Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z Ronem wybierają się do Australii, aby odszukać rodziców Hermiony i przywrócić im ...
>> Czytaj Więcej
Poczuł okropne zimno… takie, które poprzedzało całonocne wymioty, najczęściej po wypiciu wiadra ognistej whisky albo eliksirów uśmierzających ból.
Trup. Trup. Trup.
Nie potrafił tego przetrawić. Ta informacja ciążyła mu w żołądku jak porośnięty pleśnią obiad, najchętniej by się jej pozbył, ale organizm za wszelką cenę chciał ją przyswoić. Chciał, ale nie mógł… bo na świecie działała jakaś organizacja, która wykopywała z ziemi trupy, setki trupów. T-r-u-p-ó-w.
– Najlepsze naczynie – rzekła gorzko kobieta. – Ciało bez konkurencyjnej duszy, najlepiej młode, zdolne, silne. Takie jak siostry Howarda.
Jego umysł wypełniły szalejące myśli. Jak daleko się posunęli ci…. porąbańcy? Tylko zbierali to, co już umarło… a może sami pozbawiali życia, żeby zachować ciało w jak najlepszej kondycji? Dokąd sięgały ich…. co właściwie?
„Eksperymenty wykonuje się dla samej idei odkrywania. Ludzie poświęcają życie dla nazwania pierwiastków, uwarzenie eliksirów, które nigdy nikomu się nie przydadzą. Chodzi o zaspokojenie własnej ciekawości…”
Tylko tyle? Miał to zaakceptować? Śmierć tylu ludzi, tylu DZIECI, żeby zaspokoić ciekawość? Żeby stworzyć coś, co nigdy nikomu się nie przyda, by proceder dzielenia duszy miał nazwę, by mógł wzbudzać strach?
Zacisnął zęby na dolnej wardze, niemal jej nie przegryzając. Jednak ten ból powstrzymywał go przed irracjonalnym działaniem, wyrzutem emocji prowadzącym do niczego tylko jeszcze większej złości.
– Udało nam się odnaleźć ich kryjówkę – kontynuowała kobieta. – Uwierzcie, nie chcielibyście tego zobaczyć. Tego cierpienia… rozpaczy duszy, która została zamknięta w obcym ciele. Przerwaliśmy ich ceremoniał, ale części udało się uciec.
– Jak znaleźliście Helen? – zapytał Mike i sam nie poznał swojego głosu.
– Dostaliśmy cynk od osoby, która została wykorzystana tak jak my. Nie chciała dołączyć do naszej organizacji, ale anonimowo nas wsparła. Sprawdziliśmy informację i dotarliśmy do przedostatniego rozszczepieńca. Jego dusza okazała się jednak nieobliczalna, zamordowała jednego z naszych.
– Teraz wszystko się zgadza – wtrąciła Lily. – Chcieliście zniszczyć duszę już w domu Helen Watterson, ale nie daliście sobie rady. Drugi raz nie zaryzykujecie, bo miejsca pilnie strzeże biuro aurorów. Wbrew pozorom łatwiej było porwać chłopca, bo doskonale wiecie, że w pewnych okolicznościach jego dusza sama go odnajdzie.
Mike przesunął się w bok i mógł zobaczyć kształt rudych włosów i połowę twarzy Lily, a niedaleko niej cień, należący do osoby, czyjej obecności nikt do tej pory nie wyczuł.
– Jeśli chłopiec znajdzie się o krok od śmierci, uściślając. Jak bardzo go zraniliście?
Kobieta odwróciła głowę, zdenerwowana.
– Ten dzieciak już dawno utracił swoje człowieczeństwo. Śmierć to i tak najlepsze, co może go spotkać.
– Ładne usprawiedliwienie – rzekła Lily bez cienia ironii. – Interesuje mnie jednak coś innego. Całe przedsięwzięcie przygotowaliście wcześniej, ale auror, która pilnowała chłopca zdążyła wam napsuć krwi. Kiedy ją zabiliście, nie mieliście nawet czasu jej zakopać, choćby ukryć ciała. Dlaczego więc teraz z nami rozmawiacie? Co poszło nie tak?
