Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
W szklarni było dosyć gorąco, ale w momencie, kiedy Villemo odkryła, że nie ma różdżki, powietrze osiągnęło temperaturę wrzenia. W ciągu kilku sekund jej twarz nabrała rumieńców, dłonie stały się mokre od potu, a całe ciało pokryła gęsia skórka. Przełykała niespokojnie ślinę zastanawiając się, gdzie mogła zgubić różdżkę oraz co powie, kiedy będzie musiała użyć zaklęcia na Diabelskich Sidłach.
Przed nią były tylko trzy osoby, za chwilę stanie się pośmiewiskiem całej grupy i zapewne Hufflepuff otrzyma przez nią minusowe punkty.
Doprawdy pięknie się zaczął ten nowy dzień –pomyślała z łzami w oczach. Być może inny uczeń nie przejąłby się tą sytuacją, ale ambicja Villemo niemal miażdżyła jej poczucie wartości.
Dwie osoby.
Ledwo mogła oddychać, ale słowa, które padły z ust profesora, sprawiły że nogi się pod nią ugięły – ze szczęścia.
- No niestety czas nam się skończył. Na następnych zajęciach zaczniemy od tego samego ćwiczenia i wtedy poćwiczycie – zwrócił się nieco przepraszającym tonem do Villemo i dwóch chłopaków z Gryffindoru. - Prosiłbym, żebyście poczekali chwilę. Pozostałym dziękuję za zajęcia, widzimy się jutro.
Norweżka wyraźnie wyczuła w jego głosie podenerwowanie. Z roztargnieniem przeczesywał włosy palcami. Niemal czuła zapach jego stresu i przyszło jej do głowy, że może mieć to związek z jego rozmową z Andromedą.
Profesor wyczarował wiązkę światła, która utworzyła na podłodze dosyć szeroką kreskę. Ten magiczny „szlaban” trzymał Diabelskie Sidła w ciemnym kącie.
Uczniowie wyszli na błonia, a do środka szklarni wpadło rześkie powietrze z zewnątrz. Longbottom omiótł wzrokiem pomieszczenie i z niesmakiem pokręcił głową. Wszędzie walały się porozrzucane stroje ochronne, a stół był zawalony słoikami, sadzonkami, doniczkami i pergaminami. Westchnął, rozwinął rękawy koszuli i próbował ją doprowadzić do porządku, wygładzając i równo umieszczając w spodniach. Chwycił swój płaszcz i zwrócił się do trójki uczniów, którym kazał zostać.
- Słuchajcie, mam pilne spotkanie w pokoju nauczycielskim, chciałbym żebyście tu posprzątali. Jako jedyni nie otrzymaliście dzisiaj punktów dla domu, więc każdy dostanie po dziesięć za tą robotę.
Villemo i Gryfoni kiwnęli na znak, że rozumieją i chwilę później drzwi za profesorem się zamknęły.
- No dobra, my spadamy, chrzanić punkty – powiedział jeden z chłopaków, szczerząc się we wrednym uśmiechu.
Villemo tak to zaskoczyło, że nieładnie otworzyła usta. Zaraz jednak ogarnął ją gniew i zanim Gryfoni wyszli, zagrodziła im drogę.
- Chwila! Chyba nie myślicie, że sama to wszystko posprzątam, przecież zajmie mi to wieki!
Chłopcy zarechotali jak żaby – Czyżby mądra Puchonka zapomniała zaklęcia sprzątającego? Oj oj oj.
Ich bezczelność działała na Villemo odpychająco, odsunęła się od drzwi, aby już więcej na nich nie patrzeć. Wybiegli ze szklarni w radosnych podskokach, a ich śmiech było słychać przez całą polanę prowadzącą do zamku. Zatrzasnęła za nimi drzwi, aż zadzwoniły szyby w ścianach.
