Severitus | AU 5 tom
Rozdział 3
Mistyfikacja
Nim noc napełni się krzykiem
Nim zgrzyt zagłuszy muzykę
Niech wszystko wokół zamilknie
Niech świat uświęci tę ciszę
— Coma "Cisza i Ogień"
Ranek nastał zdecydowanie zbyt szybko. Severus z gniewnym pomrukiem otworzył pełne piasku powieki. Gdy tylko pozbył się porannego oszołomienia, a wzrok przyzwyczaił do jasności, zerknął na zegar. Była dziewiąta. Omiótł spojrzeniem przestronną sypialnię utrzymaną w prostolinijnym stylu. Otwarte na oścież okiennice przepuszczały do pokoju ciepłe powietrze poranka, które nadal przesycał intensywny zapach deszczu. Severus nigdy nie mógł nadziwić się, jak bardzo ten dom różnił się od Snape Manor. Nawet jeśli miał pełne dwanaście lat, aby się z nim oswoić.
Mężczyzna leżał przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami, wracając do wspomnień ubiegłej nocy. Och, no tak… Potter. Miał dzisiaj przygotować eliksir dla Pottera. Spojrzał ponownie na krajobraz, jaki roztaczał się za oknem: różnobarwną mieszaninę lasów, pagórków i równin, która otulała tereny posiadłości. Krzewy i drzewa owocowe mieniły się w jasnym świetle słońca zawieszonego na turkusie. To był niezwykle zachęcający widok, jednak Severusowi nie było żal, że ten piękny dzień spędzi w swoim laboratorium w podziemiach. Uwielbiał warzyć i eksperymentować, a dziś obie te czynności będzie wykonywał jednocześnie.
Mistrz eliksirów pozwolił sobie na chwilę spokojnej kontemplacji. Nigdy nie przyznałby się, że nawiedzają go takie momenty. Nawet jeśli był samotnym, dorosłym mężczyzną pochodzącym z czystokrwistego rodu i takie zachowanie uznawane było w dobrym tonie. Nie, Severus Snape nie kontempluje. Nie rozmyśla. Nie duma. Severus Snape co najwyżej rozważa opcje i działa według logicznego schematu. No i czasem knuje, szczególnie kiedy ma do czynienia z dwoma najpotężniejszymi czarodziejami współczesności. Chociaż był zdania, że Albus Dumbledore jest bardziej niebezpiecznym człowiekiem niż Voldemort. Po tym drugim wiadomo, czego się spodziewać. Natomiast Albus... cóż... nigdy nie można być pewnym, czym cię zaskoczy. Gdyby nie spryt i ostrożność Severusa, dyrektor już dawno wszedłby mu na głowę. Kto wie, do czego by go zmusił? Może nawet kazałby mu być miłym dla Gryfonów? Mistrz eliksirów skrzywił się. Broń Merlinie!
Tak, Severus Snape zdecydowanie oddał się skrytej kontemplacji. Po chwili jednak jego myśli skierowały się na poważniejsze tematy.
Kiedy w nocy Poppy skończyła opatrywać chłopca i upewniła się, że zaklęcia monitorujące działają, osaczyła Severusa w celu skrupulatnego zbadania. Jako członkini Zakonu miała świadomość, że jego działalność niesie ze sobą niejednokrotne obrywanie Cruciatusem, ale na Salazara, robił to nie pierwszy raz i umiał o siebie zadbać. Tak więc po kilku kąśliwych uwagach, wielu morderczych spojrzeniach i jednym zirytowanym warknięciu, Snape'owi udało się uciec do swojej sypialni w Prince Manor. Była czwarta nad ranem i czuł zmęczenie w każdej kości. Nie pomagała także świadomość, że rozpoczęła się wojna, a przez jego nieuwagę Złoty Chłopiec jest na skraju śmierci.
Walka, poszukiwanie Pottera i okropne uczucie porażki, które ogarnęło go, gdy zdał sobie sprawę, że nie wywiązał się z obietnicy danej Lily, wyczerpały go całkowicie. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi sypialni, ściągnął brudną szatę i doczołgał się do wielkiego łoża z kolumienkami (wyrzeźbionymi w te cholerne kwiaty). I gdy tylko głowa dotknęła poduszki, zasnął.
Teraz jednak, kiedy obudził się po kilku godzinach snu, miał wystarczająco siły i przytomności umysłu, aby obrazy ostatnich wydarzeń wróciły do niego z pełną mocą.
Chaos, jaki wybuchł, poraził ich wszystkich. Jakby całe zło skupiło się na tamtej nienaturalnie schludnej i przesyconej ciszą uliczce. Severus pamiętał rozbłyski śmiertelnych zaklęć, kiedy zaalarmowany oddział aurorów ruszył do akcji, a także kruszące się ściany domów, które łamały się jak domki z kart. Przede wszystkim jednak pamiętał dobywające się zewsząd krzyki oraz nieludzką sylwetkę Voldemorta udowadniającego kilkoma ruchami różdżki, na co go stać. Pod naporem jego gniewu i mocy ziemia wydawała się drżeć, jakby nie mogła wytrzymać potęgi, która falami emanowała z czarnoksiężnika. Plany Czarnego Pana runęły, wszystko poszło nie tak i w tamtej chwili świat rozbłysnął we wściekłej furii Voldemorta, gotów spłonąć.
