Julie dostaje list od tajemniczego nieznajomego. Wygląda na to, że to nie koniec zagadek.
Julie leżała w łóżku w swoim dormitorium i rozmyślała. Kate, Hermiona, Parvati i Lavender dawno zasnęły, ale ona nie mogła. Ciągle miała wrażenie, że już kiedyś słyszała o tym Syriuszu Blacku. On mógł wiedzieć coś więcej o jej bliźnie. Dziewczynce przeszło nawet przez myśl, żeby wysłać mu sowę z zapytaniem, ale natychmiast zrezygnowała. Nie wiedziała nawet gdzie on jest, a nie chciała żeby ktoś niepowołany przeczytał list. Rano po śniadaniu na korytarzu do Julie i Kate podszedł profesor Dumbleodre
- Panno Black, mogę cię prosić na momencik do mojego gabinetu? - zapytał dyrektor
- Ale zaraz mamy eliksiry - odpowiedziała Gryfonka.
- Nie szkodzi. Usprawiedliwię u profesora Snape'a twoje krótkie spóźnienie. To nie zajmie dużo czasu - powiedział Dumbledore.
- No dobrze - odparła dziewczynka i ruszyła za dyrektorem.
Zatrzymali się przed kamienną chimerą.
- Cytrynowy drops! - powiedział Dumbledore i posąg odsunął się ukazując spiralne schody.
Gestem ręki polecił Julie wejść na nie, a sam wszedł tuż za nią. Gabinet dyrektora okazał się być okrągłym pomieszczeniem pełnym dziwnych złotych urządzeń, których przeznaczenia nie sposób było odgadnąć. Na żerdzi siedział piękny ptak o czerwono-złotych piórach na myśl przywodzących ogień. Zwierzę zwróciło głowę ku Julie.
- To jest Faweks. Feniks - rzekł Dumbledore.
Starzec usiadł za biurkiem i polecił Julie zająć krzesło stojące przed.
- Pod koniec wakacji otrzymałem od twoich dziadków list. w którym poinformowali mnie, że w sklepie Ollivandera nabyłaś różdżkę z łzą feniksa - powiedział Dumbledore.
- Tak - przyznała Gryfonka.
- Więc zapewne ostrzegli cię, żebyś dobrze się zastanowiła zanim powiesz komuś o jej niezwykłym rdzeniu.
- Owszem, wiem że różdżka o tak potężnej mocy może być łakomym kąskiem dla śmierciożerców.
Dumbledore pokręcił głową.
- Łakomym kąskiem tak, ale nie z powodu jej mocy - rzekł.
- W takim razie z jakiego, panie profesorze? - zapytała zaintrygowana dziewczynka
- Widzisz, Julie, osobiście myślę, że ta różdżka wcale nie jest najpotężniejsza - odpowiedział profesor. - A w każdym razie na pewno istnieje jedna, która swoją mocą przewyższa twoją, ale to nie o niej mowa. Może kiedyś dowiesz się co to za różdżka, jak będziesz starsza. Rzecz w tym, że ludzie zwykli uważać za potężną każdą niezwykłą rzecz. Oczywiście nie twierdzę, że moc twojej różdżki nie przewyższa wielu innych, ale jej niezwykła moc tkwi gdzie indziej. Czy wiesz, co potrafi feniks?
- Gdy umiera staje w płomieniach, a następnie odradza się z popiołu.
- Tak, to prawda, feniksy są nieśmiertelne. Coś jeszcze?
- Wiem tylko tyle, panie profesorze.
- Feniks, Julie, może przenosić ogromne ciężary, a jego łzy mają moc uzdrawiania nawet najcięższych ran.
Dyrektor spojrzał na dziewczynkę z błyskiem w niebieskich oczach.
- Chce pan powiedzieć, że moja różdżka... że łza feniksa w niej zawarta nadała jej swoją moc? - zapytała Julie
- Tak myślę. Jest jeden prosty sposób, żeby się o tym przekonać - odpowiedział Dumbledore.
Starzec wyjął mały nożyk. Przyłożył go sobie do ręki ostrą stroną.
- Może lepiej niech pan... - zaczęła Julie.
- Mam już swoje lata, ale krzepy wciąż mi nie brakuje - przerwał z uśmiechem Dumbledore.
Przeciągnął nożem po ręce. Teraz widniało na niej płytkie, krwawiące rozcięcie.
- Przyłóż różdżkę do rany, przekonajmy się czy moje przypuszczenia są prawdziwe - polecił profesor.
Gryfonka drżącą ręką wyjęła różdżkę i dotknęła nią ranę dyrektora. Najpierw krew przestała cieknąć, potem rozcięcie zrobiło się srebrne i błyszczące, aż w końcu całkowicie zniknęło. Bez śladu, jakby Dumbledore wcale się nie zranił.
- Miałem rację! - powiedział uradowany klaszcząc w dłonie
- Śmierciożercy mogą chcieć to wykorzystać, żeby przywrócić swemu panu ciało i moc? - zapytała Julie
- Tak, właśnie tak - odpowiedział dyrektor. - Musisz być bardzo ostrożna i nie ufać byle komu. Kto wie o rdzeniu twojej różdżki oprócz twoich dziadków?
- Tylko Kate Deamers, moja przyjaciółka. I w pociągu powiedziałam Harry'emu Potterowi i Ronowi Weasleyowi. Uznałam, że Harry powinien wiedzieć, skoro jest z tego samego kawałka ostokrzewu, co jego różdżka. Powiedziałam im, żeby nikomu nie mówili.
