Julie po raz pierwszy jedzie do Hogwartu.
Dworzec King's Cross pierwszego września był wyjątkowo zatłoczony. Podróżni śpieszyli się na perony i tylko niektórzy zerkali nieufnie na wielką sowę śnieżną, która spała w klatce na kufrze Julie albo na biało-rudego kota Kate, który głośnym miauczeniem i drapaniem dawał do zrozumienia, że nie lubi, gdy zamyka się go w transporterze.
- No to który to peron? - zapytał pan Deamers
- 9 i 3/4 - odpowiedziała Julie.
- Czyli powinien być między dziewiątym a dziesiątym. Tylko, że pomiędzy jest tylko żelazna barierka - zauważyła pani Deamers.
- Trzeba przez nią przejść. Jeśli państwo się boją, to mogą tu zostać, a my odprowadzimy dziewczynki na pociąg - zaoferowała pani Colen.
- To pierwszy dzień nowej szkoły naszej córki. Nie będziemy tu czekać - odparł ojciec Kate.
Pierwsza przez barierkę przeszła Julie, za nią jej przyjaciółka, potem Jamie z rodzicami i na koniec państwo Colen.
- To jest piękne! - powiedziała z zachwytem Kate, wskazując na czerwony parowóz stojący na peronie
- Jest w pół do dziesiątej. Mamy trochę czasu do odjazdu - stwierdziła Julie.
Gwar rozmów mieszał się z pohukiwaniem sów, miauczeniem kotów i rechotaniem ropuch. Śnieżek wyrwany ze snu sam zaczął hałasować, a Merlin odzywał się jeszcze głośniej.
- Sporo tu się zmieniło odkąd byliśmy tu ostatni raz, żeby odprowadzić twoją mamę na pociąg - powiedział pan Colen do Julie.
Wszyscy rozglądali się z zaciekawieniem dookoła. Prawie. Starszy brat Kate miał markotną minę.
- Mamo, tato, przyznajcie się, że ja też dostałem list z Hogwartu, w zeszłym roku w moje jedenaste urodziny, ale go schowaliście - powiedział po długiej chwili milczenia.
- Gdybyś dostał taki list to byśmy ci o tym powiedzieli - odparła pani Deamers.
- Zdarzyło ci się kiedyś coś dziwnego? - zapytała pani Colen
- Nie - odpowiedział chłopak.
- No właśnie. Zdolności magiczne ujawniają się mniej więcej do szóstego roku życia - powiedział pan Colen.
- Możemy już wsiąść do pociągu i zająć miejsca? - zapytała Julie
- Oczywiście, ale wróćcie się pożegnać - odpowiedział jej dziadek.
Dziewczynki pociągnęły swoje kufry w stronę Hogwart Express. Dwa pierwsze przedziały były zajęte, ale trzeci był pusty, więc wtaszczyły do niego bagaże. Kot miauknął przeciągle.
- Później cię wypuszczę, Merlin - powiedziała Kate.
Wyszły z pociągu i pogrążyły się w rozmowie z państwem Colen i państwem Deamers. Nawet Jamie nieco się rozchmurzył. Było dziewięć minut do odjazdu, gdy Julie dostrzegła jak pod żelaznym łukiem przechodzi rudy chłopak ze srebrną naszywką z literą "P" na piersi. Za nim pojawili się dwaj bliźniacy, tak samo rudzi jak on, przez co dziewczynka uznała ich za jego braci. Po nich na peron wbiegł... Julie musiała zamrugać parę razy, żeby upewnić się czy dobrze widzi. Chłopiec z czarnymi włosami sterczącymi we wszystkie strony, zielonymi oczami... czoło miał przykryte grzywką, ale dziewczynka miała dziwne wrażenie, że wie kim on jest. Na peronie pojawił się młodszy brat rudzielców, a za nim ich siostra z matką. Czarnowłosy chłopiec udał się stronę pociągu, ale Julie nie było dane dłużej go obserwować.