Snape dawno czegoś takiego nie widział.
Powrót do Czarnego Dworu okupiony był strachem. Świat dowiedział się o odrodzeniu Voldemorta, ale nie o śmierci Pottera. Uroboros. Odrodzenie poprzez śmierć. Koniec tego, który przyczynił się do upadku, miał otworzyć nową epokę. Epokę ponownego panowania Czarnego Pana. I chwila chwały ciemnej strony, jej triumfalny powrót, coś, co Voldemort miał dokonać już miesiąc wcześniej, ponownie okazało się fiaskiem.
Snape'owi nie pozwolono odejść od razu, ale było mu to na rękę. Dzięki temu mógł zorientować się w sytuacji. Na szczęście oszczędzono mu Cruciatusa czy innych kar. Wciąż pozostawał szpiegiem i jego zadaniem był powrót do Zakonu. Severus usunął się w ciemny korytarz, podczas gdy Czarny Pan szalał ze wściekłości. Nie powrócił żaden z pięciu śmierciożerców, którzy zostali wysłani do parku. Według informacji mugolskiej kobiety właśnie tam zwykł przebywać chłopak. Powiedziała im to chwilę przed wkroczeniem Aurorów, zanim rozpętało się piekło.
Mistrz eliksirów skierował się do głównej bramy i gdy tylko upewnił się, że nikt go nie obserwuje, spojrzał na łańcuszek. Ciepło, które czuł od godziny, ustąpiło chłodowi, a na ciele węża pojawiły się słowa: Harry Potter zaginął. Nie potwierdzono porwania przez Voldemorta. Od razu skupił myśli na treści odpowiedzi i odesłał ją tylko do Albusa: Czarny Pan nie ma Pottera.
Snape'a tknęły podejrzenia. Nie miał żadnej pewności w swoich przypuszczeniach, ale głupotą byłoby zakładać, że tak utalentowany czarodziej jakim jest Lucjusz Malfoy, został tak łatwo złapany i aresztowany przez aurorów. Nie tracąc czasu, aportował się do Snape Manor i skierował do biblioteczki. Z jednej z szuflad wyciągnął coś, co przypominało zwykły przycisk do pergaminu w kształcie owalu. W rzeczywistości było to puzderko z nałożonym zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym1, a jego zawartość była o wiele cenniejsza, niż wskazywał na to niepozorny wygląd. Severus wymruczał odpowiednią inkantację i wokół brzegów pojawiło się zapięcie. Następnie ostrożnie wyciągnął ze środka srebrny włos.
W tamtym momencie mistrz eliksirów miał wątpliwości, czy jego plan zadziała. Nie istniało zaklęcie śledzące, które można rzucić na włosy czy paznokcie. Zasada była prosta: inkantację trzeba wypowiedzieć, wskazując bezpośrednio na poruszający się obiekt. Snape liczył jednak na pokrewieństwo i to ta właśnie myśl prowadziła go, gdy pod koniec semestru zmierzał do dormitorium Ślizgonów z czwartego roku. Chociaż nie sądził, iż zabrany z grzebienia włos Draco będzie miał zastosowanie już w pierwszym dniu jego ponownej działalności śmierciożerczej.
Czar, który planował użyć, był stary oraz miał wiele wad i ograniczeń. Dzięki wykorzystaniu fragmentu osoby związanej więzami krwi można było wskazać miejsce pobytu członków rodziny do trzeciego pokolenia. Zaklęcie pokazywało je jednak jedynie w przybliżeniu i było bezużyteczne, jeśli poszukiwana osoba przebywała w miejscu chronionym zaklęciami. Snape wiedział o tym już wtedy, gdy wpadł na pomysł, że dobrze byłoby mieć na oku prawą rękę Voldemorta. W jego opinii lepiej jest mieć opcję jakąkolwiek, niż nie mieć żadnej.
Kiedy Severus wymruczał inkantację, skończył ją słowami Lucjusz Malfoy. W powietrzu pojawiła się mgiełka, z której ukształtowały się słowa: Anglia. Rammore Forest.
I to by było na tyle, pomyślał Snape, jeden z największych lasów Południowej Anglii2. Oczywiście nie oczekiwał, że otrzyma dokładniejsze informacje, ale przynajmniej potwierdziło to jego przypuszczenia. Lucjusz miał z Potterem rachunki do wyrównania, a ci, którzy znali go bliżej, wiedzieli, jak potrafi być mściwy. Z pewnością nie udał się tam w celach krajoznawczych. Tylko co, na Salazara, robią w środku puszczy?
Snape miał bolesną świadomość, że gdyby nie przypadek, nie udałoby mu się odnaleźć Lucjusza. Traf chciał, że aportując się na losowo wybraną polanę, wybrał dokładnie tę, na której Potter zostawił swoją miotłę. Mistrz eliksirów ruszył szybko po wypatrzonych śladach, od czasu do czasu pomagając sobie zaklęciami, ale i tak dotarcie na właściwe miejsce zajęło mu ponad godzinę.
