Julie po przeczytaniu Księgi Założycieli zna już odpowiedź na część pytań, ale pojawiają się nowe. Postanawia wysłać list do nieznajomego.
Godryk Gryffindor, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i Salazar Slytherin niektórym znani byli jako Władcy Czterech Żywiołów - ognia, powietrza, ziemi i wody. Władanie nad żywiołem to bardzo zaawansowana magia, której nie da się w żaden sposób nauczyć, jest ona bowiem dziedziczna. Pierwszymi i zarazem jedynymi znanymi czarodziejami, którzy potrafili się nią posługiwać, byli właśnie Założyciele Hogwartu. Gdy Slytherin opuścił na zawsze zamek, Gryffindor domyślił się, że nie powiedział on jeszcze ostatniego słowa. Nie mógł wiedzieć o legendarnej Komnacie Tajemnic, ale jego dawny przyjaciel zostawił swój rodzinny wisior w kształcie srebrno-zielonej kropli. Każdy z Założycieli posiadał taki w kształcie odpowiadającego mu żywiołu. Godryk - szkarłatnozłotego płomienia, Rowena - błękitno-brązowego orlego pióra, Helga - żółtoczarnej grudki ziemi. Początkowo nie było w nich nic niezwykłego - były to naszyjniki przekazywane w rodach Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin od wieków z ojca na syna i z matki na córkę. Po założeniu Hogwartu, czwórka czarodziejów postanowiła tchnąć w wisiory cząstkę swojej mocy żywiołu. Miało to zapobiec nieumyślnemu użyciu tej magii przez ich potomków. Zadaniem Wisiora Ognia, Powietrza, Ziemi i Wody było kontrolowanie władania nad żywiołem. Istnieje legenda, według której posiadanie wszystkich czterech artefaktów pozwala na zawładnięcie czterema żywiołami. Ponoć kiedyś narodzą się dzieci obdarzone magią żywiołów, odziedziczoną po przodkach, przy czym jeden będzie przeciwko trzem pozostałym. Zwani są Dziedzicami Założycieli i to ich uważa się za prawowitych właścicieli poszczególnych wisiorów. Nie wiadomo jednak czy Godryk Gryffindor, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i Salazar Slytherin mają obecnie potomków. Wiemy tylko o jednej córce założycielki Domu Orła, Helenie, która jednak zmarła bezdzietnie. Niektóre przesłanki mówią, że linie rodów, prowadzące do dziedziców, mogą różnić się od reszty członków.
- Dziedzic Slytherina - powiedziała Julie. - Niektóre przesłanki mówią, że linie rodów, prowadzące do dziedziców, mogą różnić się od reszty członków. Przecież linia mojego ojca różni się od reszty rodu Blacków... I ja też... I te słowa Tiary Tak, to musisz być ty... - spojrzała nieco przerażona na przyjaciółkę. - Kate, a jeśli ja jestem jedną z tych Dziedziców? Dziedziczką Gryffindora? - zapytała.
- To całkiem możliwe, patrząc na fakt, że możesz dotknąć tylko lwa na herbie Hogwartu. No i sama pamiętasz, co zrobiłaś z ogniem w pierwszej klasie. W każdym razie chyba już wiemy, czym jest ten zaginiony przed laty przedmiot, o którym mówił Snape - odpowiedziała Kate.
- Wisior Ognia - powiedziała dziewczynka. - Muszę pomówić jutro z Dumbledore'em.
- Zobacz, czy nie napisali jeszcze czegoś interesującego - poleciła jej przyjaciółka.
- Hm... tu chyba jest coś więcej o tych Dziedzicach - powiedziała Julie i znowu zaczęła czytać.
Według historyków obecnie istnieje pięć rodów czarodziejów pochodzących od Założycieli Hogwartu. Wymarły już ród Gauntów - od Salazara Slytherina, czym jego członkowie zwykli się chwalić. Railserowie - od Roweny Ravenclaw, Smithowie i Landlerowie od Helgi Hufflepuff oraz Blackowie od Godryka Gryffindora. Ostatnie jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że członkowie tego szlachetnego i starożytnego (w rzeczywistości jego początki sięgają średniowiecza) rodu w większości trafiają do Domu Węża. To właśnie z tych rodów mają pochodzić Dziedzice Założycieli. Nie jest jednak wiadome, czy Dziedzic Hufflepuff narodzi się (jeśli już się nie narodził) w rodzie Smithów czy Landlerów. Według podań, gdy jeden z trójki potomków Założycieli znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie ze strony Dziedzica Slytherina, na ich prawych przedramieniach pojawią się blizny w kształcie ognistej, powietrznej i ziemnej błyskawicy. Nie wiadomo jednak jakie miałyby mieć znaczenie.
- Czyli już wiem, skąd mam tą bliznę. Hm... mam dziwne wrażenie, że gdzieś już słyszałam nazwiska Railser, Landler i Smith - stwierdziła Jule.
- Chyba ten niemiły Puchon nazywa się Smith... Czekaj, jak on ma na imię? - zastanawiała się Kate.
- Zachariasz Smith. Jeśli ten kretyn jest Dziedzicem Hufflepuff, to chyba się załamię - stwierdziła niebieskooka.
- Wątpię. Znając go, jeśli miałby bliznę w kształcie ziemnej błyskawicy, to pewnie by się nią chwalił - odparła jej przyjaciółka. - To by wyjaśniało - dodała.
- Ale co? - nie zrozumiała Julie.
- Linia rodu, z której pochodził twój ojciec, miała kasztanowe włosy. I ty też takie masz. A właśnie takie miał też Godryk Gryffindor - wyjaśniła szatynka.
- O tym nie pomyślałam, ale masz rację - powiedziała dziewczynka. - Hm... myślisz, że powinnam napisać do tego nieznajomego?