- Musicie już wsiadać, zostało sześć minut - powiedziała mama Kate.
- Julie, możemy prosić cię na moment na bok? - zapytał pan Colen
Dziewczynka kiwnęła głową. Uścisnęła na pożegnanie dłonie państwa Deamers i ich starszego syna, powiedziała Kate żeby zaczekała na nią w pociągu i poszła za dziadkami w najbardziej ustronne miejsce na peronie.
- Jak dobrze wiesz, masz różdżkę o potężnej mocy. Chcemy cię prosić, żebyś nikomu nie mówiła o jej niezwykłym rdzeniu - powiedziała poważnie pani Colen.
- Dlaczego? - zapytała Julie
- Siły zła nie śpią. Voldemort wciąż żyje, ale jest zbyt słaby żeby zaatakować - odpowiedział jej dziadek.
- Chcecie powiedzieć, że on może wrócić? - zapytała dziewczynka
- Tak. Lepiej żeby za wiele osób nie wiedziało o twojej różdżce. Tylko najbardziej zaufane osoby - odparła jej babcia.
- Zastanów się dobrze zanim komuś zaufasz i o niej powiesz - poradził pan Colen.
Julie przypomniała sobie o tajemniczej karteczce - ogień, powietrze, ziemia i woda. Może by tak zapytać?
- Babciu, dziadku, w nocy po moich urodzinach znalazłam w encyklopedii w waszym salonie karteczkę... i na niej było napisane OGIEŃ, POWIETRZE, ZIEMIA i WODA. Czy to ma coś wspólnego z moją blizną? Z Gryffindorem, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherinem? Napisał to mój tata, prawda? - zapytała
- Tak, to on zostawił tą karteczkę - odpowiedziała pani Colen. - I tak, to ma wiele wspólnego z Założycielami i twoją blizną.
- Każdemu z nich odpowiada jeden żywioł. Godryk Gryffindor to ogień, Rowena Ravenclaw - powietrze, Helga Hufflepuff - ziemia, a Salazar Slytherin - woda - powiedział Paul.
- Ale co to ma wspólnego z moją blizną? - zapytała Julie
- Jesteś jeszcze na to za mała. Dowiesz się, gdy będziesz starsza - odpowiedziała Sue. - Za trzy minuty odjazd, musisz już wsiadać.
Dziewczynka pozwoliła dziadkom pocałować się w policzek i pobiegła, żeby wsiąść do pociągu. Kate siedziała w przedziale, głaszcząc biało-rudą kulkę lezącą jej na kolanach.
- O czym chcieli z tobą rozmawiać twoi dziadkowie? - zapytała
- Powiedzieć, żebym nie mówiła wszystkim o mojej różdżce - odpowiedziała Julie. - Zapytałam ich o tą karteczkę.
- I co?
- Tak jak myślałam. Ogień, powietrze, ziemia i woda oznaczają Założycieli.
Gdy pociąg ruszył Julie spojrzała na drzwi przedziału.
- Słuchaj, muszę na chwilę wyjść - powiedziała.
- Co? Dokąd? - zapytała Kate
- Później ci powiem.
Dziewczynka wyszła na korytarz. Zaglądała na każdego przedziału w poszukiwaniu owego czarnowłosego chłopca. Znalazła go na końcu pociągu, ale nie był sam. Towarzyszył mu najmłodszy z rudzielców.
- Cześć, ja jestem Julie Black, a wy? - zapytała
- Ja jestem Ron Weasley - odpowiedział rudzielec.
- Harry Potter - przedstawił się drugi chłopiec.
- A więc dobrze zgadłam. Widziałam cię na peronie, ale nie byłam pewna czy ty to ty, bo masz zakrytą bliznę - powiedziała Julie siadając naprzeciwko Harry'ego.