Gdy zobaczył zakrwawionego i nieporuszającego się Pottera, w pierwszej chwili Snape był pewny, że chłopak jest martwy. Kiedy jednak jego spojrzenie przesunęło się na Lucjusza, zauważył, że ten wciąż wskazuje na ciało różdżką, jakby trzymał je pod zaklęciem. Implikacje dotarły do Snape'a natychmiast i już wiedział, co oznacza obrazek, malujący się przed nim. Czerwony błysk Drętwoty przeciął powietrze. Zaklęcie było szybkie oraz skuteczne i Lucjusz Malfoy nigdy nie dowie się, kto go oszołomił. Nie zwlekając, Severus użył świstoklika i przeniósł się z Potterem do Prince Manor. Tam przekazał wszystkie informacje Dumbledore'owi, który natychmiast przesłał wytyczne Kingsleyowi. Wkrótce Azkaban przywitał nowego więźnia.
Z ciężkim westchnieniem Snape wstał i udał się do łazienki — podobnie jasnej i przestronnej jak większość pomieszczeń Prince Manor. Spojrzał w lustro i natychmiast jego brew wygięła się w cynicznym wyrazie. Nie podobało mu się to, co zobaczył. Podkrążone oczy na bladej cerze były jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj, a splątane od snu włosy i lekki zarost upodobniły go do pospolitego azkabańskiego zbiega. Na tle ozdobionych w złoto i srebro kafelków kontrast między jego mroczną postacią a atmosferą domu stał się jeszcze bardziej wyraźny. Snape potrząsnął głową, aby uwolnić się od tych dziwnych refleksji. Na bogów, o czym on myśli?!
Po krótkim prysznicu i doprowadzeniu się do stanu używalności, ubrał się, rezygnując ze swoich standardowych ciężkich szat na rzecz czarnych spodni oraz jedwabnej koszuli z krótszymi rękawami. W przypadku zaawansowanych projektów warzycielskich mugolska moda była nie tylko praktyczniejsza, ale i bardziej wygodna. Snape wiedział o tym od dawna i w takich przypadkach przestał przywiązywać wagę do czarodziejskiego stroju. Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie reakcję uczniów, gdyby go tak zobaczyli. Pewnie z szoku umarliby na zawał. Severus mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak „głupie dzieciaki”. Dobrze wiedział, co myślą o nim uczniowie i jakie przezwiska krążą po szkole. Żadne jednak nie robiło na nim wrażenia, a niektóre z określeń — takie jak Naczelny Postrach Hogwartu — sam pielęgnował.
Kiedy zszedł na dół, zauważył Tonks siedzącą przy stole w głównej jadalni. Przez przeszklone drzwi prowadzące na taras wpadały promienie słońca, które igrały na jej kasztanowych kosmykach. Snape wykrzywił wargi w jadowitym wyrazie. A już miał nadzieję zjeść śniadanie w spokoju i ciszy. Czasami żałował, że pozwolił Dumbledore'owi (przebiegły starzec!) na zrobienie z jego domu Głównej Kwatery Zakonu Feniksa.
Mężczyzna przywitał się oszczędnym skinieniem głowy, tak lekkim, że można było je uznać za przywidzenie, i dopiero gdy usiadł, mógł z bliska przyjrzeć się napiętej twarzy młodej aurorki oraz ciemnym cieniom pod jej oczami.
— Ciężka noc? — sarknął Snape, wskazując ruchem głowy na jej włosy, które zawsze reprezentowały jakiś krzykliwy kolor.
— Wystarczająco — odrzekła, wzruszając nieznacznie ramionami i upijając łyk herbaty. — Wróciłam zaledwie godzinę temu. Czekam na Albusa.
Czyli nawet nie kładła się spać. Cóż, to nie było zaskakujące. Dobrze pamiętał, jaki bałagan zostawił po sobie Czarny Pan na Privet Drive. Ciekawiło go tylko, co stało z Petunią, pod której opieką był chłopak, ale prędzej odgryzłby sobie język niż zapytał o to Tonks. Nie miał pojęcia, czy przeżyła atak, bo podczas walki interesowało go przede wszystkim unikanie pędzących w jego kierunku zaklęć. Chociaż może lepiej, żeby żyła? Severus nie cierpiał tej kobiety, ale już widział oczami wyobraźni zdruzgotanego Złotego Chłopca, który stał się sierotą bardziej niż to było jeszcze możliwe. Naprawdę niepotrzebny był im teraz pogrążony w żałobie i użalający się nad sobą nastolatek. Oczywiście wizja rozpadła się, kiedy przypomniał sobie, że przecież chłopak leży nieprzytomny i być może w ogóle już nie będzie żadnego użalania. Natychmiast spochmurniał, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.
Nagle z cichym pyknięciem pojawił się skrzat. Mały elf postawił dzbanek czarnej kawy, filiżankę, koszyczek świeżych bułek oraz kilka pomniejszych miseczek i talerzyków napełnionych różnego rodzaju jedzeniem. Znajdywało się na nich trochę warzyw, kilka rodzajów dżemu, wędlin oraz sera. Nie zabrakło również mleka, owsianki, a także pieczonych kiełbasek. Mhm… Cudownie. Choć będzie musiał rozkazać skrzatowi, aby dostarczał porcję tylko dla jednej osoby. Przecież to niedorzeczne, tego nie pomieści nawet czteroosobowa rodzina.
