje niechciane emocje.
– Trzydzieści sześć godzin temu – odpowiedział mu równie rzeczowo uzdrowiciel.
– To ponad dobę przed przybyciem aurorów. Przyczyna?
– Wygląda na klasyczne zaklęcie uśmiercające. Potrzebuję więcej czasu na raport.
– Czyli prawdopodobnie zamordował ją czarodziej? – nie powstrzymał nuty zdziwienia w jego głosie.
– Dokładnie. Ślad magii widoczny jest na piersi. Ofiara stała przodem do sprawcy, musiała go dobrze widzieć. Brak oznak walki.
– Słucham? Dom został zniszczony, ona sama nosiła wiele ran, musiała walczyć!
– To pan, panie Rogers, jest od oceny zbrodni. Ja tylko panu mówię, że na ofierze nie widać śladów walki bezpośrednio poprzedzającej zgon. Te rany, o których pan mówi, pojawiły się wcześniej.
– Kilka godzin wcześniej?
– Prawdopodobnie.
Mike spróbował uspokoić oddech i wrócić do procedury.
– Ślady zaklęć?
– Poza tym jednym urokiem nie widzę. Jednak te mogą wyjść w ciągu siedmiu dni.
– Jakieś inne pozostałości? Odciski? Naskórek, włos?
– Nic.
– Kiedy dostanę raport?
– Wstępny za osiem dni, podsumowujący za trzydzieści.
– Coś poza schematem?
Uzdrowiciel poprawił okulary na nosie, pogrążając się w zadumie.
– Niewiele. Ofiara nie zamknęła oczu przed śmiercią, mimo że nie nastąpił atak z zaskoczenia. Poza tym jej ciało jest w doskonałej kondycji. Dobrze jadła, dużo ćwiczyła, szczególnie gimnastykę. Nie znalazłem żadnych ukrytych chorób, trucizn. To okaz zdrowia… tylko jedna rzecz mnie niepokoi.
– Tak? – Mike zmrużył oczy.
– Znalazłem pewne braki w przepływie zdolności magicznych. Nie mam pojęcia, z czego wynikają. To może być jakieś bardzo stare zaklęcie albo eliksir, bo mutacje są ledwo widoczne. Jednak nie da się ich określić ani do niczego przyrównać. Właściwie odkryłem je przypadkiem.
Mike nie odrywał spojrzenia od twarzy Benoffa, walcząc z mętlikiem w głowie. Mutacje zdolności magicznych? O czym uzdrowiciel w ogóle mówił?
Helen… w jakie bagno się wplatała… i dlaczego teraz, kiedy została matką? Plotki o jej romansie okazały się prawdziwe. Tylko gdzie w tym wszystkim ojciec chłopca?
Doskonale pamiętał tę aferę.
Raptem trzy miesiące po ich rozstaniu nagle, bez ostrzeżenia, podeszła do niego na środku korytarza i pocałowała. Mocno.
Nigdy wcześniej tego nie zrobiła. Ich spotkania były spokojne, otulone milczeniem, wdychaniem zapachu swojej obecności. Nie chodzili za rękę, nie mówili o sobie „mój chłopak moja dziewczyna”. Nie chciała od niego kwiatów, a on nie próbował jej zmienić. Lubił ją właśnie taką. Była blisko, nawet gdy nie dawała tego po sobie poznać.
Była… nieoczywista.
Jako siedemnastolatek nie miał w sobie dość cierpliwości, żeby nieustannie rozplątywać supły na ich związku. W pewnym momencie ich relacja po prostu go zmęczyła. Po zerwaniu żałował, ale ona przestała go dostrzegać.
Jednak tamtego dnia go pocałowała, chociaż już nic ich nie łączyło.
„Teraz to nic nie znaczy” szepnęła wtedy do jego ucha i uciekła, ulotna jak podmuch wiatru.
Po przerwie świątecznej już nie wróciła do szkoły.
