Do tajemniczego pokoju wchodzi Lucjusz Malfoy. Tymczasem Dumbledore dowiaduje się o zniknięciu Julie.
Nagle stukot butów wyrwał Julie ze stanu półświadomości. Dopiero teraz zauważyła, że pokój nie miał drzwi. Przejechała dłonią po kamiennej ścianie, jakby to miało sprawić, że pojawi się wyjście. Odgłos kroków nasilał się, ktoś musiał być blisko. Dziewczynka ledwie zdążyła się cofnąć, zanim na moment pojawiły się drzwi i wszedł Lucjusz Malfoy. Jak on to zrobił?
- Ależ ten miesiąc szybko zleciał - powiedział śmierciożerca. - Pewnie chciałabyś, żebym cię wypuścił, co? - zapytał melancholijnym tonem.
- Miesiąc? - wykrztusiła po dłuższej chwili milczenia Julie. - Jest pan pewien? - spytała.
Wydawało jej się, że uwięził ją tu zaledwie przed godziną!
- Tak, dokładnie miesiąc - odparł Malfoy. - Dziś jest wtorek, 20 kwietnia.
Gryfonka przełknęła ślinę. Przez miesiąc leżała tu w stanie półświadomości, widząc przed oczami ciemne morze?
- Nie wiem, co chcesz osiągnąć, ale Dumbledore nie pozwoli ci na to - powiedziała oschle.
- Dumbledore'a nie ma w szkole. Sam dopilnowałem tego, żeby Rada Nadzorcza zwolniła go ze stanowiska - odparł chłodno Malfoy.
- CO?!
- Uważają, że już sobie nie radzi.
- Przekupiłeś ich tak jak wkupiłeś swojego syna do drużyny, czy zagroziłeś, że zrobisz krzywdę ich rodzinom, jeśli nie zgodzą się usunąć Dumbledore'a?
Lucjusz zignorował pytanie i zaczął krążyć po pomieszczeniu.
- Zapewne ucieszy cię fakt, że twój włochaty przyjaciel, Rubeus Hagrid, został osadzony w Azkabanie. - Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
Julie zamurowało. To nie mogła być prawda. Niby za co mieliby zamknąć Hagrida w więzieniu? Przecież on by nawet muchy nie skrzywdził!
- Kłamiesz! - krzyknęła.
- Czyżby? Czyli Hagrid nie pochwalił ci się za co wywalono go ze szkoły na trzecim roku? - zapytał Malfoy drwiącym głosem.
Gryfonka przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wiedziała, że Hagrid został wyrzucony z Hogwartu, ale nigdy nie mówił dlaczego. Nagle przypomniała sobie słowa Paula. Z Hogwartu wydalono wtedy chłopca z trzeciej klasy, na którego padły podejrzenia.
- Hagridowi nigdy nie udowodniono otwarcia Komnaty Tajemnic. On nie mógł tego zrobić - odparła, choć sama nie była tego pewna.
- Nie, ale nie da się zaprzeczyć, że w tym czasie hodował potajemnie akromantulę. Jak zapewne wiesz, wtedy zginęła dziewczynka. Trzeba było podjąć radykalne środki.
To nie mogła być prawda. Hagrid miał duże, a nawet zbyt duże zamiłowanie do niebezpiecznych zwierząt, ale przecież nie wypuściłby potwora na uczniów!
- Ktoś musiał go wrobić - powiedziała Julie bardziej do siebie niż Malfoya. - Prawdziwy Dziedzic Slytherina.
- Jeśli tak, to bardzo łatwo mu poszło - stwierdził śmierciożerca. - Ale dość mówienia o twoim włochatym przyjacielu. Powiedz mi, jak nierozsądnym trzeba być, żeby wychodząc na nocne spacery po zamku, zostawić różdżkę? - zapytał, patrząc wyniośle na dziewczynkę.
- A co cię to obchodzi? I tak nie mógłbyś jej w pełni posiąść. Wiem od Ollivandera - odpowiedziała Julie.
- Nie potrzebna mi twoja różdżka. Chciałem cię tylko poinformować, że twoja szlamowata przyjaciółka, Kate Deamers, szukała cię, żeby ci ją zanieść... I teraz leży spetryfikowana w skrzydle szpitalnym.
Gryfonka poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
- Nie! - Nic innego nie mogło przecisnąć się jej przez gardło.
- Wielka szkoda, że groza z Komnaty Tajemnic znowu spartaczyła robotę. Niech zgadnę, to ty podsunęłaś jej pomysł z lusterkiem? - Malfoy wyjął okrągły, błyszczący przedmiot. Julie rozpoznała w nim swoje lusterko.