– Auror? – Kobieta uniosła brwi.
Mike dostrzegł, jak cień obok Lily zaczyna się poruszać, więc sam wyswobodził ręce z uścisku drutów. Krew pociekła mu po dłoniach, ale na szczęście nie zwróciło to niczyjej uwagi.
– Znajdziemy inny sposób – odezwał się mężczyzna, nie zwracając uwagi na swoją partnerkę, która nagle stała się jakby zagubiona.
– Nie znajdziecie – rzucił Mike, pokazując im swoje uwolnione dłonie. – Nie zabijecie już nikogo więcej.
Kobieta automatycznie rzuciła w jego stronę urok, ale zdążył w porę odskoczyć. To zmusiło do ataku jej towarzysza, czego właśnie Mike oczekiwał.
Kiedy silna pięść uderzyła go w szczękę, a kolejne zaklęcie, tym razem spowalniające, trafiło prosto w ramię, z cienia wyskoczył Jerome, atakując przeciwników w plecy. Siła jego uroku była tak obezwładniająca, że Mike’owu zdrętwiały palce i już po chwili dwójka oprawców leżała na ziemi, pozbawiona przytomności.
Jerome pomógł mu wstać, ale wyglądał przy tym, jakby chciał go zabić. Jeszcze nigdy nie biła od niego taka wściekłość. Chłodna, zupełnie inna niż ta Mike’a, a jednak paraliżująca.
– Agnes – zaczął Mike, powoli wracając do siebie po zaklęciu. – Czy ona…?
– Lily – powiedział hardo Jerome. – To, co mówiłaś…
– Tak – odparła bez ociągania. – Dusza instynktownie przybędzie na ratunek, jeśli źródło znajdzie się o krok od śmierci. To jedna z zalet podziału duszy, przynajmniej wedle zapisów w tej książce, którą znalazł Mike. Powodem, dla którego ta konkretna dusza się nie zjawiła, to zaklęcie przyzwania, które ją związało. Bez uruchomienia znaku, nie ma szans na odnalezienie swojego źródła…
– Ale to nie zmienia faktu, że prawdopodobnie chłopcu grozi coś o wiele gorszego niż porwanie. – Jerome odwrócił się do Mike’a. – Rozumiesz? Musicie odnaleźć dzieciaka i utrzymać go przy życiu. Wezwę uzdrowicieli i aurorów, tylko najpierw muszę rozwalić tę bańkę, w której siedzimy. To może trochę potrwać, ale… nie ma żadnego ale. Nie traćmy czasu, zostawiam tych popaprańców z wami.
Wybiegł z pomieszczenia, a Mike zabrał kobiecie różdżki jego i Lily. Zaraz potem ocucił mężczyznę i zanim ten zdążył cokolwiek zrobić, rzucił:
– Imperio.
„Pokaż mi, gdzie jest chłopiec”
– To zaklęcie niewybaczalne – skomentowała Lily.
– Donieś na mnie – prychnął Mike. – Jeśli w ten sposób ocalimy jego życie, mogę nawet trafić do Azkabanu. Prowadź!
Mężczyzna skierował się w stronę wyjścia, a on poszedł za nim. Niechętnie jego śladem ruszyła także Lily.
Okrążyli schron, aż trafili na ciężką, kanałową płytę. Po jej odsunięciu czekał na nich ciemny tunel, do którego czeluści zapraszała stalowa, przerdzewiała drabina.
Weszli do środka, powoli pogrążając się w ciemności. Było tam cholernie ciasno i duszno, ale na szczęście podróż nie trwała długo. Po kilku minutach dotarli na dno, a po przejściu dwóch wąskich korytarzy znaleźli się w dużej sali, oświetlanej przez rzędy świec.
Na całej posadzce rozrysowano liczne znaki, w większości tworzące bariery albo klatki. W samym centrum leżał chłopiec, otoczony przez srebrne krucyfiksy i metalową siatkę.
