Wybór jest nieodwracalny.
Musiała dokonać wyboru. Nareszcie podjęła decyzję. Teraz nie ma już odwrotu. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i zastukała w drzwi gabinetu dyrektora. Otwarły się same, z cichym skrzypnięciem. Dajan weszła do środka. W pokoju dostrzegła śpiącego feniksa, poza tym wydawał się pusty. Dziewczyna nieśmiało podeszła do ptaka. Ten otworzył oczy i spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem bursztynowych oczu. Dajan poczuła jak przenika jej duszę, a może tylko jej się wydawało. Nie dane było jej się nad tym dłużej zastanawiać, ponieważ za plecami usłyszała kroki. Szybko obróciła się w tamtą stronę. Tuż za nią stał Dumbledore.
- Ma na imię Fawkes. Wspaniały z niego przyjaciel. - Mówiąc to uśmiechnął się do niej serdecznie. Dajan poczuła się trochę luźniej i odwzajemniła miły gest. - Domyślam się z jakiego powodu tu jesteś, jednak nie mam pojęcia co kryje się w twojej głowie. Może zaspokoisz ciekawość starca?
"Nie ma odwrotu. Jestem tu i od teraz muszę żyć z moim wyborem na zawsze."
- Tak, podjęłam już decyzję. Właściwie zawsze wiedziałam jaka będzie i pan też prawda? Zresztą to przecież takie oczywiste. Zachowam mój dar.
- Nie ukrywam, że podejrzewałem co wybierzesz, ale do końca nie byłem pewien. Musiałem dać ci wybór, żebyś zrozumiała pewne rzeczy, a przede wszystkim to, że chcesz posiadać ten dar. Czy jest dla ciebie teraz mniejszym ciężarem?
- Tak, chyba tak. Teraz to mój wybór, trudny wybór, ale przynajmniej nie przymus.
Dumbledor patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Dajan zrzuciła ze swojego serca wielki kamień. Czuła się teraz dużo lepiej, nagle nie wiadomo z jakiego powodu wszystko stało się łatwiejsze. Nie zdawała sobie sprawy, że najtrudniejsze chwile dopiero przed nią.
- Cieszę się, że jest ci teraz lżej na sercu. Mam jednak do ciebie prośbę. Możesz odmówić, ale chcę żebyś wiedziała, że to dla twojego dobra.
" O nie... Nie chcę nikogo uzdrawiać." Jej serce zamarło na chwilę, a strach odbił się w oczach, co dostrzegł Dumbledore.
- Czego się boisz dziecko?
" Dziecko? Nie jestem już dzieckiem! Przez swój dar już dawno przestałam nim być. To się nigdy nie skończy, zawsze ktoś będzie od niej czegoś oczekiwał."
- Niczego - krótko odpowiedziała Dajan.
- Wiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne i jedynie wyobrażam sobie co czujesz, i co przeżywasz. Przykro mi, że jest to dla ciebie aż tak ciężkie. Do tego muszę cię prosić o jeszcze jedna przysługę. Przepraszam za to.
Dziewczyna spojrzała w niebieskie oczy dyrektora, patrzące na nią zza okularów połówek. Widziała w nich współczucie i troskę. Powzięła decyzję, że jeśli tylko będzie wstanie to spełni te prośbę. Wiedziała, że gdyby nie było to ważne Dumbledore nic by nie mówił.
- Co to za prośba? - Spytała łagodnie.
- Chciałbym abyś powiedziała wszystkim, że postanowiłaś pozbyć się swojego daru.
- Ale dlaczego? Przecież... - Zabrakło jej słów. Nie tego oczekiwała.
- Podejrzewam, że siły zła czyhają na ciebie, tak będzie bezpieczniej. Będziesz mniej warta w ich oczach. - Powaga na twarzy dyrektora była bardzo wyraźna. Zagrożenie było poważne i realne, nawet w murach Hogwartu.
- Siły zła? - Zdołała wykrztusić Dajan? To znaczy?
- Poplecznicy Voldemorta. Otóż niektórzy twierdzą, że ich pan jest w stanie powrócić z zza grobu i że ty możesz mu w tym pomóc. - Dumbledore przyglądał się dłuższą chwilę bladej twarzy Dajan. Jej życie było zagrożone i to poważnie. Była przerażona.
- Widzę, że bardzo przejęłaś się moimi słowami - to dobrze, bo zagrożenie jest realne. Proszę więc żebyś była szczególnie ostrożna, dobrze?
- O..oczywiście. - Nie była w stanie powiedzieć nic więcej.
- Zapewniłem ci również dodatkową ochronę. Zrobiłem wszystko żebyś była bezpieczna. Powiedziałbym, że nie masz się czego bać, ale nawet ja nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego.
- Rozumiem, oczywiście spełnię pana prośbę. - W końcu zdołała wykrztusić Dajan.
- Dziękuję.
Nastała cisza. Nikt więcej nie wypowiedział już ani słowa. Dajan unikała wzroku dyrektora, nie chciała by widział jej strach. Dumbledore świdrował ją wzrokiem, przenikając duszę, jak wcześniej Foweks.
- Robi się późno. Myślę, że powinnaś już iść na kolację.
- Tak, do widzenia.
- Do widzenia.
Zeszła spiralnymi schodami w dół i o mało co nie wpadła na Markusa.
- O cześć.
- Cześć, czekałem na ciebie. Widziałem, że wybierasz się do gabinetu dyrektora i pomyślałem, że podjęłaś decyzję. Już po wszystkim tak?
- Tak już po wszystkim.
- Jesteś strasznie przybita, jak się czujesz? - Marcus wyglądał na zaniepokojonego.
- Nie jest źle, po prostu to wszystko mnie wyczerpało.
- To wszystko? Co masz na myśli?
