Rekord osób online:
Najwięcej userów: 313
Było: 09.10.2025 22:15:27
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
W Hogwarcie rozpoczyna się nowy rok szkolny. Hermiona wraz z przyjaciółkami ma pierwsze zajęcia i...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
W Hogwarcie rozpoczyna się nowy rok szkolny. Hermiona wraz z przyjaciółkami ma pierwsze zajęcia i...
>> Czytaj Więcej
Ewa Potter
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej




[P]Louise Lainey ostatnio widziano 17.12.2024 o godzinie 15:44 w Błonia
Valerie Adams ostatnio widziano 02.07.2023 o godzinie 13:40 w Stacja kolejowa
Valerie Adams ostatnio widziano 27.06.2023 o godzinie 21:20 w Błonia
Valerie Adams ostatnio widziano 23.06.2023 o godzinie 16:46 w Sala transmutacji
Valerie Adams ostatnio widziano 22.06.2023 o godzinie 19:04 w VII piętro
Valerie Adams ostatnio widziano 12.06.2023 o godzinie 18:15 w Dziedziniec Transmutacji
– Słyszałeś historię o dwóch Gryfonach?
– Nie, a jest taka? – wymamlał, nie otwierając oczu.
– Było sobie dwóch Gryfonów. Razem mieli wykonać wyjątkowo nudną pracę. Jeden zasnął, więc drugi postanowił go zabić, żeby nie zajmował mu stołu.
– James, grozisz mi śmiercią już trzeci raz w tym tygodniu. Opanuj się.
– Rusz dupę.
Podniósł się i ponowił próbę przeglądania książek leżących na stoliku. Zbliżała się pora obiadu, a oni wciąż nic nie znaleźli. Żadnych informacji na temat Surgów, amuletów, sztyletów. Znużony przerzucał kartki w Wielkiej Księdze Hutu, ale oprócz makabrycznych zdjęć powykręcanych trupów, nic nie zwróciło jego uwagi.
– Nie nadaję się do tego – wyrzucił w końcu James i zaczął skrobać coś szybko na pergaminie. Syriusz spojrzał na niego pytająco, ale przyjaciel nie raczył odpowiedzieć.
Wpatrywał się w zdjęcie jakiejś azjatyckiej czarownicy kołyszącej biodrami w rytm dzikiej muzyki. Jej twarz nie była zbyt piękna, ale ciało bardzo przypominało Aileen.
– Wychodzimy – powiedział twardo James i zaczął zbierać rzeczy do skórzanej torby. Wyrwany z półsnu Syriusz spojrzał na niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. – Niech Lily poszuka czegoś w Hogwarcie, ja nie mam do tego cierpliwości.
Syriusz nie był zdziwiony. Jeszcze w czasach szkoły James starał radzić sobie z robakami w tyłku, co najczęściej kończyło się prowokowanymi pojedynkami na korytarzach Hogwartu. Później jego przyjaciel zaczął coraz więcej czasu spędzać z Lily, a to jakimś cudem go wyciszyło... przynajmniej do pewnego stopnia. Syriusz do tej pory nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że ten wariat związał się z najbardziej poukładaną osobą w szkole. James potrafił przez cały dzień nie robić z Lily nic wartego uwagi, a przy tym uznawać to za ciekawe. Z czasem przyjaciel zaczął go drażnić swoim spokojem i opanowaniem. "Starość nie radość" powtarzał w kółko James, kiedy zamiast zaplanować cokolwiek interesującego wolał drzemać na fotelu przed kominkiem. Mógł to nazywać jak chciał, ale dla Syriusza były to symptomy wypranego mózgu i wcale mu się to nie podobało. Wiele czasu poświęcił na przywrócenie przyjaciela do stanu poprzedniego, ale ostatecznie skapitulował. "Minie mu" powiedział pewnego dnia Remus. Miał rację, jak z resztą często bywało. James wyleczył się z lenistwa, chociaż nie był osobą, którą prezentował wszystkim kilka lat wcześniej. Nikt z resztą tego od niego nie wymagał, bo cała banda huncwotów wydoroślała i zmieniła trochę priorytety. Skończyła się zabawa. Poza Hogwartem czekało na nich prawdziwe, niezbyt radosne życie.