- To dobrze.
- Panie profesorze, Ollivander mówił, że nawet jeśli ktoś by odebrał mi różdżkę w pojedynku, to nigdy by jej w pełni nie posiadł. Myśli pan, że to prawda?
- Nie znam się za bardzo na różdżkach, ale Ollivander jest najwybitniejszym wytwórcą w całej Wielkiej Brytanii, a niektórzy uważają, że i na świecie. Myślę więc, że ma rację co do tego, że tylko ty, będąc prawowitą panią różdżki z łzą feniksa, możesz w pełni wykorzystać jej moc.
- Pan wie skąd mam tą bliznę?
- Wiem, ale na odpowiedź na to pytanie przyjdzie czas, gdy będziesz starsza. Teraz proszę cię, żebyś na zawracała sobie tym głowy.
- No jasne, mam bliznę nie wiadomo skąd, ale mam nie zawracać sobie tym głowy - zadrwiła w myślach Julie. - Kto to zrobił? - zapytała. - Kto ich zabił? Moich rodziców i nienarodzoną siostrę?
Dumbledore westchnął i wyprostował się na krześle.
- Cóż, myślę, że jesteś wystarczająco duża, żebym mógł ci to powiedzieć. Byli to Lucjusz Malfoy i Walden Macnair, śmierciożercy, którzy uniknęli Azkabanu po upadku Voldemorta. Powiedzieli, że on kontrolował ich umysły, a Ministerstwo im uwierzyło. Ja osobiście uważam, że nigdy nie wyrzekli się dawnego stylu życia i tylko czekają na powrót swego pana. Musisz wiedzieć, że Lord Voldemort po zabiciu Potterów zamierzał udać się do domu twoich rodziców...
- ... I zabić mnie.
- Tak, i zabić ciebie. Jak wiesz, Voldemorta spotkała klęska, nie mógł zabić małego Harry'ego. Malfoy kilka lat później odkrył dlaczego chciał cię zabić, więc postanowił sam to zrobić. Może sądził, że dzięki temu, gdy Czarny Pan wróci, on uzyska jego przebaczenie za to, że się go wyparł. Twój ojciec był jednak aurorem i to nie najgorszym, więc musiał wziąć kogoś na wspólnika. Powiedział o swoim odkryciu Macnairowi. Nie sądzę, że chciał wyjawić to akurat jemu, ale większość śmierciożerców była w Azkabanie. Inni uciekli za granicę, więc nie miał zbyt dużej możliwości wyboru.
- Ten Lucjusz to ojciec Dracona Malfoya, prawda?
- Tak.
- Są w Azkabanie? On i Macnair?
- Niestety nie. Po raz kolejny udało im się uniknąć kary. Nigdy nie udowodniono im winy.
Zapadło milczenie. Julie była wściekła. Nie tyle na Lucjusza Malfoya i Waldena Macnaira, co na Ministerstwo Magii. Ilu jeszcze takich śmierciożerców jest na wolności?
- Chciałabyś jeszcze o coś zapytać? - zapytał Dumbledore
Dziewczynka zawahała się.
- W jednej książce z biblioteki... Starożytne rody czystej krwi... przeczytałam, że początki rodu mojego ojca sięgają nie Starożytności lecz Średniowiecza...
- I było w niej napisane o tym, że linia twojego ojca wyróżnia się na tle reszty rodu?
- Tak.
- Najwyraźniej geny przodka twojego ojca, a także i twojego, są wyjątkowo silne.
- Jakiego przodka?
- Jeszcze nie czas, żebyś poznała odpowiedź na to pytanie, Julie.
- Dobrze, prawdę mówiąc to chciałam zapytać o coś innego, a raczej o kogoś. W tej książce przeczytałam pewne nazwisko... Syriusz Black... Wiem, że gdzieś już o nim słyszałam, ale nie pamiętam gdzie. Pomyślałam nawet, żeby wysłać mu list, że on może coś wiedzieć o mojej bliźnie, ale przecież nawet nie wiem gdzie jest. Ani czy on wie o moim istnieniu.
- Oczywiście, że wie.
- Więc mogę się z nim skontaktować?
- Niestety, ale to obecnie niemożliwe. I obawiam się, że w późniejszym czasie również nie będzie.
- Dlaczego?
- Myślę, że lepiej będzie jeśli nie odpowiem na to pytanie.
- A co z pozostałą trójką? Tymi z wodną, ziemną i powietrzną błyskawicą?
- Och, pozostała dwójka jest, przynajmniej dopóki Voldemort nie wróci, bezpieczna. On nigdy nie odkrył kim są i gdzie. Jedynie ciebie znalazł. Choć to nie było trudne, patrząc na fakt, że mieszkaliście obok Potterów.
- Kim oni są? I dlaczego pan mówi o dwójce? Chce pan powiedzieć, że ten trzeci nam zagraża?
- Aktualnie nie, ale gdy wróci tak. No, myślę że powinniśmy już iść. Profesor Snape będzie się niecierpliwił.
Szli w milczeniu. Zatrzymali się dopiero przed klasą eliksirów w lochach. Dumbledore położył dłoń na drzwiach, ale ich nie otworzył.
- Julie, chcę cię prosić, żebyś wystrzegała się profesora Quirrella - powiedział dyrektor.
- Profesora Quirrella? - powtórzyła Gryfonka. - Dlaczego?
- Mam swoje powody. Uważaj na niego, dobrze?
