Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na...
>> Czytaj Więcej
Salon państwa Boger był urządzony co najmniej dziwacznie. Ściany miały kolor soczystej śliwki, tak samo, jak grube zasłony w oknach. Było w nim sporo małych mebelków, które z łatwością mogły być zastąpione przez jeden porządny regał. Leżały na nich książki, zegarki o przedziwnych kształtach, jakieś dziwaczne metalowe konstrukcje, kolorowe lampki i pstrokate zastawy do herbaty. Najdziwniejsze było to, że niemal wszystko delikatnie się poruszało, brzęczało, a z kilku dzbanuszków leciała para. Z jednej szafki dochodził dźwięk poruszających się sztućców, a pod sufitem unosiła się świecąca puchata kulka, mająca zapewne zastąpić żyrandol. To był bezwątpienia niecodzienny widok.
Po pierwszych uściskach, pytaniach o samopoczucie i o zdrowie rodziny Villemo została zaproszona do dębowego, okrągłego stolika otoczonego z trzech stron sofą z kolorową patchworkową narzutą. Ciężką walizkę zostawiła obok kominka, mając nadzieję, że wujek się o nią nie potknie, ale doprawdy nie było miejsca, by ją zostawić gdzieś indziej.
- Napijesz się herbaty? - zapytała niskim i cichym głosem Penelopa, mama Klary. Sprawiała wrażenie nieco podenerwowanej.
- Mamy żurawinową z cytryną i miętą, jabłkowo gruszkową, aloesową z goździkami i ogórkową z wanilią, ale to wynalazek taty, więc nie radzę – wtrąciła Klara, uśmiechając się serdecznie, a jej oczy ukryte za okularami przybrały na chwilę kształt kresek.
- Dziękuję, więc...poproszę jabłkowo gruszkową.
Villemo rozejrzała się, miała nadzieję, że jeden z parujących dzbanków i filiżanka zaraz do niej podlecą, ale nic takiego się nie stało. Penelopa wstała z sofy, wzięła zastawę i ułożyła ją na stoliku.
- Gdyby był tu mój mąż, pewnie użyłby czarów do zaparzenia herbaty – powiedziała zakłopotana Penelopa, domyślając się co myśli Villemo - ale ja jestem mugolką, nie potrafię czarować, a Klara jako osoba nieletnia, nie może używać czarów poza szkołą.
- Nieraz korci mnie, by to zrobić – ponownie wtrąciła się Klara – ale mogłabym mieć z tego powodu kłopoty, lepiej nie zadzierać z Ministerstwem. To taki nasz organ do zarządzania światem czarodziejów, pilnują porządku.
Villemo kiwnęła głową, pamiętała zasadę „nieczarowania” i rolę Ministerstwa Magii w świecie czarodziejów. Nie kontrolując swoich myśli, zaczęła powtarzać materiał na egzamin, przez co umknął jej hałas za plecami.
- Poczta – powiedziała Klara, otworzyła okno i wyciągnęła spod nóżek małej sowy zrulowaną gazetę. Zwierzę natychmiast bezszelestnie odleciało.
Usiadła koło Villemo i rozłożyła Proroka Codziennego na stoliku, podczas gdy jej mama zaczęła odkładać zastawę do herbaty.
Klara w mgnieniu oka przełożyła kilka stron gazety i zatrzymała się na artykule zwieńczonym tłustym nagłówkiem:
„ Hogwart przekłada termin egzaminów”
Zaczęła czytać na głos:
- Dyrekcja szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie postanowiła przełożyć termin egzaminów kwalifikujących, z powodu problemów organizacyjnych. Uczniowie mają wstawić się na test dnia 27.08 o godzinie 09.00 rano. Z anonimowego źródła wiemy, że zmiana terminu nie była wcale spowodowana złą organizacją, a kolejnym silnym wstrząsem w okolicy zamku. Podobno zawalił się spory kawałek wschodniej ściany i do jutra mają trwać prace naprawcze.
Przypominamy też, że regulamin egzaminów kwalifikujących jest owiany tajemnicą. Wiadomo jednak, że dotyczy on jedynie tych uczniów, którzy z jakichś względów nie mogli uczyć się w Hogwarcie od pierwszej klasy. Dyrekcja wraz z gronem pedagogicznym są przekonani, że każdemu należy dać szansę na naukę.