Jednak jedno, pomimo tego przygnębiającego i duszącego syfu który ich obecnie otaczał, nie zmieniło się ani trochę, a był to stosunek do biblioteki. Przyjaciele unikali książek, chociaż często musieli po nie sięgać. Zmuszała ich do tego nie tylko konieczność, ale również własna ambicja. Wciąż jednak zabierali się za to z niechęcią, a schemat był niemalże za każdym razem identyczny. James za poszukiwania zabierał się pierwszy, ale niewiele potrzebował, żeby mieć dość. Syriusz potrafił spędzić w bibliotece o wiele więcej czasu, jednak początki należały dla niego do najtrudniejszych. Musiał najpierw pogodzić się z myślą, że czytania nie uniknie, a potem powoli nabierał tempa. Problemem było to, że kiedy on zdążył w ogóle wypracować myśl o sięgnięciu po książkę, James już chciał wychodzić.
Tak też było i tym razem. Widząc zmęczonego przyjaciela Syriusz postanowił nie polemizować i szybko zabrać się z biblioteki. Wybrał tylko kilka tomów, które miał zamiar w wolnej chwili przejrzeć już w zaciszu własnego domu i podał je skrzatowi, aby ten oznaczył je jako "wypożyczone". Pozostałe księgi magiczny sługa odłożył na wysokie półki, nie zwracając na siebie większej uwagi.
Postanowili udać się do Dziurawego Kotła na ognistą whisky. Żaden z nich nie był bezwzględnym zwolennikiem picia, z zasady robili to bardzo rzadko. Jednak niezbyt często bywali na ulicy Pokątnej, a pobliski pub kojarzył im się z niesamowitą atmosferą i wspomnieniami wakacji przed siódmą klasą w Hogwarcie. Nie zdążyli jednak nawet zbliżyć się do magicznego wejścia, ponieważ ich uwagę przykuła zbieranina ludzi tuż przy jednym z mniejszych sklepików. Mieli poważny problem z przepchnięciem się przez tłum, bowiem każdy chciał zobaczyć, cóż też się wydarzyło. Z samego środka wydobywały się krzyki i trzaski, jakby ktoś się pojedynkował i miał zdecydowaną przewagę.
– Boże, ona jest straszna – powiedziała ze strachem jedna z kobiet, która najwyraźniej postanowiła opuścić centrum zamieszania. Na jej twarzy pojawiła się odraza i wtedy Syriusz zrozumiał, któż też mógł się znajdować pośrodku tłumu.
Mildred O'Harrow stała naprzeciw dwóch leżących na ziemi mężczyzn. Obydwoje byli zabrudzeni własną krwią, jeden z nich ledwie oddychał. Z powykręcanymi rękoma wyglądali bardziej jak karykatura człowieka, ale auror najwyraźniej w ogóle się tym nie przejmowała. Usiadła sobie na jednej z ławeczek, uśmiechając się do zszokowanego tłumu i zapaliła papierosa. Jej jasne loki powiewały na wietrze, przez co wyglądała jak prawdziwa wiedźma.
– Co się stało? – zapytał Syriusz jednego ze stojących obok niego czarodziejów.
– Nie wiem – wysapał wciąż pogrążony w szoku mężczyzna. Przetarł pot z twarzy i spojrzał na zamyślonego Jamesa. – Nagle wyskoczyła w ogóle nie wiadomo skąd i zaatakowała dwóch panów w sklepie. Kazała im wyłazić, powaliła ich na ziemie, oni krzyczeli coś "o co chodzi, o co chodzi", ale ona nic. Co to jest za potwór?
– Auror – wyjaśnił Syriusz, przypatrując się zadowolonej z siebie Mildred. Najwyraźniej tłum gapiów w ogóle jej nie przeszkadzał.
– Zaraz pojawią się goście z ministerstwa – zauważył James. – Lepiej stąd spływać, zanim nas zauważą. Ty i tak za często spotykasz Doriana Rogersa.
