Smith spotyka niejakiego Nigela...
Helen odsunęła się lekko od córki trzymając ją cały czas w ramionach i otarła sobie oczy.
– Co ma pan na myśli?
– Tym razem możemy ochronić was w waszym świecie, na waszych warunkach. Ale zanim powiem wam na czym to dokładnie polega, pozwólcie, że wyjaśnię, jak to możliwe.
Hermiona cofnęła się na kanapie siadając wygodniej, a Helen i Perry wbili w niego pełne uwagi spojrzenie.
– Parę osób z tej grupy wykazało się dużą dozą lekkomyślności posługując się magią i zostali dostrzeżeni przez wasze wojsko. W ten sposób doszło to aż do waszego premiera, który, wiedząc o istnieniu czarodziejów, zorientował się natychmiast, o co chodzi. Na całe szczęście skontaktował się ze mną, a nie z kimś innym. Chciał sprawdzić moją wiarygodność, stąd wezwanie pana – Perry wydał z siebie coś brzmiącego jak „ach tak". – Wyjaśniłem mu całą sprawę i poprosiłem o zajęcie się waszym bezpieczeństwem. Wczoraj Hermiona spotkała się z nim i odebrała ostateczną propozycję ochrony dla was.
Hermiona sięgnęła po dokument, który dostała od Davida Camerona i podała swojej matce, która, oszołomiona, odruchowo sięgnęła po papiery. Jej ojciec przesunął fotel, by móc czytać.
– Zostaniecie państwo przeniesieni do jednej z baz wojskowych, jako dentyści wojskowi – zaczął wyjaśniać równocześnie Severus. – Pan, jako były wojskowy, w stopniu, który miał pan przed odejściem. Nie znam się zupełnie na warunkach finansowych, ale z tego, co mówił wasz premier, są całkiem dobre. Wasz gabinet nie zostanie zamknięty, zostaniecie po prostu zastąpieni na cały okres kontraktu i potem będziecie mogli do niego wrócić.
Helen i Perry zaczęli czytać, więc Severus umilkł, dając im czas. Spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się delikatnie dodając jej otuchy.
Kiedy jej rodzice odłożyli na bok ostatnią stronę, posypały się pytania. Nie rozumieli wszystkiego i jeszcze to do nich nie docierało. Przez dłuższy czas Severus z Hermioną odpowiadali, eksponując to, że ten sposób pozwoli im prowadzić praktycznie niezmienione dotychczasowe życie.
– A co jeśli odmówimy? – spytała pod koniec Helen.
– Nie sądzę, żebyście mieli taką możliwość – odparł Severus.
– Mamuś, czy to naprawdę jest takie złe rozwiązanie? – powiedziała równocześnie Hermiona.
Helen westchnęła, zerknęła na męża i machnęła jeszcze raz dokumentami. Jedna kartka spadła na ziemię, więc podniosła ją i odłożyła wszystkie na stolik.
– Nie wiem. Nie umiem ci powiedzieć. To... za szybko. Daj nam trochę czasu.
– Po prostu chcieliśmy wiedzieć – dorzucił Perry. – Będziemy musieli o tym porozmawiać...
Na chwilę zapadło milczenie. W końcu odezwał się Perry postanawiając zmienić temat.
– No dobrze... ale powiedzcie mi co oni od was chcą?
Hermiona i Severus wymienili spojrzenia.
– Jeśli chodzi o Severusa, chcieli go zmusić, żeby im pomagał. Więc postanowili go zaszantażować, bo wiedzieli, że się na to nie zgodzi. Pamiętacie to morderstwo w Stirling? – wyjaśnienia zaczęła Hermiona.
Helen rozszerzyły się oczy, ale Perry najwyraźniej miał już wyrobioną opinię na temat Severusa.
– Próbowali pana wrobić?
– Skąd wiesz, tato?
– Bo w artykule pisali wtedy, że był to jakiś młody człowiek o długich czarnych włosach, ubrany na czarno. A z twoich dotychczasowych opowiadań pamiętam, że pan zawsze ubiera się na czarno – lekko się uśmiechnął, zerkając na jasne jeansy i białe polo. – A po drugie coś mi mówi, że pana nie można tak łatwo nakłonić do współpracy.
Hermiona uśmiechnęła się wreszcie, pierwszy raz od początku rozmowy. Severus podziękował kiwnięciem głowy.