„Harmonogram nauczania w Hogwarcie został poważnie zachwiany przez ostatnią wojnę. Tak naprawdę dopiero od zeszłego roku zaczęliśmy jako tako funkcjonować. Musimy pamiętać, że wiele dzieci nie miała możliwości nauki od jedenastego roku życia, ze względu na chaos, który panował. Te egzaminy nie będą proste, ale każdy, kto ma predyspozycje do nauki w szkole magii i dał radę nadgonić materiał na własną rękę, poradzi sobie” - Zapewniła nas Amanda Rocket, która reprezentuje Hogwart w mediach.
Nie każdy jednak zgadza się z tą opinią. Do naszej redakcji docierają maile rodziców, którzy sprzeciwiają się przyjmowania do Hogwartu dzieci „z doskoku”. Twierdzą, że to jeszcze bardziej zaburzy działanie tej placówki i źle wpłynie na uczniów, którzy uczą się w Hogwarcie od początku.
Villemo poczuła się nieswojo. Nie zdawała sobie sprawy, że ktoś może traktować ją, jako ucznia niepożądanego. W świecie mugoli normalne jest, że do klas dochodzą dzieci w różnym wieku. Nigdy nie słyszała, by ktoś z tego powodu protestował.
- Nie przejmuj się, zawsze znajdzie się ktoś, kto musi być nastawiony negatywnie, nie ważne, jakiej sprawy to dotyczy – pocieszyła ją Klara i zmarszczyła brwi.
- Mnie bardziej zastanawia, czy te wstrząsy to prawda. Nigdy nic takiego się nie działo w Hogwarcie, to mocno podejrzane.
Penelopa wzięła od dziewczyn gazetę i przeleciała wzrokiem po tekście.
- Nie przejmujcie się informacjami z nieznanego źródła, skoro egzaminy mają być jutro, to znaczy, że wszystko jest w porządku – powiedziała pogodnie i zerknęła w stronę kominka.
- Długo nie ma Fryderyka, mam nadzieję, że zbytnio nie męczy twoich rodziców. Miał krótko opowiedzieć im, jak będzie wyglądać twój pobyt tutaj.
Villemo zamyśliła się na chwilę, po czym zapytała:
- Czy przez kominek mogę wrócić do domu? Kiedy tylko zechce?
Penelopa przytaknęła głową:
- Tak, kiedy zechcesz, jednak po przyjeździe do Hogwartu nie będziesz mogła się przenieść. W szkole i okolicy nie da się tego zrobić, to dla bezpieczeństwa...i nie można używać telefonu.
- No tak, zapomniałam o tym.
- To znaczy, możesz mieć telefon – tłumaczyła dalej mama Klary widząc zmartwienie na twarzy Villemo – ale nie będzie tam zasięgu. W Hogwarcie nie działa żadna elektronika, tak samo, jak internet. Nikt tam nie korzysta z komputera. Wiem, wydaje się to dziwne, ale można powiedzieć, że to urok tej szkoły.
Mówiąc ostatnie zdanie Penelopa zaśmiała się pocieszająco. Widać nie miała pojęcia czym dla młodzieży jest odcięcie od sieci, bo machnęła ręką z przyklejonym uśmiechem. Villemo poszukała wzrokiem oczu Klary, aby znaleźć bratnią duszę, która zrozumie ten problem. Klara wzruszyła ramionami:
- Już się z tym pogodziłam, to jest serio ciekawa odmiana.
Villemo pierwszy raz słyszała o szkole bez dostępu do internetu i ciężko było jej to sobie wyobrazić. Wiedziała jednak, że ten świat jest całkiem inny od dotychczas jej znanego i już dawno postanowiła go przyjąć takim, jakim jest, ze wszystkimi jego dziwactwami.
Rozległ się trzask frontowych drzwi. Penelopa bez zastanowienia, niczym automat, chwyciła za stojący przy kominku pogrzebacz i ruszyła w stronę przedpokoju pokazując palcem, by dziewczynki były cicho. Zanim jednak wyszła z salonu, w progu stanął Fryderyk, ale nie wyglądał już tak schludnie, jak pół godziny temu. Włosy miał potargane, twarz i całe ubranie umorusane w sadzy, a spodnie i rękawy poszarpane na strzępy.
- Rany boskie, kochanie, co ci się stało? - Penelopa rzuciła pogrzebacz w kąt i podbiegła do męża, a za nią Klara i Villemo.