- Najwyższy czas.
- To wyślę do niego list, jak przyleci Sparky.
Nagle coś zastukało w okno. Julie ze zdziwieniem wpuściła płomykówkę dziadków.
- To dość dziwna pora na pocztę - stwierdziła dziewczynka, rozrywając kopertę.
Kochana Julie,
Dowiedzieliśmy się od profesora Dumbledore'a, że dostałaś
księgę. Pamiętaj, żeby ją pilnować. Nie może trafić w niepowołane ręce. Bądź ostrożna. Jeśli Dziedzic Slytherina naprawdę czai się w Hogwarcie, możesz być w niebezpieczeństwie. Nie waż mi się wychodzić z dormitorium w nocy!
Całuję,
Babcia
Gryfonka nie potrafiła powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Czy oni myślą, że będę latać z tą księgą po zamku i wrzeszczeć Patrzcie, mam tu Księgę Założycieli! Jedyny egzemplarz! Przecież Snape już mi mówił, że mam uważać - powiedziała.
- Wiesz, jakby nie patrzeć, mają rację - zauważyła Kate.
- Dobra, jest Sparky, więc mogę wysłać list do tego nieznajomego - stwierdziła Julie.
Wzięła pergamin, pióro i kałamarz. Przez chwilę zastanawiała się jakiego zwrotu użyć i co napisać.
Nieznajomy,
Wybacz, że dopiero teraz do Ciebie piszę, ale nie widziałam powodu, a zresztą i tak nie wiedziałabym co. Szkoda, że się nie przedstawiłeś. Mam nadzieję, że kiedyś poznam twoje imię. Może już słyszałeś, co stało się w Hogwarcie? Nie chcę się tu rozpisywać, na wypadek gdyby ktoś przechwycił list. Czy jest możliwość, żebyśmy się spotkali osobiście? Może być nawet w nocy. Liczę na szybką odpowiedź.
Julie Black
- Tyle chyba wystarczy, nie? - zapytała.
- Myślę, że tak. Lepiej nie pisać mu o księdze i zaginionych wisiorach - odpowiedziała Kate.
- Tylko Wisior Ognia zaginął. O tym, że reszta zaginęła, nic mi nie wiadomo - zauważyła jej przyjaciółka.
Włożyła list do koperty i podała Sparky'emu.
- On napisał, że na pewno go znajdziesz - powiedziała.
Sowa zahukała jakby ze zrozumieniem i wyleciała z listem w szponach przez otwarte okno. Julie schowała Księgę Założycieli głęboko na dnie kufra. Nie spodziewała się dostać odpowiedzi już następnego dnia, więc mocno się zdziwiła, gdy następnego ranka podczas śniadania w Wielkiej Sali zobaczyła Sparky'ego z listem. Dziewczynka rozerwała kopertę z narastającą ekscytacją.
Julie,
Cieszę się, że w końcu do mnie napisałaś. Myślę, że moje imię poznasz już wkrótce. Naturalnie słyszałem o tym, co stało się w Hogwarcie. Też uważam, że powinniśmy spotkać się osobiście i o tym porozmawiać. Czy możesz pojawić się na Wieży Astronomicznej dziś o północy? Prześlij mi szybko sowę z odpowiedzią. Pamiętaj, że musisz przyjść sama.
- O północy na Wieży Astronomicznej? I jeszcze masz przyjść sama? Czy on jest poważny? - zapytała Kate.
- Pójdę tam - odpowiedziała dziewczynka.
- Ale...
- On może powiedzieć mi coś więcej.
- A jeśli Filch cię nakryje?
- Nie nakryje. Pożyczę pelerynę-niewidkę od Harry'ego.
Julie wzięła pióro i napisała na odwrocie listu krótkie Tak, po czym włożyła go z powrotem do koperty i podała Sparky'emu.
***
- Może jednak lepiej będzie, jak pójdę tam z tobą? - zapytała Kate, gdy Julie wyjęła pożyczoną pelerynę-niewidkę.
- Nie - odpowiedziała. - On wyraźnie napisał, że mam być sama.
- Jak uważasz.
- Dobra, muszę już iść, żeby się nie spóźnić.
Julie nałożyła na siebie pelerynę. Gdy wreszcie dotarła na Wieżę Astronomiczną wybiła północ. Zdjęła niewidkę i schowała ją pod bluzą. Nie było tu żadnych pochodni. Okrągłe pomieszczenie było oświetlone jedynie przez księżyc i gwiazdy, którymi było upstrzone niebo. I nikogo tu nie było.
Była masa małych błędów, szczególnie w zapisie kolorów. Ale na plus muszę dać dobrą odmianę nazwisk, mało kto w ogóle stara się je pisać poprawnie.
Część w sumie za wiele nie wprowadziła. Doszły naszyjniki, doszły nazwiska, ale poza tym nic nowego. Wydaje mi się to jakby powolnym wprowadzeniem do poznania tego tajemniczego człowieka (nie chcę Ci psuć opowiadania, ale stawiam na... Syriusza.
Chciałabym, by to się w końcu bardziej rozruszało, weszła jakaś akcja, zamiast wiecznego chodzenia, czytania i myślenia. Jeżeli już dajesz coś takiego, to zaciekaw nas jakoś jakimiś szczegółami. Lekcjami, jakimiś żartami uczniów, kłótniami na pojedynki, nawet grami czarodziejskimi (szachy, gargulki - chociaż to jest ponoć dopiero nudne), coś co rzeczywiście będzie przerywnikiem, ale naprawdę interesującym. A tutaj jakbym oglądała film, ona idzie tam, czyta to, idzie zjeść, dostaje list, idzie na Wieżę, koniec. Naprawdę gorąco zachęcam do opisów ;D