Dalsze losy Dajan.
Orion poczuł zimny metal na swojej szyi, a potem ukłucie. Coś ciepłego i lepkiego znalazło się na jego szyi.
- Nieeeeee! - ten krzyk rozdarł mu serce. Zdał sobie sprawę, że umiera. Spojrzał na Dajan, w jej piękne zielone oczy, i upadł. Dziewczyna podbiegła do niego, miała łzy w oczach. Czyżby był dla niej aż tak ważny? Był, czas przeszły, bo przecież umierał, za chwile już go nie będzie. Pociemniało mu w oczach i nagle poczuł w sobie ogromną siłę. Jakieś nieznane ciepło przenikało go od środka. Zamknął oczy, skupiając się na tym dziwnym uczuciu. Znał je, albo przynajmniej jakąś jego część. I nagle zdał sobie sprawę skąd pochodzi. Otworzył oczy i spojrzał na Dajan, w jej oczach ujrzał własne cierpienie. "Uzdrowiła mnie, ale jak to możliwe?" Czuł w sobie dziwną moc, która nie tylko wyleczyła jego ranę na szyi, ale cały organizm. Był jak nowo narodzony. Dajan upadła na podłogę i zaczęła drżeć, miał nadzieję, że jej świadomość jest daleko stąd i nie odczuwa bólu.
Dajan wiedziała, że jest nieprzytomna. Nie miała pojęcia gdzie jest, ani co dzieje się z jej ciałem, ale cały czas była świadoma tego, że żyje i że odczuwa ból. Chciałaby żeby to wszystko już się skończyło. W jej głowie oprócz cierpienia kłębiło się mnóstwo wspomnień. Całe życie powoli przelatywało jej przed oczami.
Pada śnieg, a w nim stoi mała dziewczynka, wirując i śmiejąc się głośno. Dookoła niej biegał i skakał mały, czarny pies. Białego puchu szybko przybywało. Nagle koło radosnej pary pojawiła się dorosła, surowa kobieta.
- Dajan, do domu, ale już!
- Mamo, ale śnieg, zobacz - dziewczynka wzięła troszkę puchu w ręce i z szerokim, niewinnym uśmiechem rzuciła w mamę. Kobieta chwyciła dziewczynkę za rączkę i pociągnęła do domu. W wielkich zielonych oczach dziecka pojawiły się łzy.
***
- Mamo, opowiesz mi bajkę?
- Życie nie jest przecież bajką.
- Wiem mamo, ale proszę, tę o trzech braciach...
- No dobrze. Było trzech braci, którzy...
***
- Mamo, ja nie chcę, to boli!
- Wiem kochanie, ale przecież wiesz, że tak trzeba.
- Nie, ja nie chcę!
- Kochasz mnie?
- Mamo, przecież wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie...
- Zrób to dla mnie, proszę, uzdrów go dla mnie, dobrze?
Wspomnienia związane z mamą zalewały ją cały czas. To jak ją traktowała, jak zawsze mówiła, że życie nie jest proste i jak zmuszała do uzdrawiania. Dlaczego jej ojciec musiał umrzeć? Może nie pozwoliłby na wykorzystywanie córki. Dajan kochała mamę z całego serca, ale miała też do niej wielki żal o to, w jaki sposób musi żyć. To ona opowiedziała całemu światu, że córka ma dar. Kazała uzdrawiać za pieniądze, po prostu wykorzystując okazję.
Nie dość, że cierpiała z powodu uzdrowienia, musiała jeszcze na nowo przezywać trudną relację z matką. Chciała się od tego oderwać, myśleć o czymś innym, ale nie była w stanie.
Jedenastoletnia dziewczynka usłyszała pukanie do drzwi i poszła je otworzyć. W drzwiach stanął wysoki, starszy czarodziej i spojrzał na nią z za okularów połówek. Dajan poczuła jak przenika ją wzrokiem.
- Jest twoja mama? - zapytał staruszek miłym, łagodnym głosem.
- Jest - odpowiedziało dziecko i zaprowadziło gościa do salonu, gdzie siedziała jej mama. Kobieta o surowym obliczu spojrzała na wchodzącą parę, jej twarz pociemniała.
- Dajan, wyjdź natychmiast!
Dziewczynka nie sprzeczała się z matką, zawsze robiła to, o co poprosiła. Wyszła z pokoju, ale ciekawość wzięła nad nią górę i zaczęła podsłuchiwać.
- Czego chcesz, Dumbledore? - głos kobiety mroził atmosferę.
- Twoja córka jest czarownicą i powinna się uczyć, wiesz o tym - Dyrektor Hogwartu był spokojny i przemawiał cierpliwie.
