Julie poznaje tajemniczego nieznajomego. Nie jest jednak pewna czy powinna mu ufać, zwłaszcza, że nie mówi jej wszystkiego.
Julie od pięciu minut czekała na Wieży Astronomicznej na tajemniczego nieznajomego. Już zamierzała nałożyć pelerynę-niewidkę i wrócić do dormitorium, gdy usłyszała czyjś głos.
- Witaj, Julie. Wybacz mi to spóźnienie.
- Nie szkodzi, proszę pana - odpowiedziała uprzejmie Gryfonka.
- Daj spokój z tym panem. Mów mi Paul, tak mam na imię - powiedział mężczyzna.
- A nazwisko?
- To niech na razie pozostanie tajemnicą.
Julie przyjrzała mu się uważnie. Był to dość wysoki czarodziej o jasnych włosach i piwnych oczach, w których było coś, co budziło zaufanie. Mógłby budzić grozę, gdyby nie fakt, że był tak chudy, iż wydawało się, że mógłby go zdmuchnąć najmniejszy podmuch wiatru.
- Zanim przejdziemy do tego, co dzieje się w Hogwarcie, może masz jakieś pytania? - zapytał Paul.
Dziewczynka zawahała się. Muszę zapytać go o Wisior Ognia tak, żeby nie domyślił się o czym mówię.
- Czy mój ojciec nie zostawił pa... tobie... czegoś, zanim zginął? - spytała.
- Nie, nic mi nie zostawił - w jego oczach pojawił się groźny błysk. - A dlaczego pytasz? To było coś ważnego?
- Nie, to nie było nic istotnego. Napisałeś, że byłeś rok wyżej od moich rodziców.
- Tak, mógłbym być nawet dwa lata wyżej, ale tak się złożyło, że urodziłem się we wrześniu i trafiłem do jednej klasy z młodszym bratem.
- A więc masz brata? Gdzie on teraz jest?
- Nie żyje.
- Voldemort?
- Nie... Wybacz, nie chcę o tym mówić.
- Rozumiem. Możesz mi powiedzieć co miałeś na myśli pisząc, że Syriusz Black jest już przegrany?
Mężczyzna zaczął sapać jak rozjuszony kot i zrobił wściekłą minę. Niemal ciskał piorunami z oczu. Wyglądało to trochę komicznie ze względu na jego wątłe ciało.
- Nigdy więcej nie wspominaj przy mnie tego człowieka - powiedział z zaskakującym chłodem.
- Ale dlaczego? Co on niby takiego zrobił? - dopytywała Julie.
- Okropne rzeczy. To potwór, nie człowiek - odpowiedział Paul.
- Ale co konkretnie zrobił?
- To nieistotnie. Nie przyszedłem tu rozmawiać o nim. Opowiedz mi o szczegółach ostatnich wydarzeń w Hogwarcie. Wiem tylko tyle, że Dziedzic Slytherina znowu otworzył Komnatę Tajemnic.
- Spetryfikowano kotkę Filcha. Na ścianie był napis zrobiony krwią. Komnata Tajemnic została otwarta. Strzeżcie się wrogowie dziedzica. Profe... zaraz... jak to znowu? To już kiedyś została otwarta?
- Nie powinienem ci tego mówić, ale skoro już wypaplałem... Pierwszy raz komnata została otwarta około pięćdziesiąt lat temu. Wtedy zginęła uczennica, córka mugoli. Rozważano zamknięcie szkoły, ale ataki nagle ustały.
Julie przełknęła ślinę. Groza z Komnaty Tajemnic kiedyś zabiła mugolaczkę. Pomyślała o Kate i poczuła ucisk w żołądku.
- Wiesz co to za potwór, który czyha w komnacie? - zapytała dziewczynka.
- Nie, tego nigdy nie udało się odkryć - odpowiedział Paul.
- Wiadomo kto ją wtedy otworzył?
- Z Hogwartu wydalono wtedy chłopca z trzeciej klasy, na którego padły podejrzenia. Nigdy jednak nie udowodniono mu otwarcia Komnaty Tajemnic.
- Kim był ten chłopiec?