- Dobrze, panie profesorze.
Dumbledore otworzył drzwi i uderzyła ich w nozdrza ostra woń.
- Severusie, zabrałem na chwilkę pannę Black do mojego gabinetu. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem ci w lekcji? - zapytał uprzejmie Dumbledore
- Nie, panie dyrektorze - odparł Snape. - Siadaj, robimy Eliksir Bujnego Owłosienia - powiedział chłodno do Julie.
Dziewczynka zajęła miejsce obok Kate i szybko wyjęła potrzebne rzeczy.
- Severusie, mogę prosić cię na momencik? - zapytał dyrektor. - Chciałbym zamienić z tobą słówko.
- Wolałbym nie zostawiać ich samych. Jeszcze Longbottom coś pomiesza i wszystko wybuchnie - odpowiedział Snape.
- Och, jestem pewny, że nic złego się nie stanie.
- Dobra, ale tylko na moment.
Dumbledore i Snape wyszli. W klasie zapanowała cisza. Każdy zajmował się swoim eliksirem.
- Co chciał od ciebie Dumbledore? - zapytała szeptem Kate
- Powiem ci jak będziemy same. Tu może nas ktoś podsłuchać - odpowiedziała Julie.
Dziewczynce nie udało się skończyć eliksiru przed końcem lekcji, co Snape skwitował złośliwym uśmiechem i odjęciem Gryffindorowi pięciu punktów. Korzystając z przerwy Julie i Kate znalazły pustą klasę, w której mogły swobodnie porozmawiać.
- Czekaj, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałam. Twoja różdżka potrafi uzdrawiać? - zapytała szatynka, gdy jej przyjaciółka skończyła opowiadać co działo się w gabinecie dyrektora
- Tak, dzięki rdzeniu z łzy feniksa - odpowiedziała Julie. - Chciałabym tylko wiedzieć dlaczego Dumbledore kazał mi się wystrzegać Quirrella. Przecież on boi się własnego cienia.
Na obronie przed czarną magią Gryfonka nie potrafiła skupić się na lekcji. Profesor jak zwykle się jąkał i śmierdziało czosnkiem z jego turbanu.
- D-d-dziś b-b-będzie-my u-ucz-uczyć s-się o r-róż-ni-ni-cach mię-mię-dzy cz-cz-czar-r-rną m-ma-gią a b-bia-białą - wyjąkał Quirrell
- No nie, kiedy w końcu zaczniemy uczyć się praktycznej obrony? - zapytał Seamus Finnigan
- T-to b-będzie n-na nas-s-s-tę-p-pnej le-lekcji, p-panie Fi-Finnigan - odpowiedział nauczyciel.
Lekcja była wyjątkowo nudna. Jedynie profesor Binns, duch nauczający historii magii, potrafił bardziej zanudzić. Uczniowie zbierali się do wyjścia, gdy Quirrell wyjąkał:
- P-pan-n-no B-Black, ch-ch-c-ciał-ł-b-bym c-cię p-p-pros-sić, ż-że-b-byś została n-na m-mome-n-n-cik w k-kl-la-la-sie.
Julie natychmiast przypomniała sobie o ostrzeżeniu Dumbledore'a.
- Dobrze, panie profesorze, ale Kate zostanie ze mną - powiedziała.
- N-nie! T-to m-mu-musi b-być r-r-roz-z-mowa w cz-cz-tery o-oczy - odparł wyraźnie zdenerwowany profesor.
- Poczekaj na mnie w Wieży Gryffindoru - dziewczynka zwróciła się do przyjaciółki.
- Jesteś pewna? - zapytała Kate
Julie skinęła głową. Zacisnęła palce na różdżce ukrytej w rękawie szaty, chociaż dobrze wiedziała, że nie miałaby szans z nauczycielem obrony. Zwłaszcza, że pierwszoroczni nie poznali jeszcze żadnych zaklęć obronnych. Quirrell upewnił się, że wszyscy wyszli i omiatając nerwowym wzrokiem klasę zamknął drzwi. Kluczem. Dziewczynka była uwięziona.
- Jaki jest rdzeń twojej różdżki? - zapytał bez ogródek Quirrell
Jego głos był inny, chłodny. Nie było w nim cienia strachu.
- Nie jąka się pan! - zauważyła Julie
- J-j-jąk-kam s-się... - głos profesora stał się trochę mniej pewny
- Nieprawda. Zapytał pan o rdzeń mojej różdżki bez zająknięcia. I w ogóle to po co panu ta wiedza? I dlaczego zamknął pan klasę?
- Żeby nikt nieodpowiedni tu nie wszedł. Jeśli masz różdżkę o której myślę, to moim obowiązkiem jest cię chronić przed niebezpieczeństwem zagrażającym ci ze strony sił zła.
Gryfonka nie dała się przekonać.
- Siły zła? Jakie siły zła mogłyby na mnie czyhać? - zapytała, nieco kpiącym tonem
- Profesor Snape - odpowiedział zaskakująco pewnym siebie tonem Quirrell.
- Nie sądzi pan, profesorze, że gdyby Snape chciał zrobić mi coś złego, to już by to zrobił? Jestem już w szkole trzeci dzień. Miał mnóstwo okazji, żeby to zrobić.
- Niby kiedy? Na lekcjach przy tylu świadkach? A może w Wielkiej Sali przy jeszcze większej ilości obserwatorów? Albo na korytarzu, gdzie zawsze jesteś w towarzystwie panny Deamers? Nie, Severus Snape nie jest głupi, żeby zaryzykować utratę zaufania Albusa Dumbledore'a.