Ostatni dzień roku 1979 naprawdę skłaniał do przemyśleń. Atmosfera w świecie czarodziejów gęstniała i każdy powoli zaczynał tworzyć swój własny rachunek sumienia. Nikt nie wiedział, czy już zaczęła się wojna, czy może wciąż mają do czynienia z okrutną zorganizowaną przestępczością. Członkowie rodzin ginęli w tajemniczych okolicznościach, a nic nie wskazywało na poprawę.
Nic więc dziwnego, że ludzie tracili zaufanie do władz. Dugald McPhail powoli godził się z myślą o rychłym odwołaniu go z funkcji ministra magii, chociaż wciąż próbował robić dobrą minę do złej gry. Udzielał wywiadów, gdzie uspokajał społeczność czarodziejów. Chodził na spotkania z szefami poszczególnych departamentów, uśmiechał się z nimi do zdjęć, próbował opracowywać strategię. Mówił o współpracy wszystkich urzędników wyższego szczebla, chociaż każdy wiedział o jego konflikcie z Bartemiuszem Crouchem. Szef Departamentu Przestrzegania Prawa wielokrotnie powtarzał, że w walce z przestępcami należy odwoływać się do niewybrednych metod. Cały czas starał się przeforsować dekret, który umożliwiłby aurorom stosowanie zaklęć niewybaczalnych wobec Śmierciożerców, który McPhail za każdym razem blokował. "Nie będziemy się zniżać do ich poziomu" powtarzał minister, na co szef biura aurorów prychał i rezygnując z uprzejmości wobec swojego bądź co bądź szefa, opuszczał pomieszczenie.
Dwudziestego stycznia społeczność czarodziejów była już pewna, że odwołanie ministra magii to kwestia kilku dni i mało kto nad tym ubolewał. Problem polegał jedynie na tym, że nikt nie wiedział, któż powinien stanowisko to objąć. Wielokrotnie zwracano się do Albusa Dumbledore'a, ale już żaden czarodziej nie łudził się, że ten potężny mag zechce opuścić mury Hogwartu. Największe szanse posiadał Gerald Dryden, obecny szef biura aurorów. Wiele osób liczyło na jego zdolności podejmowania szybkich decyzji i stanowcze, bezwzględne działanie przeciw Śmierciożercom. Jednak kandydatura tego czarodzieja nie odpowiadała wielu urzędnikom, którzy obawiali się zbytecznego ograniczania wolności przez ministerstwo. Niektórzy z resztą celowo sabotowali każdą poważną kandydaturę, bowiem zbliżająca się wojna stanowiła dla nich okazję do szybkiego zarobku.
Sytuacja polityczna komplikowała się, przynajmniej tak wynikało z Proroka Codziennego, którego tamtego dnia czytał Syriusz Black, siedząc na ławce przed Salą Urzędowych Przesłuchań. Nie napawało go to optymizmem, ale do urzędników ogólnie miał tyle zaufania, co kot napłakał, więc specjalnie się tym nie przejął.
Zastanawiał się, kto miał zamiar go tym razem przesłuchiwać. Miał nadzieję, że ominie go spotkanie z Dorianem Rogersem, tak samo z resztą jak z Alphredem Cocktonem. Najchętniej w ogóle z nikim by już nie rozmawiał, zwłaszcza, że nie miał nic do dodania. Z każdą minutą ogarniała go coraz większa frustracja, chociaż starał się panować nad nerwami.
W końcu drzwi pomieszczenia uchyliły się, a z sali przesłuchań wyszedł znany mu z twarzy mężczyzna. Nie potrafił sobie przypomnieć jego nazwiska, ale na wszelki wypadek kiwnął mu na przywitanie głową. Mężczyzna odwzajemnił gest i wzdychając ciężko, udał się w kierunku wyjścia z poczekalni. Wyglądał na co najmniej zdenerwowanego, a to nie zwiastowało najlepszej atmosfery podczas przesłuchania.
Z pomieszczenia wychyliła głowę pulchna kobieta, której twarz przypominała Syriuszowi chomika. Była zdyszana i spocona, jakby właśnie biegała po kołowrotku. Wskazała mu ręką wejście do sali przesłuchań, a on ze sztucznym uśmiechem na ustach wpadł do środka. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, szukając trocin, ale ostatecznie odpuścił sobie te niezbyt śmieszne żarty. Nawet jeśli opowiadał je sobie we własnej głowie.