- Tego nie wiem. Teraz to nieistotne. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
Julie zawahała się. On twierdzi, że jej ojciec niczego mu nie dał. Prawdopodobnie nigdy nie widział Wisioru Ognia na własne oczy. Czy zatem powinna mówić mu o Księdze Założycieli? Było w nim coś, co budziło zaufanie. Jednak z jakiegoś powodu Procjon Black nie ufał mu na tyle, by powierzyć mu cenną rzecz, pamiętającą czasy przed Założycielami Hogwartu.
- Paul, napisałeś, że znałeś moich rodziców - odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Tak, przyjaźniliśmy się. Byli najlepszymi przyjaciółmi jakich miałem... jedynymi. Gdy dowiedziałem się o ich śmierci... świat mi się zawalił. Znowu. Po tym, jak zginął mój brat, tylko oni mi zostali. Nigdy nie miałem szczęścia do kobiet, więc nie było mi dane założyć rodziny. Tego dnia, w którym umarli twoi rodzice, przysiągłem na ich pamięć, że będę cię chronił za wszelką cenę - powiedział mężczyzna wpatrując się w posadzkę.
- I nigdy się nie pokłóciliście?
- Ee... jeśli mam być szczery, to raz posprzeczałem się z twoim ojcem, ale to nie było nic poważnego - Paul nerwowo bawił się palcami.
- Kłamiesz. Przecież widzę - powiedziała Julie chwytając się za boki.
- No dobra, masz rację, ale nie chcę o tym mówić - przyznał mężczyzna. - A więc jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał znowu.
- Profesor Dumbledore przekazał mi przez Snape'a Księgę Założycieli - odpowiedziała dziewczynka. - Pewnie wiesz, że to jedyny egzemplarz.
- Ach, tak, dyrektor napisał mi, że ci ją przekaże. Miał to zrobić jak będziesz trochę starsza, ale w zaistniałej sytuacji zmienił zdanie - odparł Paul.
Gryfonka wytrzeszczyła oczy.
- Korespondujesz z Dumbledore'em? - spytała.
- Oczywiście. Utrzymuję z nim stały kontakt odkąd pierwszy raz przyjechałaś do Hogwartu - odpowiedział Paul. - Czego dowiedziałaś się z księgi? - zapytał.
- Tego, że Dziedzic Slytherina będzie chciał zabić pozostałych. Znaczy, nie wprost. Według księgi istnieje legenda, która głosi, że gdy jeden z trójki potomków Założycieli, znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie ze strony Dziedzica Slytherina, na ich prawych przedramieniach pojawią się blizny w kształcie ognistej, powietrznej i ziemnej błyskawicy. Nie wiadomo jednak jakie miałyby mieć znaczenie. Jak widać podanie jest prawdziwe - odpowiedziała Julie, podwijając rękaw. Blizna była wyraźniejsza niż zwykle. - Najbardziej ciekawi mnie dlaczego ona czasem się porusza. No i muszę odkryć kim są dziedzice Hufflepuff i Ravenclaw. Wiem, że pierwszy jest z rodu Landlerów. Smithów wykluczyłam, bo Zachariasz z pewnością by się tym chwalił. Drugi pochodzi od Railserów. Zastanawiałam się czy nie powinnam porozmawiać z Dumbledore'em - odpowiedziała Julie.
- Rozumiem - powiedział mężczyzna. - To wszystko? - upewnił się.
- Nie... Dowiedziałam się, że to Założyciele Hogwartu są Władcami Czterech Żywiołów - ognia, powietrza, ziemi i wody. Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Według Księgi Założycieli dziedzice mają odziedziczyć moc swoich przodków. I to też by się zgadzało, bo w pierwszej klasie przypadkowo użyłam magii ognia i... - urwała.
Czy powinna mu powiedzieć o wisiorach? Niby wzbudzał zaufanie, Dumbledore z nim koresponduje, a więc pewnie i wie o ich spotkaniu, ale z jakieś powodu jej ojciec powierzył Wisior Ognia komuś innemu. Nie swojemu najlepszemu przyjacielowi. Julie wątpiła czy Paul w ogóle wie o Wisiorach Ognia, Powietrza, Ziemi i Wody.
-... To wszystko - skłamała.
- Jesteś absolutnie pewna? - upewnił się Paul.
W jego głosie dało się wyczuć nutkę niedowierzania.