Villemo została sama. Oczywiście pamiętała zaklęcie sprzątające, ale co z tego, skoro nie miała przy sobie różdżki. Od razu wzięła się za wieszanie na hakach ochronnej odzieży kalkulując, że zrobienie względnego porządku zajmie jej jakieś dziesięć minut. Uwijała się jak w ukropie i jak u większości kobiet jej myśli wciąż wędrowały do spuszonych od wilgoci włosów. Układając słoiki na półkach, zastanawiała się, gdzie mogła zostawić różdżkę. Na pewno miała ją, wychodząc z pokoju, oraz kiedy siadała do stołu w Wielkiej Sali. Różdżka kuła ją w udo, więc ją przesunęła bardziej do tyłu, najprawdopodobniej właśnie wtedy musiała jej wypaść. A więc będzie musiała tam wrócić, chociaż pewnie ktoś już ją stamtąd zabrał. Na pewno szybko ustalono, do kogo należy i będzie musiała odebrać ją od nauczyciela. Jaki wstyd!
Odstawiła ostatni słoik na półkę i już miała sięgnąć po papiery, gdy nagle otoczenie się zmieniło. Długie cienie, które do tej pory rzucała na stół, zniknęły jakby ktoś zgasił światło. Zrobiło się dużo ciemniej, a cichy szelest roślin, który towarzyszył przez cały czas, odkąd weszła do szklarni, ucichł. Villemo poczuła na karku dreszcz. Coś było nie tak, czas zdawał się zatrzymać, otoczenie jakby wstrzymało oddech. Rozejrzała się po pomieszczeniu i kiedy jej wzrok padł na ciemny kąt, zrozumiała co się stało. Zgasła linia, którą wyczarował profesor. Zanim zdążyła chociażby pomyśleć jak uciec, wystrzeliła w stronę jej nóg długa, ciemna macka. Villemo krzyknęła, a pnącze w ułamku sekundy okręciło się wokół jej kostki, zwalając na podłogę. Towarzyszył temu potężny huk, ale wiedziała, że nikt nie mógł tego usłyszeć. Diabelskie Sidła zaczęły wciągać ją w kąt, z taką łatwością, jakby była lekką, szmacianą lalką. Próbowała łapać się wszystkiego co popadnie, stołu, szafek, krzeseł, nawet roślin. Drapała paznokciami w podłogę, mając złudne przekonanie, że jakimś cudem się jej przytrzyma. Nic nie pomagało. Kopała drugą nogą w mackę, kalecząc sobie łydkę, ale ta tylko mocniej się na niej zacisnęła. Z przerażeniem zobaczyła, że z kąta powoli wysuwają się kolejne pnącza, jakby TO COŚ wiedziało, że nie musi się spieszyć. Że i tak dziewczyna nie ma już szans.
Villemo krzyknęła po raz kolejny, zapierając się wolną nogą i odrzucając głowę do tyłu.
- Puszczaj ty cholerny chwaście!
Wiedziała, że musi się skupić, ale strach odbierał jej rozsądek. Serce waliło jak młotem, czuła je niemal w gardle, dławiło ją jak piłka do ping-ponga. Brakowało jej tlenu, bo ze strachu oddychała szybko i płytko. Muszę się uspokoić, bo zaraz zemdleję – pomyślała, chociaż myślenie przychodziło jej z trudem. Przestała wierzgać nogami i wzięła głęboki oddech. Poczuła, że macki nieco zwolniły, ale nie na tyle by mogła się wyrwać. Bała się, że jak szarpnie nogą, zakleszczą się na niej na dobre. Nie wciągały jej jednak już w tak szaleńczym tempie, więc miała chwilę, by się zastanowić. Diabelskie Sidła boją się światła, ale nie mam skąd go wziąć – myślała Villemo. – Nie ma tu lampy, latarki, a światło z okien nie dociera do ciemnego kąta w którym „mieszka” ta roślina. Nie miała też w zasięgu rąk żadnego przedmiotu, którym mogłaby wybić szybę. Z paniką zauważyła, że jej nogi zniknęły w czarnej otchłani i zaraz poczuła na nich gąszcz oślizgłych macek.