Ogarnęło ją poczucie winy. Gdyby nie zachciało jej się szukać Dziedzica Slyherina i nie zostawiła różdżki w dormitorium, Kate nie leżałaby teraz spetryfikowana w Skrzydle Szpitalnym. Dlaczego jej nie posłuchała? Lucjusz Malfoy musiał to dobrze przemyśleć. Najpierw pozbył się Dumbledore'a, a potem czekał na dogodny moment. Musiała coś wymyślić... Może jeśli ostrożnie aktywuje Moc Ognia, uda jej się stąd wydostać... Czyli właściwie skąd?
- Gdzie my tak w ogóle jesteśmy? - zapytała, próbując wypatrzyć jakieś szczegóły pomieszczenia, ale były tu tylko kamienne ściany, wypolerowana podłoga, którą zdobiła plama wosku pozostała po świeczce. Z sufitu natomiast zwisał żyrandol.
Żyrandol? To było coraz dziwniejsze. Kto normalny więzi w takim miejscu? Równie dobrze mogła to być sala balowa. Gryfonka, nie zwracając uwagi na Lucjusza, ruszyła w głąb pomieszczenia, jakby to miało pomóc znaleźć jej wyjście.
- Daruj sobie, poprosiłem ten pokój, żeby otwierał się tylko na mój rozkaz - odezwał się Malfoy.
Dziewczynka przez chwilę próbowała przyswoić sobie to, co właśnie usłyszała. Poprosił pokój? Jak można o coś poprosić pomieszczenie? Chcę, żeby ten pokój się otworzył - pomyślała z zamkniętymi oczami. Gdy je otworzyła nic w pokoju się nie zmieniło.
- Mówiłem, otworzy się tylko na mój rozkaz - powiedział Lucjusz. - Jesteśmy niedaleko Hogwartu... powiedziałbym nawet, że bardzo, bardzo blisko... Ale nie liczyłbym na to, że ktoś cię tu znajdzie... Nie jestem nawet pewien czy dyrektor... a raczej były... wie o istnieniu tego miejsca.
Świetnie. Pokój nie dość, że otwiera się tylko na rozkaz Lucjusza Malfoya, to jeszcze Dumbledore nie wie o jego istnieniu. Tak w ogóle to gdzie on teraz jest, skoro został usunięty ze stanowiska? Co dzieje się z Hagridem? Nagle Julie poczuła mrowienie w bliźnie. Musiała chwycić się ściany, żeby nie odpłynąć. Znowu zobaczyła wodę... mnóstwo wody... Tym razem jednak miała wrażenie, że płynęła przed siebie... Tylko dokąd? Czy to morze istniało naprawdę, czy było tylko wytworem jej wyobraźni?
- Black! - Ze stanu półświadomości wyrwał ją zniecierpliwiony głos Malfoya. - Co ty wyprawiasz?
- Ja... nic - skłamała Julie.
- Prawie mi tu mdlejesz i to ma być nic?
- Mam uwierzyć, że interesuje cię moje zdrowie?
- Oczywiście, że nie. Nieprzytomna na nic mi się nie przydasz.
- Nie powiem ci gdzie ona jest.
***
Siedział na pryczy usiłując wymyślić sposób ucieczki, ale nadal nic nie przychodziło mu do głowy. Nagle poczuł powiew lodowatego powietrza. Przez dziurę w murze przeszedł minister magii, Korneliusz Knot, a za nim dwaj zewnętrzni strażnicy prowadzący... Nie... to było niemożliwe. Dlaczego wsadzają Hagrida? Gajowy musiał przecisnąć się bokiem nisko pochylony, ponieważ otwór był dla niego zbyt niski i wąski. Syriusz spojrzał na innych więźniów. Po minach tych, którzy jeszcze nie postradali zmysłów, można było dostrzec to samo zdziwienie, które teraz zapewne malowało się i na jego twarzy. Hagrid został zaprowadzony do celi na przeciwko niego. Gajowy zajął pół miejsca w ciasnej celi, a prycza ugięła się pod jego ciężarem. Był przerażony, a z czoła spływały mu kropelki potu, które ginęły w gęstej brodzie.
- Mam nadzieję, że sprawa szybko się wyjaśni i okaże się, że to nieporozumienie - rzekł Knot, kręcąc swoim cytrynowo-zielonym melonikiem.
- Za co go wsadziliście? - zapytał Syriusz.
- Nie powinno cię to obchodzić, Black - odpowiedział oschle minister.
- A ja myślę, że powinno - warknął Syriusz. - Nie wmówisz mi chyba, że to nie ma nic wspólnego z otwarciem Komnaty Tajemnic?