- Dlaczego tu przyszłaś? - zapytał Ron
Spojrzała na niego uważnie. Czy powinna mu zaufać? Wydawał się być całkiem miły, chociaż był wyraźnie speszony. Patrząc na fakt, że siedział w jednym przedziale z Chłopcem-Który-Przeżył, nie było to ani trochę dziwne. Tylko czy Harry chce, żeby wiedział o jednakowych rdzeniach jego i Voldemorta? Zresztą w pociągu nie było już wolnych przedziałów, w którym mogłaby z nim swobodnie porozmawiać.
- Harry, wiesz o jednakowych rdzeniach różdżek twojej i Voldemorta? - zapytała Julie
Ron wzdrygnął się.
- Wiem, Ollivander mi powiedział, ale myślałem, że nie wolno wypowiadać tego imienia - odpowiedział Harry.
- Tak wiem, wszyscy mówią Sam-Wiesz-Kto albo Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, ale moi dziadkowie zawsze normalnie wypowiadali to imię.
- Więc co chciałaś powiedzieć?
- Feniks, którego pióra znajdują się w waszych różdżkach uronił łzę na kawałek ostrokrzewu. Ten sam, z którego powstała twoja różdżka, Harry. Ollivander powiedział, że miał użyć do wyrobu drugiej włosa z ogona jednorożca, ale gdy na drewno spadła łza, nie miał wyjścia i to ona stała się rdzeniem. Ta różdżka wybrała mnie. Wypróbowałam wszystkie w sklepie, ale dopiero z tą się udało.
- Ale właściwie czemu mi to mówisz?
- Bo to musi mieć coś wspólnego z tym - Julie podciągnęła rękaw ukazując bliznę w kształcie ognistej błyskawicy.
- Skąd ją masz?
Dziewczynka opowiedziała wszystko, co pamiętała z tamtej nocy, a także o tym, że mogła dotknąć tylko lwa na herbie Hogwartu i o karteczce, którą zostawił jej ojciec.
- Myślisz, że jest jeszcze trzech takich jak ty... znaczy się z powietrzną, ziemną i wodną błyskawicą? - zapytał Harry
- Tak. I że muszę odkryć kim oni i ja jesteśmy - odpowiedziała Julie.
- Może po prostu zapytaj czy ktoś nie ma blizny w kształcie powietrznej, ziemnej lub wodnej błyskawicy na prawym przedramieniu - zasugerował Ron.
- Dobry pomysł. Stanę sobie na środku pociągu i krzyknę "Ej, czy ktoś z was nie ma na prawym przedramieniu blizny w kształcie powietrznej, ziemnej lub wodnej błyskawicy?" - zakpiła dziewczynka
- Ee... no chyba to faktycznie nie najlepszy pomysł - przyznał speszony rudzielec.
- Dobra, ja idę - powiedziała Julie podnosząc się z siedzenia. - Tylko nie mówcie nikomu o mojej różdżce - dodała wychodząc z przedziału.
Wróciła do przedziału, gdzie zgodnie z obietnicą, powiedziała Kate o swojej rozmowie z Harrym i Ronem. Podróż zeszła im na rozmowie o Hogwarcie i zajadaniu słodyczy z wózka. Pociąg stanął na stacji w Hogsmeade. Tradycyjnie Hagrid przewiózł pierwszorocznych łódkami. Julie i Kate weszły do jednej z czarnowłosą dziewczynką i chłopcem o rudych włosach, ale w zupełnie innym odcieniu niż mieli Weasleyowie.
W zamku olbrzym przedstawił im profesor McGonagall.
- Za chwilę zostaniecie przydzieleni do jednego z czterech Domów. Są to Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Każdy z nich ma wspaniałą historię. Za dobre zachowanie dostaje się punkty, a za złe odejmuje się. Pod koniec roku punkty sumuje się i Dom, który zdobędzie ich najwięcej otrzymuje Puchar Domów. Mam więc nadzieję, że nie przyniesienie swojemu Domowi hańby i będziecie mu wierni, bez względu na to, do którego traficie - powiedziała nauczycielka. - A teraz za mną!