- Za to pan jak najbardziej.
- Ja?
- Profesor Dumbledore kazał mi się pana wystrzegać. Ciekawe dlaczego?
- Nie masz powodu się mnie bać.
- Ja się pana nie boję. Jestem w Gryffindorze, jakby pan zapomniał.
- Zdradzisz mi ten rdzeń czy nie? - warknął Quirrell
- Moja różdżka zawiera włókno smoczego serca - skłamała Julie.
- Włókno smoczego serca, powiadasz? - zapytał profesor drapiąc się po podbródku
Julie cofnęła się o krok, spodziewając się ataku z jego strony. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do klasy wpadł Snape celując różdżką w Quirrella.
- Czekaj na mnie za drzwiami, Black - syknął w stronę Julie.
Wybiegła z klasy i z przyspieszonym biciem serca nasłuchiwała.
- Czego od niej chciałeś, Quirrell? - zapytał Snape swoim chłodnym głosem
- N-n-nic, ch-ch-cia-ł-łem t-tyl-lko w-wie-dzieć, ż-że j-j-je-s-st b-b-bez-z-p-p-pieczna. - wyjąkał profesor.
- Niezwykła troska o uczennicę, co?
- A-a-l-leż S-Severusie, chy-chy-ba m-mnie n-nie p-p-pos-s-sądzasz o dz-dział-łanie n-na sz-szko-kodę p-panny B-Black?
- Dumbledore cię przejrzał, Quirrell! Pamiętaj, że mam cię na oku!
Snape wyszedł zostawiając rozdygotanego profesora w klasie. Julie odskoczyła od drzwi, gdy tylko zobaczyła poruszającą się klamkę.
- Za mną! - rozkazał mistrz eliksirów
Gryfonka bez słowa ruszyła za nim. Weszli do gabinetu Snape'a w lochach. Julie wzdrygnęła się widząc zamarynowane ropuchy i inne stworzenia w słoikach.
- Co ty sobie wyobrażałaś? Czy Dumbledore nie kazał ci się wystrzegać Quirrella?-zapytał profesor
- Tak, panie profesorze - odpowiedziała dziewczynka. - On powiedział, że to pan może mi zagrażać.
- Oczywiście, on jest tylko biednym jąkałą, a ja wrednym nietoperzem z lochów, kto by go o coś posądzał? Dyrektor jednak nie jest głupi. Co mu powiedziałaś o swojej różdżce?
- Skłamałam, że zawiera włókno ze smoczego serca, ale nie jestem pewna, czy to łyknął.
- Miejmy nadzieję, że tak. A tymczasem poza lekcjami obrony trzymaj się od Quirrella z daleka i nie przebywaj z nim więcej sam na sam. Zrozumiałaś?
- Tak, panie profesorze.
- Możesz już odejść. Prosto do Wieży Gryffindoru.
Julie odwróciła się w stronę drzwi i położyła już rękę na klamce, gdy zdała sobie z czegoś sprawę. Odwróciła się do Snape'a.
- Panie profesorze, pan wie o rdzeniu mojej różdżki? - zapytała
- Gdy zobaczyłem twoją bliznę na pierwszej lekcji eliksirów, od razu to wiedziałem - odpowiedział Snape.
- Dumbledore wie, że pan wie?
- Oczywiście, nie mam przed nim tajemnic.
Gryfonka przez całą drogę do dormitorium nie wiedziała co myśleć. Quirrell oskarżył Snape'a o powiązanie z siłami zła, ale wygląda na to, że Mistrz Eliksirów ją uratował. Nie wiadomo co by się stało, gdyby nie wpadł nagle do klasy. Opowiedziała o wszystkim Kate, którą również ta cała sytuacja zaintrygowała. Następnego dnia podczas śniadania nauczyciel obrony był jeszcze bardziej rozdygotany. Co chwila zerkał nerwowo na Snape'a siedzącego obok. Jak zwykle o tej porze nadeszła sowia poczta. Julie wypatrzyła Sparkiego, sowę, którą niegdyś jej matka podarowała swoim rodzicom. Kate również dostała list od mamy i taty. W żadnym nie było nic szczególnego. Dziadkowie niebieskookiej poinformowali ją, że Dumbledore napisał im o mocy uzdrawiania jej różdżki i ponownie kazali zachować ostrożność. Gryfonka odłożyła list i zamierzała zabrać się za jedzenie, gdy zauważyła, że przed nią stała jeszcze jedna sowa. Brązowy puchacz patrzył na nią żółtymi ślepiami. Do nóżki miał przywiązany list. Dziewczynka odwiązała go zastanawiając się od kogo może być.
Droga Julie Black,
Nie znamy się i myślę, że na razie będzie lepiej, jeśli nie zdradzę kim jestem. Znałem twojego ojca i twoją matkę. Byłem rok wyżej od nich w Hogwarcie. Piszę do ciebie, bo czuję się w obowiązku to zrobić. Nie będę prosił cię, żebyś była ostrożna, bo zapewne twoi dziadkowie i Albus Dumbledore już ci to powiedzieli. Chcę cię prosić, żebyś nie szukała informacji o twojej bliźnie. Przez pewien czas będzie lepiej, jeśli nie poznasz prawdy. Voldemort i tak obecnie jest zbyt słaby, żeby zaatakować, a nie sądzę, żeby to miało się zmienić w najbliższym czasie. Wiedz, że masz we mnie przyjaciela. Zawsze możesz wysłać do mnie sowę, jakby coś się działo. Ale nie swoją, bo jest zbyt charakterystyczna. Zresztą i tak by nie trafiła, bo nie wie gdzie jestem i kim. Wysyłaj Sparkiego, sowę matki, jak się domyślam należącą teraz do twoich dziadków. On na pewno mnie znajdzie. Na pewno żaden nie pozostanie bez odpowiedzi, choć nie zawsze będę mógł odpisać od razu. W swoich poszukiwaniach mogłaś natknąć się na nazwisko Syriusza Blacka. Jeśli kiedykolwiek stanie się to możliwe, w co wątpię, nie szukaj kontaktu z nim. Nie warto, on już jest przegrany.