Lily ruszyła mu na pomoc, ale ją zatrzymał.
– Nie dostaniesz się tam tak łatwo. Musimy najpierw zneutralizować pułapki.
Kiwnęła głową i od razu zabrała się do pracy.
Nigdy jeszcze łamanie klątw nie szło mu tak dobrze. Unicestwiał jedną za drugą, a przy pomocy Lily po dziesięciu minutach mieli z głowy już połowę z nich. Mimo to czuł, że działają za wolno, że tracą zbyt wiele czasu. W miarę, jak zbliżali się do Olivera, mogli dostrzec jego trupiobladą twarz i siniejące palce.
– Jeszcze tylko trochę – wydyszał i rzucił kolejne zaklęcie, które rozświetliło całą salę i złamało kolejną pieczęć.
Lily dotarła do chłopca jako pierwsza. Zaczęła sprawdzać jego puls, ale po chwili oparła się na łydkach i zaklęła.
– To trucizna, Mike! – zawołała, a w jej głosie po raz pierwszy usłyszał panikę. – Nie znam jej. Cholera, nie znam jej w ogóle!
Podbiegł do niej i padł na kolana, by dotknąć chłodnego policzka Olivera. Wyglądał niemal tak samo, jak kiedy go widział ostatni raz. Gdyby nie ta bladość, gdyby nie…
– Lily, zapytaj tego gnoja o antidotum – rozkazał jej, a ona nie wahała się.
Podeszła do mężczyzny, który siedział kilka kroków dalej i kołysał się w przód i w tył.
– Gdzie jest…
– Nie ma – wyjąkał. – Gdyby istniało, moglibyśmy się wycofać… a nam nie wolno.
Uderzył go otwartą dłonią w twarz, a potem kolejny. Nie była to jednak forma zemsty, a jedynie przywołania go do porządku.
– ANTIDOTUM!
– Nie ma – wydukał ponownie. – Nie…było… NIE-BĘDZIE.
Mike rzucał wszystkie znane mu zaklęcia, którymi mógł powstrzymać działanie trucizny. Jednak ta wdarła się do serca chłopca i powoli spowalniała jego pracę.
Chłopak gasł na jego oczach.
– Oni nie zdążą na czas…
Ta świadomość była nie do zniesienia. Paliła każdą część jego ciała jak rozgrzany do białości metal… tego nie dało się zaakceptować. Po prostu nie. Jak niby miałby pogodzić się z tym, że w całym zadaniu nawet tej jednej małej rzeczy nie potrafił zrobić? Po co został aurorem, skoro uratowanie jednego dziecka wykraczało poza jego możliwości?
– Oni nie zdążą na czas – powtórzył i uderzył pięścią w posadzkę. Potem jeszcze raz, o wiele mocniej, bo nawet nie znał zaklęć, które pomogłyby umierającemu dziecku.
– Oni nie – z otępienia wyrwał go ostry głos Lily – ale my tak. My możemy jeszcze zdążyć, Mike.
Uklęknęła obok niego i położyła dłoń na czole Olivera.
– Co chcesz zrobić? – zapytał.
– Wiesz, dlaczego tamci twierdzili, że utracił swoje człowieczeństwo? Sądzili, że nie da się połączyć duszy z ciałem i mieli ku temu podstawy. – Zaczęła różdżką kreślić na ziemi znaki, których Mike nigdy wcześniej nie widział. – Jeśli zyskuje ona własne serce, mózg, nerwy, może nawet wiedzieć jak, ale nie chce… tylko że duszy tego chłopca nie zamknięto w ciele. Ona bez umysłu pozostaje wolna. – Rozcięła dłoń Olivera, by wycisnąć z niej kilka kropel krwi i wetrzeć je w nakreśloną przez siebie linię.
Wtedy jej znaki jakby ożyły – zajaśniały złotem, a potem uniosły nad powierzchnią, układając się wokół nich w plątaninę błyszczących nici.