Knot wytrzeszczył oczy. Skąd on wiedział o otwarciu Komnaty?
- Skąd to wiesz? - spytał, rozglądając się na boki, jakby liczył, że gdzieś znajdowała się odpowiedź.
- Mam swoje źródła - odparł sucho Black.
- Jakie ty niby możesz mieć źródła siedząc w Azkabanie, co? - zdenerwował się Knot.
Nagle Syriusz poczuł czyjąś obecność w celi, ale przecież był w niej sam. Miał wrażenie jakby jakiś duch zbliżał się do niego... Nie, "duch", to za dużo powiedziane... To była jakby czyjaś cząstka... odcisk duszy... Spojrzał na Knota, ale on zdawał się nie dostrzegać niczego dziwnego. Mówił coś do Hagrida, ale ten już go nie słuchał, wpatrując się przed siebie pustym spojrzeniem. Syriuszowi nagle zrobiło się go żal. Ile gajowy wytrzyma w tym piekle? No i co takiego zrobił, że tu trafił? Dobrze znał Hagrida i wiedział, że nawet muchy by nie skrzywdził. Nie zamknęliby go przecież za jego fascynację niebezpiecznymi stworzeniami. Ale co miałby mieć wspólnego z Komnatą Tajemnic? Nagle to dziwne uczucie czyjeś obecności w jego celi nagle znikło. Black dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Wisior Ognia był cieplejszy niż zwykle. Minister spojrzał na niego wzrokiem pełnym pogardy.
- Będę musiał zarządzić przeszukanie twojej celi, żeby zabrać stąd to, co odpędza dementorów. To niedopuszczalne, żebyś po prawie dwunastu latach tutaj nadal był świadomy i miał zdrowe zmysły - rzekł chłodnym tonem.
- Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby dementorzy tu czasem zaglądali. Ostatnio czuję się trochę samotny - prychnął Syriusz.
Knot nie odpowiedział. Rzucił przelotne spojrzenie na skulonego Hagrida i podążył ku wyjściu. Black odczekał aż minister i wewnętrzni strażnicy znikną za kamiennym murem.
- Hagridzie? - odezwał się ostrożnie, starając się by w jego głosie zabrzmiało współczucie, co nie było łatwe zważając na fakt, że musiał siedzieć tu od prawie dwunastu lat, a on gdzieś tam żyje sobie jako szczur...
- Czego? - burknął gajowy.
- Za co tu trafiłeś? - zapytał Syriusz, mając nadzieję, że jego głos brzmiał uprzejmie.
- Nie twój interes, Black - warknął Hagrid i odwrócił się bokiem do ściany tak, że prycza znowu ugięła się pod jego ciężarem.
***
Domek w wiosce Hilverton był skromnie urządzony. Drewniana podłoga skrzypiała pod stopami Albusa Dumbledore'a. Na renesansowych meblach osiadał kurz, ponieważ dawno nikt tu nie sprzątał. Dumbledore zaglądał tu bardzo rzadko, a mógł to robić tylko w wakacje. Ktoś mógłby pomyśleć, że tylko pastelowo-fioletowe zasłony dowodziły, że dom nie był opuszczony. Nie było tu żadnych zdjęć, nie licząc portretu starszej pani o surowej twarzy. Odziana była w staroświecką kremową suknię, a jej migocące oczy wodziły wzrokiem za Albusem.
- Naprawdę cię odwołali? - zapytała po raz któryś staruszka. Miała nachalny głos, co niezmiernie irytowało Dumbledore'a, który nie miał najmniejszej ochoty na pogawędkę z ciotką.
- Już mówiłem, że tak - odparł.
- I tak po prostu odpuściłeś? - wypytywała dalej Honoria.
- Odpuściłem? - powtórzył Albus. - Oczywiście, że nie. Lucjusz Malfoy może sobie przekupić całe Ministerstwo Magii, a ja i tak opuszczę Hogwart naprawdę dopiero wtedy, gdy nikt w całej szkole nie zostanie mi wierny.
- To dlaczego jesteś tutaj? Nie, żebym narzekała, że postanowiłeś odwiedzić starą ciotkę...
- Ja jestem tutaj, ale mój wierny feniks został w Hogwarcie, żeby mi donosić co się dzieje.