– No więc teraz Severus nie przegapia okazji, żeby im dokopać – dokończyła dziewczyna nadal z uśmiechem. – W ten sposób mówi ludziom to, czego oni nie widzą i powoli cała społeczność czarodziejów zaczyna się buntować. Możecie się domyśleć, że nasi... przyjaciele nie są z tego specjalnie zadowoleni.
– A ty? – Helen znacznie bardziej interesowała jej córka.
– Ja? Już wam mówiłam, mój szef jest jednym z nich i boją się, że coś zauważę.
– To jeden powód – wpadł jej w słowa Severus, patrząc na nią. – Powinienem kazać ci teraz iść zrobić sobie tą herbatę, ale i tak wiesz, co o tobie sądzę, więc... – odwrócił się do państwa Granger. – Nasi przyjaciele uważają, że tylko czystej krwi czarodzieje są mądrzy i tylko oni mają prawdziwy dar magii. Ludzie tacy jak Hermiona niewiele umieją i z tego powodu powinni zostać usunięci z czarodziejskiego świata. I równocześnie mają przed sobą żywy dowód, że się mylą. Dziewczyna mugolskiego pochodzenia, nie mająca ani kropli krwi czarodziejów, okazuje się być o wiele od nich mądrzejsza i zdolniejsza. W naszym świecie państwa córka ma opinię najmądrzejszej czarownicy w tym stuleciu. I nie tylko. Niektórzy porównują ją z założycielką Hogwartu, która uchodziła za uosobienie mądrości. Poza tym wszyscy wiedzą, co robiła w czasie ostatniej wojny i Hermiona jest powszechnie znana. Co jest całkowitym zaprzeczeniem ich przekonań – westchnął i na nowo spojrzał na promiennie uśmiechniętą dziewczynę. – Powinnaś mieć choć odrobinę przyzwoitości i przynajmniej zatkać sobie uszy.
Hermiona roześmiała się. Severus siedział za daleko, żeby mogła się do niego przytulić, więc tylko rzuciła mu pełne uwielbienia spojrzenie.
– Dziękuję, Severusie... – obiecała sobie podziękować mu później, w zupełnie inny sposób.
Helen zabrakło słów, więc tylko wzięła dziewczynę za rękę, uśmiechając się do niej i kręcąc głową. Tak cudowne słowa o jej dziecku sprawiły, że zrobiło się jej ciepło na sercu. Perry również był wzruszony. Zebrał się w sobie.
– Nawet nie wie pan, jak to... wspaniale coś takiego usłyszeć.
Dalsza rozmowa wyglądała już zupełnie inaczej.
Kiedy Hermiona i Severus wyszli i Perry wrócił do salonu, Helen przeglądała kolejny raz dokumenty.
– No i co my mamy teraz zrobić?
Perry nalał jej słodkiego białego wina i podał kieliszek.
– Mam wrażenie, że faktycznie nie mamy innego wyjścia. Słyszałaś, co mówili – przysunął sobie z cichym szurnięciem fotel i usiadł blisko żony. – Poza tym warunki wydają mi się całkiem rozsądne.
Helen spojrzała na niego dziwnym wzrokiem, wypiła duży łyk i odstawiła wino na stół.
– Zostawiamy wszystko i uciekamy... ty to nazywasz rozsądnymi warunkami?
– Popatrz na to w inny sposób. Będziemy mieli normalne, zwykłe życie. Będziemy pracować i robić to, co lubimy – Perry pochylił się w jej kierunku. – Owszem, nie będziemy mieć gabinetu. Ale pamiętasz ile razy ostatnio mi mówiłaś, że może trzeba przestać pracować na własne konto i gdzieś się zatrudnić? Bo już masz dość pracy bez urlopów, bez odpoczynku, świątek, piątek czy niedziela... ciągłego szukania sekretarki i szkolenia od początku każdej nowej asystentki do zabiegów... W wojskowej bazie tego nie będzie. Każdego miesiąca będziemy mieć pensję, niezależnie od tego, czy będziemy na urlopie, czy nie. Nie będziesz musiała martwić się o fartuchy dla personelu, użerać z dostawcami leków czy denerwować się, bo znów zepsuł się neon nad wejściem... Poza tym to tylko na czas trwania kontraktu. Na rok, dwa... potem znów będziemy mogli wrócić i przejąć gabinet.
– Jeśli chodzi o użeranie się z tą bandą wariatów z hurtowni leków, z przyjemnością nie wrócę do tego już nigdy – mruknęła Helen, przypominając sobie każdorazową bitwę o choćby zwykłe znieczulenie. Ostatnio odpowiedziano jej, że kiedyś, za dawnych czasów, zęby wyrywał kowal obcęgami i ludzie żyli, więc niech przestanie się awanturować.