W milczącym towarzystwie Nimfadory, które Snape ignorował bez najmniejszego wysiłku, zajął się śniadaniem i lekturą Proroka Codziennego. Jednak już sam tytuł wytrącił go z równowagi.
— Co?! — Spojrzał ostro na Tonks, która miała wyjątkowo żałosną minę. — To jakiś żart?
Mistrz eliksirów ponownie rzucił okiem na tekst. Na pierwszych łamach gazety rozpisywano się o powrocie Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ale kolejny nagłówek, równie duży i równie tłusto wyróżniony, głosił, że Chłopiec Który Przeżył został porwany i miejsce jego przetrzymywania jest nieznane. Spekulowano nawet, iż Harry Potter najprawdopodobniej nie żyje.
— Przypuszczam, że wybuchła panika — skomentował Snape. — Nie dość, że jednej nocy odkryto, że Czarny Pan rzeczywiście powrócił i ani trochę nie przypomina człowieka, to jeszcze porwał Złotego Chłopca, dziecko, które właśnie tu i teraz — Postukał palcem w jeden z akapitów — ogłoszono zarówno wyzwolicielem Pierwszej Wojny, jak i zbawcą oraz jedyną nadzieją na zwycięstwo jasnej strony. — Martyrologia jak się patrzy, prychnął w duchu, wystarczyło jedno wydarzenie, aby czarodziejski świat znalazł sobie męczennika. — Czy ktokolwiek zdał sobie sprawę, że nie wolno pozwolić, aby te imbecyle pisali, że Potter może być martwy? O to właśnie chodziło Czarnemu Panu!
Na chwilę włosy Tonks rozbłysły czerwienią.
— Wokół burza, trupy i gruz, a chłopak zaginął. I jak niby mieliśmy ich powstrzymać? Sam Albus interweniował, gdy tylko Potter się odnalazł. Było już jednak za późno, egzemplarze zostały rozesłane. Dziwię się tylko, że Skeeter przemilczała cały atak, bo nie ukazał się żaden artykuł spod jej pióra.
— Poprawka, ja go znalazłem.
— Co?
Doprawdy, jej zdumienie było oburzające.
— Ja. Znalazłem. Pottera — powtórzył Snape powoli i wyraźnie. — Paskudny ex śmierciożerca jako jedyny uchronił wasze cenne dzieciątko od niechybnej śmierci. A dokładniej od śmierci z rąk Lucjusza Malfoya.
Oszołomienie aurorki pogłębiło się, a na usta Snape'a wypłynęło jawne szyderstwo.
— Ach, drogi Albus nic nie powiedział?
Tonks pokręciła przecząco głową.
— Wiadomo tylko tyle, że odnalazł się i został umieszczony w Głównej Kwaterze czyli tutaj. Nic więcej. Nie wiedzieliśmy nawet, kto go tu przyprowadził, ani dlaczego nie dotarł do punktu ochrony.
Snape był zadowolony, że wie znacznie więcej i ma możliwość poinformowania ją w swój złośliwy i bezwzględny sposób:
— Nie dotarł tam, ponieważ został zaatakowany przez Lucjusza Malfoya oraz czterech innych śmierciożerców. Chłopakowi udało się uciec, nie mam pojęcia jak, nie pytaj. To jednak nie zmienia faktu, że dwie godziny później Lucjusz odnalazł chłopaka na jakimś pustkowiu i postanowił się na nim zemścić.
Dłoń Tonks powędrowała natychmiast do ust. Wypowiedziane słowa zawisły ciężko w powietrzu. Obydwoje dokładnie wiedzieli, do czego zdolny jest Lucjusz Malfoy, jeśli da mu się wystarczająco dużo czasu.
— Twierdzisz…?
— Cruciatus.
To jedno słowo mówiło wszystko.
* * *
Po śniadaniu mistrz eliksirów zabrał podręczny zestaw fiolek i udał się do pokoju, w którym trzymano Pottera. Kiedy wszedł do pomieszczenia, zlustrował je krótko. Na zielonej sofie pod przeciwległą ścianą spała pielęgniarka. Severus zdziwił się, ale nie skomentował tego. Podszedł bliżej i jego wzrok spoczął na stoliku z poustawianymi bezładnie buteleczkami, z których jednak tylko trzy utraciły swą zawartość. Sam Potter leżał na łóżku tuż pod oknem. Nadal był niesamowicie blady, jednak oddychał spokojnie. Snape zmarszczył brwi, widząc na nocnej szafce miseczkę pełną wody i zanurzoną w niej szmatkę. Dopiero z bliska zauważył, że na czole chłopaka perliły się krople potu.
— Poppy — zawołał, potrząsając lekko ramieniem kobiety.
Madame Pomfrey ocknęła się natychmiast. Kiedy jej spojrzenie padło na okno i omiotło jasny pokój, zerwała się tak nagle, że Snape omal podskoczył.
— Coś się stało, Severusie!?
Natychmiast przypadła do łóżka Pottera i wykonała różdżką szybki skan. Dopiero kiedy otrzymała wyniki, odetchnęła z ulgą.