Ledwo skończył mówić to zdanie, a w powietrzu tuż przed nim pojawiły się płomienie, z których wyłonił się Fawkes. W dziobie trzymał pergamin zwinięty w rulonik. Dumbledore wziął list, rozwinął go i zaczął czytać:
Albusie,
Prosiłeś, żebym donosiła ci przez Fawkesa o wszystkim, co dzieje się w Hogwarcie, więc to robię. Potwór z Komnaty Tajemnic znowu zaatakował, tym razem spetryfikował Kate Deamers. Jednak bardziej powinno cię zainteresować, dlaczego znalazła się w nocy poza dormitorium. Oprócz lusterka znaleźliśmy przy niej dwie różdżki, jej własną i Julie Black. Podejrzewam, że panna Deamers zamierzała zanieść jej różdżkę. Nie wiem po co panna Black chodziła nocą po szkole, ale bardziej martwi mnie fakt, że rano nie pojawiła się na śniadaniu w Wielkiej Sali i później też nikt jej nie widział. Nie było jej też w dormitorium. Znalazłam tam kawałek pergaminu. Myślę, że sam powinieneś przeczytać, co jest na nim napisane.
Minerwa
Ps. Widziałam Lucjusza Malfoya jak szedł gdzieś schodami.
Dumbledore dopiero teraz dostrzegł, że z rulonika wypadła jeszcze jedna karteczka. Szybko przeczytał treść, a jego twarz przybrała groźny wyraz. Upewnił się, że ma różdżkę, chwycił Fawkesa za nogi i razem z nim deportował się do gabinetu dyrektora w Hogwarcie.
***
- Po co ten sprzeciw? - zapytał Malfoy. - Jesteś teraz na mojej łasce. Nie chcesz, żebym cię wypuścił?
- Mam uwierzyć, że tak po prostu byś mnie wypuścił? - prychnęła Julie. - Nie bałbyś się, że powiem Dumbledore'owi?
- Dumbledore'a nie ma w szkole.
- To, że go nie ma, nie znaczy, że naprawdę opuścił Hogwart. Zresztą nie przekupiłeś chyba Rady Nadzorczej, żeby wylali całe grono pedagogiczne.
- Widzę, że po dobroci się nie dogadamy.
Lucjusz wyjął różdżkę, Gryfonka cofnęła się o krok. Z jego różdżki wystrzelił niebieski promień. Nie zdążyła się przed nim uchylić i poczuła jak po policzku spływa jej krew.
- Tylko na tyle cię stać? - zapytała pogardliwie, chociaż rozcięcie bardzo bolało. - W pogróżce brzmiało to groźniej.
- Nie jestem głupi, żeby używać Cruciatusa, gdy ty masz Magię Żywiołu, nad którą nie panujesz - odparł chłodno Malfoy.
- A co jeśli jej użyję? - spytała wyzywająco Julie.
- Nie użyjesz. Wtedy zabiłabyś nie tylko mnie, ale i siebie - odpowiedział śmierciożerca.
Miał rację. Spalenie jednego z morderców jej rodziców nie było warte takiej ceny. Ile by dała, żeby mieć teraz Wisior Ognia. Gdyby chociaż wiedziała komu jej ojciec go powierzył. Lucjusz Malfoy wyszedł z pokoju grożąc, że zostanie tu na zawsze, jeśli nie powie mu gdzie jest Księga Założycieli. Julie już go jednak nie słuchała. A jeśliby tak ostrożnie aktywować Moc Ognia? Może jeśli będzie spokojna, uda jej się w pewnym stopniu opanować Magię Żywiołu? Natychmiast odrzuciła ten pomysł. Jak miała być spokojna, będąc uwięziona w nieznanym miejscu? Nagle poczuła, że znowu wpada w stan półświadomości... Znowu zobaczyła to morze, ale tym razem w oddali majaczyła jakaś wysepka spowita mgłą.
Okropnie nie podoba mi się rozmowa Julie z Lucjuszem. Z pewnością mała dziewczynka nie prychałaby na śmierciożerce, tym bardziej takiego, który zabił jej rodziców. Ona powinna się bać, być przerażona i starać się ewentualnie, jeżeli już ma być odważna, by tego nie było po niej widać. Lucjusz natomiast jako doświadczony śmierciożerca nie powinien wchodzić ze smarkulą w dyskusję i jeszcze jej tłumaczyć, czemu robi tak, a nie inaczej. Fragmenty rozmów między nimi wyszły Ci strasznie dziecinnie i nienaturalnie.
Za to spodobał mi się fragment z Syriuszem. Bardzo nawet. Czytałam oczarowana. Tak samo kolejne fragmenty z tą półświadomością. Zastanawia mnie tylko jeden fakt, dotyczący Dumbledore'a. Ten fragment miał miejsce wcześniej, czy nie? Jeżeli nie, to jakim cudem dopiero po miesiącu Minerwa dowiedziałaby się o zniknięciu Julie? To mnie nieco zmyliło.