Weszli do Wielkiej Sali. Było to ogromne i imponujące pomieszczenie. Patrząc w górę odnosiło się wrażenie, że patrzy się na niebo, choć w rzeczywistości był to zaczarowany sufit, pod którym unosiły się świecie. Przed pierwszorocznymi spoczywała na stołku postrzępiona Tiara Przydziału. Trzy szwy rozpruły się na kształt oczu i ust i tiara zaczęła śpiewać:
Tysiąc lat temu, gdy jeszcze byłam nowa,
żyło czterech potężnych czarodziei,
tknęli we mnie to co ich dzieli,
i tak do przydziału byłam gotowa.
Tak więc po dziś dzień wyznaczam wam drogę.
Czy w Gryffindorze przyjdzie wam żyć mężnie,
pokonując każdą trwogę?
Czy w Huffllepuffie, gdzie ceni się pracowitość,
wierność, przyjaźń i lojalność?
Czy w Ravenclawie, gdzie rozum świeci
i do nauki wielkie chęci?
Czy w Slytherinie, gdzie sprytni
i każdy czystość krwi ceni?
Więc śmiało na głowy mnie wkładajcie,
przeznaczenie swoje poznajcie!
Gdy tiara skończyła śpiewać skłoniła się w stronę wszystkich czterech stołów, a wszyscy klaskali.
- Ten, kogo nazwisko i imię wyczytam, siada na stołku i zakłada Tiarę Przydziału - powiedziała McGonagall trzymając zwój pergaminu. - Abbot, Hanna!
Dziewczynka o mysich włosach usiadła na stołku i pani profesor nałożyła jej tiarę na głowę
- HUFFLEPUFF! - krzyknęła Tiara Przydziału
Jedenastolatka zdjęła tiarę z głowy i pomaszerowała w stronę stołu Puchonów.
- Black, Julie!
Dziewczynka wyszła z szeregu i usiadła na stołku. Gdy tylko Tiara Przydziału dotknęła jej głowy usłyszała cienki głosik:
- Wyczuwam w tobie wielką odwagę, chęć do wyczynów, ale też pragnienie zemsty... za rodziców i nienarodzoną siostrę, mam rację?
- Skąd wiesz? - zapytała szeptem Julie
- Wiem o wiele więcej niż możesz sobie wyobrazić. Hm... masz bardzo silne cechy Gryffindoru... silniejsze niż widziałam u kogokolwiek... Tak, to musisz być ty...
- Co?
Tiara jednak nie odpowiedziała, tylko ryknęła:
- GRYFFINDOR!
Julie zdjęła tiarę i pomaszerowała w stronę stołu Gryfonów. Kilkoro starszych uczniów przedstawiło się, m.in. starsi bracia Rona, Fred, George i Percy. Ostatni, będący prefektem Domu, uścisnął jej dłoń. Dziewczynka obserwowała dalszą cześć Ceremonii przydziału, co jednak nie było łatwe, gdyż w jej głowie ciągle powtarzały się słowa tiary - Tak, to musisz być ty...
- Bones, Susan! - zawołała McGonagall
- HUFFLEPUFF!
- Boot, Terry!
- RAVENCLAW!
- Brown, Lavender!
- GRYFFINDOR!
- Bulstrode, Milicenta!
- SLYTHERIN!
- Crabbe, Vincent!
- SLYTHERIN!
- Deamers, Kate!
Wyraźnie zdenerwowana przyjaciółka Julie usiadła na stołku. McGonagall nałożyła jej na głowę Tiarę Przydziału i ta po chwili ciszy krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Uradowana Kate usiadła obok Julie. Percy prefekt uścisnął jej dłoń.
- Finnigan, Seamus! - zawołała McGonagall
- GRYFFINDOR! - krzyknęła Tiara Przydziału
- Granger, Hermiona!
- GRYFFINDOR!
- Goyle, Gregory!
- SLYTHERIN!
...
- Malfoy, Draco!