— Możesz mi wyjaśnić… — zaczął Snape, przyglądając się, jak Poppy rzuca zaklęcie chłodzące na wodę w miseczce i przykłada szmatkę do spoconego czoła. — Czy jest coś, co mnie ominęło podczas mojej nieobecności?
Kobieta westchnęła.
— Nie mam pojęcia, co się dzieje, Severusie. Początkowo wydawało się, że stan pana Pottera jest stabilny. A przynajmniej na tyle, że nie istnieje bezpośrednie zagrożenie życia. — Pomfrey usiadła ciężko na sofie i potarła dłonią zmarszczone czoło. — Po jakiejś godzinie od twojego odejścia stan chłopca zaczął się pogarszać. Dostał gorączki, więc podałam mu dodatkową dawkę eliksiru przeciwgorączkowego. Jednak temperatura zamiast spadać, rosła. Ponieważ stężenie magiczne było wystarczająco wysokie, musiałam uciec się do mugolskich metod.
Wskazała ruchem ręki na miseczkę i Snape zrozumiał. Może nie był magomedykiem, ale jego profesja wymagała sporej wiedzy w tym zakresie. Zasada łączenia według Gekena mówiła, że zagrożenia dla bezpieczeństwa organizmu rośnie wprost proporcjonalnie do liczby podanych dawek eliksirów, przy czym jedna dawka eliksiru jest ekwiwalentna trzem zaklęciom medycznym. Ponieważ uzdrawianie ma zupełnie inną naturę i wpływ na ludzkie ciało, w terminologii pojawiło się pojęcie stężenia magicznego; czyli ilości leczniczych zaklęć i eliksirów, jakie organizm jest w stanie przyjąć na raz. Z tego, co wiedział, Potter przyjął wczoraj wystarczająco dużo eliksirów i leczniczych zaklęć, aby przekroczyć możliwości organizmu.
— Jak zareagował na podanie eliksiru?
Pielęgniarka spojrzała ze znużeniem na mistrza eliksirów.
— Wydaje mi się, że znasz już odpowiedź. Zwrócił oczywiście, dokładnie po kwadransie od zaaplikowania. Podanie go było ryzykowne, liczyłam jednak, że tyle czasu wystarczy, aby gorączka choć trochę się obniżyła.
— Czy to wszystko? Chciałbym teraz zbadać Pottera, aby móc rozpocząć pracę nad eliksirem, który pomoże mu wrócić do zdrowia. — Pominął fakt, że jest to bardziej pobożne życzenie niż rzeczywista możliwość.
— Niestety to nie wszystko — odrzekła pielęgniarka. — Kiedy gorączka wzrosła od czterdziestu stopni, chłopiec dostał napadu drgawek. Nie jestem pewna, czy to wpływ temperatury czy efekty postcruciatusowe. Ale jeśli to drugie…
Madame Pomfrey zacisnęła usta, nie chcąc powiedzieć na głos swoich obaw.
— Wtedy oznacza, że są uszkodzone nerwy — dokończył Snape. — Nie wiadomo tylko jak bardzo.
Poppy kiwnęła głową. Obydwoje wiedzieli, że ta wiadomość nie maluje przyszłości w różowych barwach. Magomedycyna potrafiła wyleczyć wiele chorób, ale w urazach umysłu nadal pozostawała bezsilna. Przy magicznym uszkodzeniu tego typu Severus widział cztery wyjścia: Potter na zawsze pozostanie w śpiączce; odzyska przytomność, ale pozostanie zamknięty w swoim umyśle lub zwyczajnie popadnie w szaleństwo; najbardziej optymistyczną opcją było natomiast, iż nerwy są tylko uszkodzone w nieznacznym stopniu, więc da się je zregenerować, podając eliksir jego własnej receptury.
Snape podszedł do łóżka i wykonał kilka podstawowych skanów. Wyniki nie były zadowalające, ale nie spodziewał się wiele. Przez dłuższy czas wpatrywał się w szczupłą twarz chłopca, zastanawiając się, czy może spróbować legilimencji, ale odrzucił ten pomysł. Wolał nie ryzykować. Później. Chociaż…
— Myślę, że wezmę od Pottera próbkę krwi i spróbuję wybadać powierzchnię jego umysłu.
Poppy zerwała się natychmiast z sofy, stając naprzeciwko mistrza eliksirów z różdżką wycelowaną w jego pierś.
— Ani mi się waż, Severusie Snapie! To zbyt niebezpieczne. Możesz mu tylko zaszkodzić.
Snape zwrócił się do kobiety z irytacją, posyłając jej swoje najgroźniejsze spojrzenie.
— Przed chwilą rozważałem legilimencję, więc ciesz się, że z tego zrezygnowałem. A teraz odsuń się z łaski swojej i daj mi robić to, co uważam za słuszne. Jestem naturalnym oklumentą i legilimentą. Wybadanie powierzchni jest dla mnie dziecinne proste.
Pielęgniarka ani drgnęła. Przez chwilę oboje zastygli w walce na spojrzenia. W końcu, krzywiąc się niemiłosiernie, Snape wypluł:
— Nie skrzywdzę waszego Złotego Chłopca, mogę ci zaręczyć. Złożyłem obietnicę, że będę go chronił.