- Nie! - Wrzasnęła i szarpnęła ciałem. Pnącze zasyczało jak kłębowisko grzechotników i pociągnęło ją ze zdwojoną siłą. Villemo poczuła uderzenie adrenaliny i bolesne mrowienie pod skórą. Nie zastanawiając się nad tym co robi, wysunęła do przodu ręce, kierując dłonie w stronę sideł. Zapragnęła wyrzucić z siebie całą złość, napięcie, strach, wszystko to, co ją napędzało do działania, całą energię, którą mogłaby się obronić. I nagle z jej dłoni wydobył się snop światła. Villemo miała zamknięte oczy i nie zdawała sobie sprawy z tego, że uwolniła tę moc, kierując ją prosto na swojego wroga. Usłyszała przeraźliwi syk, poczuła że jej nogi są wolne i otworzyła zdumiona oczy. Jej skóra błyszczała, ale główne źródło światła skupiło się na dłoniach, które wysyłały w stronę Diabelskich Sideł oślepiającą łunę. Błyskawicznie podkuliła nogi pod siebie i nie opuszczając rąk, wstała chwiejnym krokiem. Czuła ból niemal w całym ciele, ale powoli uważając, by się nie potknąć o poprzewracane słoiki, kierowała się do drzwi. Diabelskie Pnącze wiło się i syczało, wciskając się w kąt, nie mogło znieść światła, które Villemo wyczarowała.
Żeby otworzyć drzwi i wydostać się ze szklarni, musiała na ułamek sekundy przerwać kontakt. Czy zdąży wyjść, zanim pnącza wystrzelą i ponownie pochwycą ją w żelaznym uścisku? Nie była tego pewna, ale musiała spróbować. Cofnęła się już całkiem pod drzwi i poczuła klamkę na swoim biodrze. Teraz albo nigdy. Opuściła ręce, jednocześnie się odwiercając i słysząc przeraźliwy gwizd pędzącej, oślizgłej macki. Zatrzasnęła za sobą drzwi dokładnie w momencie, kiedy Sidła z całym impetem w nie uderzyły. Ona jednak była już po drugiej stronie.
Odeszła kilka kroków i osunęła się na mokrą trawę. Chłód rosy przyniósł ulgę na krwawiące rany, ale rozorane niemal do kości łydki, paliły żywym ogniem. Za plecami słyszała, jak pnącza szaleńczo obijają się o ściany szklarni wściekłe, że utraciły swoją zdobycz.
Villemo, klęcząc na trawie, spojrzała na swoje dłonie. Czy to się wydarzyło na prawdę? Zadarła głowę w stronę nieba i zawiesiła wzrok na dwóch czarnych ptakach krążących nad jej głową. To chyba kruki – pomyślała. Zataczały koła coraz niżej i niżej, ale widziała je coraz mniej wyraźnie. Z każdą sekundą stawały się coraz bardziej rozmytą plamą na tle pochmurnego nieba, aż wreszcie zapadła ciemność.
Obudziła się w skrzydle szpitalnym. Leżała pod białą kołdrą, ręce miała położone na wierzchu a dłonie obandażowane. W głowie jej szumiało, a w ustach miała sucho jakby jadła piasek. Po pokoju krążyła pielęgniarka, pani Rowley, ubrana w długi biały kitel ze spiczastym kapturem leżącym na placach. Kobieta stała do Villemo plecami, więc nie zauważyła, że dziewczyna usiadła na łóżku. Kiedy Norweżka zobaczyła swoje nogi, jęknęła tak głośno, że pielęgniarka momentalnie się odwróciła.
- Nie wolno jeszcze wstawać! - krzyknęła i siłą położyła dziewczynę z powrotem do łóżka, szczelnie owijając kołdrą.
- Poleżysz kochana jeszcze z dwa dni, wierz mi, nie ustałabyś teraz o własnych siłach.