Jej koleżanka powiedziała, że Helen trafił amor i uciekła. Inni powtarzali plotki o wyrzuceniu jej ze szkoły z powodu romansu i wpadki. Bez względu na to, czy tę historię przedstawiano jako najlepszy romans czy wielki skandal, Mike nie potrafił ukryć rozczarowania. W końcu ona tak łatwo przeniosła uczucia na kogoś innego, a on wciąż o niej myślał. W dodatku to wszystko była jej wina – bo postanowiła odgrzebać to zakochanie, przypomnieć o sobie, kiedy on już zaakceptował ich koniec.
Tak jak teraz. Już wymazał ją z pamięci, a ona wróciła. Tylko tym razem nie potrafił pozbyć się wrażenia, że coś schrzanił.
Na miejscu zbrodni pracowało trzech aurorów, dwóch techników i jakiś palant z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Mike znał ich wszystkich, ale w pierwszej kolejności odnalazł Jeroma.
– Coś nowego? – zapytał, trzymając ręce w kieszeniach.
– No a jak! – zaśmiał się Jerome i dmuchnął mu w twarz dymem papierosowym. – Drugiego trupa znaleźli.
– Co?! Gdzie?
Jerome wskazał ręką na studnię.
– Tam dalej jest piaskownica. – Zaczęli iść przez polanę, zostawiając za dobą głębokie ślady w błocie. – Duża, przy stawie. Gość leżał tam w syfie. Obsrany i zaszczany, nie wiem, jakim cudem smród do nas wczoraj nie dotarł.
– Avada Kedavra?
– Co ty! Rozszarpany, jak przez wilkołaka. Dla mnie to zajebało go to gówno, co biegało po polanie. Patolce już go zabrali.
Dotarli na miejsce w kilka minut, mijając po drodze całą ekipę śledczą. Zimny deszcz kapał na ich głowy – na tyle rzadki, że nie opłacało się wyciągać parasola, na tyle gęsty, że psuł wszystkim nastrój.
Nad stawem czekał na nich otoczony czerwoną taśmą teren. Ofiary tam nie było, ale na piasku narysowano kształt ułożenia ciała, otoczonego przez wciąż widoczne ślady krwi.
– Mike? – Jerome zapalił kolejnego papierosa, ignorując teatralne westchnięcie kolegi.
– No? – burknął, odganiając ręką dym.
Spojrzał na Jeroma, ale on odwrócił głowę, jakby zakłopotany. Przez długą chwilę zbierał myśli, jakby wahał się, czy w ogóle zacząć temat.
– Jerome? – ponaglił go zniecierpliwiony. – No…
– Znałeś tę kobietę, nie? – wypalił w końcu, bez ostrzeżenia.
Mike próbował udawać nieporuszonego, ale już na starcie mu nie wyszło. Nie musiał pytać, skąd wiedział. Jerome należał do najbardziej obiecujących aurorów i chociaż nie sprawiał takiego wrażenia, widział wszystko.
Okłamywanie go nie miało żadnego sensu. Jedyne, o co chciał zapytać to… dlaczego teraz?
– Tak – odpowiedział, patrząc podejrzliwie na Jeroma.
– Powinieneś odsunąć się od sprawy. Wiesz o tym.
– Ty byś tak zrobił? – Mike zmrużył oczy.
– W życiu. Dlatego cię nie wydam, ale pod warunkiem, że sam nie podejmiesz żadnej durnej decyzji. Jedna wtopa i leci raport do szefa – skończył ostro, niemal karcąco.
– Dobra. – Wywrócił oczami. – Zabierajmy się do roboty.
Pochylił się nad magicznie zaznaczonym kształtem, a chwilę później dołączył do niego Jerome.
Badanie śladów nie wyglądało jak w ekscytujących książkach o szpiegujących. Zazwyczaj polegało na żmudnym pisaniu i przeglądaniu w kółko tych samych raportów.