- SLYTHERIN!
- Landler, Simon!
Z szeregu wystąpił owy rudowłosy chłopiec, z którym Julie i Kate płynęły łódką.
- HUFFLEPUFF!
- Longbottom, Neville!
Pucołowaty chłopiec potknął się w drodze do stołka. Siedział na nim najdłużej ze wszystkich aż w końcu tiara krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Neville zbyt szybko pobiegł ku stołowi Gryfonów, w efekcie czego znowu się potknął przy akompaniamencie śmiechów.
- Parkinson, Pansy!
- SLYTHERIN!
- Patil, Padma!
- RAVENCLAW!
- Patil, Parvati!
- GRYFFINDOR!
- Potter, Harry!
Nastała cisza przerywana jedynie szeptami Potter? Ten Harry Potter?. Julie jednak nie dołączyła się do dyskusji na ten temat, w przeciwieństwie do Kate, która chciała się dowiedzieć czegoś na temat Harry'ego. On tymczasem dostał przydział:
- GRYFFINDOR! - ryknęła tiara tak głośno, że echo poniosło się po całej sali
Przy stole Gryffindoru wybuchły okrzyki i burza oklasków, do której dołączyła nawet Julie. Gdy w końcu wrzawa ucichła McGonagall kontynuowała Ceremonię przydziału:
- Railser, Eveline!
Z szeregu wystąpiła czarnowłosa dziewczynka, która płynęła łódką razem z Julie, Kate i Simonem.
- RAVENCLAW!
...
- Thomas, Dean!
- GRYFFINDOR!
- Weasley, Ronald!
- GRYFFINDOR!
Ostatni pierwszoroczniak, "Zabini, Blaise", trafił do Slytherinu i na tym zakończyła się Ceremonia przydziału. Powstał Albus Dumbledore.
- Witajcie w nowym roku w Hogwarcie - powiedział rozpościerając ręce tak, jakby chciał wszystkich objąć. - Zanim rozpoczniemy ucztę mam do powiedzenia kilka słów. Oto one: Ciamajda! Śmieć! Frajer! Pajac! Dziękuję wam!
Gdy dyrektor usiadł rozległy się wiwaty i oklaski. Na stole pojawiły się najróżniejsze potrawy - kiełbaski, pudding, befsztyki i wiele innych. Znalazły się nawet miętówki. Rozległ się szczęk sztućców. Każdy chciał spróbować po trochu wszystkiego, oprócz miętówek, które jadł tylko Dumbledore. Gdy nadszedł czas deseru, rozmowa zeszła na koligacje rodzinne.
- Ja jestem półkrwi. Tata mugol. Mama dopiero po ślubie powiedziała mu, że jest czarownicę. Przeżył niezły szok - powiedział Seamus
Wypowiedział się nawet Neville, informując kolegów, że wychowała go babcia.
- A ty, Julie, czemu nic nie mówisz? - zapytał Dean
- Ee... mnie wychowali mugolscy dziadkowie - odpowiedziała Gryfonka grzebiąc łyżeczką w swoim ciastku z kremem.
- Mugolscy? Serio? - zapytała Parvati. - Bo... wiesz... słyszałam, że Blackowie należą do zagorzałych fanatyków czystej krwi.
- Większość tak - odparła Julie. - Ale niektórzy jak mój tata się zbuntowali.
- A jak um... - zaczęła Lavender, ale Kate trąciła ją łokciem, więc zamilkła.
Julie była za to przyjaciółce bardzo wdzięczna, bo nie miała ochoty opowiadać o śmierci rodziców, ani tym bardziej nienarodzonej siostry. O Amy, oprócz oczywiście państwa Colen, wiedziała tylko Kate. Julie nie wspomniała Harry'emu i Ronowi, że jej matka była w ciąży. Gdy wszyscy się najedli, ponownie powstał Dumbledore:
- Moi drodzy, zanim udacie się do swoich dormitoriów, mam parę uwag. Wstęp do Zakazanego Lasu i na Trzecie Piętro jest surowo zakazane, chyba że życie wam niemiłe. Woźny, pan Filch, prosi także o przypomnienie, że używanie zaklęć na szkolnych korytarzach jest zabronione. Chodzenie po zamku w nocy jest niedozwolone - tu Dumbledore spojrzał z ukosa na rudych bliźniaków, mógłby wyglądać groźnie, gdyby nie uśmiechał się pod nosem. - A teraz zmykać do łóżek!