Kobieta zawahała się, ale w końcu ustąpiła. Snape chwycił nadgarstek Pottera i zrobił nacięcie. Następnie pobrał krew do małej fiolki, po czym zasklepił rankę. Kiedy chował próbkę do kieszeni szaty, zmarszczył brwi. Jego wzrok utkwiony był w dłoni chłopca, na której wystawały niemal wszystkie kosteczki.
— Poppy, czy Potter zawsze był taki chudy?
Madame Pomfrey zrobiła krok do przodu, by przyjrzeć się chłopcu z bliska. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
— Zawsze był dość szczupły. Ale rzeczywiście, teraz jest zdecydowanie chudszy niż wtedy, gdy badałam go po trzecim zadaniu.
Snape doszedł do wniosku, że spotkanie z Voldemortem w cztery oczy, tym bardziej jeśli jest się jego śmiertelnym wrogiem, nie mogło należeć do najprzyjemniejszych. A trzeba nadmienić, że bycie świadkiem czarnomagicznego rytuału odrodzenia powinno plasować się na najwyższej pozycji sytuacji nieprzyjemnych. Może i współczułby Potterowi, gdyby nie żywe wspomnienie jego lekceważącego zachowania. Potter zdawał się kompletnie nie rozumieć, jakie Czarny Pan stanowi zagrożenie, ale dlaczego miałby, skoro nigdy tak naprawdę nie doświadczył jego grozy? Bezpieczne i beztroskie życie wśród mugoli na pewno mu w tym nie pomogło. Cóż, pomyślał sarkastycznie, roztrzaskanie arogancji i pewności siebie oraz strach przed śmiercią na pewno nie przysporzyły apetytu.
— Chciałbym, abyś mi teraz nie przerywała, bo muszę się skoncentrować — zwrócił się do pielęgniarki. — Jak dla mnie możesz nawet wyjść.
Oczywiście Poppy ani myślała ruszyć się z pokoju. Odsunęła się jednak i usiadła na krześle z lewej strony łóżka. Nadal nie była zadowolona z zamiarów Snape'a.
Przedostanie się na poziom umysłu bez kontaktu wzrokowego dla dużej części legilimentów było niewykonalne. Jednak dla Severusa badanie bezbronnego umysłu nie stanowiło większego wyzwania. Mężczyzna znieruchomiał i utkwił wzrok w twarzy chłopca. Po chwili wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Wyglądał teraz jak ktoś, kto wsłuchuje się w otaczające go dźwięki. Po chwili wyczuł obecność dwóch umysłów. Ponieważ łatwo lokalizował je w przestrzeni, a także tylko jeden z nich był świadomy, z łatwością skupił się na właściwym. Przez chwilę badał z fascynacją fale i drgania jakie napływały z umysłu chłopca, przypatrywał się jego działaniu, esencji, jego zamkniętym myślom. Snape nie miał zamiaru ich otwierać, wpływać na ich ruch, zakłócać ich szumu. I kiedy skupił się na tej niepowtarzalnej melodii, próbując wyłuskać informacje w jej przepływie, zauważył zgrzyty, których nie powinno tam być. W umyśle dzieciaka panował…
— Chaos — wyszeptał, otwierając oczy.
— Co to znaczy, Severusie?
Snape spojrzał na madame Pomfrey i po raz pierwszy w życiu ze zdziwieniem stwierdził:
— Nie mam pojęcia.
* * *
Kiedy Snape schodził do swojego laboratorium, wciąż zastanawiał się nad tym, co napotkał w umyśle Pottera. Nawet nie zauważył, kiedy dotarł na miejsce i stanął przed pustym kociołkiem. Jednak nie nazywałby się Severus Snape, gdyby nie potrafił wziąć się w garść i odłożyć zajmujący go temat na później. Tak więc natychmiast przystąpił do pracy.
Aż pięć godzin zajęło mu wstępne wertowanie notatek i potrzebnych ksiąg. Musiał opracować miksturę na podstawie własnych eksperymentów na temat eliksiru postcruciatusowego, uwzględniając obecne informacje na temat stanu Pottera. W tym momencie niezmiernie żałował, że zarzucił badania po upadku Czarnego Pana. Były prawie skończone, ale skoro szalony czarnoksiężnik przestał częstować Cruciatusami na prawo i lewo, Severus stracił swoje króliki doświadczalne. Nikt nie nadawał się na eksperymenty lepiej niż zdesperowani śmierciożercy, którzy mieli serdecznie dość efektów postcruciatusowych.
Kolejną godzinę opracowywał skład na podstawie tego, co wiedział, że jest stuprocentowo skuteczne, jak również pięć wariantów, które trzeba będzie dodać na ostatnim etapie warzenia. Choć miał wątpliwości, który z nich da wymagany efekt, był pewny, że dowie się o tym, gdy „usłyszy” zmiany zachodzące w umyśle chłopca.