Tak było tym razem. Czas trwania śledztwa prawdopodobnie wydłuży się do kilku tygodni, jeśli nie miesięcy. Na wyniki badań drugiej ofiary muszą poczekać do jutra. Przeszukanie domu zajmie co najmniej dziesięć dni i to tylko jeśli Helen kiepsko ukryła swe tajemnice. Przesłuchanie chłopca to tylko dodatkowy wysiłek.
Z drugiej strony w sprawę zaangażował się sam Harry Potter, a z nim wszystko szło trzy razy szybciej. Dlatego kiedy osiem dni później zwołał grupę śledczą do gabinetu, wstępne raporty nie tylko były gotowe, ale i sto razy przeczytane.
– To chaotyczny, ale bardzo silny atak – tłumaczył Jerome. – Ten potwór, czymkolwiek był, dał radę nie tylko zabić tego mężczyznę, ale wyrzucił go daleko poza miejsce zdarzenia.
– Sprawdziliście jego różdżkę? – zapytał Potter.
– Pozostałości prostych zaklęć. To nie on zabił Helen Watterson.
– Tego nie możesz być pewien. Wiemy, kto to?
– Nie. Nie widnieje w żadnym spisie. To pewnie jej krewny, znajomy albo kochanek. Sąsiedzi nie widzieli jej z żadnym mężczyzną, ale przecież mogła go dobrze kryć. Oddział patologiczny twierdzi, że miał korzenie arabskie. Skontaktowaliśmy się z tamtejszym Ministerstwem Magii, ale…
– Mógł pochodzić nawet z najmniejszej wyspy na Pacyfiku – dokończył szef. – Kiedy pogrzeb Helen Watterson?
– Jutro – odpowiedział Mike. – Jutro w południe.
– Pójdziesz tam, Mike. Obserwuj dokładnie, kto się na nim pojawi. Sprawca dużo by ryzykował takim krokiem, ale nie możemy wykluczyć bezczelności.
– A chłopiec? – zapytał Jerome. – Helen Watterson to jego matka.
– Im dłużej utrzymamy jego odnalezienie w tajemnicy, tym lepiej dla nas… i dla niego. Poza tym, widok martwej matki w niczym mu nie pomoże. Niech Agnes nie spuszcza go oczu. Jerome?
– Tak, szefie?
– Obejmujesz dowodzenie. Składaj mi raporty raz w tygodniu. Możecie iść.
Mike pierwszy opuścił gabinet. Musiał się przygotować do ceremonii, w której i tak chciał wziąć udział. Nie stworzył na razie żadnego planu, ale w zaciszu domowym na pewno pójdzie mu lepiej.
Wyszedł z biura, udając się wprost do holu. Spotkał po drodze kilku znajomych pracowników, a w windzie minął samego zastępcę Ministra Magii – Samuela Norintona.
W gruncie rzeczy nie wiedział o nim zbyt wiele, chociaż ten mocno wstawił się za nim podczas rozmowy wstępnej przy przyjęciu na szkolenie aurora. Od tamtej pory wymieniali uprzejmości, ale na tym ich znajomość się kończyła.
Samuel Norinton był tą osobę w ministerstwie, która kontrolowała działania aurorów z politycznego punktu widzenia i jeśli wysiadał na tym piętrze, to pewnie miał spotkanie z szefem... a skoro miał spotkanie z szefem, to Harry Potter będzie musiał wyjechać na jakąś delegację. Czyli będą dziesięć razy dłużej czekać na wszystkie pozwolenia. Idealny czas.
Mike nie znał się na ludziach. Mimo to wiedział, że jeśli w kimś nie dostrzegał fałszu, to znaczyło tylko tyle, że grał w słabszej lidze i prawdopodobnie mocno oberwie.
W Helen też nie dostrzegał niczego podejrzanego… a teraz proszę – jego była dziewczyna wplatała się w wielkie bagno, a teraz miał iść na jej pogrzeb.