Zaczęło się szuranie krzeseł. Julie i Kate wraz innymi Gryfonami ruszyli za prefektem do Pokoju Wspólnego. Po drodze natknęli się na poltergeista Irytka, który bębnił w blaszane zbroje. W końcu stanęli przed portretem Grubej Damy na siódmym piętrze.
- Hasło? - zapytała
- Żabie udka - odpowiedział Percy.
Portret odsunął się ukazując dziurę, przez którą przeleźli. Pokój Wspólny Gryffindoru był pełen wysiedzianych czerwonych foteli, a w kominku wesoło trzaskały dogasające płomyki. Percy wskazał chłopcom jedne schody prowadzące do dormitorium, a dziewczętom drugie. Julie i Kate weszły do dormitorium razem z Hermioną, Parvati i Lavender. Dziewczyny przebierały się w milczeniu. Pierwsza przerwała je Parvati:
- Muszę przyznać, Julie, że gdybym nie usłyszała twojego nazwiska wyczytanego przez McGonagall, to nigdy bym nie wpadła na to, że pochodzisz z rodu Blacków - powiedziała.
- Dlaczego? - zapytała dziewczynka
- Wszyscy... no prawie wszyscy Blackowie... mają ciemne włosy, często czarne, a ty masz kasztanowe - odpowiedziała Gryfonka. - Ale pewnie masz je po matce, więc w sumie nic dziwnego.
- Nie... moja mama miała czarne włosy. Kolor moich mam po tacie.
Julie tej nocy długo nie mogła zasnąć. Ojciec nigdy nic nie mówił o swojej rodzinie, więc nie miała pojęcia, że wyróżnia się wyglądem spośród innych jej członków. Zasypiając obiecała sobie poszukać w bibliotece czegoś na temat rodu Blacków. Rano przy śniadaniu zostały rozdane plany lekcji. Okazało się, że pierwszą lekcją pierwszorocznych Gryfonów były dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami. Tak jak mówił im Percy, profesor Snape dawał Slytherinowi taryfę ulgową. Za to Gryffindor już na pierwszej lekcji stracił dwa punkty. Nie trudno było zauważyć, że mistrz eliksirów szczególnie uwziął się na Harry'ego. Julie nie chcąc podpaść nauczycielowi w milczeniu zajmowała się warzeniem wywaru leczącego z czyraków. Zabierała się właśnie za kruszenie kłów węża, gdy nagle nad nią stanął Snape. Jakby właśnie wyrósł spod ziemi. Dziewczynka spojrzała na swój wywar, zastanawiając się do czego się doczepi. On jednak nawet nie spojrzał na kociołek. Patrzył na jej prawą rękę. Rękawy szaty miała podwinięte. Snape wpatrywał się w jej bliznę, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Julie sama nie wiedząc czemu szybko naciągnęła rękawy. Mistrz eliksirów przez moment spojrzał jej w oczy, po czym odszedł i usiadł za biurkiem.
***
Julie i Kate korzystając z popołudniowej przerwy udały się do biblioteki. Podeszły do pani Pince.
- Przepraszam, czy znajdę tu jakąś książkę na temat rodów czystej krwi? - zapytała niebieskooka
- Powinno być coś w dziale historii magii - odpowiedziała bibliotekarka.
Dziewczynki ruszyły do wskazanego działu. Regały wypełnione książkami sięgały do sufitu.