Perry uśmiechnął się z ulgą i nalał sobie jeszcze jedną whisky.
– No widzisz. Nie wiem, czy udałoby się nam obojgu znaleźć równocześnie pracę, żeby móc zamknąć gabinet. Być może znaleźlibyśmy pracę w dwóch zupełnie różnych miejscach, daleko od siebie?
Helen musiała się z nim zgodzić. Już nie raz rozmawiali na ten temat.
– A dom? Co zrobimy z domem?
Oboje mimowolnie rozejrzeli się po salonie i widocznej po przeciwnej stronie korytarza kuchni.
– Osobiście bym go sprzedał. Jest za duży. Zawsze był za duży. Hermiona już z nami nie mieszka i z pewnością tu nie wróci. Po co nam dwojgu cztery sypialnie, dwie łazienki...
– Widzę, że masz rozwiązanie na wszystko – stwierdziła trochę ironicznie Helen. – No dobrze, a Hermiona? Boję się o nią. Naprawdę wolałabym, żeby się gdzieś schowała i przestała bawić w Amazonkę!
Co do tego Perry miał już wyrobioną opinię.
– Nie ukrywam, że ja też się o nią boję. I mam wielką nadzieję, że Severus ją ochroni. Ale rozumiem, że nie chce stamtąd uciekać. Wyobraź sobie, że nasz nowy sąsiad nas nie lubi. Co zrobisz, wyprowadzisz się stąd? A jeśli w nowym miejscu komuś nie spodobają się nasze zasłony? To co, potulnie je pozmieniasz? Czy znów się wyprowadzisz? Do cholery, jak mu się to nie podoba, to niech nie patrzy! Co, jeśli wróciłaby do niemagicznego świata i komuś nie spodobałoby się, że ma jakieś... magiczne zdolności? Miałaby uciec z powrotem do czarodziejów? Ma takie samo prawo do normalnego życia, jak każdy inny. I poza tym słyszałaś, że ponoć jest tam znana i powszechnie szanowana i uznawana za jakiegoś geniusza. Wypracowała to sobie i niech z tego korzysta.
Helen wstała i sięgnęła po pusty kieliszek.
– Ty i te twoje wojskowe zapędy! Chodź, pójdźmy się przejść. Muszę odetchnąć i choć chwilę przestać o tym myśleć. Za dużo tego dziś było jak dla mnie.
Perry zebrał wszystko ze stołu, wziął od niej kieliszek i zaniósł do kuchni.
– Idź coś na siebie załóż, w parku pewnie będzie pełno komarów.
– Zawsze będę mogła cię rąbnąć za to, że tak łatwo się zgadzasz na tą zwariowaną propozycję i powiedzieć, że cię od nich oganiam... – uśmiechnęła się i zaczęła wchodzić po schodach na górę.
– Spróbuj tylko, a poskarżę się naszej córce – zawołał za nią Perry.
Odetchnął z ulgą. Helen potrzebowała teraz trochę czasu, żeby zaakceptować całą sytuację. No i najważniejsze, że Severus wziął wszystko na siebie! Gdyby tylko Helen wiedziała, że maczał w tym palce... Z pewnością rąbnęłaby go o wiele, wiele mocniej!
Środa, 10.08
W korytarzu posterunku policji kłębiła się cała masa ludzi. Policjanci, wezwani w rozmaitych celach zwykli obywatele, nadprogramowi petenci i do tego jeszcze dwóch pielęgniarzy, którzy przyjechali odebrać jednego z dwóch facetów zamkniętych w areszcie, którzy właśnie się pobili. Głośne rozmowy mieszały się z różnymi melodiami telefonów i komórek, skrzeczały krótkofalówki, w kącie szumiało xero i automat do kawy.
Smith siedział na krześle pod drzwiami niewielkiego pustego biura. Tabliczka przy wejściu informowała, że biuro należy do komendanta I.N. Nigela. Z tego, co wiedział, I.N. to był skrót od Isaac Noah, dwóch imion nadanych Nigelowi przez całkowicie zwariowanych rodziców, którzy chcieli w ten sposób wkupić się w łaski jakiś dobrze sytuowanych finansowo krewnych. Krewni zmarli, zapisawszy cały majątek jakiemuś kościołowi, zaś Nigel dostał w spadku dwa idiotyczne imiona. Nigdy i nigdzie nie pozwolił nikomu na ich używanie. Nazwisko też miał dziwne jak na nazwisko, ale zdecydowanie wolał być nazywany Nigelem niż Issaciem Noahem.