– Poprowadzimy ją – rzuciła pewnie. – Jest szansa, że jeszcze zdążymy. Musimy zdążyć. Wtedy ta dusza może tchnąć w niego więcej sił.
– Wiesz jak?
– Będę improwizować. – Widząc jego zszokowane spojrzenie, dodała – Wskazówki znalazłam w twojej książce. To nie może być takie trudne. 'Iieaqa!
Otaczające ich linie pękły, a ich pozostałości rozsypały się jak gwiezdny pył.
– Odwróciłam znak caegri. Postaram się wyznaczyć odpowiednią ścieżkę, ale musisz przypilnować, żeby ona w tym czasie nas nie zabiła.
– ONA? Sprowadziłaś tu… – zamilkł, kiedy nagle usłyszał świst, a w środku pogasły wszystkie świecie.
Usłyszał ciche charczenie, jakby ktoś próbował oddychać z zaciśniętą krtanią.
Zacisnął palce na różdżce. Na samą myśl, że w zaledwie kilka sekund od przyzwania dusza przybyła na miejsce, cały żołądek podszedł mu do gardła.
Nie poruszała się bezszelestnie. Chodziła, nie wiedząc, jak poprawnie stawiać kroki. Deptała po toczącej się z niej krwi.
Nie widział jej, ale doskonale słyszał i na ten moment to musiało wystarczyć. Skoro miał jej tylko przypilnować…
– Incendio! – zawołał, a z jego różdżki wystrzeliły płomienie, trafiając wprost w przeciwniczkę… duszę bez normalnego kształtu, niewinną bestię o wyglądzie potwora i wnętrzu dziecka.
Zapaliła się jak pochodnia. Ogień pokrył jej włosy, a ona zawyła w agonii. Próbowała odseparować się od gorąca, ale nawet po wyrwaniu skóry głowy i odrzuceniu jej na bok, płomień trawił jej ręce i nogi.
Zaczęła biec wprost na niego, z nieopisaną wściekłością, opierając się na rękach i nogach, jak dziki zwierz. Z nagiej czaszki wyciekał żółty płyn przemieszany z krwią, tworząc przerażający, obrzydliwy obraz, który przez o wiele za długi czas skupił uwagę Mike’a.
Uskoczył w ostatniej chwili.
– Petryficus Totalus! – zawołał, ale chybił. Zaklęcie uderzyło w kamienną ścianę i tam zniknęło. – Drętwota!
Tym razem urok musnął jej ramię, nie powodując jednak nic.
Stanęła przy nim, by chwycić go za gardło i unieść kilka cali nad ziemią.
„Conjunctivitus!” wypowiedział w myślach, a jasny promień trafił prosto w twarz bestii.
Zawyła z bólu i rzuciła Mikem o ścianę, która pod wpływem uderzenia pękła i wepchnęła aurora wprost do wąskiego korytarza.
Zaklęcie blokujące uratowało mu życie. Mimo to z trudem wstał; siła tej… duszy… wykraczała poza jego wyobrażenia.
Musiał wziąć się w garść. Jeśli przestanie atakować, bestia zainteresuje się Lily. Wtedy stracą szanse na uratowanie nie tylko chłopca, ale i samych siebie.
Zaczął biec wzdłuż korytarza, słysząc za sobą echo szybkich, nierównych kroków. Uciekał razem z kolonią szczurów, nie wiedząc, za którym zakrętem czeka na niego ślepy zaułek.
W pewnym momencie musiał zgiąć się w pół, kiedy pomieszczenie zaczęło się zawężać i utrudniać poruszanie. Kilka sekund później uderzył głową w metalową kratę, blokującą dalszą ucieczkę.
Zza pleców docierały do niego dźwięki wydawane przez brodzącą w szlamie bestię. Była blisko.
Rzucił pospiesznie kilka zaklęć, a potem odwrócił się i wybiegł duszy naprzeciw. Widział ją coraz wyraźniej, a kiedy niemal zderzyli się głowami, padł na ziemię.