Nie było podpisu. Julie przebiegła list wzrokiem. Pismo wyglądało tak, jakby ten kto pisał był roztrzęsiony. Jej nazwisko w podpisie było rozmazane, podobnie jak w liście. Jakby napisanie tego sprawiało nadawcy problem. Czy miało to coś wspólnego z Syriuszem Blackiem? I dlaczego ten ktoś napisał on już jest przegrany? Na końcu tego zdania widniały dwie mokre plamy. To musiały być łzy. Ale dlaczego on płakał? Dała do przeczytania list Kate, po czym schowała go do kieszeni.
W nocy Julie nie mogła zasnąć. Była ciekawa kim jest tajemniczy nieznajomy. Przez chwilę pomyślała, żeby wysłać do niego Sparkiego, ale co miałaby napisać? Zresztą i tak musiałaby czekać na kolejny list od dziadków, żeby użyć ich sowy.
***
Było po północy, wszyscy już spali, tylko nie profesor Quirrell. Stał na środku swojego gabinetu, dygocąc na całym ciele. Zasłony były zasunięte, a jedynym źródłem światła była mała świeczka.
- P-panie, dz-dziewczynka p-powiedziała, ż-że m-ma w-włókno z-ze s-smoczego s-serca - wyjąkał nauczyciel
- Ona skłamała - odparł zimny głos.
Wydobywał się jakby z tyłu Quirrella. Ale za nim nikogo nie było. Był w pomieszczeniu sam.
- J-jes-steś p-pewien?
- Lord Voldemort potrafi wyczuć, gdy ktoś kłamie, Kwiryniuszu.
- A-a c-co j-jeś-ś-śli s-się m-mylisz, m-mój p-panie?
- Ja nigdy się nie mylę! Dziewczynka to obecnie najmniejszy kłopot. Jest inny sposób, by wrócić mi moc. I musisz to dla mnie zdobyć.
- J-już p-prób-b-bowałem, ale s-kryt-t-tka z-zos-s-stała o-op-p-próżniona. D-Dumbledore m-musiał c-coś w-wyczuć.
- Tak, i obaj wiemy gdzie teraz jest.
- A-ale t-tam j-jes-st t-ten p-pies!
- Z Lordem Voldemortem nie masz czego się bać.
- D-do-b-brze, p-panie. A c-co z-ze S-Snape'em? O-on c-coś w-wie, w-węszy.
- Gdy Czarny Pan wróci, dostanie zasłużoną karę. Mnie się nie zdradza. Jeszcze jedno, Quirrell. Uważaj na Pottera i jego przyjaciół.
- N-na P-pot-t-tera?
- Tak, ten chłopiec coś wyczuł, ale chyba posądza Snape'a, ale jeśli zajdzie za daleko... Nie możesz do tego dopuścić, rozumiesz?
- T-tak, m-mój p-panie.
***
Drugi semestr i egzaminy nadeszły niespodziewanie szybko. Julie i Kate weszły do pokoju wspólnego Gryfonów. Byli tu tylko Harry, Ron i Hermiona. O czymś rozmawiali i byli wyraźnie zaaferowani.
- ... Snape chce wykraść kamień. - powiedział Harry
Niebieskooka podeszła bliżej.
- O czym wy mówicie?- zapytała
- Pamiętasz jak Dumbledore mówił, że trzecie piętro jest zakazane? - odpowiedziała pytaniem Hermiona
- Tak - odparła Julie.
- Hagrid umieścił tam trójgłowego psa, Puszka. On strzeże Kamienia Filozoficznego. Wiemy, że Snape chce go wykraść - wyjaśnił Harry.
- A jakie macie dowody? - zapytała Kate
- Widziałem jak zastrasza Quirrella, w Zakazanym Lesie. Po ostatnim meczu poleciałem za nim - odpowiedział Harry. - Wiemy, że już raz próbował wykraść kamień, ze skrytki w banku Gringotta. W moje jedenaste urodziny, ale Hagrid go uprzedził.
- Hagrid wypaplał, że w obronie kamienia brali udział wszyscy nauczyciele. Czyli jest bezpieczny tak długo jak Quirrell będzie się opierał - stwierdził Ron.
- Ja bym tak pochopnie nie oskarżała Snape'a - przyznała Julie.
- Pochopnie? Czy Snape nie wygląda na takiego, który mógłby wykraść kamień, który daje nieśmiertelność i bogactwo dla Voldemorta? - zapytał Harry
Ron wzdrygnął się.
- No właśnie o to mi chodzi. Snape wygląda na takiego. Bo kto by podejrzewał biednego jąkałę Quirrella? - odparła pytaniem niebieskooka
- Quirrella? Dobrze się czujesz? - zapytał Ron
- Wiem co mówię, Ron. Dumbledore kazał mi się go wystrzegać. A Snape tak jakby... mnie uratował. Pamiętacie, jak Quirrell chciał, żebym została na chwilę w klasie - odpowiedziała Julie.