Smith poznał Nigela jeszcze jako początkujący Auror. Doszedł do wniosku, że informacje ze świata mugoli mogą pomóc mu w karierze i zaaranżował spotkanie z ówczesnym nadkomisarzem i od tego czasu korzystał z tej znajomości wiele razy.
Szybkim krokiem przeszło koło niego dwóch mężczyzn i Smith usłyszał urywek rozmowy.
– ... będą kręcić jakiś reportaż dziś po południu, więc wyślij tam kogoś, kto nie napluje w gwizdek i nie spowoduje karambolu na skrzyżowaniu.
– Wyślę Monicę, ona ma całkiem niezły tyłek, dobrze wypadnie w telewizji...
Mężczyźni zaśmiali się i znikli za wahadłowymi drzwiami, które łupnęły i bujały się jeszcze przez chwilę. Smith czekał jeszcze chwilę i w końcu zobaczył Nigela nadchodzącego z dwoma młodymi policjantami. Nigel był wyraźnie wściekły.
– Chcesz mi powiedzieć, że rąbnęli ci portfel w trakcie patrolu?!
– Ktoś musiał mi go wyjąć z kieszeni z tyłu.
– Bo jak ta dupa wołowa nosisz portfel w tylnej kieszeni? – Nigel przewrócił oczami i warknął na drugiego chłopaka. – A ty się tak nie ciesz. Jesteście w jednym zespole, powinieneś go asekurować! Gdzie cię poniosło, że nic nie widziałeś?
– Poszedłem kupić nam Hot–dogi...
– Banda imbecyli – Nigel zatrzymał się przed drzwiami. – Dzień dobry, Teddy. Poczekaj chwilę. Roberts, do końca tygodnia idziesz do archiwum pomagać Margaret. Johnson, do regulowania ruchu. Przy Cromer Street szlag trafił sygnalizację świetlną, więc zajmij się tym.
Mężczyźni rozeszli się jak niepyszni i Nigel zaklął pod nosem i odwrócił się do Smitha.
– Chodź, wejdź.
Nigel usiadł przy niewielkim biurku zawalonym papierami, kartotekami i jakimś podziurawionym kawałkiem plastyku, Smith usiadł na składanym krześle po drugiej stronie.
– Co ci się stało? – spytał Nigel, przyglądając się jego pokancerowanej twarzy. – Zamknęli cię w klatce ze wściekłym tygrysem czy jak?
Smith kiwnął głową zagryzając zęby.
– Coś w tym stylu.
Po krótkiej wymianie uprzejmości Smith przeszedł do sedna swojej wizyty.
– Możesz przez jakiś czas poobserwować pewne mieszkanie?
– Co to znaczy „przez jakiś czas"? Akurat nie narzekam na brak roboty.
– Dwa tygodnie. Sądzę, że w ciągu tego czasu uda się nam zdobyć dowody winy albo niewinności osoby, która tam mieszka.
Nigel wziął do ręki kalendarz i przekartkował parę stron.
– Wypadło ci to w kiepskim momencie. Ludzie są na urlopach, pełno turystów... W tym tygodniu wykluczone.
– To mi odpowiada. Ona do końca tego tygodnia też jest na urlopie. Możesz od poniedziałku?
Nigel wydął wargi, namyślając się chwilę.
– Dobra, jakoś dam sobie radę. Od poniedziałku. Gdzie to jest i kogo mam obserwować?
– 98, Chalton Street, mieszkanie numer 15. Dziewczyna nazywa się Hermiona Granger – Smith wyjął z kieszeni zdjęcie i podał Nigelowi. – Muszę wiedzieć, czy ktoś do niej przychodzi, kto i o jakich porach.
– Dobra. Odwdzięczysz mi się jak zwykle – Nigel przyjrzał się zdjęciu. – Całkiem niezła. Jak mam dać ci znać, że coś znalazłem?
– Będę przychodził do ciebie codziennie po informacje. Jeśli chodzi o odwdzięczanie się, żaden problem. Daj tylko znać, co mogę pomóc ci załatwić.
W tym momencie zadzwonił wściekle telefon. Smith wstał i przysunął krzesło do biurka.
– Nie przeszkadzam. Przyjdę w poniedziałek po południu. Do widzenia i dziękuję.
Nigel sięgnął po słuchawkę i podniósł rękę na pożegnanie.
– Komisarz Nigel – powiedział do rozmówcy, wziął pustą kartkę papieru, przyczepił do niej zdjęcie i zaczął coś pisać.