Potwór przeskoczył nad nim, trafiając prosto w pułapkę. Otoczyły go magiczne ściany, niewidoczna bariera, mocna jak skała.
Jednak bestia się nie poddała. Uderzyła głową w niewidzialny mur, potem znowu i jeszcze raz, aż pojawiły się na nim pęknięcia – rozrastające się jak pajęczyna.
Musiał uciekać.
Biegł, ile sił w nogach, widząc, jak otoczenie zaczyna się rozpadać. Wszystko wokół drżało, a głośne walenie w rury odbierało rozum.
Wskoczył do sali, padł na kolana przed leżącym nieruchomo chłopcem i wziął go na ręce. Zdążył tylko spojrzeć w górę, ale wiedział, że tynk sypie się z sufitu razem z kawałkami betonu.
Lily patrzyła na niego zdezorientowana, przerywając rytuał, ale milczała, dopóki Mike nie chwycił jej za rękę i nie pociągnął za sobą.
– Jeśli wyjdziemy, wszystko będę musiała zacząć od początku! – zawołała.
– Wolisz zostać zakopana żywcem?!
Złapał ją jeszcze mocniej i zaczął wlec za sobą, aż w końcu zaczęła biec razem z nim, prosto do wyjścia.
Wspinaczka na powierzchnię z chłopcem na rękach okazała się o wiele trudniejsza niż przypuszczał. Kanał nie pozostawiał zbyt wielkiego pola do manewru, a on musiał uważać podwójnie, żeby nie zrobić dziecku krzywdy.
Kiedy jednak odetchnął świeżym powietrzem, a do jego nozdrzy dotarł cudowny zapach lasu, zapomniał o grożącym im niebezpieczeństwie. Przynajmniej do chwili, aż Lily nie wyprzedziła go, by wbiec na polanę i rzucać tam całej serii zaklęć.
Położył Olivera na trawie. Wiedział, że część niego samego za chwilę zaatakuje i nawet jeśli na tej przestrzeni walka wydawała się mniej nierówna, to wciąż pozostawała wyjątkowo niebezpieczna. Poruszania z pewnością nie ułatwiał zapadający zmrok ani niestabilne podłoże. Ziemia nie zapadła się, jak przypuszczał, ale to mogła być kwestia czasu.
Zamknął oczy, nasłuchując nieokiełznanych ruchów bestii. Do jego uszu dotarł narastający dźwięk uderzeń pod ziemią. Tylko czekał na potworne charczenie, od którego włosy jeżyły się na głowie.
Wydrapała się na powierzchnię jak kret. Kiedy Mike na nią spojrzał, ustawiła się do biegu niczym przyczajony wilkołak.
Nie zdążył zareagować. Zanim rzucił zaklęcie, potwór zwalił go na stertę suchych gałęzi i tam wbił pazury w brzuch.
Mógłby wypruć mu flaki… wypatroszyć jak rybę, a Mike nie potrafił go powstrzymać.
Widział, jak krew wycieka z jego wnętrza… i Lily, które wyskoczyła znikąd i dotknęła wymazaną czerwoną cieczą dłonią czoła bestii.
Nic nie powiedziała. Patrzyła prosto w oczy potwora, aż ten przewrócił się na plecy, wrzeszcząc, jakby go obdzierano ze skóry.
Niebo stało się czarne jak oblane smołą. Drzewa zamieniły się w demoniczne cienie, nawołujące bestię… ich wszystkich… gdzieś…
Potwór zaczął wrzeszczeć, tak głośno, że pękała im czaszka… a potem jakby ktoś wyłączył wszelki dźwięk i nastała głucha cisza. Chociaż ta demoniczna wizja duszy dalej wiła się na ziemi, Lily coś wołała, a Mike… on nawet nie słyszał bicia własnego serca.
Bestia czołgała się do nieruchomego ciała chłopca, a po jej policzkach ciekły czerwone krople.
Mike wziął małego Olivera na ręce, mimo protestów Lily. Nie mógł pozwolić bestii go skrzywdzić.
… ale potwór ponownie zaczął biec, wprost na niego.