- Próbowałem wrócić do was ta samą drogą – zaczął tłumaczyć Fryderyk, pokasłując – ale sieć okazała się zamknięta.
- Niemożliwe.
- A jednak! Połączenie z domem Gardów zostało zerwane. Przeniosłem się więc do Krugerów, wiesz, tych z Royal Street. Na szczęście byli w domu, więc nie posądzą mnie o włamanie. W sumie to dawno ich nie odwiedziliśmy, trzeba to kiedyś nadrobić.
Penelopa była wyraźnie zdenerwowana, co przy stoickim spokoju jej męża wyglądało groźnie.
- Ale dlaczego masz poszarpane ubranie? Biłeś się z kimś?
Pani Boger sprawiała wrażenie, jakby chciała z powrotem sięgnąć po pogrzebacz, ale Fryderyk pośpiesznie mówił dalej:
- Nie, nic z tych rzeczy. Krugerowie kupili sobie rok temu Pit Bulla. Słodki piesek, ale chyba nie spodobało mu się, że jakiś obcy facet wychodzi z kominka.
Klara nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, Villemo ledwo się powstrzymała. Zaraz jednak spoważniała, bo niepokój ścisnął ją za serce:
- Wujku, jak to się stało, że nie mogłeś wrócić? Czy to oznacza, że nie będę mogła odwiedzić rodziców przez sieć fiuu?
- Muszę tę sprawę wyjaśnić. Połączenie między naszymi domami powstało niedawno na moją prośbę, powinno działać jak należy, jutro z samego rana zadzwonię o to zapytać, nie martw się skarbie.
Wyciągnął zza marynarki różdżkę, skierował ją na ubranie i powiedział:
- Tergeo.
Villemo obserwowała, jak z Fryderyka znika wszelki kurz, pył i sadza, ale myślami była przy swoich rodzicach. Przeprosiła pozostałych i odeszła na bok, by zadzwonić. Na szczęście już po dwóch sekundach odebrała Guro. Zapewniła, że u nich wszystko w porządku, Fryderyk im wyjaśnił, że połączenie przez Fiuu chwilowo nie działa, ale ufają mu, że zostanie to naprawione. Poza tym ma się nimi nie przejmować, tylko skupić teraz na sobie. Przypomniała też, żeby nie ślęczała nad książkami, tylko odpoczęła lub poszła na spacer pozwiedzać okolicę.
Cała mama.
Villemo wróciła do salonu, na co Klara klasnęła w dłonie, chwyciła kuzynkę za rękę i pociągnęła za sobą:
- Chodź, pokażę ci nasz pokój. Mama wstawiła tam rozkładany fotel, nie będziemy tam często spać, więc jakoś przeżyjesz ciasnotę.
Wybiegły z salonu i weszły do małego pokoiku, z którego biły czerwień i złoto. Na podłodze leżała bordowa wykładzina, biurko i malutka meblościanka były z surowego drewna, ale oklejone plakatami, rysunkami i naklejkami z czerwono-żółtymi herbami, w których centralną postacią był lew.
- Widzę, że jesteś fanką Gryffindoru - stwierdziła Villemo widząc powtarzający się motyw na pościeli, drzwiach i ścianach.
Klara wskazała dłonią wielki proporczyk powieszony nad łóżkiem:
- Tak, najlepszego domu, który jest w Hogwarcie. To do niego chodzili Harry, Ron, Hermiona, Neville…Ja też do niego należę, ma się rozumieć.
Duma w głosie dziewczyny była wyraźna, chociaż starała się powstrzymać swoją ekscytację.
- A kim są Ron, Hermiona i Neville? - zapytała Villemo.
- No tak, nie słyszałaś o nich, albo słyszałaś, ale nie wiesz, że tak mieli na imię. Są sławni w naszym świecie, ponieważ brali udział w walce z Voldemortem. Największym bohaterem jest oczywiście Harry Potter, bo to on go zabił, ale reszta mu pomagała. Wszyscy pochodzili z Gryffindoru i jestem ich wielką fanką, od zawsze chce być taka jak oni.
Historia o Voldemorcie...oczywiście Villemo czytała o nim w podręczniku. Niegdyś namieszał sporo na całym świecie, ale właściwie nie było wiadomo, o co w tym wszystkim chodziło. Działy się wtedy różne dziwne rzeczy i niektórzy wymawiali to imię, ale nigdy nie słyszała, by istnienie kogoś takiego było potwierdzone przez jakieś sprawdzone informacje. Tak ludzie widzieli to w „normalnym” świecie.