Smith uśmiechnął się i wyszedł.
Jego układ z Nigelem polegał na tym, że Nigel od czasu do czasu śledził czy zbierał dane na temat różnych osób, a Smith pomagał mu w uregulowaniu różnych problemów „dzięki swoim znajomościom" czyli po prostu używając magii, o czym jednak Nigel nie wiedział. Między innymi w ten sposób w tak zaskakująco młodym wieku mężczyzna zdołał zostać komendantem policji.
Teraz zatarł ręce z radości. Jeśli Norris ma rację i z Granger faktycznie coś jest nie tak, na pewno będzie o tym wiedzieć. Mogła sobie zakładać zabezpieczenia na kominek czy pilnować się w Ministerstwie, ale mugolska policja przypilnuje ją w sposób, którego panna Wiem-To-Wszystko z pewnością nie przewidziała.
Sobota, 22.08
Severus zgadzał się z Hermioną co do tego, że należało dołączyć do Wspólnoty Minerwę. Przede wszystkim uważał, że w obecnej sytuacji możliwość kontaktu była szalenie ważna. Kilka razy ostatnimi czasy musiał wracać do Hogwartu tylko dlatego, że nie mógł przekazać jej inaczej wiadomości. I musiał pojawiać się przed bramą, bo przy rzuconych na zamek zaklęciach nie mógł się do niego inaczej dostać.
Dlatego też porozmawiał z nią na początku tygodnia i zdecydowali się, że zanim Hermiona wróci do pracy należy znaleźć czas na zorganizowanie Rytuału. Wszyscy jednogłośnie zaproponowali profesora Flitwicka jako Strażnika i Prowadzącego.
Hermiona miała czas wyszukać na Pokątnej piękny wisior z bursztynu w srebrnej oprawie dla profesor McGonagall, w którym ta zrobiła magiczną skrytkę. We wtorek porozmawiali też w Flitwickiem. Malutki czarodziej aż podskoczył z radości, widząc Hermionę i uściskał ją serdecznie. Spotkanie odbyło się w gabinecie dyrektora, więc profesor Dumbledore też mógł wziąć w nim udział.
Rytuał został zaplanowany na sobotnie popołudnie, tak żeby prosto po nim Hermiona i Severus mogli udać się na spotkanie u Lawforda.
Przybyła jedna czarna szata i jedna czarna świeca na stole. Wszyscy troje złączyli swoje świece tak, żeby profesor Flitwick mógł zapalić swoją od ich wspólnego płomienia. Ujęli się we troje za ręce i białe wstęgi oplotły ich i wniknęły w ich skórę. Wymienili między sobą bursztynowy wisior, medalion z poczerniałego srebra i srebrny pierścionek z malutkim oczkiem i przyrzekli sobie jedność, opiekę i ochronę.
Kiedy Hermiona splatała palce z Severusem, Minerwa spojrzała na nich i uśmiechnęła się lekko. Filius nie zwrócił na to żadnej uwagi.
Dziewczyna zaś uśmiechała się w duchu na widok różowych drobinek na czarnych świecach. Dziś nie potrzebowali żadnego Rytuału, żeby być sobie bliscy. I przeżyli zupełnie inny, wspaniały rytuał, dzięki któremu należeli teraz do siebie nawzajem.
Prosto z Hogwartu świsnęli do Lawforda i usadowili się pod jego domem. Czas był najwyższy, bo Norris już się zjawił i dyskutował z nim czekając na pojawienie się reszty.
Norris potraktował to spotkanie bardziej jako omówienie aktualnej sytuacji i podsumowanie dotychczasowych osiągnięć niż planowanie czegoś nowego.
Niestety osiągnięcia nie przedstawiały się ciekawie. Jeśli chodzi o sytuację, wszyscy prócz Smitha i Lawforda byli o wiele bardziej optymistycznie nastawieni. Ale tylko dlatego, że nie wiedzieli o wszystkim.
Norris zakazał Smithowi wspominać choć jednym słowem o tym, że kazał mu nadzorować Granger. Oczywiście nie bał się o to, że Rockman może jakoś dziwnie zareagować. Po prostu nie chciał ich płoszyć. Jeśli okaże się, że jest tylko paranoikiem i Granger jest niewinna, nikt nawet się o niczym nie dowie.
Na koniec wyznaczył kolejne spotkanie na następny weekend i wszyscy się rozeszli. Stone wyszedł ze wszystkimi i aportował się do swojego angielskiego domu.