- No dobra, może i ciebie uratował. Ale mnie chciał zabić na pierwszym meczu - powiedział Harry.
- A jaką masz pewność, że to on czarował twoją miotłę? - zapytała Kate
- Mruczał formułki pod nosem i nie spuszczał z Harry'ego wzroku - odpowiedziała Hermiona.
- No dobra, jak uważacie, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam - powiedziała Julie.
***
- Julie, dokąd ty biegniesz? - zapytała Kate próbując dogonić przyjaciółkę biegnącą schodami w dół
- Do Hagrida! - odpowiedziała dziewczynka
- O tej porze? Po co?
Na to pytanie nie uzyskała już odpowiedzi. Julie zatrzymała się dopiero przed drzwiami chatki gajowego. Kate trzymała się za brzuch i próbowała złapać oddech. Pierwsza zapukała do drzwi. Odpowiedziało im warczenie.
- Spokój, Kieł! - odezwał się głos Hagrida. - Kto tam? - zapytał
- Hagridzie, to ja, Julie. Jest ze mną Kate - odpowiedziała Gryfonka.
- Ok, wejdźcie - gajowy otworzył drzwi.
Olbrzymi brytan natychmiast rzucił się na Julie, obśliniając jej szatę.
- Spokój, Kieł! Siad! - powiedział Hagrid. - Może herbatki? I dlaczego przychodzicie w odwiedziny tak późno? - zapytał. - Już północ!
- Nie, dzięki Hagrdzie, my tylko na chwilę. Podejrzewam, nie, jestem pewna, że profesor Quirrell chce wykraść Kamień Filozoficzny, którego strzeże Puszek - wyjaśniła niebieskooka.
- No nie, najpierw Harry, Ron i Hermiona oskarżają profesora Snape'a, a teraz wy Quirrella? I skąd wy wiecie o kamieniu i Puszku? - zapytał gajowy
- Od Harry'ego. Oni myślą, że to Snape chce wykraść kamień, ale ja jakoś w to nie wierzę. To Quirrella Dumbledore kazał mi się wystrzegać - odpowiedziała Julie.
- Wystrzegać się Quirrella? - powtórzył Hagrid. - Gdyby to nie był Dumbledore to bym uznał, że to jakiś wariat. Quirrell to tchórz. Nie odważy się zbliżyć do Puszka na kilometr.
- Nie sądzę. Na początku roku zostałam z nim sama w klasie. Nagle przestał wyglądać na wystraszonego. I przestał się jąkać.
- Może jąka się tylko w większym towarzystwie? Zresztą, ma swój powód żeby się bać.
- Jaki?
- Quirrell zanim zaczął uczyć obrony uczył mugoloznawstwa. W ostatnie wakacje był w Albanii. Podobno uratował jakieś afrykańskie księstwo przed uciążliwym wampirem, a ten jego turban to dar od księcia. Niektórzy mówią, że trzyma pod nim czosnek, bojąc się że wampir i tu go dopadnie. Druga sprawa to fakt, że od prawie pięćdziesięciu lat żaden nauczyciel obrony przed czarną magią nie wytrwał na tym stanowisku dłużej niż rok.
- Dlaczego?
- Podobno ciąży na nim klątwa. Ale spokojnie, do tej pory tylko jeden nauczyciel tego przedmiotu zginął. Był to profesor Frederick Fluxander. Pierwszy po Galatei Merrythought, która jako ostatnia uczyła obrony przez wiele lat.
- Jak zginął?
- Utonął w hogwarckim jeziorze. Olbrzymia kałamarnica wyciągnęła jego ciało na brzeg. To była końcówka roku. Do dzisiaj pozostaje to jedna z najbardziej zagadkowych śmierci w Hogwarcie.
- Jedna z najbardziej zagadkowych śmierci w Hogwarcie? - powtórzyła Kate. - To ich było więcej?
- Co? Oczywiście, że nie! - odpowiedział szybko Hagrid. - Zmykajcie do dormitoriów, bo jeszcze szlaban zarobicie!
- Hagrid, Quirrell chce wykraść kamień. Nie można tak tego zostawić - powiedziała Julie.
- Słuchajcie, żaden, powtarzam ŻADEN nauczyciel nie byłby zdolny do czegoś takiego - odparł gajowy.
- Ale...
- Dość, najpierw Harry, Ron i Hermiona oskarżają Snape'a. Teraz wy Quirrella, a jutro co? Przyjdą do mnie Neville, Dean i Seamus i oskarżą o to profesor Sprout?
- Bardzo śmieszne...
- Dumbledore dobrze zabezpieczył kamień. Jeśli ktoś próbowałby go wykraść, to skazałby się na pewną śmierć.
- Ale Quirrell był obecny przy zabezpieczaniu?
- No oczywiście, sam też coś dołożył.
- No właśnie!
- Bzdura, zmykajcie już do dormitoriów! Już po północny! I nie wracajcie mi tu, jeśli jedynym powodem wizyty jest kolejne oskarżenie dotyczące kamienia!
Julie i Kate wstały i podeszły do drzwi. Pierwsza poczuła swędzenie na prawym przedramieniu. Podciągnęła rękaw i musiała zamrugać kilka razy, by przyswoić to, co zobaczyła. Płomienie na bliźnie w kształcie ognistej błyskawicy lekko falowały, jakby poruszane na wietrze. Ale przecież blizny nie mogą się ruszać!