Sala Urzędowych Przesłuchań znacząco się różniła od pomieszczenia skonstruowanego przez aurorów. Nie można było tam dostrzec żadnego lustra, w przeciwieństwie do przytłaczającej ilości szafek, komód i regałów. Prawie wszystko zawalone było papierami, nierzadko brudnymi od sowich odchodów. Na środku stało antyczne fotele, przy czym jeden był zajęty przez nikogo innego ale właśnie Doriana Rogersa.
Syriusz w swoim życiu poznał wielu aurorów, ale w żaden sposób nie potrafił wypracować dla nich jednego portretu. Szalonooki Moody nikogo nie słuchał i z nikim się nie dogadywał. Nie należał do osób lubianych, ale był na tyle skuteczny, że nikt nie śmiał się mu przeciwstawić. Alicja Longbottom przypominała bardziej dobrą ciocię niż świetnie wyszkolonego łowcę czarnoksiężników, a jej mąż Frank wyglądał jak prawdziwy bohater. Społeczność czarodziejów po prostu go uwielbiała, a przy tym cieszył się ogromnym szacunkiem współpracowników. Mildred O'Harrow słuchała rozkazów, jeśli dostrzegała w tym własną korzyść. Kto na nią nie spojrzał, widział psychopatkę, której dręczenie więźniów sprawia ogromną radość. Gdyby cele w Azkabanie nie były pilnowane przez Dementorów z pewnością sama zostałaby strażniczką i na równym poziomie pozbawiała więźniów dobrego samopoczucia. Dorian Rogers był mieszanką każdego z nich: uzdolniony, bezwzględny, podły, ale również niepozorny. Potrafił słowem zapewnić sobie uznanie i bez problemu dostać to, czego chciał. Dlatego jego widok w Sali Przesłuchań bynajmniej Syriusza nie zdziwił, a jedynie rozdrażnił. Oznaczało to bowiem, że Rogers z jakiegoś powodu obrał go sobie za cel, a nie zwiastowało to niczego dobrego.
– Proszę usiąść – powiedziała kobieta-chomik. – Nazywam się Edna Anster i to ja zostałam wyznaczona, aby dzisiaj z panem rozmawiać. – Jej głos był niezwykle suchy, pozbawiony jakichkolwiek emocji. W ogóle nie pasował do jej raczej pączkowej aparycji.
Syriusz usiadł na wskazanym krześle, widząc, jak Dorian Rogers posyła mu złośliwy uśmiech. Starał się go zignorować.
– Rozumiem, że zdaje sobie pan sprawę, w jakim celu został wezwany do ministerstwa? – kontynuowała urzędowym tonem Edna. Wytarła chusteczką spocone czoło.
– Nie do końca – odpowiedział Syriusz, marszcząc nos pod wpływem okropnego i duszącego zapachu, który wydzielała kobieta. Rogers wyprostował się i wbił spojrzenie w jeden z regałów.
– Na wezwaniu z pewnością napisano, jaki jest powód wezwania. Nie ręczę jednak za pracę Idylli, dlatego przypomnę panu, że przyczyną przesłuchania są wydarzenia z czerwca tego roku, kiedy to Caradock...
– Doskonale wiem, co się zdarzyło w czerwcu tego roku – przerwał jej rozjuszony Syriusz. – Nie rozumiem tylko, dlaczego po raz kolejny mam o tym opowiadać. Nie dociera też do mnie, co ma z tym wspólnego Dorian Rogers.
Auror uśmiechnął się kpiąco, jakby zdenerwowanie Syriusza tylko poprawiało mu samopoczucie. Poprawił rękaw swojej szaty, wciąż wpatrując się w ten sam punkt.
– Pan Rogers ma przysłuchiwać się naszej rozmowie i wyciągać z niej odpowiednie wnioski. – Starała się być miła, ale niespecjalnie jej to wyszło. – Jako przedstawiciel biura aurorów posiada do tego pełne prawo. Niech więc pan przestanie się oburzać i odpowie nam na kilka pytań...
– Ale ja już odpowiedziałem na milion pytań w czerwcu – wycedził Syriusz przez zaciśnięte zęby.