Ścisnął w dłoni różdżkę, ale ze zranionym brzuchem niewiele mógł zrobić. Nie potrafił nawet porządnie odetchnąć.
Bestia była coraz bliżej. Widział jej wykrzywioną twarz i… tak, teraz był pewien. To były emocje. Prawdziwa pusta – uczucie najwyraźniejsze ze wszystkich.
Zamknął oczy, kiedy bestia ponownie skoczyła… a potem poczuł mocne uderzenie magii. Tak silne, że upadł na plecy, uderzając głową o drewnianą kłodę.
… i wszystko wróciło do normy. Księżyc rozświetlił otoczenie, szeleszczące na wietrze liście grały dalej swój koncert; tylko bestia zniknęła, jakby nigdy jej tam nie było.
Złapał chłopca za rękę, aż ten otworzył oczy.
Patrzyli na siebie, jakby widzieli się po raz pierwszy. Być może tak było – w spojrzeniu Olivera Mike dostrzegł coś, czego wcześniej tam nie było. Jakiś błysk, coś innego, coś prawdziwego, jakby wreszcie wszystko było na swoim miejscu.
Oliver się uśmiechnął, delikatnie i niemal niewidocznie, ale to na pewno był uśmiech.
Oliver się uśmiechnął, a potem zasnął.
I już więcej się nie obudził.
JEZU.
Jak przeczytałam opis rozdziału, w pierwszej chwili przyszło mi do głowy "O Boże, kogo Ty znów zabiłaś?"
Bałam się, że Lily.
Teraz tak na gorąco, może potem napiszę coś mniej chaotycznego i bardziej... logicznego.
Rozdział strasznie mi się spodobał. Było w nim tyle akcji, tyle emocji, że czytałam z zapartym tchem.
Zawsze, wszystkie thillery czytam w ten sposób. Tak bardzo się spieszę, że nie do końca potrafię sobie to wszystko wyobrazić. Przy pierwszym czytaniu tylko CZUJĘ.
I w przypadku Twojego ficka jest podobnie.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki opisujesz emocje Mike'a. Nie piszesz, ŻE się jakoś czuje, ale POKAZUJESZ JAK się czuje. W taki sposób, że czytelnik może poczuć to samo.
Z tego, co widzę, tamci ludzi jednak nie będą pomagać Mike'owi i Lily w tej sprawie.
Może i dobrze, bo ich postępowanie... reakcje... były mało pociągające.
Oliver... nie jestem pewna, czy umarł, czy zapadł w wieczną śpiączkę, czy to też jakaś sztuczka i znajdziesz sposób, żeby go "obudzić". Nie jestem do niego jakoś specjalnie przywiązana, więc nie czuję tych samych emocji, co przy Agnes, ale chciałabym, żeby Mike'owi się udało.
I bardzo podoba mi się fakt, że Mike rzucił Imperiusa. Moim zdaniem to zaklęcie nie powinno być NIEWYBACZANE.
Fakt narzucenia komuś swojej woli, kazania zrobienia czegoś, czy zakazania zrobienia czegoś NIE ZAWSZE jest zły.
Mogę sobie wyobrazić na przykład Uzdrowicieli, którzy rzucają Imperiusa, żeby kazać pacjentom nie czuć bólu, kiedy żadne eliksiry nie pomagają, Aurorów, każących "tym złym" przestać znęcać się nad zakładnikami itp.
Więc cieszę się, że Mike posunął się do rzucenia tego zaklęcia. I podoba mi się reakcja Lily. Poza tym pewnie powiedziała to tylko dla porządku - biorąc pod uwagę to, że sprowadziła Albusa, żeby pomógł im aportować się za celem.
Jednym słowem bardzo mi się ten rozdział podoba, nawet nie wiem, czy nie jest lepszy niż pozostałe. Może dlatego, że kocham AKCJĘ, a tu się właśnie rozkręca na całego!
Życzę dużo, dużo weny!!!
I dzięki za pisanie!!
Uściski, Anni