Villemo miała przed oczami ogromne, sinozielone krwiaki, które zobaczyła na swoich nogach, więc wiedziała, że ta kobieta nie przesadza.
- Przepraszam, jak się tu znalazłam? - zapytała do pleców pielęgniarki, gdyż ta już odeszła do stolika naprzeciwko.
- Znalazł cię profesor Longbottom. Całe szczęście, że po zebraniu wrócił do szklarni, inaczej leżałabyś na polanie do następnej przerwy – odpowiedziała kobieta, mieszając w fiolce jakiś fioletowy napój.
Villemo próbowała sobie przypomnieć, co się stało po tym, jak uciekła ze szklarni, ale przed oczami miała tylko dwa ogromne, czarne ptaki. Spojrzała na swoje dłonie.
- Czemu mam bandaże? - zapytała, unosząc ręce.
- Poparzenie drugiego stopnia. Nie wiem, co się stało w tej szklarni, ale na ten temat na pewno będziesz rozmawiać z panią dyrektor. Mnie nic do tego. Lepiej oszczędzaj siły.
Villemo przełknęła ślinę na wspomnienie tego, co zaszło. Gdy zamknęła oczy, zobaczyła wijące się w kącie pnącza. Szybko je otworzyła i wyjrzała przez okno. Słońce zaczęło zachodzić za obrys lasu, barwiąc świat na pomarańczowo. Byłoby to romantyczne, gdyby nie okoliczności, w jakich się znalazła.
Następnego dnia rano Villemo czuła się na tyle dobrze, również psychicznie, by mogła opowiedzieć, co się wydarzyło w szklarni. Dyrektor Minerwa McGonagall wysłuchała cierpliwie relacji, co jakiś czas wysoko unosząc brwi. Z jej poczerwieniałej twarzy można było wyczytać duże poruszenie, oczywiste było, że sprawa jest bardzo poważna. Zdrowie i życie ucznia zostało zagrożone w jej szkole, to nie mogło odbić się bez echa. Nie skomentowała w żaden sposób tego, w jaki sposób Villemo udało się unieszkodliwić Diabelskie Sidła, ale dziewczyna miała wrażenie, że Dyrektorka jej nie uwierzyła. Norweżka poczuła się strasznie głupio, a było jeszcze gorzej, kiedy Minerwa McGonagall oddała jej różdżkę. Nie oszczędziła przy tym wykładu na temat tego, jak ważny jest ten przedmiot dla czarodzieja. Lepiej już nie mieć dłoni, niż różdżki - tłumaczyła.
Po południu przyszła w odwiedziny Christiana. Przyniosła worek z deserem i razem zjadły w milczeniu. Pielęgniarka, mimo powierzchownej surowości udawała, że nie widzi co dziewczyny robią, a nawet wyszła na chwilę z pokoju, by dać im trochę prywatności.
- Jak się czujesz? - zapytała Christiana, starając się, żeby jej głos brzmiał normalnie. Tymczasem wewnętrznie była wzburzona, od kiedy dowiedziała się, co się stało. Norweżce nie umknęło, że głos przyjaciółki się delikatnie załamał. Poczuła wzruszenie, ale nie chciała by Christiana się zamartwiała z jej powodu.
- Dobrze, szybko dochodzę do siebie. Pani Rowley powiedziała, że jutro mogę wrócić do zajęć. Ona ma serio niesamowicie skuteczne mikstury!
Christiana rozpromieniła się na chwilę i zaraz potem spochmurniała. Nerwowo splotła palce, a policzki jej nagle poczerwieniały.
- Profesora Longbottoma zawieszono – powiedziała nagle łamiącym się głosem.
- Żartujesz? Czemu?
Villemo wiedziała, że pytanie jest naiwne. Było pewne, że za to, co się wydarzyło, odpowiedzialność poniesie Neville. Miała jednak cichą nadzieję, że jakoś się z tego wyplącze. Nie winiła go za ten wypadek...nieszczęśliwy wypadek, tak to sobie właśnie tłumaczyła.