- Mam ją dobrowolnie oddać w twoje ręce, żebyś mógł ją wykorzystać do swoich celów?
- Nikt nie będzie jej wykorzystywał i dobrze o tym wiesz, Nikki.
- Nie pozwolę jej pojechać do tej durnej szkoły!
- Obawiam się, że nie masz wyjścia. Dajan, skoro już podsłuchujesz, wejdź proszę - głos Dumbledore’a był nadal spokojny. Dajan serce podskoczyło do gardła, ze spuszczoną głową, weszła do pomieszczenia.
Reszta wspomnienia rozmyła się w bólu, dziewczyna pamiętała tylko, że matka zgodziła się na wyjazd dziewczynki, ale wiele ją to kosztowało. Miała uzdrawiać każdego, kogo wskaże matka. Potem Dumbledore pojawił się kolejny raz i od tej pory matka nie zmuszała jej do niczego. Tak wiele zawdzięczała temu człowiekowi, uratował ją już nie raz, oby udało mu się i tym razem. Nagle jej ból się powiększył, myśli rozmyły się i przez chwile nie wiedziała co się dzieje... Po chwili wszystko ustało, wzięła głęboki oddech i otworzyła oczy. Widok który się przed nią roztaczał, zmroził jej serce.
Leżała w jasnym pomieszczeniu, na białej posadzce. Przyglądało jej się kilkoro ludzi. Sofie, jak zawsze piękna i groźna, patrzyła na nią zimnymi oczami. Tuż obok niej stał mężczyzna, który trzymał ją przy torturach, za nimi zobaczyła Marcela i nieznaną jej kobietę. Sofie uśmiechnęła się szyderczo i powiedziała:
- Jednak żyjesz, jak miło. Minęło trochę czasu, w sumie zaczęłam już tracić nadzieję, że się ockniesz. Nikki, miałaś rację, zresztą jak zawsze.
Nagle w polu widzenia pojawiła się matka Dajan. Serce dziewczyny zatrzymało się na kilka chwil, była w szoku.
- Mmmmamo? - wyszeptała cicho. Nic z tego nie rozumiała, jej matka nie wyglądał na więźnia. Kobieta spuściła wzrok, nie patrząc na córkę.
- Nikki pomogła nam, mówiąc jak działa twój dar. Trochę ryzykowałam, pozwalając ci uzdrowić tego nauczyciela, ale warto było.
- Mamo? O czym ona mówi? - myśli Dajan gnały bez ładu i składu, aż w końcu dotarło do niej to, co się stało. - Zdradziłaś mnie? Sprzedałaś? Im!
- Dajan, to nie tak, ja tylko chciałam... - nagle jej matka zamilkła i nie powiedziała już nic. Dziewczyna chciała się podnieść, ale była na tyle słaba, że ledwo zdołała usiąść. Nie była na to gotowa, nie na zdradę jedynej osoby, którą kochała. Coś zmroziło jej serce. Popatrzyła na swoją rodzicielkę, tak jak nigdy wcześniej, i zdała sobie sprawę, że ją zawsze obchodziło tylko to, co potrafi, a nie ona sama. Zabolało, bardziej niż tortury, to było gorsze od wszystkiego co przeszła, a przeszła wiele.
- Nie będę na to patrzeć - powiedziała Nikki i wyszła z sali.
Nagle w sali pojawił się duch, ten sam którego Dajan spotkała w szkole. Odezwał się oddalonym głosem.
- Nadchodzą - po tych słowach zniknął.
- Co? To niemożliwe! - Dajan spojrzała na twarz Sofie - była przerażona. - Różdżki w gotowości! - krzyknęła do zgromadzonych.
Drzwi do pomieszczenia otwarły się z hukiem. Stanął w nich Dumbledore. Nadzieja napełniła serce Dajan.
Łał. Z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej, naprawdę. Jest stały progres, a to duże osiągnięcie, więc możesz być z Ciebie dumna. ;D
Jednak robisz kilka podstawowych błędów - opisze Ci je dokładnie na PW.
Co do samej treści, podobał mi się pewien chwyt, który tu zastosowałaś. Poprzednia część to była praktycznie sama akcja, więc tutaj byłoby już tego nieco za dużo. Dlatego naprawdę dobrze, że dodałaś wspomnienia Dajan dotyczące matki. Nie dość, że byłam w niemałym szoku, jak się okazało, że spoiler! matka ją zdradziła i trzyma z Sofie, to dzięki temu czytelnicy będą mogli trochę odetchnąć między zwrotami akcji. A końcówka - miazga! Nie mogę się doczekać kolejnej części.