- Co jest? - zapytał Hagrid, ale Gryfonki już biegły w stronę zamku
Dziewczynki nie odzywały się dopóki nie weszły do opustoszałego Pokoju Wspólnego. Było grubo po północy.
- Jak myślisz? Czy powinnam iść do Dumbledore'a? - zapytała Julie
- Tak, ale lepiej rano - odpowiedziała Kate.
- A jeśli rano będzie za późno?
- Chcesz zarobić szla... Aaaa!
Szatynka runęła jak długa Podniosła się masując obolałe łokcie.
- Jak ja dorwę tego kogoś, kto postawił tu tą kłodę... - powiedziała wściekle.
- Ee... Kate, to nie jest kłoda - odpowiedziała Julie, starając się ukryć rozbawienie.
Przyjaciółka spojrzała na "kłodę", która była Neville'em Longbottomem. Chłopiec leżał sparaliżowany z rękami wzdłuż ciała. Patrzył błagalnym wzrokiem to na jedną, to na drugą.
- Finite! - powiedziała niebieskooka celując różdżką w Neville'a
- Kto ci to zrobił? - zapytała, pomagając mu wstać
- H-Hermiona! Oni gdzieś poszli! - odpowiedział Neville, drżąc na całym ciele
- Kto?
- No Harry, Ron i Hermiona!
- Gdzie?
- Nie mam pojęcia! Wiem tylko, że jak ich złapią, to Gryffindor znowu straci mnóstwo punktów i możemy się pożegnać z pucharem!
- Wiesz, Neville, i tak już możemy się z nim pożegnać.
- Co nie znaczy, że mamy jeszcze więcej punktów tracić! Gdzie honor Domu?
- Są ważniejsze rzeczy od honoru Domu.
- Na przykład?
Julie jednak nie odpowiedziała na te pytanie, tylko chwyciła przyjaciółkę za rękę i pociągnęła ją do dormitorium. Parvati i Lavender już spały, ale łóżko Hermiony było puste. Swędzenie było coraz silniejsze...
- Oni poszli zabrać kamień zanim Quirrell to zrobi! Tylko, że nadal myślą, że to Snape! - powiedziała niebieskooka. - Muszę iść do dyrektora - dodała wciąż drapiąc się po bliźnie,
- Oni mają 11 lat! Nie sądzisz chyba, że są tak głupi, żeby sami pakować się na trzecie piętro z trójgłowym psem? Pewnie powiadomili Dumbledore'a i on właśnie sprawdza sytuację - odparła Kate.
- Ale... blizna...
- Idź do pani Pomfrey, może da ci jakąś maść.
- To nie jest zwykłe swędzenie.
Tymczasem, w zupełnie innych częściach zamku, pewnego chłopca z Hufflepuffu i pewną dziewczynkę z Ravenclawu obudziło swędzenie w prawych rękach...
Następnego dnia szkoła huczała od plotek.
- Potter zdobył Kamień Filozoficzny! To on był ukryty na trzecim piętrze!
- Weasley podobno wygrał w olbrzymie szachy!
- Zawsze był w tym dobry! A Granger? Ja nigdy bym nie odgadła tej zagadki!
- A wyobrażasz to sobie? Voldemort z tyłu głowy Quirrella!
Na te słowa Julie stanęła jak wryta. Bez zastanowienia pognała do Skrzydła Szpitalnego, zostawiając za sobą Kate. W skrzydle omal nie wpadła na Dumbledore'a.
- Dzień dobry, panno Black - przywitał się uprzejmie dyrektor.
- Dzień dobry, panie profesorze - odparła Julie.
Harry leżał na łóżku z zabandażowaną ręką.
- Miałaś rację, to był Quirrell i on miał... - zaczął chłopiec.
-... Voldemorta z tyłu głowy. Już słyszałam. - przerwała mu Julie. - Ale co się z nim stało? - zapytała
- Lord Voldemort opuścił Quirrella - odpowiedział Dumbledore.
- Czyli on... Quirrell... umarł?
- Tak, umarł.
- A kamień? Jak Harry go zdobył?
- Właśnie w tym rzecz. Harry chciał zdobyć kamień, zdobyć, nie wykorzystać. Dlatego kamień znalazł się w jego kieszeni, a jak to już niech pozostanie tajemnicą.
- Gdzie teraz jest?
- Kamień? Został zniszczony. Wspólnie z Nicolasem Flamelem, jego twórcą i moim dobrym przyjacielem uznaliśmy, że tak będzie najlepiej.
- On będzie próbował jeszcze wrócić - bardziej stwierdził niż zapytał Harry.
- Tak, tak myślę, ale wtedy pojawi kolejny bohater, który pokrzyżuje mu plany - Dumbledore mrugnął do niego.
- Panie profesorze, tej nocy, gdy Harry, Ron i Hermiona poszli na trzecie piętro... moja blizna zaczęła swędzieć... i się poruszać - powiedziała Julie.
- Hm... interesujące... Osobiście uważam, że blizny potrafią być bardzo przydatne. Np. blizna pana Pottera ostrzega przed zagrożeniem ze strony Lorda Voldemorta. Ale co potrafi twoja mogę tylko zgadywać.
- To niech pan zgadnie.
- Heh, to nie takie proste. Mam parę teorii na ten temat, ale myślę, że jesteś jeszcze za mała, żeby to zrozumieć.