- Sama wiesz, jak to wygląda – tłumaczyła Christiana. - Jego obowiązkiem było zabezpieczenie szklarni. To na niego spada odpowiedzialność za to, że Diabelskie Sidła cię zaatakowały. Bardzo mi przykro, że cię to spotkało, ale szkoda mi też profesora. Okropna sprawa!
Villemo poczuła ukłucie winy. Może to ona zrobiła coś nie tak, kiedy sprzątała szklarnię i przez to światło zgasło? Trudno było jej uwierzyć, że tak doświadczony czarodziej jak Neville Longbottom mógł źle wyczarować zaklęcie.
- Na jak długo jest zawieszony? - zapytała przygnębiona.
- Na pewno do momentu, aż nie wyjaśnią co się właściwie stało. Ministerstwo Magii przeprowadzi w tym zakresie dochodzenie. Mówi się, że ta sprawa jest podejrzana.
Zaciekawiona Villemo usiadła wyżej na posłaniu.
- Co masz na myśli?
- To, że wiele wskazuje na to, że mógł ktoś inny maczać w tym palce – szepnęła Christiana, bojąc się, że pielęgniarka usłyszy. - Profesor twierdzi że to niemożliwe, żeby zaklęcie samo zniknęło, musiał ktoś je zneutralizować. Andromeda Hopkins oczywiście stanowczo protestowała takiej opcji. Strasznie się uwzięła na profesora. Wręcz było widać, że jest jej na rękę się go pozbyć.
- Ciekawe, skąd ty to wszystko wiesz? - zapytała Villemo, chociaż domyślała się odpowiedzi.
Christiana uśmiechnęła się pod nosem.
- Słyszałam to i owo...w tej szkole są strasznie cienkie drzwi, nie wiesz o tym?
- Tak, zdążyłam już zauważyć.
Villemo nie umknęło uwadze, jak bardzo przyjaciółka przeżywa tą sytuację. Zrozumiała, że szczęście Christiany zależy w dużej mierze od tego, jak potoczą się losy ich profesora. I chociaż marzenia jej przyjaciółki dalekie były od spełnienia, to zasługiwała na wsparcie i pocieszenie dużo bardziej niż sama Villemo. Niektóre rany się goją szybko, a inne wcale, szczególnie te sercowe.
Dziewczyny zjadły resztę deseru w milczeniu, każda pogrążona w swoich myślach. Villemo pierwsza powiedziała na głos to, o czym myślały obie:
- Sądzę, że to robota Hopkins. Ta wiedźma zrobi wszystko, by się pozbyć Nevilla Longbottoma. Albo ona go wrobiła, albo nie nazywam się Lind z Ludzi Lodu!
Na początku zastrzegam, że nie czytałam poprzednich części, więc czytając ten rozdział nie chciałam skupiać się na fabule. Niemniej muszę przyznać, że po dwóch akapitach wciągnęłam się w historię i dalsze losy Villemo - akcja postępowała bardzo dynamicznie i przedstawiłaś ją w przyciągający uwagę sposób. Podobały mi się opisy przeżyć Villemo, szczególnie w momencie ataku Diabelskich Sideł. Bardzo realistycznie opisałaś panikę dziewczyny oraz szok, jaki musiała przeżywać w tym momencie. Pod względem fabularnym bardzo przypadło mi do gustu również, jak realistycznie potraktowany został Longbottom. Bezpieczeństwo uczniów w Hogwarcie zazwyczaj traktowane jest drugoplanowo (nawet, jeśli nie szczególnie u Rowling!), a prawda jest taka, że Neville'a musiały spotkać jakieś konsekwencje za doprowadzenie do takiej sytuacji, nawet jeśli tylko do czasu faktycznego wyjaśnienia sprawy.
Widać też, że rozdział jest dopracowany, choć wdarło się kilka literówek. Moje jedyne pytanie - co to znaczy "nieładnie otworzyć usta"?