W porze obiadu aportował się skrzat, ale mistrz eliksirów natychmiast go odesłał, nie chcąc przerywać pracy. Dopiero późnym popołudniem zdecydował się coś zjeść. Wolał, aby podczas warzenia nic go nie rozpraszało, a tym bardziej tak prozaiczna rzecz jak głód. Tym razem dokładnie sprecyzował elfowi swoje wymagania. Nie chciał, by jego laboratorium zamieniło się w mniejszy odpowiednik kuchni.
Dokładnie dwie godziny i trzydzieści minut zajęło mu ukończenie pierwszej części podstawy. Warzenie mikstury składało się z siedmiu faz, przy czym przed rozpoczęciem drugiej należało odczekać dokładnie dobę. Severus nie martwił się tym, gdyż wolny czas poświęci na przygotowanie wariantów. Na szczęście każdy następny odstęp między etapami skracał się o połowę. Oznacza to więc, że już trzeciego dnia eliksir będzie gotowy.
Po zgaszeniu ognia pod kociołkiem i zabezpieczeniu mikstury, Snape skierował się do wyjścia z podziemi. Jednak gdy tylko minął ostatni stopień wąskich schodów, przystanął oszołomiony. Jego spokojna i cicha rezydencja niespodziewanie zamieniła się w coś, co nieprzyjemnie przypominało dworzec kolejowy. Wszędzie, gdzie okiem sięgnął, biegali czarodzieje, wołając i przekrzykując się nawzajem.
— Co tu się, do jasnej chole... — Severus urwał, kiedy koło niego przebiegł na oko dwudziestoletni młodzieniec, potrącając go i sprawiając, że niebezpiecznie się zachwiał. Pospiesznie wymamrotane „przepraszam” było jedynym, co Snape usłyszał, zanim chłopak zniknął za zakrętem.
Snape'owi zawrzała krew w żyłach. W centrum zbiegowiska zauważył wysoką sylwetkę Albusa Dumbledore'a.
— Dumbledore! — wycedził. Zazwyczaj zwracał się do pracodawcy z szacunkiem, ale tego było za wiele. — Masz mi to natychmiast wytłumaczyć! To miała być kwatera, nie jarmark.
Dyrektor okręcił się wokół własnej osi, stając twarzą w twarz z bardzo wściekłym Severusem Snape'em.
— Uspokój się, Severusie. Mamy sytuację nadzwyczajną. — Poważny ton natychmiast ostudził emocje młodszego mężczyzny. Czekał na kontynuację, która jednak nie nadeszła. Zamiast tego Dumbledore wycelował różdżkę we własne gardło. — Sonorus.
Echo rozniosło się po całym domu. Zaklęcie nie było zbyt silne, ale wystarczało, aby każdy mógł dokładnie Albusa usłyszeć.
— Pewnie zastanawiacie się czemu zwołałem was, zakłócając ten miły dzień. — Snape prychnął. Nawet w sytuacjach „nadzwyczajnych” Dumbledore nie mógł powstrzymać się od żartów. — Chwilę temu nasz informator zawiadomił mnie, że Voldemort zaatakuje ministerstwo.
Kilka osób sapnęło. Snape natomiast z czystym niedowierzaniem wpatrywał się w Albusa. Drugi szpieg? Do tej pory sądził, że był jedyną osobą mającą dostęp do informacji Voldemorta.
— Potwierdza także, że atak miał nastąpić wczoraj po zabiciu Harry'ego Pottera, ale jak wiemy plany uległy dezaktualizacji. Ponieważ jednak plotki, jakie rozgłosił Prorok Codzienny, odwróciły sytuację na korzyść Voldemorta, możemy się spodziewać, że za niecałą godzinę Tom zawita do ministerstwa.
— Nie rozumiem, co mu to da? — zagrzmiał Alastor Moody. Jego magiczne oko zawirowało dziko. — Wczoraj aurorzy bez problemu byli w stanie odeprzeć jego atak.
— Z pewnością jest to istotnie trafne pytanie, teraz jednak nie czas na to. O dwudziestej pierwszej czarodzieje zaczną opuszczać budynek i atrium będzie zapełnione ludźmi. Trzeba zapewnić im możliwie jak najlepszą ochronę. — Na chwilę zapadła cisza, po czym Albus zwrócił się do Snape'a: — Severusie, przynieś mi włos Harry'ego. Natychmiast.
Nawet jeśli ta prośba była dziwna, Snape nie dał po sobie poznać, że jest zaskoczony. Bez słowa skierował się na piętro wyżej i wszedł do pokoju chłopca.
— Albus...
Snape urwał i uniósł brwi w zdziwieniu, widząc Pottera, który na czole, rękach i klatce piersiowej miał przytknięte mokre bandaże. Nawet w niewyraźnym świetle lamp, mógł zauważyć, że stan chłopaka alarmująco się pogorszył.
— Znowu ma gorączkę — poinformowała pielęgniarka. — Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić.
No Severusie, powiedział do siebie mistrz eliksirów, ty tu jesteś ekspertem od Cruciatusów, wysil mózgownicę.
— Ta gorączka raz zniża się, a raz wraca, tak? — Kobieta kiwnęła twierdząco. — Gorączka jest skutkiem zaklęcia, a więc coś nie pozwala organizmowi się zregenerować. Jeśli sytuacja się nie zmieni, trzeba będzie podać Wywar Żywej Śmierci i utrzymać Pottera pod jego działaniem do czasu, aż skończę przygotowywać swój eliksir.