- Może sprawdzimy Dzieje magii? - zasugerowała Kate
- Przecież mam ją w kufrze. To obowiązkowy podręcznik do historii magi - odparła Julie.
W milczeniu czytały tytuły na grzbietach książek, co nie było łatwe, bo w większości były one wyblakłe i ledwo widoczne. Uwagę niebieskookiej przykuł gruby tom opatrzony tytułem Starożytne rody czystej krwi. Ostrożnie wyjęła go i zaczęła przeglądać aż w oczy rzuciło jej się nazwisko Black.
- Kate, chyba coś mam! - zawołała Gryfonka do przyjaciółki stojącej na drugim końcu działu
Szatynka podbiegła do niej.
- Przeczytaj to - powiedziała Julie wskazując palcem fragment książki.
Kate głośno przeczytała treść:
Oficjalna wersja głosi, że szlachetny i starożytny ród Blacków powstał, jak sama nazwa wskazuje, w starożytności. Istnieje jednak szereg dowodów, że w rzeczywistości jego początki sięgają średniowiecza. Jednym z nich jest fakt, że w jednej linii rodu rodzą się dzieci o kasztanowych włosach, przez co wyróżnia się spośród pozostałych, w większości czarnowłosych członków. Nie wiadomo jednak, skąd ta anomalia. Ciekawym jest natomiast to, że najmłodszy potomek tej wyjątkowej linii uczęszczający obecnie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart na piątym roku. Procjon Black, jest pierwszym z tej linii i zarazem drugim członkiem rodu, który trafił do domu Godryka Gryffindora, a nie do domu Salazara Slytherina. Pierwszym przypadkiem jest jego daleki kuzyn z szóstego roku, Syriusz Black.
Z tyłu na okładce widniała data wydania:
15.05.1976
- Co o tym sądzisz? - zapytała Julie
- Nie wiem, nie wiele mi to mówi - odpowiedziała Kate.
- Mam dziwne wrażenie, że gdzieś słyszałam to nazwisko - przyznała niebieskooka patrząc na ostatnie zdanie
- Pewnie wtedy, gdy Snape wyczytał twoje nazwisko przy sprawdzaniu obecności - odparła jej przyjaciółka.
- Nie, nie to miałam na myśli. Chodzi mi o tego Syriusza Blacka. Gdzieś już o nim słyszałam - wyjaśniła Julie.
- Ale gdzie?
- No właśnie nie pamiętam. Chodźmy już lepiej, bo jeszcze się spóźnimy na transmutację.
Julie odłożyła książkę na miejsce i razem z Kate wyszła z biblioteki.
Ja zacznę od plusów.
Na pewno pierwszym jest długość. Bardzo mi się podoba, że w każdej części się rozpisujesz. Ja osobiście nie mam aż tylu pomysłów aby to ciągnąć i ciągnąć.
Kolejny. Moje serce chwycił również język i błędy ortograficzne, których brak. Świetnie, że w każdym calu próbujesz doskonalić swoje opowiadania, starasz się unikać powtórzeń, nawet literówek.
Zaś minusem jest to, że historia w dalszym ciągu jest ta sama. Praktycznie kropka w kropkę z książki, z wyjątkiem Twojej postaci. Osobiście uważam, że jakby ktoś chciał to czytać, to po raz kolejny sięgnąłby po sagę od Rowling.
Nie spodobało mi się to, że Julie bez żadnych oporów opowiedziała wszystko Harry'emu, który teoretycznie nie ma nic wspólnego z tematem, i to, że bez niczego ją wysłuchał. Rozmawiali po raz pierwszy i już zeszło na dość dotkliwe wyznania. Trochę naciągane.
Aaa. O tych włosach bym zapomniała. W końcu Narcissa była z rodu Blacków i miała blond włosy jak dobrze pamiętam, czy tam mieszane z czarnymi. Więc to, że wszyscy mają czarne włosy jeśli mają takie nazwisko to też sztucznawe się wydaje.
Zaś czekam na kolejną część. ;]