- Czytałam o Harry’m Potterze, ale nie kojarzę pozostałych – powiedziała Villemo nie podzielając podniecenia, które zawładnęło jej kuzynką. Nie dała jednak po sobie tego poznać.
Klara zaśmiała się zakłopotana. Na jej twarzy powiększały się rumiane placki.
- No tak...czytałam też wszystkie archiwalne artykuły z Proroka Codziennego, które dotyczyły Harry’ego, bardzo chętnie i uprzejmie wyrażał się o Hermionie, Ronie i Nevillu, zawsze podkreślał, że bez nich niczego by nie osiągnął.
Villemo obserwowała, jak policzki Klary robią się coraz bardziej purpurowe i zrozumiała, że czarodzieje, o których opowiada wiele dla niej znaczą. Szanowała to i uważała, że dobrze mieć takich idoli, którzy ocalili świat, to świadczyło o jej dobrym, zdeterminowanym sercu.
- Jestem niemal pewna, że ty także trafisz do Gryffindoru – oświadczyła radośnie Klara.
Villemo uśmiechnęła się uprzejmie, ale szczerze mówiąc, nie przejmowała się tym, do którego domu trafi. Wiedziała, że w każdym z nich można dostrzec coś wyjątkowego i że bez względu na to, gdzie ją przydzieli tiara, ona się nie zmieni. Będzie nadal tą samą, lekko pokręconą Villemo.
Daleko na wschód, w miejscu, gdzie śnieg kładzie się całunem na rozległą lodową pustynię, pewne plemię pożegnało swojego ostatniego szamana. Jego ciało ułożono na tratwie, okryto skórami reniferów i puszczono na lodowate wody rzeki Ob. Żegnały go jego dorosłe już córki, oraz ich rodziny, które składały się na niemal całe plemię Orahn-Gai. Brakowało tylko Man-chana, pierworodnego syna szamana, ale ten odszedł od nich pięć lat wcześniej i nikt nie wiedział, gdzie się teraz znajduje.
Tylko szaman wiedział, ale wiedzę tą zabrał ze sobą do świata umarłych.
Natomiast wszyscy doskonale pamiętali dzień, w którym Man-chan opuścił plemię. Przybył wtedy do nich wędrowiec, którego tylko szaman znał. Ów człowiek był ogromny, spowity w czarną pelerynę, która złowrogo łopotała na mroźnym wietrze. Twarz zasłaniała mu złota maska, ale bardziej spostrzegawczy mogli zobaczyć za nią stalowe oczy.
Plemię z zaciekawieniem i strachem przyglądało się, jak szaman zaprasza przybysza do swojej jurty. Po kwadransie wyszli, zamaskowany człowiek przywołał do siebie Man-chana, chwycił go za nadgarstek i na oczach całego plemienia rozpłynęli się w powietrzu.
Żona szamana popadła w żałobę za synem, ale wkrótce potem urodziło się im osiem córek, co zamazało pamięć po pierworodnym. Szaman nigdy nie wyznał kto i dlaczego zabrał Man-Chana. Nie zdradził też, czego zdołał syna nauczyć i na czyje polecenie to zrobił. Wiedział tylko, że postąpił źle zawierając pakt z czarodziejem o czerwonych wężowych oczach, którego spotkał około 20 lat temu. Za późno zrozumiał, że w zamian za możliwość przedłużenia rodu być może skazał świat na zagładę. Zanim zmarł, błagał bogów o wybaczenie, ale oni już z nim nie rozmawiali. Odszedł do Shamy, boga śmierci, gdzie stał się jednym z jego drogocennych kwiatów.
Rozdział naprawdę dobrze napisany. Nie nudził mnie, a naprawdę zaciekawił Opisy nie przedłużały zbędnie tekstu, lecz tylko go ubarwiły. Co do samej treści: niezwykle mnie zaciekawiłaś. Dlaczego przełożyli ten egzamin? O co chodzi z tym wybuchem? Mam nadzieję, że szybko to się wyjaśni.
Natomiast ten ostatni fragment tekstu troszkę mi namieszał. Ten zamaskowany mężczyzna to był Voldemort, tak? No i to przedłużenie rodu... Ale się nakręciłam! Czekam na kolejny rozdział, w którym może się coś wyjaśni