Pielęgniarka już otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale Snape przerwał jej:
— Przemyśl to.
I nie czekając na odpowiedź, wyrwał Potterowi jeden włos, po czym powrócił na dół.
Wszyscy przypatrywali się z zaciekawieniem, jak Snape podaje czarny włos Albusowi. Starszy czarodziej wyjął zza pazuchy buteleczkę z miksturą w kolorze błota. Eliksir Wielosokowy.
— To da nam element zaskoczenia i odwróci uwagę Toma — wyjaśnił Dumbledore. — Lucjusz Malfoy został natychmiastowo osadzony w więzieniu, ale w jakiś sposób Voldemort dowiedział się o szczegółach jego udziału w wydarzeniach ubiegłej nocy. Sądzę, że Tom byłby głupcem, gdyby brał za pewnik zapewnienia Lucjusza, ale myślę także, że nie wyklucza śmierci Harry'ego. — Dumbledore wrzucił włos do mikstury. Ciecz zasyczała i zabulgotała, po czym zrobiła się przejrzyście zielona. — Ta... mistyfikacja zachwieje zaufaniem Toma do jednego z jego najlepszych zwolenników. Dodatkowo ukróci to spekulacje o domniemanym porwaniu chłopca oraz zjednoczy ludzi i zmobilizuje ich do walki.
Kończąc wypowiedź, Albus przytknął naczynie do ust i jednym haustem wypił połowę jej zawartości. Na ich oczach sylwetka Dumbledore'a zaczęła się zmieniać: broda nikła, białe włosy zamieniały się w krucze, a zmarszczki wygładzały się. Wkrótce cała postać skurczyła, przybiegając drobną chłopięcą formę.
— Harry będzie głównym celem. — W zapadłej ciszy młody głos zabrzmiał niezwykle czysto i dźwięcznie. — Nie mogę narażać żadnego z was na takie ryzyko.
— Doprawdy, Albusie — sarknął Snape — wydaje mi się, że wraz z wyglądem Pottera przyjąłeś także jego wątpliwy rozum. Od kiedy to zacząłeś przejmować się ryzykiem, kiedy na szali leży dobro ogółu?
Albus spojrzał na mistrza eliksirów z wyrzutem i młodszy mężczyzna aż zdziwił się, jak ten wzrok był mu znany i nieznany jednocześnie. Te młode zielone oczy wiele razy patrzyły na niego tak, jakby Severus zrobił im coś złego, ale nigdy nie było w nich ani grama sympatii.
— Od momentu, w którym to ryzyko jest zupełnie niepotrzebne. — Dumbledore transmutował swoje obszerne szaty czarodzieja w jeansy i niebieską bluzę, a następnie stuknął różdżką w swoje okulary-połówki zmieniając oprawki w identyczne, jakie nosił Potter. — Hm... — mruknął. — Harry ma rzeczywiście kiepski wzrok, zupełnie jak mój własny. — Kościstymi palcami osadził okulary na nosie i mrugnął do Severusa konspiracyjnie. To było zdecydowanie zbyt dziwne, pomyślał Snape. — Poza tym, chcemy, aby nagłówki mówiły o żywym Harrym Potterze, nie o martwym. Oprócz Harry'ego jestem jedyną osobą, która jest w stanie walczyć z Tomem i nie przegrać.
Cóż, Severus musiał się z tym zgodzić. Nawet jeśli brał tę umiejętność na karb szczęścia, wolał, aby ta tendencja się utrzymała.
Wszystko następowało po sobie szybko i w ustalonej kolejności. Albus krótko objaśnił szczegóły planu i czarodzieje kolejno deportowali się do Londynu. Już po chwili Prince Manor ponownie wypełniły cisza i spokój.
______________________________
[1] Podobne zaklęcie zostało rzucone na torebkę Hermiony, kiedy w oryginale Złote Trio wyruszało na poszukiwanie Horkruksów. Polega na tym, że dany przedmiot posiada dużo większą pojemność niż to wygląda na zewnątrz.
[2] Przyznaję, że tu po prostu przekłamałam. Nie posiadam żadnego sensownego atlasu i jedynie mogłam korzystać z mapy google, która pokazywała, że istotnie jest tam jakieś, dość spore w zasadzie, "skupisko drzew" ^^ Nie wyjaśnia jednak, czy rzeczywiście las ten nazywa się Rammore Forest. Nazwę wzięłam od wioski znajdującej się w pobliżu.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: ZAGRAJMY
No i kolejna cześć przeczytana ;] Akcja się rozkręca i muszę przyznać, że fajnie wymyśliłaś z tymi skutkami zaklęcia Crucio. Tutaj już troszkę mniej pasuje mi Twój Dumbledore do tego Jo, ale i tak ładnie Ci to wychodzi. Widzę, że pozmieniałaś fakty i to sporo, na początku myślałam, że będziesz przynajmniej mniej więcej trzymać się tego co w książce i muszę przyznać, że Twoja zmiana jest dość ciekawa. No nie pozostaje mi nic innego jak czytać dalej, więc od razu się za to zabieram ;]