***
Wieczór przed wyjazdem na wakacje w pokoju wspólnym Gryffindoru był bardzo głośny. Wszyscy nadal świętowali nieoczekiwane zwycięstwo w Pucharze Domów. Kufry były już spakowane i czekały w dormitoriach aż zostaną zabrane do pociągu Hogwart Express.
- Mam nadzieję, że następnym razem mnie posłuchacie i nie będziecie oceniać nikogo zbyt pochopnie - powiedziała Julie.
podchodząc z Kate do Harry'ego, Rona i Hermiony, przeciskając się przez tłum
- O tak, już nie zaufam żadnemu jąkale - odparł Ron.
- Ron! Tu nie chodzi o jąkanie! - obruszyła się Kate.
- Tak, wiem, Julie po prostu lubi Snape'a - stwierdził rudzielec.
- Że co? Wcale NIE LUBIĘ Snape'a! Jest wrednym nietoperzem z lochów, ale to nie zmienia faktu, że nie należy oskarżać go o wszystkie podejrzane rzeczy jakie dzieją się w szkole! - oburzyła się Julie. - To raczej ty koniecznie chciałbyś się go pozbyć! Zresztą kto by nie ch... - urwała, bo właśnie w tej chwili w jej stronę poleciał płonący kawałek drewna, który Ron porwał z kominka
- Ronald! Czy ty oszalałeś?! - krzyknęła Hermiona
To, co stało się w następnej chwili stało się tak szybko, że nawet ktoś o sokolim wzroku nie byłby w stanie tego dostrzec. Julie stała teraz na środku Pokoju Wspólnego, trzymając wciąż płonące drewno w ręce. Chociaż ogień obejmował już jej nadgarstek, ona tego nie czuła, tzn. czuła ciepło, jak po dotknięciu świeżo wyprasowanego ubrania, ale nic poza tym. Stała jak wyryta i ogień nagle zgasł. Tak po prostu, sam z siebie.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytała Kate
- Ja... nie wiem - odpowiedziała niebieskooka, rzucając kawałek drewna do kominka, gdzie znowu zajął się ogniem.
Spojrzała na rękę, którą przed chwilą go trzymała. Nie była poparzona. Ba! Nie była nawet zaczerwieniona!
- Gdzie ty się nauczyłaś takich czarów? - zapytał Dean Thomas
- Przecież już powiedziałam, że nie wiem jak to zrobiłam - odpowiedziała Julie.
- Jedenastolatka chyba nie mogła się nauczyć takiego czegoś - zauważył Seamus Finnigan. - Hermiono, wiesz coś na ten temat?
- Gdzieś czytałam, że nazywa się to Władaniem nad Żywiołem. Jest ich cztery. Ogień, powietrze, ziemia i woda - odpowiedziała dziewczynka.
- Ogień, powietrze, ziemia i woda? - powtórzyła niebieskooka. - Przecież moja blizna jest ognistą błyskawicą!
Przypomniała sobie o karteczce znalezionej w wakacje w salonie dziadków.
- Problem w tym, że według tej książki żyło tylko czterech czarodziei, którzy to potrafili. I to bardzo dawno - powiedziała Hermiona.
- Kto? - zapytała Julie
- Nie wiem, w książce zostali nazwani Władcami Czterech Żywiołów. Podobno jest to bardzo zaawansowane magia, której nie można się nauczyć. Trzeba ją odziedziczyć - odpowiedziała brązowowłosa.
- Kate, chodź, musimy jeszcze zdążyć pójść do Dumbledore'a przed odjazdem - powiedziała niebieskooka.
Przyjaciółka bez słowa poszła za nią. W gabinecie dyrektor wysłuchał opowieści Julie.
- Niesamowite... spodziewałem, że to się stanie, ale nie, że stanie się to tak szybko - stwierdził Dumbledore
- Hermiona mówiła, że tylko czterej czarodzieje tak potrafili i że trzeba to odziedziczyć - powiedziała Kate
- Bo tylko ci czterej są znani światu i owszem trzeba to odziedziczyć - odpowiedział profesor.
- Kim byli? - zapytała Julie
- W swoim czasie, Julie, w swoim czasie - odpowiedział dyrektor.
***
W pociągu do Londynu Julie rozmyślała nad słowami Hermiony i rozmową z Dumbledore'em, którą była lekko rozczarowana. Miała nadzieję, ze czegoś się dowie. A wyglądało na to, że wyjeżdżała z Hogwartu z jeszcze większą ilością zagadek niż przyjechała.
Ufff. Bałam się, że się nie doda, taaakie długie! Wolałabym jednak, byś takie części dzieliła jeszcze chociaż na pół. I to nie chodzi o to, że mi się sprawdzać nie chce, bo lubię to robić. Ale boję się, że mało kto to przeczyta. Naszych leniuszków może zniechęcać taka ilość, a szkoda, by nie czytali, bo ten ff zyskuje z części na część. Budujesz coraz ładniejsze dialogi i fajnie wplatasz swoją postać w prawdziwe wydarzenia z książki. Jedyne, co mi się nie podoba, to Snape jest mało Snape'owaty. Mam wrażenie, że nie umiesz oddać w całości jego skomplikowanego charakteru. U Ciebie jest on po prostu gburowaty.
Piszesz też strasznie dużo dialogów, a mało opisów. Powinnaś znaleźć jednak jakiś taki poziom wyśrodkowania. Ale poza tym jest naprawdę bardzo dobrze ;D