Dajan przełknęła ślinę. Nienawidziła kłamać, uważała to za coś złego. Nie miała jednak wyboru. Albo życie, albo kłamstwo. Wybór był prosty.
- No całe to pozbywanie się mocy. Długo to trwało, było bardzo męczące.
- Pozbyłaś się mocy? Jak mogłaś?
Dajan spojrzała na przyjaciela. Tego się nie spodziewała. Był wyraźnie zły. Myślała, że będzie zawiedziony, ale w jakiś sposób ją wesprze. Odpowiedziała spokojnie.
- Jak mogłam? Dlaczego pytasz, przecież to był mój wybór.
- A jak zachoruje ktoś, kogo kochasz? Co wtedy?
- Nie wiem. Mało jest takich osób.
- Mało? No nie dziwie się, że nikt cię nie kocha, skoro jesteś taka samolubna!
- Jak możesz tak mówić? - Dajan była zszokowana. Przecież był jej przyjacielem. Przynajmniej tak myślała. Zbierało jej się na płacz.
- Tak cię to dziwi? No tak, prawda w oczy kole.
- Nie mów tak, jesteśmy przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi? Oszalałaś? Myślisz, że zadaję się z tobą, bo cię lubię. Nudną, ślęczącą wciąż nad książkami dziewuchę? Miałem nadzieję, że jeżeli się do ciebie zbliżę uzdrowisz mojego ojca. Teraz wszystko przepadło, przez twój egoizm! - Po tych słowach Marcus obrócił się i odszedł. Oczy Dajan wypełniły się łzami. Serce pękło jej na pół, o mało co tego nie usłyszała. "Już nigdy nikogo nie pokocham." Postanowiła sobie. "Miłość to tylko ból. Ale przecież tylko ona ma sens." Stała w miejscu, nie mogąc się poruszyć. Łzy obficie leciały z jej oczu. "Jak mogłam być tak głupia by pozwolić żeby na kimś mi zależało? Co ja sobie myślałam? Że nagle się coś zmieniło?"
Z daleka słychać było czyjś szloch. Orion postanowił sprawdzić co się stało. Wyłonił się zza rogu i zobaczył ją, Dajan, stojącą, jakby miała się za chwile przewrócić. Podszedł bliżej, jej twarz była mokra od łez. Serce ścisnęło mu się z żalu na ten widok. Zbliżył się do niej, ona tak jakby go nie zauważyła. Potrząsnął nią, chcąc żeby zwróciła na niego uwagę. Wtedy zareagowała, spojrzała na niego wielkimi zielonymi oczami. Nigdy nie widział takich oczu. Najdziwniejsze było jednak to, że w tej chwili słabości, były one pełne mocy, pełne zawziętości. Przestała płakać i wpatrywała się w niego bez słowa. Z daleka usłyszeli czyjeś głosy. Odsunęli się od siebie. Orion nie wiedząc co zrobić, zaprosił ją do swojego gabinetu. Chciał z nią porozmawiać i zapytać co się stało. Ruszyli przed siebie. Za zakrętem spotkali Snape z jakimś Ślizgonem. Minęli ich szybko, widząc drwiącą minę nauczyciela eliksirów.
Wchodząc do gabinetu Orion kompletnie nie wiedział jak zacząć rozmowę, na szczęście nie musiał. Pierwsza odezwała się Dajan.
- Pozbyłam się daru, więc albo nakrzycz na mnie, albo powiedz, że jestem egoistką, możesz też plunąć mi w twarz proszę bardzo.
Zatkało go. Nie uszło również jego uwadze, że przeszła na ty. "No cóż przed chwila była załamana, a teraz przeszła w fazę gniewu. Tylko jak ją uspokoić?" Zastanawiał się tylko przez chwilę i ze spokojem odparł:
- Usiądź proszę. Porozmawiajmy spokojnie. Nie zamierzam być dla ciebie niemiły, to był twój wybór, miałaś do niego prawo.
Usiadła, choć gniew dalej był widoczny na jej twarzy.
- Opowiedz mi o tym, proszę.
- Nie ma o czym opowiadać, nie ma mocy i już, koniec tematu.
- Domyślam się, że komuś nie spodobała się twoja decyzja, mam rację?
- Tak - odburknęła niemiło.
Przyglądnął się jej dokładnie: siedziała sztywno w fotelu, ręce założone, włosy w nieładzie, wzrok na dole. Mimo wrogiej postawy było w niej coś, co go przyciągało.
- Wiem, że wydaje ci się, że jesteś sama i nikt cię nie rozumie. - Dajan ostro spojrzała na niego. - Chciałbym tylko żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze cię wysłucham i pomogę najlepiej jak będę potrafił. Jesteś zła idź się przewietrzyć, to nieco ochłodzi twoje skołatane nerwy.
Nic nie powiedziawszy, wyszła z gabinetu. "Kompletnie nie rozumiem tej dziewczyny." Pomyślał Orion. "Coś w niej jednak jest, coś co mnie przyciąga."
Nie chcę, by autorka pomyślała, że ją olewam, ale teraz naprawdę nie mam czasu skomentować. Jutro postaram się zedytować ten komentarz i wyrazić swoje zdanie na temat tego ficku, także bez nerwów proszę
Edit.
Ogólnie to nie przepadam za opowieściami o takiej Mary Sue, idealnej dziewczynie zmagającej się z czymś ultra ciężkim, której nikt nie rozumie. Już to chyba pisałam nawet pod którąś z Twoich części. Ta część jednak nie podoba mi się z innego powodu. Dialogi. Są jakby sztuczne i wymuszone, przez to nie umiem sobie wyobrazić tego, o czym piszesz. Popracuj nad nimi, a nawet Dajan nie będzie mnie denerwowała ;D