– Nie żartuj, Black – odezwał się Dorian Rogers. Jego spojrzenie wciąż było skupione na regale zawalonym papierami. – W czerwcu nie powiedziałeś nic, co byłoby godne naszej uwagi. Chyba nie myślisz, że ktokolwiek uwierzył w twój zanik pamięci? Nie tylko utaiłeś przed ministerstwem okoliczności śmierci pana Dearborna, ale nie wykazałeś żadnej chęci współpracy.
– Doprawdy? A nie przyszło wam do głowy, że gdybym faktycznie coś zataił, to raczej nie postanowiłbym tego wyjawić pół roku później?
– Jestem pewien, że nic nie powiesz – powiedział Rogers, wciąż nie zaszczycając go spojrzeniem. – Ale wiedz, że ministerstwo o tym nie zapomniało.
– Dziękuję za informację, mogę już iść?
– Nie – odpowiedziała Edna stanowczo, ale zerknęła niezadowolona na Rogersa. – Zacznijmy więc od początku...
Finnigan dnia 17.09.2014 19:44
Alette dnia 17.09.2014 21:17
W kolejnej części mam zamiar zamknąć rozdział i gdybym tutaj zawarła więcej tekstu, to też kolejna część byłaby za krótka. Nie rozumiem jednak, co to znaczy "zrobić lepiej", bo na "walkę" nie ma tu po prostu miejsca. Konkret musi się pojawić w miniaturce, a tutaj jestem w połowie historii i nigdzie mi się nie spieszy.
Penelope dnia 17.09.2014 22:38


Barlom dnia 22.09.2014 13:44
losiek13 dnia 09.11.2014 03:58
. A tak na serio, to mnie zaintrygowała cała sprawa tego przesłuchania i to powolne wprowadzenie w historię tylko potęguje to zainteresowanie. Strasznie podobały mi się te smaczki w opisie sytuacji politycznej i wzmianka o aurorach. Szczególnie Frank i Alicja zmusili mnie do chwili dłuższego zastanowienia. W zasadzie nigdy nie myślałem o tym jakimi aurorami byli. I mam też rozkminę na dłuższą chwilę dzięki temu, bo dopiero teraz do mnie dotarło, że oni WIEDZIELI, gdzie siedzi sobie Voldemort, tylko pytanie skąd o tym oni wiedzieli? A może wcale nie wiedzieli, ale w takim razie czemu Bella, Crouch i Lestrange myśleli, że oni taką informację posiadają. Skąd się o tym dowiedzieli...
). Czegoś takiego jeszcze nigdy nie czytałem i powiem Ci, że bardzo mi się to podoba.
_raven_ dnia 10.12.2014 23:52
- to też kwestia niedopatrzenia i dowód na to, że dokładne czytanie swoich tekstów przed publikacją ma sens.
Christina dnia 09.09.2015 17:46
Sam Quest dnia 20.12.2015 17:17

Alette dnia 25.04.2016 20:00
| Wybitny! | 75% | [3 głosy] | |
| Powyżej oczekiwań | 25% | [1 głos] | |
| Zadowalający | 0% | [0 głosów] | |
| Nędzny | 0% | [0 głosów] | |
| Okropny | 0% | [0 głosów] |
Alette
fuerte
Katherine_Pierce
Sam Quest
Shanti Black
A.
monciakund
ania919
ulka_black_potter
losiek13
W sumie chyba najnudniejsza część. Nic, kompletnie nic się tutaj nie dzieję. Nie jest to coś złego, w każdym opowiadaniu potrzebny jest przerywnik. Ten jest napisany dobrze, ale jednak wolę momenty z akcją, gdzie coś się dzieje, czegoś nowego się dowiadujemy, idziemy szybciej do przodu.
Miewasz śmieszne momenty, ale jakoś tak w tej części na moje kuleje zarysowanie postaci Syriusza. On tutaj chodzi, mówi i czasem nawet myśli, ale to wszystko jest takie obojętne, suche. Nie widzę w tym Syriusza, tylko ot, jakiegoś tam niezbyt znanego nam bohatera. Tutaj bardziej skupiłaś się na każdej innej postaci, od Jamesa po kobietę-chomika (świetne porównanie ;>
Czekam na więcej!