- Tak, jestem absolutnie pewna - odparła Julie.
- No dobrze, ja już muszę iść. Obiecałem Dumbledore'owi, że do niego przyjdę. Informuj mnie na bieżąco o wydarzeniach w Hogwarcie - powiedział mężczyzna.
- Dobrze, do zobaczenia - odparła dziewczynka.
Narzuciła na siebie pelerynę-niewidkę i opuściła Wieżę Astronomiczną. W dormitorium opowiedziała wszystko Kate.
***
- Nie powiedziała nic o wisiorach. Nie wspomniała ani słowem o zaginionym Wisiorze Ognia, Albusie. Chociaż... zapytała mnie czy jej ojciec czegoś mi nie zostawił zanim umarł. Julie chyba sądziła, że ja go miałem, ale to nieprawda. Widziałem ten wisior zaledwie parę razy - powiedział Paul, siedząc na krześle przed biurkiem dyrektora.
- Wcale jej się nie dziwię. Byłeś najlepszym przyjacielem Procjona i Ally, ale on widocznie nie ufał ci na tyle, żeby dać ci na przechowanie Wisior Ognia. Każdy na miejscu Julie nie byłby pewien czy powiedzieć ci o wisiorach - odparł Dumbledore.
- Masz rację, tylko... w takim razie komu go powierzył? - zapytał mężczyzna.
- Myślę, że znasz odpowiedź - odpowiedział starzec.
Paul zacisnął dłonie na podłokietnikach krzesła. Zaczął szybciej oddychać, jakby próbował zachować spokój.
- Zawsze podejrzewałem, że dał Wisior Ognia jemu. Zrobił to na przekór mnie, a teraz... założę się, że został zniszczony - stwierdził.
- Nie wiem co z nim zrobił, ale nie mógł go zniszczyć. Dobrze wiesz, że wisiory mogą zniszczyć tylko moce żywiołów, przy czym nigdy ta, której cząstka znajduje się w wisiorze - odparł Dumbledore.
- Czyli Voldemort mógł go zniszczyć - zauważył mężczyzna.
- Teoretycznie, ale w praktyce on nie byłby w stanie użyć w pełni mocy wody, o ile w ogóle był w stanie, bo nigdy nawet nie widział Wisiora Wody na oczy. Choć myślę, że dobrze wiedział gdzie się znajduje - wyjaśnił dyrektor.
- Gdzie? - zainteresował się Paul.
Albus wyjął z szuflady biurka złotą szkatułkę. Stuknął w wieko różdżką i to natychmiast otworzyło się, ukazując ukryty we wnętrzu przedmiot. Był to wisior w kształcie błyszczącej, zielono-srebrnej kropli zawieszonej na cienkim, czarnym sznureczku.
- Tak, Paul, Wisior Wody w przeciwieństwie do Salazara Slytherina nigdy nie opuścił murów tego zamku - powiedział starzec, widząc zdumienie na twarzy rozmówcy.
- Zawsze się tak błyszczy? - zapytał Paul.
- Nie - odparł Dumbledore. - On wie, że jego prawowity właściciel jest blisko.
Dopiero drugi akapit mi się podoba. W ogóle musisz koniecznie popracować nad opisami. Już było dobrze i nie wiem czemu znów wracasz do poprzednich błędów. Masz za dużo dialogów, a za mało opisów. Przez to też między innymi dialogi wydają się niekiedy sztuczne. Powinnaś opisywać emocje Julie, zachowania ich obojga, strach Paula przed opowiedzeniem o kłótni z Blackiem... Tutaj mamy tylko suchy dialog, na dodatek dość nudny, bo jakby podsumowujący co się dotychczas działo. Stanowczo winny jest tutaj brak opisów.
Drugi fragment wygląda nieco lepiej. Co prawda nadal brak jakiś emocji, opisów ich zachowań, ale już przynajmniej dialogi są ciekawsze.
To opowiadanie ma potencjał. Myślę, że wielu jest tu fanów wierzeń w żywioły i powiązanie tego z HP jest jak najbardziej dobrym rozwiązaniem. Jednakże ciężko jest się wczuć w Twój fan fick, jeżeli zawiera on tylko suche dialogi i opisy czynności. Mam nadzieję, że w kolejnym pokażesz nam coś więcej. ; )