Postanowił zjawić się na ceremonii w ubraniu cywilnym. Sprawca, o ile w ogóle się pojawi, będzie spodziewać się aurora wśród obecnych. Grunt, to nie ułatwiać odnalezienia przedstawiciela Ministerstwa Magii. Poza tym, przecież jego obecność w tamtym miejscu wykraczała poza obowiązki służbowe.
Dlatego przygotował dla siebie ciemne spodnie i sweter, żeby wmieszać się w tłum. Przez całą drogę do domu zastanawiał się, ile osób przyjdzie na pogrzeb samotnej czarownicy. Z tym pytaniem zasypiał… a następnego dnia już znał odpowiedź.
Dla Mike’a, cechą pochówku zmarłych było to, że zazwyczaj ostatnie pożegnanie trwało w otoczeniu pięknej pogody. Jakby na złość rozpaczy, słońce parzyło czarne kapelusze, wysuszało wieńce… ale tym razem było inaczej.
Na cmentarzu zrobiło się jakby ciemniej, kiedy tylko zamknięto drewnianą trumnę, w której leżała Helen. Do uszu obecnych docierał dźwięk grzmotów, a na niebie co kilka chwil jaśniały błyskawice. Kiedy kapłan odczytywał pisma, ziemia wilgotniała pod wpływem spadających ciężkich kropel deszczu. Wiatr zacinał policzki, porywał kwiaty, przewrócił namiot.
Ludzie mieli dość. Wszyscy, a było ich ponad pięćdziesiąt. Sąsiedzi, znajomi ze szkoły, mnóstwo obcych twarzy, które z jakiegoś powodu chciały zobaczyć, jak dwudziestotrzylatka znika w ciemnym dole. Tak bardzo, bardzo samotna.
Ludzie mieli dość, a jednak zostali. Chociaż ich twarz piekła, skóra na rękach cierpła, buty przemokły. Stali tam razem z Mikem, próbującym się skupić. Obserwującym z ukrycia obecnych. Unikającym emocjonalnego zaangażowania, bo przecież Helen to tylko kolejna ofiara okrutnego morderstwa.
W końcu kapłan zamknął księgę, pozwolił zatopić trumnę pod pokrywą mokrej ziemi i odszedł, a za nim zaczęli rozchodzić się pozostali, szepcząc o młodziutkiej dziewczynie, która skończyła życie, zanim je porządnie zaczęła.
Tylko jeden mężczyzna wciąż stał przy grobie, chociaż jego jasne jak słoma włosy przykleiły się do twarzy. Chociaż zimne krople zalewały piegowatą buzię. Nawet czarny płaszcz stał się trzy razy cięższy przez nasiąkniętą wodę. Ten mężczyzna uklęknął na ziemi, brudząc ubranie i dotknął dłonią delikatnego, choć mokrego materiału, który otaczał ciemny, ciemny dół.
Potem odwrócił się i spojrzał prosto na Mike’a. Jego oczy były czarne jak nocne niebo. Czarne i przenikliwe, a mimo to młody auror nie mrugnął ani razu. Szukał rozwiązania zagadki, której treści nawet nie znał.
Ktoś go popchnął. Z ust starszego pana wyleciało krótkie „przepraszam”, a kiedy Mike spojrzał ponownie na grób, mężczyzny już nie było.
Skupie sie nad tematem ficku, a nie sposobie i stylu pisania.
Cos mi sie widzi, ze chlopiec jest synem Mike'a. Takie odnosze wrazenie po wzmiance o pocalunku Helen. Rozeszli sie, potem ona zorientowala sie, ze jest w ciazy i w przyplywie uczuc (smutku, porazki czy czegos podobnego) pocalowala go i zeby nie obudzic podejrzen powiedziala, ze to nie ma znaczenia.
Nie mam pojecia jak traktowac mezczyzne z koncowki. Czy to ktos zly czy wrecz przeciwnie (zly to byloby za proste)
Akcja posunela sie do Przodu, mamy wyniki analiz i skreca mnie z ciekawosci co dalej...?